3. Na dnie nie jest fajnie
Poranek okazał się brutalniejszy niż zakładałam. Byłam zmęczona, skacowana i dziwnie pobudzona, co nie wróżyło niczego dobrego. W moim przypadku takie wibracje w ciele zwiastowały kłopoty. Ale brutalność poranka polegała głównie na tym, że obudził mnie Leonard. Zerwał ze mnie koc, ugryzł mnie w ramię i przestraszył moją kotkę, która przyszła w nocy, by spokojnie się ze mną wyspać.
Death, czyli moja ukochana puszysta przyjaciółka była czteroletnim dachowcem z czarną jak noc sierścią i magicznymi, żółtawymi oczami. Była piękna, złośliwa i moja. Dostałam ją od rodziców i zabrałam ze sobą do Miami, bo nie umiałam się z nią rozstać. Jej charakter idealnie pasował do mojego, bo obie byłyśmy złośliwe i wredne.
– Wybacz, kluseczko – mruknęłam, obejmując ją i tuląc do piersi. – Leo to idiota, który nie umie się obchodzić z kobietami.
– Jesteście harpiami, a nie kobietami, więc nic wam nie będzie. Wstawaj, zaraz śniadanie.
Skrzywiłam się, czując pulsujący ból w głowie i niechętnie podniosłam się do siadu. Mój przyjaciel stał tuż obok mnie z wyczekującą miną i był elegancko ubrany w białą koszulkę polo i czarne spodnie.
– Idziesz na jakiś apel do podstawówki, czy co?
– Dzisiaj jest comiesięczne śniadanie sąsiedzkie – oznajmił. – Nie możemy się spóźnić.
– Comiesięczne co? – prychnęłam.
Nigdy nie słyszałam czegoś bardziej idiotycznie brzmiącego.
– Raz w miesiącu obowiązkowo siadamy w mieszkaniu Aarona całą ekipą i miło spędzamy czas. Będą wszyscy i będzie kupa dobrego jedzenia. Janet robi gofry a Victor jajecznicę z bekonem. Do tego mamy świeże pieczywo i takie tam. To nasza tradycja i stałaś się jej częścią, gdy tu zamieszkałaś. Staramy się robić je co tydzień, ale raz w miesięczny jest stuprocentowa obecność.
Głośno westchnęłam. Naprawdę mieli jakieś debilne tradycje? Po co? Żeby zacieśniać więzy? Nie mogli się napić piwa albo coś? Zagrać na konsoli? Pójść na kurs zasranego garncarstwa? Zerknęłam na zegarek stojący na mojej szafce nocnej i zawyłam widząc ósmą rano. To była kara za moje grzechy. Za orgazm na kolanach zakazanego owocu.
– Czy to naprawdę konieczne? Czuję się jak kupa.
– I tak wyglądasz, ale nikogo to nie obchodzi. Będą wszyscy, nawet Scar, więc weź się w garść. – Skierował się do wyjścia z niemrawym uśmiechem. – Nie zwracaj na niego uwagi, jest szorstki i prowokujący. – Zatrzymał się w drzwiach i spojrzał na mnie przez ramię. – Później skoczymy na plażę żeby się odprężyć przed jutrzejszym rozpoczęciem roku. Będziesz miała zajęcia z Zackiem, on też jest na historii sztuki.
– Jasne – mruknęłam, dając mu sygnał, by po prostu sobie już poszedł.
Wieść, że będę na roku z Zackiem niespecjalnie mnie cieszyła. To był po prostu kolejny strażnik, przez którego nie będę mogła czuć żadnej swobody. Wszędzie ktoś będzie mnie pilnował, a potem donosił Leo i Judith, czy nie zalecam się do facetów. To upokarzające, że moi przyjaciele postanowili sobie pilnować moich majtek. Jakbym była jakąś głupią nastolatką albo chłopcem z buzującymi hormonami. Jakby sami nie mieli potrzeb!
Zsunęłam Death na miejsce obok siebie i niechętnie wstałam z łóżka, a potem podeszłam do szafy. Wyjęłam dwuczęściowy, czarny strój kąpielowy, spodenki i koszulkę na ramiączkach. Skoro mieliśmy spędzić dzień na plaży, potrzebowałam lekkiego stroju.
