40. Część Pierwsza
Dopiero w walce z demonami przeszłości wszystkie chwyty stały się dozwolone
Czas się zatrzymał, zupełnie tak jak serce Nicole. Siedziała na molo, jej nogi zwisały z pomostu nad wodą, a spływające krople wracały na swoje wcześniejsze miejsce, wpadając jedna po drugiej do jeziora. Jak na fakt, że tego dnia jej życie zostało zniszczone, świat wyglądał na zaskakująco spokojny. Wiatr kołysał lekko drzewami, słońce całkowicie zamknęło już swoje sprawy na tamten dzień, znikając za horyzontem w ciągu paru minut. A może to dla niej minął zaledwie moment?
Wiedziała, że musi wziąć się w garść: każda chwila była ważna, bo Gideon na pewno nie wiedział jeszcze, co miało miejsce. Nie potrafiła jednak strząsnąć z siebie tego wszystkiego: wyznań, które zniszczyły budowane relacje oraz ujawnionych sekretów. Nie umiała stawić czoła prawdzie, z każdym kolejnym, dość leniwym i ociężałym mrugnięciem pragnąc pozbyć się tej przerażającej rzeczywistości.
– Musimy iść.
Gabriel uważnie patrzył na przyjaciółkę, bijąc się z myślami. Rozumiał, że potrzebowała czasu, bo utrata matki, a teraz porwanie Victora było ponad jej siły. Nie dziwił się, że nie umiała tego przegryźć: sam pewnie właśnie demolowałby wszystko na swojej drodze, nie patrząc na zniszczenia, gdyby nie czuł się za nią odpowiedzialny.
Jej spokój był jednak naprawdę przerażający. Wyglądała tak, jakby od razu pogodziła się ze wszystkim, spisując Victora na straty... albo jakby nie docierało do niej, że faktycznie cały tamten wieczór był prawdziwy, a nie stanowił kolejny koszmar.
– Nix, musimy iść – powtórzył ostrzej. – Gideon jeszcze o niczym nie wie... Musimy mu powiedzieć i ich znaleźć, zanim będzie za późno.
– N-nie mogę...
– Oni tu nie wrócą – zauważył, przebijając w ten sposób bańkę jej nadziei. – Przenieśli się, chuj wie gdzie, słyszysz? Znajdziemy ich, ale musimy zacząć działać. Każda minuta jest ważna.
Nachylił się, a potem pociągnął ją za wciąż mokrą i chłodną rękę. Wewnętrznie pragnęła pokonać barierę, którą stworzył jej organizm w reakcji obronnej. Fizycznie, a nawet psychicznie nie było to jednak takie proste.
Odtwarzała wydarzenia poprzednich kilku minut niczym zapętlony film, nie mogąc uwierzyć, że to była rzeczywistość. Gdyby miała czym, pewnie zwymiotowałaby, podczas gdy chłopak rzucał odpowiednie zaklęcie, przenosząc ich do rodzinnego domu Smithów. Była przerażająco słaba i chociaż zwykle nie odczuwała żadnych konsekwencji tego konkretnego czaru, teraz było inaczej. Miała wrażenie, jakby przeliczyła swoje możliwości, wsiadając na kolejkę górską, pozbawiającą jej wszelkiej energii oraz sił.
To było coś więcej niż zwykłe zaskoczenie czy nawet trauma spowodowana wydarzeniami znad jeziora. Gdy wzrok jej i Gideona się spotkały, odpowiedź nadeszła sama... przynajmniej dla niego, bo ona nadal miała trudność z uświadomieniem sobie, że konfrontacja z Nickiem i Ivanem była prawdziwa.
– Zabrali go – wyjawił Gabriel, nie czekając na pytanie, którego mężczyzna obawiał się zadać. – Nick i Ivan porwali Victora.
Chociaż wszechświat karał za błędy jego jedynego syna, on również nosił piętno swoich grzechów. Wyczuwał drugie dno całej sytuacji, zupełnie tak, jakby teraz nadeszła też jego chwila na odkupienie. Gdyby nie pragnął chronić go za wszelką cenę, do niczego nigdy by nie doszło. Tylko czy którykolwiek rodzic bezczynnie patrzyłby na cierpienie swojego dziecka? Czy którykolwiek ojciec kazałby synowi oddać się w ręce policji i liczyć na cud, skoro odpowiednie pociągnięcie za sznurki oraz uruchomienie kontaktów mogły wszystkiemu zapobiec?
– Co się dzieje? – zapytał, burząc w ten sposób mur oddzielający ich od nowej, przerażającej rzeczywistości.
Nicole zachwiała się i gdyby nie Gabriel, który zareagował w odpowiednim momencie, zawroty powaliłyby ją na ziemię. Jej głowa płonęła niemal żywym ogniem, a pomimo najszczerszych chęci, aby przestać, umysł dalej przywoływał niechciane obrazy, robiąc z jej pękniętego serca pył.
– Nie udawaj, że nie masz pojęcia. – Spojrzała na mężczyznę z politowaniem, bo to było najbardziej logiczne przypuszczenie. W szczególności biorąc pod uwagę to, co usłyszała od Nicka nad jeziorem. Gideon Smith tylko pozornie trzymał rodzinę na dystans, nie wtrącając się w żadne jej sprawy. Tak naprawdę pluł sobie w brodę każdej samotnej nocy, której nie było mu dane spędzić w domu, który przed laty sam budował. To w nim miał zestarzeć się u boku ukochanej żony i razem z nią umrzeć w odpowiednim czasie. Pochowanie jej, gdy poprzednie lata stały pod znakiem ciągłych kłamstw oraz przerażającego dystansu, było jego karą. Oboje chcieli tylko ochronić swojego syna za wszelką cenę. Nawet jeżeli był nią rozwód, którego żadne z nich nie chciało oraz dosłowna ucieczka mężczyzny, aby odsunąć swoją rodzinę od niebezpieczeństwa.
Oczywiście, że o wszystkim wiedział. To on to wszystko zapoczątkował.
– Victor mi powiedział – dodała, nienawidząc się za to, że załamał się jej głos. – Wreszcie wyznał mi prawdę.
– O kurwa...
Odwróciła wzrok, zerkając w stronę, z której dobiegał głos Philipa. Wchodził do pomieszczenia po kolejnej nieudanej próbie skontaktowania się z najlepszym przyjacielem i totalnie skłamałby, gdyby powiedział, że się o niego nie martwił. Jego dłonie drżały, a nerwy łapały za gardło. Gdy Smith dosłownie znikał na jego oczach, wyczuł w powietrzu prawdziwe kłopoty.
