35 - „Akurat teraz to ty jesteś osobą, której potrzebuję"

Tamten dzień wystawił jej cierpliwość na próbę, tak samo, jak wiarę w każdą najmniejszą rzecz. Czuła się oszukana nawet przez Philipa, któremu do chwili odnalezienia korespondencji mailowej ufała, nie wierząc, że sam ukrywał przed nią aż tak wiele. Z całej siły próbowała nie dawać po sobie poznać, co odkryła, chociaż patrząc na obecną sytuację, w jakiej się znalazła, nie musiała starać się chociażby udawać. Nie czuła się dobrze, przyjmując cios za ciosem w sam środek zupełnie tak, jakby tylko liczyła na ostateczne dobicie. A przeczucie podpowiadało, że może je zadać jedyna osoba, której dotychczas ufała i za którą wskoczyłaby w ogień, jeżeli zostałaby do tego zmuszona.

Phil próbował poprawić atmosferę, włączając telewizję, gdzie leciał właśnie jakiś film. Jednak na niewiele się to zdało, chociaż przynajmniej chwilowo pozbywało się otoczki niezręczności oraz tej nieznośnej ciszy.

– Powinnam wpaść do domu po jakieś rzeczy czy coś – powiedziała wreszcie, pomagając mężczyźnie z wypakowaniem zakupów. Spytała, czy gdzieś konkretnie powinna pochować odpowiednie produkty do lodówki, ale machnął ręką, dodając, że gdziekolwiek będzie okej.

– Mogłaś powiedzieć wcześniej, podjechałbym od razu. – Philip nie chciał brzmieć pretensjonalnie, dodając na koniec pełen zrozumienia uśmiech, podczas przesuwania deski w swoją stronę. – Victor zostawił mi klucze.

– Przejdę się, okej? Potrzebuję chwili dla siebie.

– Ogarnę jakiś obiad i wtedy pojedziemy, możemy się tak umówić? Nie chcę, żebyś wychodziła gdzieś sama, w szczególności będąc w takim stanie.

Miała wrażenie, że w trakcie tej godziny przebywania w mieszkaniu Cartera uczyła się o nim nowych rzeczy. Wprawdzie często wpadał na kolację i zostawał na noc, ale oprócz anegdotek z pracy oraz kilku żartów nie miała okazji poznać go z takiej strony. Wycofywała się zwykle, zaszywając w pokoju i dając parze przyjaciół przestrzeń do spędzenia wspólnie czasu. W końcu ona była tylko młodszą siostrą Victora... co ostatecznie i tak nie było prawdą.

– Czy „taki stan" oznacza wino do obiadu? Bo bez tego to nie chcę. – Nie była pewna, czy faktycznie uważała to za żart, ale nie drążył, rzucając:

– Jak nie wygadasz, że cię upijam to jasne.

– Komu miałabym wygadać? Victorowi, z którym nawet nie chcę rozmawiać?

Zbyt długo trwająca cisza upewniła ją w podjęciu złej decyzji, bo ten temat najwidoczniej i dla Philipa nie był najprzyjemniejszy. Stał między młotem a kowadłem, z jednej strony chcąc wspierać Smitha w każdej sytuacji, a jednocześnie wiedząc, że teraz to jej był winien wsparcie. No i doskonale wiedział, że gdyby był w skórze Nicole, na pewno przechodziłby to wszystko o wiele gorzej. Skoro została z całą tą sytuacją sama, potrzebowała kogokolwiek, a nie chciał, aby wybrała źle, ufając nieodpowiedniej osobie.

– Nie chcę, żeby wyszło, że trzymam jego stronę – podjął, wzdychając po chwili przeciągle. – Po prostu musisz mieć na uwadze to, że tu chodzi o coś więcej i...

– Jeżeli nie masz zamiaru powiedzieć mi, o co konkretnie to po prostu milcz. – Nieco zbyt ostry ton był przesadą, a ona szybko przepraszała, czując się źle za ten wyskok. – Mam dość tych wszystkich tajemnic i jakoś nie pociesza mnie to, że ty mimo wszystko wiesz.