Przeszłam do łazienki, załatwiłam potrzebę, wzięłam szybki zimny prysznic i umyłam zęby, a potem się ubrałam. Włosy związałam w ciasny kok, by nie przeszkadzały mi na śniadaniu i szybko zajęłam się pielęgnacją, a potem prowizorycznym makijażem. Wytuszowałam rzęsy by były bardziej okazałe, przeczesałam brwi i musnęłam policzki rozświetlaczem z różowymi drobinkami.
Po powrocie do pokoju doznałam silnego déjà vu. Na moim łóżku leżał Reigan z szeroko rozłożonymi nogami. Death mościła się wygodnie na jego torsie a on drapał ją za uszami, sprawiając, że jej mruki wypełniały pokój. Uwielbiała, gdy ktoś poświęcał jej uwagę, bo była równie łasa na pieszczoty, co ja.
– To jakiś żart? – zapytałam, zamykając drzwi. – Znowu ty?
– Ja też tęskniłem, Auristello – zakpił, podnosząc się do siadu z kotką w ramionach. Wtuliła ten zdradziecki łeb w jego szyję! – Jak się miewasz?
– Wybornie. Co tu robisz?
– Nie bądź niegrzeczna. Przyszedłem w odwiedziny do nowej przyjaciółki.
Przewróciłam oczami węsząc podstęp i podeszłam do nich, rzucając piżamę na poduszki. Zajęłam miejsce tuż obok Reigana, przejmując tym samym moją kocicę z jego ramion. Nie będzie mącił w jej małym, kocim móżdżku. Pocałowałam ją w łebek, szepcząc kilka słodkich słówek do jej uszka a potem postawiłam ją na podłodze. Gdy się prostowałam, Reigan przytrzymał mnie w miejscu za łokieć, przyglądając się tatuażowi, który miałam na ręce.
– Narodziny Wenus? – zapytał. – Jest symboliczny?
Zerknęłam na niego przez ramię, a potem się wyrwałam, by usiąść prosto. Skierowałam swoje ciekawskie oczy na jego zmęczoną twarz, omijając porażająco jasne tęczówki, które w świetle dnia były jeszcze bardziej absorbujące. Skupiłam się na jego wardze, którą zdobił brzydki strup.
– Wychodzę z założenia, że każdy tatuaż powinien nieść jakąś wartość sentymentalną. Lubię ten obraz. Lubię swoją kobiecość.
– Masz ich więcej?
– Mam.
Na jego wargach uformował się złośliwy uśmiech, więc niechętnie uniosłam wzrok na te błękitne oczy. Wpatrywał się we mnie wyzywająco i z jawną kpiną, która trochę mnie wkurzał. Ale tak poza tym wszystkim to musiałam po raz kolejny i tym razem całkowicie na trzeźwo przyznać, że był naprawdę przystojny. W taki dziwny, surowy sposób. Rozcięta warga i blady siniak na lekko przekrzywionym nosie dodawały mu jeszcze więcej atrakcyjności. Jakbym była jakąś wariatką lubującą się w gangusach z obitymi gębami.
– Będziesz zgrywać niedostępną czy tam tajemniczą po tym, jak doszłaś na moich kolanach? – zapytał, przekrzywiając głowę. – To trochę idiotyczne, nie sądzisz?
– Zapytałeś, czy mam więcej, a nie jakie, gdzie i tak dalej. Sprecyzuj pytanie to dostaniesz odpowiedź, panie mądraliński. – Poklepałam go po udzie, uśmiechając się jak żmija.
– W zasadzie mam to gdzieś – mruknął. – Mam dla ciebie propozycję.
– Lubię konkretnych mężczyzn.
– Ja pomogę tobie a ty pomożesz mi – oznajmił swobodnie. – Myślę, że się dogadamy.
– W jakiej sprawie?
– W wielu sprawach, potrzebuję partnerki w zbrodni. Zdaje się, że jesteś idealną kandydatką. W ciągu ostatnich miesięcy nasłuchałem się o tobie wystarczająco dużo by wiedzieć, że jesteś postrzelona.
Odsunęłam się od niego, prostując plecy i zaplotłam ręce pod biustem, sprawiając wrażenie zamkniętej na jego bzdury. Nasza nocna interakcja była błędem, którego mimo że nie żałowałam, nie planowałam powtarzać. Reigan emanował energią, której nie umiałabym się oprzeć, więc powinnam zdusić jego chęci w zarodku. Nie potrzebowałam kolejnej dawki kłopotów, skoro nie domknęłam nawet tego poprzedniego burdelu, w który się wpakowałam.