– Wiedziałeś? – wyrzuciła z dziwnym żalem, patrząc na niego zupełnie tak, jakby próbowała doszukać się jakiejkolwiek reakcji sugerującej kłamstwo. – Oczywiście, że wiedziałeś. Wychodzi na to, że wiedzieli wszyscy, tylko nie ja.
– To była jego decyzja do podjęcia. – Gideon odzyskał władzę nad własnym głosem, który wcześniej utknął w gardle. W dziwny sposób jeszcze to do niego nie docierało: fakt, że zawiódł, chociaż robił wszystko, co w jego mocy, aby uratować swoją rodzinę. – To on miał wyznać ci prawdę w odpowiednim momencie.
– Ale ty nie rozumiesz, prawda? To Nick mi powiedział. Błagałam wszechświat, żeby to nie była prawda, ale potem zobaczyłam wzrok Victora i... kurwa mać. – Otarła dłonią mokrą twarz. Dzięki całkowitemu przemoczeniu nie musiała ukrywać łez, nad którymi znowu całkowicie traciła kontrolę, bo łatwo można było pomylić je z kroplami wciąż spływającej po niej wody. – Najpierw myślałam, że kłamie, ale cała ta historia naprawdę ma sens. A wiecie, co jest najlepsze? Nick tu był i już kiedyś nazwał Victora moim ojcem, a ja od razu go za to wyśmiałam. Tylko nie wiedziałam wtedy, że to ja byłam w błędzie, nie on.
Przeraźliwa cisza przecinała powietrze przez zdecydowanie zbyt długi moment. Nikt tak naprawdę nie wiedział, co powiedzieć: Gabriel bał się otwarcie przyznać, że od jakiegoś czasu doskonale znał największą tajemnicę, ukrywaną przed jego przyjaciółką. Philip, chociaż ich relacja tak naprawdę w jakiś sposób dopiero zaczęła się tworzyć, kierując w stronę koleżeńską, nadal czuł się jak zdrajca. Gdy Victor zawodził, to on podtrzymywał ją na duchu, oferując wsparcie w chwilach, gdy nawet nie odważyłaby się go o cokolwiek poprosić. Dokładnie tym chciał dla niej być: pocieszycielem, który jednocześnie w heroiczny, aczkolwiek niepokrywający się z rzeczywistością sposób naprawi szkody spowodowane największym sekretem Victora.
Nie miał prawie żadnego kontaktu z własną rodziną, a naprawa tego, co pozostanie ze Smithów, w dziwny sposób stanowiło jego własne wyzwanie.
– On po prostu chciał uratować ci życie. – Gideon ponownie zabrał głos, a jego słowa pod wpływem zdenerwowania brzmiały zupełnie obco, jakby były wypowiadane przez kogoś innego. – Właśnie tak zachowują się ojcowie.
– Tylko że ja nadal nie bardzo rozumiem – przyznała Nicole, opierając się o kanapę, aby odzyskać równowagę. Obraz powoli rozmazywał się jej przed oczami, jednak ciekawość była silniejsza niż to, co działo się właśnie w jej sercu, a przede wszystkim w umyśle. – Od początku wiedział, że Donovan będzie się mścił?
– Nikt tego nie wiedział, ale Victor nie chciał ryzykować. Ja dołączyłem do rady Zgromadzenia i zamiotłem całą sytuację pod dywan, on wyjechał z Nowego Jorku od razu po skończeniu studiów. Shayall Springs było najbezpieczniejszym miejscem do ukrycia się w razie, gdyby coś poszło nie tak. No i to zdawało się działać. Tylko wszystko zaczęło się komplikować jeszcze przed jego powrotem do domu...
– Bo zaliczył wpadkę?
– Dokładnie – potwierdził. – Cassidy niczego nie ułatwiała. Długo biła się z myślami, czy nie przerwać ciąży...
– Cassidy? – Nicole uniosła brwi, kompletnie się tego nie spodziewając. Gdyby miała chociaż jedną porządną chwilę na przemyślenie całego tematu ojcostwa Victora, pewnie pokusiłaby się o połączenie kropek sugerujących, kim była jej prawdziwa matka. W końcu, pomimo oczywistych sekretów, znała go niemal na wylot. Ilość jego byłych „na poważnie" mogła policzyć na palcach jednej ręki. – Dawaj, dopierdalaj mi bardziej. – Wywróciła oczami, jednak od razu tego pożałowała, gdy ból ponownie rozlał się po czaszce. – Świetnie słucha mi się tego, że matka, którą kochałam, nigdy nią nie była, a ta biologiczna nawet mnie nie chciała.
– Nie muszę ci tego mówić – przyznał. – Jednak może minąć trochę czasu, zanim zrobi to Victor. Zastanów się, co wolisz: kolejne kłamstwa, czy tym razem prawdę?
Zacisnęła wargi w linię, bezsłownie przyznając mu rację. Gideon coraz bardziej działał jej na nerwy, ale gdzieś w środku doskonale wiedziała, jak to wyglądało w rzeczywistości: to nie na niego była wściekła, a na Victora i na rzeczy, których teraz nie był w stanie jej powiedzieć.
– Dlaczego mnie okłamywał? – zapytała z żalem. – I gdzie w tym wszystkim jest jego była?
Musiała usiąść na kanapie, bo czuła, że to nie będzie krótka rozmowa z rodzaju tych, które dotychczas z nim przeprowadzała. W dalszym ciągu też źle się czuła i wewnętrznie marzyła chociaż o kilku minutach odpoczynku lub gorącej kąpieli, jednak ciekawość oraz pragnienie odnalezienia Victora były silniejsze. Nie mogła odpuścić, skoro była tak blisko wszystkich odpowiedzi. Tym razem Gideon stanowił jedyne źródło informacji, jakie miała. Musiała to wykorzystać, naciskając tak, aby wszystko jej powiedział. Potem miała zamiar zająć się resztą.
– Informacja o ciąży Cassie szybko dotarła do Donovanów, a rozżaleni po śmierci syna próbowali zastraszyć ją oraz Victora pogróżkami i przysięgą zapłaty – wyjaśnił, nawet nie zastanawiając się nad tym, czy powinien ująć to delikatniej. – Cassidy w końcu nie wytrzymała presji i zostawiła go z dzieckiem chwilę po porodzie, chcąc uratować własny tyłek. Musieliśmy więc działać szybko i skutecznie. Charlotte zabrała cię do Shayall Springs, a on skończył studia i wyjechał, nie chcąc kusić losu. Mógł zrobić to wszystko inaczej, ale w głębi siebie czuł, że to my ochronimy cię najskuteczniej. To miało być tylko tymczasowe rozwiązanie, innej opcji nie braliśmy pod uwagę – powiedział, chociaż wiedział, jak dziwnie oraz nierealistycznie musiało to brzmieć w kontekście tego, jak to wszystko wyszło w ostateczności. – Tylko pech chciał, że za każdym razem, gdy zbliżał się do odwrócenia tego wszystkiego, oni dawali o sobie znać. Potem zaczęłaś rozumieć coraz więcej i dorastać. Powiedzenie ci prawdy mogło jedynie zaszkodzić, w szczególności, gdy niebezpieczeństwo ze strony Donovanów nadal było realne. Jako członek rady uznany za twojego ojca objąłem cię swego rodzaju immunitetem. Dotarcie do ciebie w celu zemsty stało się niemal niemożliwe, jeżeli nie znało się całej prawdy.