– On po prostu gubił się w tym wszystkim i potrzebował kogoś, komu mógł zaufać.

– Do pewnego czasu to byłam właśnie ja. Idę jednak wziąć prysznic – poinformowała, szybko opuszczając kuchnię połączoną z salonem, żeby po chwili zamknąć się w łazience. Próbowała za wszelką cenę udawać, że wyznanie Victora przyjmie na chłodno, aby wyjaśnić wszystko, gdy Charlotte wyjdzie z najgorszego. Nie przewidywała jednak, jak trudne to mogło być, w szczególności biorąc pod uwagę raport znaleziony na laptopie Philipa. I fakt, że nie zająknął się na jego temat ani słowem.

Dusiła się, tłumiąc szloch oraz powstrzymując łzy. Całkowicie ignorowała to, że Carter pewnie doskonale wszystko słyszał, wyrzucając w ten sposób chaotyczne myśli, które nie dawały jej spokoju. Czy Victor z czymkolwiek był wobec niej szczery? I, co gorsza: jak daleko sięga wita przez wiele lat sieć jego kłamstw?


***


Pomimo sytego posiłku, wypicia trzech kieliszków wina oraz pozornie dobrej atmosfery dzielnie utrzymywanej przez Philipa, Nicole czuła się, łagodnie mówiąc, jak gówno. Nie widziała więc sensu w bezczynnym siedzeniu na kanapie w mieszkaniu mężczyzny, bo pomimo zapewnienia, że mogła zająć sypialnię, nie chciała korzystać z tej propozycji. Poprosiła go o podwiezienie do szpitala, czując i tak wystarczającą niezręczność przez pożyczenie za dużych dresów Cartera. Na weekendowy wyjazd zabrała w swoim bagażu same najlepsze ubrania, a w tamtej chwili były ostatnim, co miała ochotę założyć. Odetchnęła z ulgą, gdy sam jej to zaproponował, bo pomimo tego, co mówiła wcześniej, czuła ogromną blokadę na myśl o pójściu do domu.

Teraz nawet wejście do szpitala Springs Memorial było pestką, chociaż opuszczając go ostatnio, miała atak paniki. Mijała wielu ludzi i zerkała w stronę odpowiednich, podwójnych drzwi, zastanawiając się, czy taki tłok był codziennością na oddziale, na którym od lat pracowali Victor oraz Philip. Docierając na odpowiednie piętro, próbowała uspokoić przyspieszone bicie serca oraz pozbyć się potliwości dłoni, powodowanej przez stres.

– Nie powinno cię tu być.

Myślała, że nie będzie w stanie spiąć się jeszcze bardziej, ale była w błędzie. Pomimo upływu tylu tygodni, głos Gideona Smitha nadal był tak samo władczy i silny, jak wtedy, gdy zakuwał ją w bransoletę, która odcięła dopływ jej mocy. Wtedy czuła upokorzenie oraz strach, a nawet dziwny szacunek do tego, jaką osobą był dla niej, nawet jeżeli była to tylko papierkowa definicja.

Teraz pozostała w niej jedynie pogarda przeplatana myślą, że nie zasłużyła sobie na to, co robił jej latami, zachowując się tak, jakby była złem koniecznym.

– Zamknij się i tak nie jesteś moim ojcem.

Z uniesionymi brwiami czekała na jakąkolwiek reakcję, ale on milczał przez dłuższy moment. Postanowiła go wyminąć, wchodząc do odpowiedniej sali. Zadrżała, gdy złapał ją za ramię, odruchowo zmuszając, aby na niego spojrzała.

– Jak wiele tak naprawdę powiedział ci Victor? – spytał, pozwalając ziarnu niepewności zakiełkować w swoim umyśle. Jeżeli Gideon został strącony z pozycji wiecznego przewidywania oraz gotowości na każdy scenariusz, ten jeden kompletnie obrócił planszę, wprawiając go w czysty szok. I chociaż nie widywała go za często, to nadal był cholernie niespotykany widok.

– Sądząc po twojej minie i tonie? Niewystarczająco.

