Mafuyu Sato [Zima]

Uniwersum: Given
Notka: Mafuyu zawsze może być biseksualny, kochajmy go proszę. 

Dzisiejszy dzień był tak bardzo różny od poprzednich, że dwoje młodych ludzi czuło się tak, jakby byli w innym świecie niż kilka godzin temu. Delikatne płatki śniegu wirowały w powietrzu niczym tancerze, którzy w swym zawodzie czuli się jak ryba w wodzie, wykonując najpiękniejsze i najtrudniejsze ruchy z niezwykłą gracją, delikatnością. Temperatura spadła w okolice zera, zmuszając ludzi do ubrania cieplejszej odzieży i nałożenia czapek wraz z szalikami. Mimo tego tej dwójce ani temperatura, ani śnieg wpadający do wewnątrz budynku, w którym się znajdowali, nie przeszkadzały.


Siedzieli oni w powoli rozpadającej się części opuszczonej szkoły, a dokładniej na schodach na końcu korytarza na parterze. Okna były powybijane, dając wolną drogę płatkom śniegu do zewnątrz, a ściany popękane, z większości ich powierzchni już płatami odpadała farba. Mimo tej niezbyt przyjemnej scenerii, chociaż na swój sposób urokliwej, wyjątkowej, czuli do miejsca silne przywiązanie, roztaczała się tu osobliwa magia towarzysząca ich relacji. To tutaj pierwszy raz się spotkali, pierwszy raz rozmawiali, pierwszy raz odbyli randkę, pierwszy raz się całowali...Wszystko co pierwsze, miało miejsce tutaj.


Dźwięki gitary rudzielca rozbrzmiewały po otoczeniu, idealnie tworząc podkład dla śpiewającej obok dziewczyny. Właścicielka pięknego głosu i właściciel gitary wpatrywali się nawzajem w swoje świecące ze szczęścia oczy, nie zamierzając przerywać chwili, w jakiej się znajdowali. Dopełniali się w każdej kwestii, w muzycznej i uczuciowej najlepiej na świecie. Kilka

 bezdomnych kotów usiadło na parapecie, przypatrując się parze, zwabione tutaj ich muzyką.

- Wybacz za fałszowanie, temperatura nie wpływa dobrze na struny i się rozstraja.. - Mafuyu odezwał się pierwszy swoim cichym, delikatnym jak na mężczyznę głosem, gdy poczuł ból palców i musiał przerwać grę.


- Nic się nie dzieje, Mafu. Ważne, że w ogóle udało nam się tu jeszcze spotkać i to zrobić - [T/I] posłała uśmiech chłopakowi, pijąc ciepłą herbatę na rozgrzanie, po czym podała mu termos, by mógł skosztować tego ciepła.


Spojrzeli w głąb korytarza, a przez ich oczyma zaczęły się przewijać wspomnienia z okresu poprzednich dwóch lat. Mogli zobaczyć młodszych siebie, powoli się poznających, jeszcze niepewnych. Widzieli siebie, obejmujących się i ze złączonymi ustami. Mogli usłyszeć swoje głosy, dźwięki gitary, wszystko co kiedykolwiek się tutaj rozegrało.


Ich pierwsze spotkanie było... niecodzienne. Miało miejsce na początku liceum, z początkiem czerwca. Dokładnie pamiętali upał, przez który wszyscy siedzieli w domach, zbyt zmęczeni, by wyjść na zewnątrz. Jednak Sato wybrał się na spacer ze swoją gitarą, akurat znajdując się w okolicy budynku szkoły. Gdy tak się przechadzał, usłyszał kobiecy głos, który zadziałał na niego jak śpiew syren na marynarzy. Cicho zakradł się do zewnątrz, gdzie ujrzał chodzącą wzdłuż korytarza [K/W]włosą piękność, wydobywającą ze swojego gardła dźwięki tak czyste, cudne, że pierwszą myślą, jaka naszła młodego wówczas licealistę, była...


- To prawdziwa bogini... - wyszeptał, nie zdając sobie sprawy, że słowa te wyszły spomiędzy jego warg i rozeszły się echem po korytarzu.