– Więc wychodzi na to, że Donovanowie postraszyli Victora, próbowali przejść nad całym tym gównem, ale potem matce Nicka odwaliło i stąd cała drama?
– Chyba nie rozumiem.
– Ona podobno specjalnie chciała, żeby Victor leczył jej córkę, żeby odkupić w ten sposób winy za śmierć Jeremy'ego. No, a że się nie udało, a ta mała zmarła, to postanowili się zemścić.
– Na to wychodzi. Tak naprawdę ciężko jednoznacznie stwierdzić, co sobie myśleli przez cały ten czas. Jeżeli od początku wiedzieli o twoim istnieniu, chociaż nie mieli pojęcia, jak cię znaleźć, opracowanie porządnego planu zemsty naprawdę mogło zająć lata.
– A z czasem pojawiły się wątpliwości. Pewnie stwierdzili, że nie ma co trzymać żalu, chociaż Nick naciskał. Stąd to wystawienie na próbę, której Victor nie przeszedł, bo jego pacjentka zmarła.
Wbrew temu, że ponad wszystko pragnęła sprowadzić Victora do domu, cały czas drążyła ten temat, zamiast działać. Chciała natychmiast go znaleźć, jednak ból nadgarstków oraz głowy skutecznie to utrudniał.
Bała się myśleć o tym, co go czeka. Skoro Nick był na tyle przebiegły, aby bawić się nią przez poprzednie tygodnie, jego mógł skrzywdzić w dosłownie każdy sposób. Coś w środku ściskało ją boleśnie, a nieprzyjemne obrazy stanęły przed oczami.
Mogła mieć do niego żal za ukrywanie prawdy, ale mimo wszystko i tak kochała go najbardziej na świecie. I okej, sprawa z ich pojebaną relacją była do przepracowania, jednak teraz musiała skupić się na priorytetach.
Jeżeli na szali było jego życie, należało znaleźć go szybko, zanim będzie za późno.
Miała nadzieję, że analizując to wszystko klatka po klatce, z łatwością wpadnie na rozwiązanie. Donovanowie przez lata przygotowywali się do tego, aby dopaść Victora. Ona nie miała tyle czasu do stracenia, zanim go odzyska.
– Co on mu zrobi? – Philip na głos wypowiedział pytanie, które chociaż przez chwilę przepłynęło przez umysł każdego obecnego w pomieszczeniu, a Nicole modliła się, aby Gideon nie udzielił mu odpowiedzi. Myśleli o tym samym: o krzywdzie, która miała go spotkać. Tylko ona nie potrafiła radzić sobie w stresujących sytuacjach. Jeżeli dostanie chociaż namiastkę koszmaru, który go spotka, nie będzie w stanie działać przez panikę oraz strach o jego utratę.
– Nie wiem. – Gideon wcale nie skłamał, chociaż wystarczająco chodził po tym świecie i miał swoje przypuszczenia. Nie chciał jednak wypowiadać ich na głos jakby w obawie, że staną się prawdą.
– Więc co robimy? – zapytał Gabriel, nie pozwalając słowom mężczyzny zawisnąć w powietrzu niczym widmo, zwiastujące nadejście najgorszego.
– My? – Irytacja Gideona była doskonale zauważalna, a Nicole nie miała nawet siły na to, aby zareagować, zanim Smith powie o kilka słów za dużo.
– Mój brat jest w to zamieszany i wiem, że słabo to wygląda... – podjął Mitchell, jednak szybko przerwał, nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego argumentu. Bo co miał powiedzieć? Przecież sam wysuwał na siebie podejrzenia, próbując przekonać Ivana do ucieczki. Jedno było pewne: gdyby Gideon się o tym dowiedział, wyrzuciłby go z domu i oskarżył o współudział w całym spisku. A on był przecież niewinny.
– Na dobrą sprawę nie powinno cię tu nawet być – kontynuował mężczyzna.
– Nie jestem nim, okej? – poinformował Mitchell. – Nie miałem z tym nic wspólnego i chcę pomóc wam ich znaleźć.
To miało sens, przynajmniej dla Nicole, która tkwiła w dziwnym zawieszeniu, nadal nie do końca dopuszczając do siebie wszystkie wydarzenia znad jeziora. Tylko doskonale pamiętała słowa swojego przyjaciela. Nawet jeżeli naprawdę chciał pomóc i tak robił to głównie dla siebie. Za nic nie potrafił wyobrazić sobie spojrzenia rodzicom w oczy – to on w końcu miał ochraniać młodszego brata za wszelką cenę. Z wujkiem powinien zobaczyć się od razu, mówiąc mu o wszystkim i prosząc o pomoc w odnalezieniu Ivana. Jego zawód widział już zbyt wiele razy, jednak serce dodatkowo kuło go na samo wspomnienie spojrzenia, które posłała mu matka przed wyjazdem. Miał przecież pilnować młodszego brata przed wpadnięciem w kłopoty. Dopiero teraz jednak uświadomił sobie, że taka odpowiedzialność to było za dużo do udźwignięcia nawet jak na niego.
Rychło w czas.
– Naprawdę mam uwierzyć, że nie miałeś o niczym pojęcia?! – Gideon niemal krzyknął, znowu nad sobą nie panując. Zniszczyłby wszystko na swojej drodze i tak naprawdę szukał tylko możliwości wyrzucenia z siebie nerwów, których z każdą chwilą jedynie przybywało.
Dopiero co stracił żonę i nie miał zamiaru dopuścić do utraty jedynego syna.
– Gdybym miał, raczej by mnie tu nie było.
Głośne westchnienie mówiło samo za siebie, więc według mężczyzny Nicole wcale nie musiała dołączać do tej wymiany zdań między nim oraz Gabrielem, mówiąc:
– On ma w sumie rację.
– Wiem! – krzyk najstarszego z rodu Smith przeciął pomieszczenie na wskroś. – No przecież wiem, że ma – dodał, tym razem już spokojniej. Powoli tracił jednak zdolność racjonalnego myślenia, które przysłonięte zostało przez odczuwany strach. Nienawidził się za obrazy, które podsuwał jego umysł, ilekroć pomyślał o tym, że jego syn został porwany... i to w dniu pochówku własnej matki. A jeszcze bardziej nienawidził się za to, jak co chwilę właśnie to widział przed oczami: kolejny cios nie tylko w rodzinę, ale przede wszystkim we własne serce, które już teraz pełne było niewyobrażalnego cierpienia.