– Moi przyjaciele uważają, że nie wolno mi się z tobą zadawać, bo jesteś niereformowalny.
– Twoi przyjaciele mogą mi obciągnąć.
Próbowałam się nie zaśmiać, ale ten szczeniacki komentarz szczerze mnie rozbawił. Biorąc pod uwagę atrakcyjność Reigana, zarówno Judith jak i Leo chętnie padliby przed nim na kolana. Całą trójką lubiliśmy się bzyknąć z kimś atrakcyjnym, a on zdecydowanie należał do grupy wpasowującej się w gust wielu ludzi. Był tajemniczy i pociągający, a jego oczy z pewnością były magnesem na idiotki i idiotów. Łatwo było się w nich zatracić, wiem to z doświadczenia.
– Doceniliby propozycję, ale mają rację. Nie sądzę byśmy się dogadali.
A raczej nie sądzę bym dobrze wyszła wchodząc z nim w jakieś układy. Zniszczyłby mnie tak, jak zrobił to Bennett. Są ulepieni z tej samej, popieprzonej gliny. A ja nie chcę popełniać tego samego błędu po raz drugi. Wystarczyło mi się sparzyć raz.
– A ja sądzę, że właśnie problem jest w tym, że dogadalibyśmy się bardzo dobrze – powiedział, demaskując moje obawy. – Nie chce mi się bawić w kotka i myszkę, Auristello. Sama mnie sprowokowałaś.
– Ja? To ty przyszedłeś do mojego pokoju jakby należał do ciebie.
– To ty usiadłaś mi na kolanach i ochoczo słuchałaś moich poleceń. Wsadzałaś w siebie palce siedząc mi na udach, a potem bezczelnie wsadziłaś mi je do ust. To nie była prowokacja? – Uniósł kpiąco brew, a ja poczułam, że zaczynam drżeć z powodu dłoni, którą zacisnął znienacka na moim udzie. – Wykorzystałaś mnie żeby zrobić sobie dobrze.
– Nieprawda – skłamałam, choć tak naprawdę miał stuprocentową rację.
– Oboje wiemy, że łżesz. – Przesunął swoją wielką, zimną dłoń w górę mojego uda, aż do krawędzi szortów. – Nie mam ci tego za złe, podobało mi się patrzenie, jak dochodzisz.
Przygryzłam wargę, czując kumulujące się między nami napięcie. Jego jasne oczy obserwowały mnie z nadmierną uwagą. Jego zapach docierał do mnie z nadmierną intensywnością. Jezu, wczoraj też tak dobrze pachniał? Na pewno nie.
– Czego chcesz?
– Odrobiny zaufania – szepnął, a jego palce wsunęły się pod materiał moich szortów. Z każdym słowem jego twarz była bliżej mojej. A jego zapach mieszał mi w głowie. – Odrobiny dobrego towarzystwa. Odrobiny ciepła...
– Ale pieprzysz – mruknęłam, ale nie byłam w stanie odwrócić wzroku od jego oczu. Więziły mnie.
– Jeszcze nie, ale jeśli tylko będziesz chętna... – Musnął końcówką nosa mój policzek. – Zajmę się tobą i nikt się o tym nie dowie. Dadzą ci spokój, a ja dam ci trochę przyjemności.
Zacisnął palce na moim udzie tak mocno, że jęknęłam i instynktownie oplotłam jego nadgarstek. Serce waliło mi w piersi coraz mocniej i bardziej nierównomiernie. Jego usta były kilka centymetrów od moich a miętowy oddech pieścił zachęcająco moją twarz. Byłam słaba. Tak potwornie, potwornie słaba.
– Co masz na myśli?
– Zaprzyjaźnimy się. Pomożemy sobie.
– Strasznie to przeciągasz – szepnęłam, przygryzając wargę.
– Buduję napięcie, któremu stopniowo się poddajesz. Masz przyspieszony oddech, zarumienione policzki i bije od ciebie coraz więcej ciepła. Czuję gęsią skórkę na twoim udzie.
Winna.
– Potrzebujesz się odprężyć – dodał. Końcówką języka szturchnął moją dolną wargę. – Pomogę ci. W każdej chwili, gdy będziesz mnie potrzebować. Zadzwonisz i się zjawię.
– Będziesz moją dziwką na telefon?