Puścił ją tak gwałtownie, jakby parzyła. Odsunął się, a ona zniknęła za rozsuwanymi drzwiami, podchodząc do łóżka, na którym w otoczeniu mnóstwa kabli leżała Charlotte. Pikanie aparatury szybko przyniosło jej ból głowy, ale rozsiadała się na krześle, postanawiając zostać na dłużej. Miała ogromne wyrzuty sumienia za fakt, że wcześniej w ogóle jej tu nie było, co postanowiła nadrobić jakby w obawie, że to były ostatnie chwile, w której widziała matkę żywą.

Cisza była niezręczna, ale przełamywała ją, opowiadając o weekendowym wyjeździe oraz dramatach z udziałem Victora. Wyrzucała z siebie prawie wszystko, łącznie z myślami dotyczącymi Nicka, z którym znowu zaczęła się zbliżać. Wiedziała, że w obecnym stanie kobieta nawet niczego nie skomentuje, ale w wyobraźni sama dodawała z jej strony odpowiednie teksty, wplatając je również w jednostronny dialog. Omijała oczywisty temat wyznania Smitha, bo chociaż była to głupota, podświadomie wierzyła we wszystkie historyjki o tym, jak osoby w śpiączce pamiętały wypowiadane do nich słowa.

– Wiele cię omija, a to przerażające, wiesz? I nie wierzę, że to powiem, ale akurat teraz to ty jesteś osobą, której potrzebuję – wyznała.

Na dworze powoli robiło się coraz ciemniej, a natura coraz grubszą linią nakreślała obecną porę roku. Cieplejsze dni jesieni odchodziły w zapomnienie: niedługo rozpoczynający się tydzień miał być grubym początkiem naprawdę chłodnego okresu. Wiatr targał drzewami za oknem, co Nicole obserwowała z przejęciem, żartując do matki, że chyba zostanie na noc, nie chcąc wychodzić na dwór w taką pogodę. Uśmiechała się słabo, odwracając się po usłyszeniu pukania oraz zauważeniu, że był to Philip.

– Kawy? – Wymownie uniósł papierowy kubek. – Z trzema kostkami cukru i mlekiem. I jeżeli to sprawi, że jednak nie odmówisz, to skłamię, że Victor wcale mi tego nie zdradził.

– Dzięki. – Chwyciła w dłonie napój i zadrżała, dopiero wtedy uświadamiając sobie, jak było jej zimno.

– Nie ma za co. Ale nie nastawiaj się, bo jest okropna – wyjaśnił, zasuwając za sobą drzwi, żeby stworzyć chociażby otoczkę prywatności. – Jak się trzymasz? Chcesz zaraz wracać do mnie?

– Jest chyba lepiej, niż myślałam.

– I tak znosisz to lepiej, niż ktokolwiek byłby w stanie.

– Chyba po prostu nadal tkwię w fazie wyparcia.

– To zrozumiałe.

– A on jak się czuje? – rzuciła, chociaż zadając to pytanie, miała wrażenie, jakby zdradzała samą siebie. Nic nie mogła jednak poradzić na fakt, że nadal cholernie zależało jej na Victorze, bo pomimo wszystkich kłamstw, kochała go bardziej niż kogokolwiek. Próbowała wrzucić go na czarną listę osób, o których nawet nie powinna myśleć, ale nie było to wcale takie łatwe, jak zakładała. W szczególności, że podczas śpiączki, w której nadal tkwiła Charlotte, miała tylko jego.

– Victor? Dotarło do niego, że podjął najgorszą decyzję, mówiąc ci prawdę.

– Rychło w czas. Zastanawia mnie tylko ile czasu zajmie mu powiedzenie mi wszystkiego? Rok, czy może kolejne kilkanaście lat?

– Lepiej, jeżeli to jego o to zapytasz. Kręci się po korytarzu, udając, że wcale nie ma ochoty tu wejść chociażby po to, żeby cię zobaczyć z bliska.

– Niech nawet nie próbuje, bo jedyne co zobaczy to moja zaciśnięta pięść lecąca w stronę jego twarzy.

– Chyba jednak nie potrzebowałaś tej kawy, co?

– Nie jest taka zła.

– Zapytałbym cię o to, gdybyś pracowała tu od lat i pijała ją litrami, bo wtedy na pewno zmieniłabyś zdanie.