– Więc co robimy? – Nicole ponownie się odezwała, czując, że marnują tylko czas, stojąc w miejscu. – No nie mów mi, że nie masz żadnego planu, bo ci nawet nie uwierzę. – Obrzuciła domniemanego ojca spojrzeniem, które mówiło samo za siebie. W końcu kto jak kto, ale on musiał być na to gotowy. Czy jednak plan wielkiego Gideona Smitha nie przewidywał komplikacji po takim czasie?
– Jeżeli miałbym jakiekolwiek pojęcie, to raczej bym nie panikował.
Wszechświat doskonale uświadomił mu, że właśnie nadszedł jego moment, aby zapłacić za wszystkie rzeczy, które powinien zrobić kompletnie inaczej. Ona jakby to potwierdziła, wyrzucając:
– Serio? Raz w życiu chciałam na tobie polegać.
– Przepraszam, że zawiodłem. – Nicole nie znała go tak naprawdę za dobrze, jednak zalążek poczucia winy nieprzyjemnie ukuł ją gdzieś w środku, gdy usłyszała, jak jeszcze bardziej załamał mu się głos. – Zrobiłem wszystko, poświęciłem wszystko, aby chronić naszą rodzinę.
Jeżeli jednak naprawdę była córką Victora, na pewno nie zdziwił go komentarz, którego nawet nie zduszała na języku:
– Jakie to uczucie nie podołać?
***
Nie istniał ból gorszy niż ten, który czuł przez poprzednie lata. Każdego dnia na nowo przeżywał ten sam koszmar: wewnętrznie karał się za błędy przeszłości niemal na każdym kroku. Przysiągł bycie lepszym, zachowując się tak, jakby ojciec dał mu szansę wyrwaną z rąk samego losu... jakby dzięki ucieczce z największego złoczyńcy stał się bohaterem.
Prawda była jednak okrutna – pomimo najszczerszych intencji, czasem nie dało się naprawić pewnych błędów. Jeżeli miał konać w przekonaniu, że w ten sposób ulży skrzywdzonym przez siebie osobom chociaż odrobinę, był na to gotowy. Bał się, co było naturalną reakcją. Mógłby stwierdzić, że to właśnie utrata kontroli przerażała go najbardziej, jednak prawda była taka, że od chwili feralnego wypadku nie istniał ani jeden dzień, który nie kontrolowałby jego.
Może to wieloletnia praca na oddziale Springs Memorial znieczuliła go w tak wielkim stopniu. Widział bowiem ludzi w chwilach największej podatności na zranienie, więc gdy sam znalazł się dokładnie w tym samym miejscu, z uniesioną głową akceptował to, co od dawna na niego czekało.
Zemstę, która miała być słoną zapłatą za życie, które odebrał.
Przyjmował wszystko z czymś, co stojący z boku obserwator mógłby nazwać spokojem. Każdy cios, który wypełniony był jeszcze większą siłą oraz wściekłością, każdy krzyk i splucie. Gdyby obraz nie rozmazywał mu się przed oczami co kilka sekund, pewnie łatwiej oceniłby całą sytuację i przynajmniej rozejrzałby się na tyle, aby mieć chociaż minimalne podejrzenia co do tego, gdzie się znajdował. Zamiast tego mógł polegać jedynie na swoich podejrzeniach: na sto procent był w Nowym Jorku – to było logiczne, jednak pomieszczenie, którego nie opuścił ani na moment, było zbyt ciemne, aby odnaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia, potwierdzający tę tezę.
Nie wiedział, ile czasu minęło, odkąd dobrowolnie oddał się w ręce samodzielnie dokonywanej sprawiedliwości. Gdy kolejny raz odzyskał świadomość, nadal było ciemno, a w powietrzu wyczuwalny był odór jego wymiotów oraz moczu. Głowę miał niewiarygodnie ciężką. Prawdopodobnie był sam, chociaż umysł płatał mu figle do tego stopnia, że raz na jakiś czas doskonale słyszał głosy, które według niego nie były prawdziwe. Nie potrafił wydać z siebie żadnego odgłosu. Nie chciał sprowadzać na siebie cierpienia większego, niż był w stanie udźwignąć na jeden raz.
Długo zastanawiał się, jak będzie wyglądała jego śmierć. Teraz pozostało tylko pytanie: kiedy ona nadejdzie, bo Nick Donovan nie wyglądał na osobę chętną do przerwania tego, do czego od tylu lat dążyła jego rodzina. Gdy Victor zobaczył jego ojca po raz pierwszy, jakiś czas wcześniej, w stanie większej świadomości niż obecnie, fragmenty układanki wskoczyły na odpowiednie miejsce, a on jakby od razu zrozumiał. Właśnie tym sam stałby się, gdyby był na jego miejscu. Właśnie w taki sposób znęcałby się nad osobą, która zawaliła cały jego świat.
Skłamałby, twierdząc, że odciął się na tyle, że nie czuł bólu, wręcz przeciwnie: gdy kolejne ciosy nadchodziły, miał wrażenie, jakby specjalnie posługiwali się magią tylko po to, aby znowu nie stracił przytomności, przeżywając ciągły koszmar. Na początku próbował sprowokować Nicka na tyle, aby zareagował zbyt gwałtownie, całkowitym przypadkiem odbierając mu życie. Szybko jednak zrozumiał, jaka była rzeczywistość. Śmierć będzie wybawieniem, na które nie zasłużył.
Był tchórzem, bo przez całe swoje życie uciekał. Teraz również wykazywał się tchórzostwem, ponieważ nie próbował walczyć. Wierzył, że zasługuje na to wszystko, na każde złamanie i rany, które nijak nie cofną czasu. Nienawidził się za to wszystko: za nadzieję, która nie powinna istnieć, za próbę uniknięcia zapłaty za własne czyny. Teraz jednak najbardziej nienawidził się za swoje modły o koniec. Za fakt, że bardziej niż żyć, wolał umrzeć.
***
– Wydaje mi się, że dzieje mu się krzywda.
W ciągu poprzednich lat, gdy żyła w iluzji, uważając Victora za swojego brata, Nicole robiła wszystko, aby pomóc mu, jeżeli wiedziała jak. Kiedyś żartowała nawet, że zaklęcie łączące stworzone zostało właśnie dla nich: po to, aby w chwilach załamania to ona stała się jego kotwicą, odbierając chociaż część towarzyszącego mu cierpienia. Teraz jednak nie była niczego pewna: niepokój znacząco różnił się temu, który czuła za miastem.