Uśmiechnął się maniakalnie. W jego oczach błysnęła obietnica czegoś strasznego, a ja instynktownie zacisnęłam uda, bo to było zbyt pociągające. Oddech zamarł mi w płucach, gdy leniwie przekręcił twarz i zamknął oczy, jednocześnie dotykając nosem mojego policzka. W tym samym czasie przesunął dłoń z mojego uda po całym ciele w górę aż na szyję, którą zaborczo oplótł. Ścisnął ją, jakby chciał złożyć obietnicę. Jakby chciał powiedzieć, że będzie tym, czego mi trzeba.
– Będę twoją dziwką na telefon – powtórzył moje słowa.
– To popaprane i się nie uda. Ja mam duże potrzeby, moi przyjaciele...
– Nie martw się tym. Jestem dyskretny i skuteczny. Oni się nie dowiedzą, a ty będziesz zadowolona. Zaufaj mi.
– Mam wrażenie, że zaufanie ci to najgorsze, co mogłabym zrobić.
– Nie – szepnął, przygryzając moje ucho. – Najgorsze będzie zdenerwowanie mnie. Nie chcesz mnie zdenerwować.
– Nie?
– Bardzo nie.
– A jeśli jednak chcę?
– To źle skończysz.
Parsknęłam śmiechem.
– Grozisz mi?
– Z pełną świadomością. Boisz się?
Byłam masochistką, a on... Jezu, czy to normalne, że cała drżałam? Moje sutki były twarde, a wilgoć między udami aż bolała. Grał ze mną w jakąś chorą grę, a mi, oczywiście, bardzo się to podobało. Ten jego niski, zachrypnięty głos, bezczelny dotyk i nutka tajemniczego niebezpieczeństwa.
– Uznajmy, że jestem zainteresowana. Czego chcesz w zamian?
– Odrobiny zaufania, mówiłem ci.
– A jaśniej?
Westchnął, po czym nagle, jakbym go poparzyła puścił mnie i się odsunął, a potem tak po prostu padł plecami na mój materac. Zaskoczona spojrzałam na niego przez ramię. Co to było?
– Powiedz mi, czy się mylę. Jesteś uparta i zawsze dostajesz to, czego chcesz, prawda?
Zmarszczyłam brwi, zniesmaczona tą nagłą zmianą naszego położenia, braku jego bliskości. Braku tej nutki drapieżnej ekscytacji. Wiedziona impulsem przekręciłam się i położyłam na materacu obok niego. Podparta nad przedramionach by patrzeć na niego z góry.
– Prawda.
– Jakie jest prawdopodobieństwo, że jakiś facet ci odmówi?
– Jakie jest prawdopodobieństwo, że mi odmówisz?
– Nie mówimy o mnie, mówimy o całej reszcie.
Parsknęłam śmiechem, co za zadufany w sobie zarozumialec. Za kogo on się miał i dlaczego tak bardzo mi się to podobało? Dlaczego byłam taka głupia? Zapewne przez to, że rodzice całe życie mieli na mnie wywalone. A przynajmniej tak mówiły wszystkie poradniki psychologiczne, które przeczytałam w internecie. To bunt. Ta, jasne.
– Jesteś bezczelnym dupkiem – skwitowałam, uśmiechając się wesoło. – Czego chcesz? Konkretnie i bez owijania. Zaraz się spóźnię na moje śniadanie inicjacyjne.
– W środę przyjdziesz do baru, podejdziesz na zaplecze a ja pokaże ci gościa, do którego się przystawisz. Musi cię zaprosić na randkę, a ty musisz ustalić szczegóły.
– Nie podoba mi się to – przyznałam, krzywiąc się.
Moja wesołość uleciała na myśl, że kolejny kretyn bez skrupułów wykorzysta mnie do swoich głupich porachunków. Bennett też miał jakieś porachunki, w których to ja byłam rzucana jako haczyk. I gównianie na tym wyszłam. Musiałam się wyprowadzić.
– Nie obchodzi mnie to, że coś ci się nie podoba. Jesteśmy drużyną, przyjaciółmi i tak dalej, prawda?
– Nie, nie za bardzo. Zaproponowałeś mi seks w zamian za jakieś szachrajstwa. Nie jestem zainteresowana maczaniem palców w gównie.
Reigan popatrzył mi w oczy, a na jego usta powoli wpełzł oślizgły uśmieszek. Taki, przez który przeszły mnie ciarki i te nie miały nic wspólnego z pociągiem i podnieceniem. Te były niemal przerażające.