Victor skłamałby, że jego serce nie pękało za każdym razem, gdy widział na jej ustach chociaż zalążek uśmiechu spowodowanego przez Philipa. Rozumiał, że mężczyzna robił to głównie dla niego, ba – na jego bezpośrednią prośbę, ale nadal nie umiał wybaczyć sobie obrócenia w proch relacji, którą miał z Nicole. To on powinien ją pocieszać, to on powinien być blisko, a zamiast tego zmuszony był trzymać się na uboczu. Mimo wszystko jednak doskonale ją znał i wiedział, że konfrontacja przyniosłaby awanturę, na jaką przez szok oraz dziwny stan zawieszenia nie potrafiła zdobyć się pod szpitalem.

Według niego jednak i tak znosiła wszystko o wiele lepiej, niż oczekiwał. Sam pewnie już dawno rozwaliłby wszystko na swojej drodze albo zrobił coś gorszego w akcie rozemocjonowania.

Oczy jej się zamykały i chociaż kawa powinna postawić ją na nogi przynajmniej teoretycznie, w praktyce marzyła jedynie o przykryciu się kołdrą po samą głowę, żeby wreszcie zasnąć. Tyłek bolał od siedzenia na niewygodnym krześle, tak samo jak spięte ramiona, które potrzebowały masażu. Philip kręcił się, co chwilę pytając, czy czegoś potrzebowała albo, czy jednak chciała wrócić do jego mieszkania i przynajmniej raz potwierdzał, że wcale się nie narzucała. Z jednej strony naprawdę tego chciała: pragnęła ponownego prysznica, żeby zmyć z siebie ten charakterystyczny zapach szpitala oraz środków do dezynfekcji, ale z drugiej nadal wiedziała, na kogo wpadnie od razu po wyjściu z sali. Nie sądziła, że kiedykolwiek Victor naprawdę będzie porównywalny do Gideona, ale teraz obojgiem mężczyzn gardziła w równym stopniu. Czemu nie mogli powiedzieć prawdy lata wcześniej? Po co robili z tego wszystkiego tajemnicę, skoro przeciąganie równało się bezpośrednim pęknięciem jej serca?

– Co się stało dzisiaj rano, że mamie się pogorszyło? I dlaczego księga zaklęć nie została w domu, skoro to tam cały czas powinna być? Czy obie te sprawy mają ze sobą coś wspólnego? – rzuciła, nawet nie zastanawiając się szczególnie nad tym, czy naprawdę chciała usłyszeć odpowiedz akurat od któregoś z nich. Tylko dość już miała prawdy jedynie z ust Philipa, który tak naprawdę był dla niej obcy, chociaż w ciągu poprzednich godzin wspierał ją lepiej niż pozorna rodzina. Jeżeli działanie pod wpływem impulsu było jej słabą stroną, w tamtej chwili dziękowała sobie za zrobienie czegokolwiek, zamiast wewnętrznego zadręczania. Wyszła z sali z dłońmi skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Prawdopodobnie przez zmęczenie wszystko wydawało jej się surrealistyczne, tak samo jak słowa, które wypowiadała.

– Nie wiem, czy to... – zaczął Victor, jednak Gideon szybko przerwał mu, rzucając niemal w tym samym czasie:

– Charlotte nie była obserwowana i ktoś to wykorzystał, próbując ją udusić. Gdyby nie szybka reakcja lekarzy, byłoby po niej, ale sprawca zniknął.

Dłoń automatycznie dotknęła ust w geście spowodowanym zaskoczeniem. Ciało Nicole objęte zostało przez gęsią skórkę, a serce na krótki moment jakby stanęło. Teraz nie bała się o matkę: była najzwyczajniej w świecie przerażona. Nie myślała dwukrotnie o tym, co mówiła, rzucając pierwsze, co w ogóle przyszło jej do głowy:

– Myślisz, że Nick miał z tym coś wspólnego, prawda? Dlatego zabrałeś księgę?