Początkowo myślała, że winę ponosił ciągły szok. Nadal bowiem nie do końca wierzyła, że to wszystko było prawdą i tak naprawdę, gdyby nie panika Philipa oraz coraz mniej pewne kroki Gideona, stawiane, gdy wykonywał kolejne telefony, organizując pomoc w odnalezieniu syna, uznałaby to wszystko za marny żart. Bała się iść na górę, bo nawet przypadkowe zerknięcie w stronę sypialni mężczyzny przywołałoby wspomnienia oraz żal, z którymi jeszcze nie chciała się mierzyć. Dlatego właśnie nadal znajdowała się w salonie, a wciąż dość mokra sukienka boleśnie przylegała do ciała, które drżało z zimna. Ukryła twarz w dłoniach i przymknęła powieki, potrzebując chwili, aby zebrać myśli. Pożałowała wypowiedzianych słów od razu, gdy po chwili zauważyła, jak Gideon zatrzymał się nagle, patrząc uważnie w jej stronę.
– Jak to „wydaje ci się"? – zapytał. Kręcił się po pomieszczeniu, nie potrafiąc zachować nawet odrobiny spokoju i pomimo zapewnień o tym, że jego ludzie na pewno lada chwila odnajdą Victora, nie radził sobie z tą bezradnością. Philip nie był lepszy, bombardując kuzyna policjanta prośbami o pomoc. Nikt nie był pewien tego, czy faktycznie Victor, Nick i Ivan znajdowali się w Nowym Jorku, jednak to wydawało się najbardziej oczywiste, dlatego właśnie tym tropem postanowili pójść.
– Nie wiem, nie czuję tego aż tak wyraźnie, jak powinnam... To trochę tak jakby coś blokowało pierwszą linię – tłumaczyła, chociaż z każdym słowem coraz bardziej w to wątpiła.
Dźwięk, który wydobył się z ust Gideona, stanowił połączenie westchnienia zmieszanego z dość wymownym „och".
– Czemu ja czuję, że ty coś wiesz – podjęła, zauważając, jak po jego twarzy przebiegła nagła zmiana. Zupełnie tak, jakby od razu ujrzał odpowiedź przynajmniej w tej kwestii.
– Bo niestety wiem – potwierdził. – To sporo do udźwignięcia, chociażby sam fakt tego, że Victor wyznał ci prawdę, ale niestety jest w tym wszystkim jeszcze jedna sprawa...
– No to po prostu mi powiedz, zanim całkowicie oszaleję.
– W pewnym momencie Victor pękł – wyznał po nieco zbyt długiej ciszy, która zostawiła w powietrzu zapowiedź nieprzyjemnych słów. – Coraz ciężej było mu wychowywać cię z boku, więc podjął ryzyko, mówiąc ci, że jest tak naprawdę twoim ojcem.
– Czekaj, co? – rzuciła Nicole z nerwowym śmiechem. – Przecież do dzisiaj tego nie wiedziałam...
– Wiedziałaś, tylko zostałaś zmuszona, żeby zapomnieć – sprostował. – Znaleźliśmy w księdze klątwę, dzięki której odebraliśmy ci wspomnienia. Jeżeli w pewnym momencie Donovanowie by do ciebie dotarli, chcieliśmy, żeby ta iluzja była jak najbardziej realna, aby nie mogli wymusić na tobie prawdy żadnym zaklęciem. Liczyliśmy, że się nabiorą i odpuszczą, zostawiając cię w spokoju.
– A więc były dwie klątwy? Ta, którą rzuciliście na mnie wy i ta, którą rzucił na mnie Nick, upewniając się dzięki niej, że się w nim zakocham? Nie dziwie się, że mój organizm tego nie wytrzymuje.
– Masz rację, to naprawdę sporo... Tylko że w tym przypadku nie chodzi o kilka dni czy tygodnie wspomnień. To trochę bardziej skomplikowane – dodał.
– Ile? – Zamrugała gwałtownie, przygotowując się na kolejny policzek ze strony Gideona. Im więcej czasu ze sobą spędzali, tym łatwiej rozgryzała jego zachowanie, gdy chciał przekazać jakieś niewygodne informacje. Teraz również czuła, że w jakiś sposób walczył ze sobą, nie chcąc dokładać jej ciężaru. – Ile czasu znałam prawdę, zanim znowu mnie jej pozbawił?
– Pięć lat – wyznał z czymś w rodzaju odrazy. – Musisz przygotować się na powrót pięciu lat ze swojego życia.
Myślała, że nie było rzeczy, która zabolałaby ją jeszcze bardziej. Victor jednak kolejny raz ją zaskoczył, a ona nie umiała już odpychać od siebie łez, które zaskakująco szybko znalazły drogę ujścia z oczu, aby spłynąć po policzkach. Nie pozwoliła sobie na szloch, nie chcąc pokazać Gideonowi swojej słabości. Pociąganie nosem mówiło jednak samo za siebie, ale postanowił tego nie komentować. To był ten moment, gdy sam nie wiedział, co powiedzieć. Jedno natomiast było pewne: całkowicie jej się nie dziwił. Zrobił dla swojego syna wszystko, o co tylko go poprosił, jednak od samego początku nie popierał takiego rozwiązania, wiedząc, że prawda w końcu wyjdzie na jaw.
Nicole drgnęła, czując na ramionach materiał koca, którym została okryta przez Philipa. Z ciężkim westchnieniem Carter opadł na kanapę, zajmując miejsce obok niej i proponując przytulenie. I może osiągnęła poziom całkowitego dna, jednak chętnie się w niego wtuliła, roniąc łzy w ciszy przerywanej kolejnym szlochem lub pociągnięciem nosem.
– Mój kuzyn powiedział, że spróbuje jakoś pomóc – oznajmił, próbując udawać, że wcale się nie boi. Doskonale było po nim widać wszystkie emocje, jednak dzięki wieloletniej pracy w szpitalu nauczył się tłumić je do odpowiedniego momentu. Zamiast nic nie robić, o wiele bardziej wolał działać, chociaż akurat w tym wypadku nie miał zbyt wielkiego pola do popisu, co dodawało tylko jego przerażenia. – Właśnie wraca z jakiegoś nagłego wypadku w terenie, ma się niedługo odezwać. Czary-mary to nie moja bajka, ale mogę zrobić coś jeszcze? Cholera mnie weźmie od takiego siedzenia, wiedząc, że z całej naszej trójki tylko ja niczego nie zmienię.