– Zamoczyłaś już palce w gównie, Auristello. Wsadziłaś mi w usta palce oblepione własnym podnieceniem. To zbliża, buduje więź i takie tam.
– Jesteś trochę pojebany, co?
Wzruszył ramionami.
– Byłem w więzieniu za mały napad z bronią w ręku – powiedział niespodziewanie, a mnie przeszył zimny prąd. Tylko nie to. Nie kolejny członek jakiegoś pieprzonego gangu czy innego gówna. – Poznałem tam gościa, który czerpał jakąś chorą satysfakcję z działania innym na nerwach. Siadał naprzeciwko mnie na stołówce i zawsze, gdy mieliśmy na talerzu frytki, polewał mi je ketchupem. Nie lubię ketchupu. – Wydął wargę, jakby opowiedział coś, co powinno złapać mnie za serce. – Pierwszy raz powiedziałem, że nie prosiłem o pomoc. Drugi raz, że ma się odpieprzyć. Za trzecim razem ostrzegłem, że jeszcze raz i zrobię mu krzywdę.
– Niech zgadnę. Zrobiłeś mu krzywdę.
– Tak, przebiłem mu widelcem dłoń na wylot. Dostałem za to dodatkowe pół roku prac społecznych, ale wiesz, jaki jest morał?
– Że wbijesz mi widelec w rękę, jak nie zrobię tego, co chcesz?
– Nie, morał jest taki, że gdy proszę o coś polubownie, to nic ci się nie stanie. Jestem miły, cierpliwy i tak dalej. Chcesz być moją przyjaciółką, Auristello.
Podniosłam się, przełożyłam nogę nad jego pasem i pochyliłam się nad jego zadowoloną z siebie twarzą. Mój nos stykał się z jego nosem, a ja wpatrywałam się w jego błękitne, pełne mroku oczy. Nie bałam się go. Ani odrobinę, bo byłam wręcz pewna, że w ostatecznym rozrachunku to on będzie jadł z mojej ręki a nie na odwrót.
– Nie mów tak do mnie.
– Podoba mi się twoje imię, brzmi poważnie.
– Ale mi się nie podoba.
– W takim razie musimy dojść do porozumienia. Jak chcesz bym się do ciebie zwracał? Vedio? Parker? A może powinienem ci wymyślić jakąś ksywkę? – Uniósł dłoń do mojej twarzy i lekkim ruchem założył mi za ucho kosmyk włosów, który uciekł z koka. – Może jakieś zwierzątko? Misiu? Kotku?
– Mam na imię Vedia.
– Wszyscy mówią do ciebie Vedia, ja nie chcę.
– Nie obchodzi mnie, czego chcesz.
– To przykre. Zdaniem Bennetta się jakoś przejmowałaś.
Wyprostowałam się gwałtownie, piorunując go wzrokiem z góry. To był cios poniżej pasa i ostatnie ostrzeżenie. Chciał mnie przestraszyć i szczerze mówiąc podziałało. Skąd wiedział o moim byłym? Dlaczego to wyciągnął?
– Skąd o nim wiesz?
– Wiem dużo rzeczy. A ty nie chcesz żebym pociągnął cię niżej niż na dno, w którym już byłaś. – Podniósł się leniwie, zbliżając swoją twarz do mojej. Bijący z niego spokój był niemal paraliżujący. – Prawda? Na dnie nie było fajnie.
– Nie było, ale przynajmniej uodporniłam się na takich jak ty.
– Nie zrównuj mnie z tym idiotą, to uwłaczające. Ja mogę cię pociągnąć jeszcze niżej. I tam jest jeszcze gorzej. Nie chcesz mnie zdenerwować. – Ujął mój policzek i przechylił głowę, uśmiechając się. – Będziesz grzeczna?
Nie odpowiedziałam. Nie chciałam wiedzieć już nic więcej. Wdepnęłam w gówno i będę musiała się z niego szybko oczyścić. Bennett był dupkiem z głupimi pomysłami i uwielbiał wpadać w kłopoty, ale z pewnością nie był tak niepokojący jak Reigan. On miał w sobie coś, co wyżerało. Jak kwas.
A ja wierzyłam, że nie jestem aż tak głupia by dobrowolnie się w nim wykąpać. Dlatego wstałam z jego kolan i szybko, nie spoglądając już na niego, opuściłam pokój.
___________
Ah ten Scar...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top