Victor od razu domyślił się, że mówiła do niego. I chociaż uznał to za dobry znak, sugerujący chociaż drobne poprawienie ich relacji, ścisk w klatce piersiowej oraz żal do samego siebie dalej dawały mu w kość. Żałował tego, co powiedział jej pod szpitalem. Pękł wtedy, czując, że jeżeli faktycznie nie ujawni chociaż części swoich sekretów, gdy stan jego matki uległ pogorszeniu, wszystko mogło obrócić się w jeszcze większy proch. Jeżeli tego ranka Charlotte faktycznie by umarła, nie potrafiłby wyznać Nicole, że nigdy nie była jej matką w obliczu takiej tragedii oraz żałoby.

– I tak byś mi nie uwierzyła, gdybym naprawdę tak uważał.

– Załóżmy, że jednak ci wierzę – podjęła, unosząc brwi. – Przyjmijmy, tak jak przez poprzednie lata, że nie spróbuję podważyć ani słowa, które powiesz, bo uznam je za prawdę. Co Nick miałby z tego wszystkiego mieć? Jeżeli to wszystko faktycznie jest spiskiem...

Wcisnął jej się w środek zdania, odpowiadając:

– Nigdy tego nie powiedziałem.

– Czyli teraz to ja tworzę teorie?

– Nie. To jest po prostu o wiele bardziej skomplikowane, niż myślisz.

– Stwierdzenie „tak, uważam, że Nick w jakiś sposób stoi za próbą skrzywdzenia mamy" nie jest takie trudne.

Westchnął głośno, odruchowo przesuwając dłonią po włosach w celu rozładowania odczuwanych nerwów. Z ust wyjęła mu tę teorię i z największą chęcią przyznałby jej rację: obaj mieli u siebie z Donovanem na pieńku, a bezpośredniość chłopaka na pewno w jakiś sposób równała się desperacji w odpłaceniu mu za wypadek sprzed lat. W szczególności, że zbliżając się do Nicole, obierał ją na celownik, co praktycznie potwierdził podczas ich zeszłonocnej konfrontacji.

– Chociażbym strasznie chciał uznać jego winę, nadal może to być kłamstwem, skoro przez cały czas był z nami za miastem. Umiem jeszcze myśleć logicznie, okej? Chociaż czekaj – dodał od razu, jakby pod wpływem olśnienia. – Mógł przenieść się do szpitala i w ciągu chwili wrócić.

Machnęła ręką w bliżej nieokreślonym geście, chociaż przez moment licząc, że nie będzie musiała spowiadać się szczegółowo ze spędzenia z nim nocy. Skoro Nowy Jork wypominany miała przez długi czas, nie chciała powtórki z rozrywki. Z drugiej strony dotarła do momentu, gdy jakiekolwiek słowa ze strony Victora były wypierane oraz od razu odrzucane, co podświadomie uznawała za jakiś rodzaj mechanizmu obronnego.

Nadal bowiem nie umiała przetrawić faktu, że nie są rodzeństwem, a kobieta, którą od zawsze kochała oraz traktowała jak matkę, nigdy nią tak naprawdę nie była.

– Nie mógł, skoro przez całą noc i poranek był ze mną.

– Czekaj... znowu z nim spałaś?

Nie wierzyła w pretensjonalność tonu, którym zadał to pytanie. Jak śmiał zachowywać się w taki sposób po tym wszystkim? Gdyby miała w sobie wystarczająco odwagi... lub głupoty... chętnie uderzyłaby go w twarz, przywołując dzięki temu do rozsądku. Oczami wyobraźni czuła pieczenie dłoni i z satysfakcją obserwowała, jak jego głowa odchylała się w bok. Tylko zamiast fizycznego policzka, nieświadomie zaserwowała mu psychiczny. I to taki, który od razu całkowicie go znokautował.

– To było zanim dowiedziałam się, że zabiłeś jego brata.


***


Rozdarta pomiędzy podjęciem jedynej słusznej dla siebie decyzji a pragnieniem tego, aby zrobił to za nią ktokolwiek inny, została w szpitalu do naprawdę późnego wieczoru. Stopy bolały ją niemiłosiernie, tak samo, jak głowa, wysyłając w ten sposób sygnały o zmęczeniu oraz pragnieniu odpoczynku. Problemem było jednak postawienie kropki przy wyborze: wrócić do domu, który na każdym kroku przypominałby jej o zdradzie, jakiej dopuściła się jej domniemana rodzina czy narzucać się Philipowi?