Gideon miał wrażenie, jakby doskonale słyszał każdy, nawet najmniejszy dźwięk z dworu. Zaalarmowany czekał na jakiekolwiek informacje od swoich podwładnych, jednak szybko dotarło do niego, że było to zgubne. Jego mózg pracował na pełnych obrotach, gdy niezbyt ostrożnie planował kolejne kroki, które były niezbędne. Żal za śmierć ukochanej nieprzyjemnie ściskał jego serce, tak samo, jak strach o to, że straci też syna.
– Nie możemy liczyć na pierdolony cud, który może nie nadejść.
Włoski stanęły dęba na jego karku, gdy usłyszał brzmienie własnych słów. Gdyby miał w ręku coś, co mógłby roztrzaskać o najbliższą ścianę, nie zawahałby się ani chwili. Wściekłość oraz wszystkie napędzające ją obawy musiał przekuć w siłę.
Jego żona nigdy nie wybaczyłaby mu, gdyby niczego nie zrobił, aby uratować życie ich syna. Sama na pewno nie siedziałaby biernie w domu, nawet nie próbując namierzyć go na własną rękę.
– Zbiorę dodatkowych ludzi i przeniesiemy się do Nowego Jorku. Choćbym miał poruszyć każdy kamień, nie spocznę, dopóki nie znajdę Victora – przysiągł. Pokonał dystans, który dzielił go od Nicole, a ona ponownie się skuliła, czekając na kolejne bolesne słowa, bo tylko na to liczyła. – Jak się czujesz?
– Jakby zawalił się cały mój świat. Dzięki, że pytasz – odparła z sarkazmem. Może to była kwestia jego spojrzenia, jednak nawet nie zdziwiło jej to, co odpowiedział:
– Będzie tylko gorzej. Fakt, że Victorowi dzieje się krzywda, na pewno wpływa na pierwszą linię. Tylko że z powodu klątwy najbardziej odczuje to twój umysł.
– Czyli co? Ja stracę zmysły, a on umrze? Świetnie.
Na końcu języka miała pytanie, czy naprawdę mogło być jeszcze gorzej. Znała jednak odpowiedź, bo skoro Victor nadal był w niebezpieczeństwie, mówiło to samo za siebie.
– Jeżeli się temu poddasz, powinno pójść w miarę szybko i bezpiecznie – wytłumaczył Gideon. – A przynajmniej mam taką nadzieję.
– Chyba nie bardzo rozumiem co mam zrobić.
– Jesteś w fazie wyparcia: przez większość życia Victor był uznawany za twojego brata, chociaż tak naprawdę nigdy nim nie był i ciężko ci to pojąć. Musisz to jednak przyswoić i zaakceptować. Wtedy bariera w twoim umyśle opadnie, uwalniając prawdziwe wspomnienia.
Skinęła głową, mocniej wciskając się w kanapę. Czuła się tak, jakby to wszystko było głupim filmem. Gdyby ktoś na początku lata powiedział jej, że jesień obfitowała będzie w takie niebezpieczeństwo, ogrom kłamstw oraz żniwa śmierci, spakowałaby się i wyjechała, nie patrząc w tył. Nigdy nie była zwolenniczką kłamstw, jednak jeżeli uchroniłoby to Charlotte oraz Victora, była gotowa na wszystko.
– Będzie bolało? – zapytała słabo.
Spojrzał na nią ze współczuciem, a ona od razu pożałowała wypowiedzenia tych słów na głos. Dopiero jego głośne westchnienie potwierdziło jej obawy. Nie musiał więc dodawać oczywistego, jednak gdy to zrobił, z przerażeniem zacisnęła palce na materiale koca:
– Jak cholera.
Philip wyrzucił głośną kurwę, nie bardzo to wszystko pojmując. Nienawidził własnej bezradności i strasznie denerwowało go to, że nie był nawet w stanie wspierać Nicole, chociaż obiecał to Victorowi. Samo istnienie magii strasznie go przerażało... o całej reszcie już nie wspominając. Gdyby coś takiego powstało, chętnie przerobiłby jakiś podręcznik, żeby mieć przynajmniej minimalne pojęcie jak się zachować. W tym wypadku musiał jednak liczyć na intuicję oraz przyswajać wszystko z minuty na minutę. I znaleźć rozwiązanie, którego nie mieli jeszcze ani Nicole, ani Gideon.
– Magia utrzymująca barierę w twoim umyśle zostanie uwolniona, gdy pogodzisz się z prawdą – tłumaczył dalej Smith. – Twój organizm powinien ją rozłożyć na mniejsze cząstki, które sam wchłonie. Tylko istnieje ryzyko, że będzie ją odpychał, a to może być niebezpieczne zarówno dla ciebie, jak i Philipa, więc...
Domyśliła się, co miał na myśli. Może podpowiedziało jej to przeczucie, jednak do tej pory wystarczająco poznała jego sposoby rozwiązywania problemów... albo po prostu czuła, że świat uwielbiał ją do tego stopnia, aby dawać powrót do wydarzeń sprzed kilku tygodni.
– Nie mów tego, bo dam ci w twarz. – Uniosła ostrzegawczo brwi.
Na dobrą sprawę, sama rozwiązałaby ten problem w taki sam sposób. W końcu stłumienie magii mogło zapobiec wypadkowi, do którego prawdopodobnie i tak by doszło. A skoro jego nie będzie w tym czasie w domu, sama na pewno nie da rady opanować skali potencjalnych zniszczeń.
Wciąż jednak kojarzyła zakucie w bransoletę jako niewolę oraz coś, czego szczerze nienawidziła. I chociaż z jednej strony uważała to rozwiązanie za słuszne, z drugiej chciała zaprzeć się rękoma oraz nogami, aby tego uniknąć.
– Jedynym powodem, dla którego zakułem cię w bransoletę ostatnim razem, było twoje bezpieczeństwo. Nigdy nie zrobiłbym tego ot tak – powiedział, z całej siły próbując włożyć w swoje słowa tyle wiarygodności, aby naprawdę mu uwierzyła. Rozumiał, że nie był dla niej żadnego rodzaju autorytetem, a ona w ogóle mu nie ufała. Nadal jednak miał rację i z niechęcią musiała mu to przyznać.
– Co, jeśli coś pójdzie nie tak? – spytała.
– W razie czego masz mój numer... o czym pewnie pamiętasz, skoro kilka tygodni temu nagrywałaś się na moją skrzynkę.
Wstyd powodowany słowami, które wtedy wypowiadała pod wpływem nerwów, rozlał się nieprzyjemnym gorącem po całym ciele. Pomimo upojenia alkoholowego, doskonale pamiętała odczuwany żal oraz upartość w tym, aby dowiedzieć się, czemu zachowywał się w stosunku do niej w taki sposób. Jakby byli dla siebie obcy... jakby faktycznie nigdy nie był jej ojcem.