[T/N] natychmiast ucichła, odwracając się w stronę przybysza z lekkim rumieńcem zawstydzenia na twarzy. Wpatrywali się w siebie zmieszani, nie wiedząc, co powiedzieć bądź uczynić w takiej sytuacji. Milczeli więc do momentu, aż dziewczyna nie zbliżyła się do niego i nie wskazała na jego gitarę.


- Potrafisz grać? - zapytała niepewnie, stojąc kilka metrów dalej.


- To... lekko skomplikowane - przyznał w formie odpowiedzi, zaciskając dłoń na pasku od pokrowca. - Nie ma jednej struny.


Odpowiedź ta spowodowała wybuch śmiechu ze strony dziewczyny, musiała palcem otrzeć małe łzy rozbawienia z kąciku oczu. Spojrzał to na jego twarz, to na gitarę, cicho wzdychając i kładąc dłoń na swoich biodrze, lekko przechylona. Nabrała nieco pewności siebie, chcąc ją wywołać również u rudzielca.


- Jesteś totalnie szalony, albo jesteś niesamowicie dobrym muzykiem potrafiącym grać na pięciu strunach - oznajmiła, wyciągając dłoń w jego stronę. - [T/I] [T/N], zagrasz mi coś?


- Mafuyu Sato... - wymamrotał po kilku sekundach, z zawahaniem chwytając dłoń dziewczyny. - Tylko... jest mały problem...


Tak się rozpoczęła ich przygoda. Spotykali się w tym miejscu codziennie, poznając siebie i ucząc się nowych rzeczach w zakresie muzyki. [T/N] dowiedziała się o przykrej przeszłości Sato, ten z kolei mógł usłyszeć o toczącej się ciągle rozprawie sądowej między jej rodzicami, walczącymi o rozwód i prawa nad dzieckiem. Dość szybko poczuli do siebie coś więcej niż tylko przyjaźń, jednak wyszło im to na dobre.


Do tej pory, gdy tylko Mafuyu sobie przypomina ich pierwszy pocałunek, zaczyna się intensywnie rumienić, starając się wyprzeć ten obraz i wrócić do normalności, co z kolei śmieszy jego dziewczynę. To ona wyszła pierwsza z inicjatywą czegoś większego niż przytulasy bądź pocałunki w czoło, zaskakując tym Sato. Niespodziewanie, gdy grał nieznany jej utwór, chwyciła gryf gitary i nachyliła się do niego, składając na jego wargach czuły i długi pocałunek. Uwielbiała go zawstydzać.


- To... były świetne czasy - wyszeptała, kładąc głowę na ramieniu chłopaka i się uśmiechając, lekko smutno na myśl, że wszystko to, co stworzyli, może runąć i nie wrócić.


Chwyciła jego dłoń, a ich palce niemal odruchowo się splątaly i zacisnęły. Spojrzeli na swe dlonie, nie chcąc ich za nic rozłączyć. Mogliby trwać w tej sytuacji w nieskończoność, gdyby nie fakt, że za dwa dni budynek miał zostać zrównany z ziemią. Dla tych, którzy to zarządzili, był to nic nieznaczący teren, który tylko ograniczał możliwości rozwoju miasta, jednak dla nich było to miejsce pełne wspomnień, wypełnione miłością.


Dlatego też chcieli spędzić tutaj jak najwięcej czasu, powspominać, porozmawiać. Po prostu ze sobą pobyć w ich komfortowym miejscu.


Dodatkowo dochodziła do tego rzecz, której nie chcieli jeszcze bardziej niż zniszczenia tego miejsca. Sąd wreszcie orzekł finalny werdykt, na mocy którego większość praw przydzielono mieszkającemu poza granicami kraju ojcu [T/I], a co za tym idzie, musiała wyjechać, zostawić wszystko, co tutaj miała.


Lot miał odbyć się dzisiejszej nocy. Słońce powoli zachodziło, zbliżała się nieunikniona, bolesna dla nich chwila. To też było powodem dla którego nie chcieli się od siebie odsunąć choćby na milimetr, jakby bojąc się, że wtedy druga osoba zniknie zdecydowanie za wcześnie. [T/I] po kilku minutach tej ciszy i pozycji westchnęła, prosząc Mafuyu, by zagrał ostatnią piosenkę. Chłopak zamrugał zdziwiony na taką prośbę, niechętnie zabierając swoją dłoń i chwytając poprawnie gitarę.