Im dłużej o tym wszystkim myślała, tym bardziej marzyła o chociaż chwilowym resecie. I odpowiedź spadła jak grom z jasnego nieba. Nic w końcu nie zastąpi zacisza własnej sypialni, która tak naprawdę była jej jedynym azylem, zaraz po strychu, w którym malowała obrazy.

– Ale tak na pewno pewno? – Carter zmarszczył brwi, kolejny raz upewniając się, czy Nicole wewnętrznie nie potrzebowała dodatkowego przekonania do zmiany zdania.

– Mhm. Wiem, że cię wykorzystuję, ale podwieziesz mnie? Głowa mi pęka i nie mam siły na zaklęcie.

– Nie no, nie ma problemu. I hej, serio to tak działa? – dodał, idąc za nią w stronę windy. – W sensie magia?

Victora nie było w pobliżu, załatwiając podobno jakąś sprawę z ojcem, ale lada chwila mógł wrócić do szpitala. Wolała więc wykorzystać moment, który był prawdopodobnie jedyną możliwością ucieczki tak, aby nie wpaść na niego przynajmniej do rana. Poza tym nie była głupia: Philip na pewno był z nim w ciągłym kontakcie i o wszystkim go informował. Łącznie z tym, że w ciągu kilkunastu minut mieli znaleźć się w rodzinnym domu Smithów.

– Grace uwielbia mówić, że nie ma rzeczy, której nie załatwi odpowiednie zaklęcie i uwierz, ma totalnie rację – wyjaśniła dziewczyna. – Tylko trzeba mieć na uwadze sporo rzeczy, zasady, no i wytrzymałość. No rozumiesz chyba.

– Nie bardzo, bo to nadal szalony koncept, ale dzięki za wyjaśnienia.

Uśmiechnęła się pokrzepiająco, wypowiadając po chwili na głos wszystkie towarzyszące jej myśli:

– Jak ty w ogóle to wszystko znosisz? Fakt, że twój facet... albo cytując ciebie „facet, z którym tylko chodzisz do łóżka"... zdradził ci swoje największe tajemnice, a teraz odwala szopki, mówiąc mi prawdę. To chyba nie jest idealny moment do rozpoczęcia związku, co?

– My chyba jesteśmy już za starzy na definicje i oficjalne określenia. No bo co zmieni to, czy nazwę go chłopakiem, czy nie? Wiem, o co ci chodzi, ale wychodzę z założenia, że mimo wszystko nadal się przyjaźnimy, a przyjaciele przecież wspierają się we wszystkim, więc ja wspieram jego. Spanie pod jedną kołdrą jest tylko miłym dodatkiem.

– Sprawiasz, że to wszystko jest dla niego łatwe. Czy to sprawa z mamą, czy wcześniejsze dramy w szpitalu. Cieszę się, że się macie, serio. Bez względu co teraz czuję w stosunku do niego przez te wszystkie kłamstwa. Zawsze chciałam tylko jego szczęścia. Z tobą chyba je ma.

– Mam taką nadzieję.

Parking wbrew pozorom nie był pusty, a kolejna karetka podjeżdżała na odpowiednie miejsce, przywożąc potrzebującego pomocy pacjenta. Tym razem jednak Philip miał na głowie większe zadanie niż postawienie diagnozy lub dostarczenie odpowiednich leków. Pokonywał doskonale znaną trasę z pamięci, bez większego zastanowienia, krążąc myślami wokół Smitha, który wysyłał mu kolejną wiadomość z pytaniem o to, czy wracali do domu.

Nicole prawie usypiała, oparta głową o szybę na miejscu pasażera i za wszelką cenę starała się nie zerkać w stronę mężczyzny, który odblokowywał ręką telefon, odczytując esemesa od Victora. Czuła ścisk na myśl, że mógł pytać o nią, a wewnętrzne rozdarcie niemal rozrywało jej serce.