– Padł mi wtedy telefon i myślałam, że nigdy nie zostawiłam ci tej wiadomości – tłumaczyła, chociaż wewnętrznie pragnęła milczeć, aby nie pogorszyć całej sytuacji.
– Nagrało się wszystko – ciągnął dalej. – Teraz pewnie domyślasz się, czemu przez te wszystkie lata trzymałem cię na dystans. Ze wszystkich osób, które utrzymywały tę iluzję, ja chciałem być wobec ciebie najbardziej sprawiedliwy, biorąc w niej najmniej czynny udział po rzuceniu klątwy. Mam nadzieję, że w pewnej chwili to zrozumiesz. – Wciąż stał w tym samym miejscu, a ona miała wrażenie, jakby jego spojrzenie wypalało w niej dziurę. Podszedł bliżej, gotów podjąć kolejny temat dopiero w chwili, gdy upewnił się, że nie miała niczego do dodania. W porównaniu z poprzednim razem, gdy zakuwał ją w magiczną bransoletę, aby nie mogła rzucić żadnego zaklęcia, teraz był zadziwiająco delikatny. – Nie mogę ci mówić, co masz robić, ale dla własnego bezpieczeństwa tym razem jej nie zdejmuj, dopóki nie będzie po wszystkim – poprosił. Przeniósł wzrok na Philipa, który nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić. Gideon jakby to wyczuł, tym razem zwracając się już tylko do niego:
– Zostań z nią i za żadne skarby nie spuszczaj z niej oka. – Skinięcie głową było jedynym, na co Phil się zdobył. Dłonie drżały mu z nerwów, gdy mózg analizował nową rolę. Musiał w jakiś sposób zapanować nad sytuacją. Musiał pomóc Nicole tutaj, aby Gideon odnalazł i sprowadził do domu Victora.
– Wiem, że zawiodłem, nie potrafiąc ochronić Charlotte – kontynuował Smith, patrząc na nastolatkę wzrokiem pełnym bólu – ale przysięgam, że nie pozwolę na to, aby Victor walczył o siebie sam.
Ten jeden raz naprawdę chciała mu wierzyć. Powinna coś powiedzieć, jakkolwiek zapewnić go, że będzie dobrze, jednak nie potrafiła zdobyć się na kłamstwo. Była mu więc wdzięczna za tę obietnicę, chociaż bała się, że mogła zostać rzucona na wiatr.
Wezwani słudzy Gideona przerwali napięcie panujące w pomieszczeniu. Poinformowali mężczyznę o gotowości do działania, poświęcając kilka minut na wprowadzenie zmienników dotychczas kręcących się pod domem ochroniarzy.
Smith odwrócił się, idąc po płaszcz i chociaż Nicole myślała, że tak po prostu wyjdzie, on jeszcze na moment powrócił do salonu, gdzie nadal siedziała na kanapie z Philipem, nie potrafiąc poruszyć się chociaż o milimetr. Mężczyzna otrzepał niewidzialne pyłki z materiału płaszcza, a potem powiedział:
– I żeby było jasne, nie nienawidzę cię.
***
Każda minuta po zniknięciu Gideona wydawała się trwać wiecznie. Bez jego obecności wszystko było irytujące, a cisza wręcz przerażająca. I chociaż to dotychczas on sam był według Nicole definicją zszarganych nerwów, dom bez niego okazał się jeszcze gorszy. W żadnym stopniu nie darzyła go zaufaniem. Ponadto wiedziała, że znalezienie Victora nie mogło być tak łatwe. Może właśnie dlatego wolałaby, żeby najstarszy ze Smithów tu był? Wtedy mogła nadzorować jego działania przynajmniej w najmniejszym stopniu. Teraz musiała jednak liczyć na to, że dotrzyma danej obietnicy.
No na pewno.
– Wiem, że jesteś pewnie ostatnią osobą, którą powinnam o to zapytać, ale co teraz robimy? – Nicole spojrzała na Philipa z nadzieją. To było najgorsze pytanie, jakie mogła mu zadać. Przecież wiedział tyle, co ona. Naiwnie liczyła jednak na przełom – na nagłą zmianę, umożliwiającą podjęcie realnego działania, aby pomóc Victorowi. Rzeczywistość nie była jednak wobec niej łaskawa. Słysząc odpowiedź mężczyzny, miała wrażenie, że znalazła się w ukrytej kamerze:
– Ty się musisz wreszcie wysuszyć, a ja zrobię to, co podobno wychodzi mi najlepiej.
– Czyli co?
– Ugotuję coś. – Chociaż na początku ten pomysł wydawał się dla niego dobry, szybko w niego zwątpił, czując na sobie pełen niedowierzania wzrok Nicole. – No co? Jeżeli Gideon ma rację, czeka cię niezła jazda, a ja szczerze wątpię, żebyś poradziła sobie z tym wszystkim bez porządnego posiłku i gorącej kąpieli.
– Nie możemy udawać, że nic się nie dzieje... – zauważyła, natychmiastowo mając wyrzuty sumienia. Naprawdę mieli zajmować się czymś tak przyziemnym, zamiast poruszać niebo i ziemię, aby coś zmienić?
– Nikt niczego nie udaje – odparł z całkowitą powagą. – Ja się nie znam, serio. Chyba nadal nie przetrawiłem tego wszystkiego i szczerze? Nie dziwie się sobie, skoro tego samego dnia, raptem kilka tygodni temu dowiedziałem się, że mój najlepszy przyjaciel od lat nie dość, że ma magiczne moce, to jeszcze ma dziecko, przed którym udaje kogoś, kim nie jest. I mogę sobie tylko wyobrazić, jak chujowe jest to dla ciebie, skoro dowiedziałaś się prawdy chwile przed tym, jak go, kurwa, porwali. Jeszcze do tego dochodzi ta kwestia ze wspomnieniami, czy coś. Szczerze? Zgubiłem się już w tamtej części. Ale jedno jest pewne: zmierzenie się z tym wszystkim na głodzie to misja samobójcza. Więc idziesz teraz się ogarnąć na tyle, na ile dasz radę, zjemy coś, a potem zajmiemy się resztą.
Liczył, że da się przekonać, że zobaczy to z jego perspektywy, jednak ona nadal była nieugięta:
– To naprawdę okropny pomysł. Zwłaszcza że w tym czasie...
– Victor od lat pracuje w Springs Memorial, Nicole – przypomniał Carter. – Radził sobie w tak popieprzonych sytuacjach, że głowa mała. Z tym również poradzi sobie, dopóki go nie znajdziemy.