Dźwięki lekko roztrojonego sprzętu wypełniły ponownie obszar, ustały opady śniegu. Okolica była cała biała, dobijająco piękna, niepasująca do emocji, jakie odczuwali nastolatkowie. Dziewczyna przymknęła oczy, wstając i cicho nucąc cokolwiek pasującego do tego, co było grane. Dopiero teraz zaczęło docierać do niej to, że nie znajdzie się w takiej sytuacji zapewne przez długi czas, nie będzie mogła śpiewać do podkładu granego przez jej ukochanego, widzieć jego twarzy i słyszeć na żywo dźwięków oraz jego głosu. Po jej policzku spłynęła łza, którą jednak szybko otarła, by nie pozostał po niej żaden ślad na skórze.


Po nieco ponad trzech minutach Mafuyu zakończył grę, cicho wzdychając i podnosząc wzrok na swoją ukochaną. Ta, wychwytując jego spojrzenie, posłała mu uśmiech i zbliżyła się, kładąc dłoń na jego policzku. Ten zrobił to samo, starając się ignorować swoją nieśmiałość. Nie mógł pozwolić, by zniszczyła ona ich ostatnie momenty razem.


- Kocham cię, Mafu...


[T/I] złączyła ich usta razem w słodkim pocałunku, który został od razu odwzajemniony. Czuli zimno na swoich wargach, jednak nie zwracali na to zbytniej uwagi, zbyt skupieni na sobie, na pożegnalnym pocałunku. Ruchy warg były powolne, tak naprawdę to nigdy nie mieli pocałunku przepełnionego agresją czy zbyt, potocznie mówiąc, gorącego, pożądliwego. Zawsze był to moment pełen miłości, subtelności i słodkości. Powoli rozkoszowali się chwilą, nie chcąc, by się zakończyła. Szczególnie teraz. Jednak nie ma nic, co trwa wiecznie. Gdy tylko zawibrował telefon [T/N], musieli odsunąć się od siebie i pogodzić z tym, co miało nadejść.


- Gdy tylko wbiję pełnoletność i skończę szkołę, przysięgam, że wrócę tutaj do ciebie... - pełen uroku uśmiech wpłynął na usta [T/I], gdy wpatrywała się się w oczy gitarzysty.


- To obietnica, prawda? - zapytał, chowając gitarę i wstając z zimnych schodów.


- Obietnica, której na pewno dotrzymam.


Mafuyu pojechał razem z [T/I] taksówką na lotnisko, by towarzyszyć jej nawet tam. Później, gdy po kilkuminutowym tuleniu się przed bramkami musieli się rozstać, połączyli się ze sobą poprzez rozmowę telefoniczną. Tak też rozmawiali dwie godziny, które musiała odczekać na samolot po odprawie, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Sato cały czas coś cicho brzdąkał na gitarze, wpatrując się w ekran rozmowy z lekkim uśmiechem.


- Muszę kończyć, samolot już wylądował i czeka... - wyszeptała niezadowolona, wzdychając. - Do usłyszenia...


- Do usłyszenia, [T/I]...


W pokoju nastolatka zapanowała cisza. Oparł głowę o ścianę za łóżkiem, mocno chwytając gitarę i myśląc o nadchodzącej przyszłości. Dawno nie pozwolił sobie na łzy, nie miał nawet okazji przy osobie takiej jak [T/N], która dawała mu zdecydowanie za wiele szczęścia, jednak teraz to zrobił. Pozwolił spływać im po policzkach, nie przejmując się śladami, które potem zaschną i będą odznaczać się na skórze do momentu, w którym się tym zajmie. Chwycił chwyt, o którym pomyślał na samym początku, chcąc pociągnąć za struny, jednak gdy tylko opuszki palców dotknęły gryfu, usłyszał głuchy odgłos rozerwania się nici i poczuł uderzenie w palec. Zamrugał kilkukrotnie, zerkając na swój instrument.


- Oh... znowu pękła? 



Zasługuję chyba na pochwałę, od trzech rozdziałów nikogo nie zabiłam.
//niesprawdzane

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top