Do domu wchodziła wyczerpana, z bolącymi ramionami i niesamowitym spięciem. Dziękowała Philowi za wszystko, co dla niej zrobił, chociaż doskonale wiedziała, że ostatecznie nie robił tego dla niej.

– Wiem, że nie jesteśmy blisko ani nic w tym stylu, ale jestem tu też dla ciebie. Możesz zadzwonić albo napisać do mnie w każdej chwili – powiedział, jakby czytając jej w myślach.

– Chyba nadużyłam już twojej pomocy.

– Mówię serio.

– Ja też.

– Sprawdzę jak tam Victor i chyba jadę do siebie. Chwilę temu wrócił. – Uśmiechnął się, pocierając dłonią jej ramię w geście wsparcia.

Skinęła głową, po chwili zdejmując wreszcie buty i rozprostowując obolałe palce. Ignorowała fakt, że jej rzeczy znajdowały się w jego mieszkaniu, bo o tym mogli porozmawiać nawet następnego dnia.

– To powiedz mu, żeby zamknął drzwi na klucz.

Nie czekała na żadną odpowiedź, idąc na górę. Spięcie spowodowane myślą o kolejnym spotkaniu ze starszym bratem nie opuszczało jej ani na moment, gdy zamykała za sobą drzwi łazienki, potrzebując chwili dla siebie w wannie pełnej gorącej wody. Jednak nawet to nie ukoiło gonitwy myśli, które powodowały niepokój. Co, jeżeli Victor faktycznie miał rację? W jaki sposób jego wyznanie wpłynie na i tak rozpadającą się już rodzinę Smithów?

Do tego wszystkiego dochodził jeszcze Nick, a ona jakby przywołała go myślami. Jej telefon zawibrował, informując o nowej wiadomości. Zawahała się tylko przez chwilę, niepewna tego, czy w ogóle powinna cokolwiek odpisywać na pytanie, czy wszystko było w porządku.

Nie, nie było, ale nie umiała tego przyznać. Nie chciała być z nim szczera, gdy ziarno niepewności zostało już zasiane, a powiązanie Donovana ze zmarłą pacjentką było nazbyt wyraźne. Linii krwi przecież nikt nie oszuka. Jeżeli Victor w jakiś sposób faktycznie odpowiedzialny był za śmierć oboje rodzeństwa chłopaka, niemożliwe było, żeby tak spokojnie przyjmował ten fakt, jak gdyby nigdy nic umawiając się z nią na randkę.

Tylko dlaczego ona? Spośród tylu ludzi, dlaczego musiało trafić na nią? Skoro i tak nie byli z Victorem biologicznym rodzeństwem...

Zdecydowanie potrzebowała wina. Potrzebowała pociągnięcia desperackich łyków, które przez osobę trzecią mogłyby zostać uznane za zalążki alkoholizmu, skoro tylko tym mogła zacząć rozwiązywać swoje problemy. A może wcale nie chciała znajdować rozwiązania? Im więcej wiedziała, tym bardziej przerażona była swoimi odkryciami. Skoro w zaledwie półtorej godziny odkryła tak wiele rzeczy, bała się tego, co skrywają poprzednie lata.


***


Cierpkość w ustach, dziwna lekkość i charakterystyczne gorąco mówiły wszystko: upiła się butelką pierwszego lepszego wina wyciągniętego z nietkniętych zapasów Charlotte. Nie wiedziała, czy pomiędzy szukaniem kieliszka a opróżnieniem alkoholu do połowy, zanim w ogóle pomyślała o kulturze, wpadła na Victora. Gdzieś pomiędzy kolejnymi pęknięciami jej serca a powrotem do wanny, w której woda już dawno stała się zimna, pomyślała o tym, że chciałaby, aby zobaczył, do jakiego stanu ją doprowadził. Wiedziała jednak, jaki przyniosłoby to rezultat: żaden, bo jego nie obchodziło kompletnie nic, dlatego wciąż tak namiętnie ją krzywdził, chociaż to ona zmusiła go do nieodpowiednich wyznań.