– Gdybyś tylko widział, jak łatwo przyszło mu poddanie się... – niemal szepnęła. Wydarzenia znad jeziora powracały do niej echem, a ból w sercu wzrósł. Pomimo szoku towarzyszącemu wydarzeniu znad jeziora, doskonale wyczuwała po Victorze coś, co było kompletnym przeciwieństwem jego charakteru: brak woli walki. I to przerażało ją najbardziej, bo nie była na to gotowa. Chciała odnaleźć go, chciała zrobić mu awanturę i wykrzyczeć pełne nerwów słowa, których potem będzie żałowała. Chciała popełniać wszystkie możliwe błędy, wiedząc, że on będzie obok mimo wszystko.
Paraliżowała ją obawa, że mogła go stracić.
– On może i spisał się na straty, ale my na pewno tego nie zrobimy.
Głośne westchnienie było jej jedyną reakcją. Nie chciała dłużej stawiać na swoim i szczerze mówiąc, nawet nieszczególnie miała do tego siłę. Wiedziała jednak, że nie była w tej sytuacji sama. Te same obawy tkwiły głęboko w Philipie. W mężczyźnie, który na dobrą sprawę mógł jeszcze mniej niż ona.
Schodząc na dół po kilkunastu minutach przeznaczonych na jeden z najszybszych pryszniców życia i przebranie się, Nicole miała wrażenie, jakby pierwszy raz przejrzała go na wylot. Widziała strach odbijający się w oczach i nerwowe drżenie dłoni. Widziała obawę o to, że historia Philipa i Victora skończy się właśnie tutaj, za szybko, bez wypowiedzenia słów, które jeszcze jakiś czas temu nigdy nie padłyby z ust pary przyjaciół. Tylko już dawno przestali być jedynie przyjaciółmi. I nawet jeżeli Carter udawał, że było inaczej, nie mógł dłużej okłamywać siebie samego.
– Nie radzisz sobie z tym wszystkim najlepiej, co? – zapytała, wyrywając go z natłoku własnych, chaotycznych myśli. Zamrugał szybko, wracając do pomieszczenia, w którym się znajdowali. – Miałeś ten sam wyraz twarzy na wspólnym śniadaniu po tym, jak Victor powiedział ci o istnieniu magii...
– Wtedy tez powiedział mi prawdę o tobie, o tym, że...
– Nie mów tego – poprosiła, odrobinę zbyt gwałtownie.
– Nawet jeżeli tego nie powiem, nie zmieni to rzeczywistości. Zjebał po całości, nie mówiąc ci wcześniej i przysięgam, że ciągle go do tego namawiałem, ale to nadal była jego decyzja.
– Ale i tak tego nie zrobił – zauważyła, podnosząc z żalem głos. – Nie on. Oboje z Gideonem powtarzacie, że to wszystko był jego wybór, bo chciał zrobić to w odpowiednim dla siebie momencie, ale najgorsze jest to, że ktoś go wyprzedził. A potem jedyne co mógł to patrzeć na mnie z tą swoją miną mówiącą, że mu przykro. Ale czy naprawdę może być mu przykro, skoro to wszystko to jego wina? Mogliśmy tego wszystkiego uniknąć...
– Tego nie wiesz. Nikt nie mógł przewidzieć, że wyjazd do Nowego Jorku będzie miał właśnie takie konsekwencje. To ogromne miasto, a po tylu latach Victor miał prawo spuścić z tonu.
– Tak, do tego miał prawo. Ale nie miał żadnego prawa ciągnąć tych pierdolonych kłamstw. Od dawna wiedział, kim jest Nick, prawda? I nadal pozwalał mi tkwić w tej iluzji. Nadal widział, że zaczęło mi na nim zależeć, nawet poprzedniego weekendu. Wtedy pod szpitalem złamał mi serce, mówiąc o tym, że nie jesteśmy rodzeństwem. Dlaczego więc, do cholery, nie powiedział wszystkiego?
– Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Znajdziemy go i wtedy sam odpowie ci na wszystkie pytania, okej?
Łzy napłynęły jej do oczu, a pytanie, którego tak cholernie bała się zadać, niebezpiecznie osiadło na języku, domagając wyjścia na zewnątrz. Nie miała jednak wystarczająco psychicznej siły, aby wypowiedzieć tę obawę całkowicie.
– Co, jeżeli...
– Nie mów tego.
– Nick powiedział, że to ostatni raz, gdy się widzimy, Philipie – wyjaśniła słabo. To brzmiało zupełnie tak, jakby ktoś przebił ją na wylot, zostawiając resztki powietrza, na których unosiły się z trudem wypowiadane słowa, napełniające w zamian za nie najczystszym przerażeniem. – A osoba tak nikczemna, jak on nie rzuca słów na wiatr.
– Gideon go znajdzie. – Carter próbował pocieszyć ją tak bardzo, że prawie mu uwierzyła. W jakimś stopniu znała jednak mężczyznę, którego przez poprzednie lata uważała za swojego ojca. I nie ufała mu na tyle, aby powierzyć mu życie Victora.
– Mimo całej tej sytuacji i faktu, że Gideon przez lata trzymał mnie na dystans, nadal w jakimś stopniu go znam, Philipie. Zawodził zbyt wiele razy – zauważyła, próbując dobrać słowa odpowiednio, aby zrozumiał jej powagę w tej kwestii, która nie była kierowana jedynie wszystkimi ujawnionymi sekretami. – Jeżeli chcemy uratować Victora, nie możemy na nim polegać. Musimy zrobić to sami i to jak najszybciej, bo obawiam się, że zaraz może być za późno.
*******
Mamy pierwszą część finału i cholera, ale ja jestem z siebie dumna... przynajmniej teraz, bo za moment oficjalnie skończę publikacje mojej największej twórczej ambicji. I okej, całość tak naprawdę zakończona jest od listopada, ale to całkiem inne uczucie, w szczególności, gdy powracałam do tej historii z ogromną obawą o to, czy w ogóle uda mi się ją skończyć publikować.
Podjęłam jednak wyzwanie, które sama dawno temu sobie rzuciłam. No i – nareszcie – faktycznie skończyłam to pisać.
Wiele razy wspominałam, że "O jeden sekret za dużo" to mój pierwszy poważny pomysł, odkąd w ogóle stwierdziłam, że pisanie może być fajne. Po tych wszystkich latach (a będzie ponad 11, jeżeli się nie mylę) dopięłam ten pomysł do końca i jestem z niego zadowolona. Życzę tego każdemu twórcy – wiary w siebie, swoje pomysły oraz siły do pisania. No i tej cudownej radości, która teraz z każdej strony otacza mnie, bo dopięłam swego.
Swoje opinie zostawcie, proszę, w komentarzu lub/i na Twitterze pod #OJSZD <- tam wpadną ostatnie spoilery... a potem nie będzie już nic.
Buziaki i do napisania następny raz (tym razem naprawdę po raz ostatni).
polishkathel
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top