– Hej... – zaczęła, nie wierząc w to, że tym razem nie trafiła na skrzynkę odbiorczą, poproszona o zostawienie wiadomości po usłyszeniu sygnału. Warga jej drżała, ale nie umiała rozpoznać, czy powodowały to negatywne emocje, czy jednak odczuwany chłód. – Chyba coś serio jest nie tak, skoro dzwonię do ciebie dopiero po alkoholu.

– Wszystko okej? Nie brzmisz, jakbyś miała za sobą przyjemny weekend, a przecież chyba tak było.

Troska, z jaką zadał to pytanie, wcisnęła w jej serce cierń, bo naprawdę chciała w to uwierzyć. W fakt, że Nick zakochał się w niej tak, jak ona w nim: nagle, głęboko i przejmująco. Pomimo wcześniejszego rozstania, które na długo dawało jej ból, była gotowa znowu spróbować. Teraz jednak nie była pewna zupełnie niczego i nie wiedziała, do kogo udać się po to, aby jej wątpliwości zostały rozwiane.

Logicznie rzecz biorąc, to właśnie jemu powinna wszystko powiedzieć. Tylko nadal istniała w niej drobinka obawy, fakt tego, co powiedział Philip. Pomimo tego, że nie byli z Victorem rodzeństwem, nikomu nie zależało na niej bardziej, niż jemu. Zrobiłby wszystko, aby ją ochronić. Pytanie tylko: przed czym?

– Do dzisiejszego poranka było świetnie – powiedziała wreszcie. – Przez chwilę nabrałam się nawet na to, że będzie jeszcze normalnie.

– Coś z twoją mamą? Philip mówił, że to pilne, ty byłaś nieprzytomna... Martwiłem się, a nie dawałaś znaku życia.

– To był jeden z najgorszych dni w moim życiu. Mam jednak nadzieję, że chociaż część z tego wszystkiego była prawdziwa.

Rozłączyła się, nie umiejąc znieść więcej. Walczyła sama ze sobą, z jednej strony desperacko wierząc w niewinność każdego gestu, we wsparcie, które jej dawał. Ale to było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe, zbyt nieskazitelne. Żadne uczucie nie jest bowiem idealne, każde chociaż w drobnym stopniu wypełniają błędy oraz potknięcia.

Ile przyjdzie jej zapłacić za swoje?

Tłumione alkoholem emocje wreszcie stały się znośne... przynajmniej do chwili, gdy znalazła się w swoim pokoju. Początkowo pragnęła jedynie zasnąć, zamknąć oczy, licząc na to, że wszystko zniknie. Tylko jej telefon nadal dzwonił, a nieprzyjemna wibracja irytowała, gdy Nick naprzemiennie wydzwaniał albo wysyłał wiadomości z prośbą o to, aby odebrała.

– Wybacz, jestem chyba porządnie wstawiona i nie powinnam była do ciebie dzwonić. Przepraszam za kłopot – powiedziała, zagryzając wargę. Bez względu na to, ile wypiła, czuła zażenowanie swoim zachowaniem. Miała jednak prawo popełniać błędy – zwłaszcza teraz. Żałowała tylko, że on oberwał rykoszetem.

– Co się dzieje? Chcesz, żebym do ciebie wpadł?

Rozczuliła ją ta troska, jego kontynuacja iluzji, którą coraz wyraźniej dostrzegała... a może na siłę wciskała sobie kłamstwa? Nie wiedziała już kompletnie nic, nie ufając nikomu: najbliższej rodzinie i przede wszystkim samej sobie.

– Nie, dzięki. To był po prostu popieprzony dzień. Odezwę się rano, okej? Albo i nie, bo spalę się ze wstydu.

– No to ja napiszę. Może być dziesiąta?

Uśmiechnęła się, przez moment czując ciepło w sercu. Jeżeli to wszystko było grą, Nick obracał zbyt dobrymi kartami, kwestionując swoim zachowaniem oraz wypowiadanymi słowami dosłownie wszystko, co myślała i co uważała za prawdę. Czerwone flagi oraz ostrzeżenia obracał w proch. Trzymał ją w garści, a jej serce mógł zmiażdżyć mocniejszym ściśnięciem.

– Idealnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top