32 - „Przepraszam, że jednak nie trafiłem"
Zaciśnięta pięść leciała w stronę chłopaka, który z bezczelnym uśmieszkiem dolewał oliwy do ognia. Kończący dopalanie papierosa Philip zareagował błyskawicznie, rzucając używką na ziemię, wpadając do środka i próbując powstrzymać rękoczyny. Czuł, że zawiódł, bo gdyby nie wyszedł z Domeniciem pewnie nie doszłoby do niczego. Doskonale wiedział, jak wyglądała sytuacja i za nic nie powinien zostawiać Victora samego. A teraz widział tego konsekwencje, bez zastanowienia chwytając ramię przyjaciela, który w odruchu uderzył w twarz jego, zamiast Nicka.
Jeżeli takie poświęcenia oznaczały miłość, to chyba wpadł po uszy. Dla nikogo innego bowiem nie zdecydowałby się na coś takiego, chociaż przed ciosem chronił drugiego uczestnika awantury. Cóż, w rzeczywistości i tak chronił dobre imię Smitha.
Świat wirował mu przed oczami, jednak teraz wiedział, że to nie była wina spożytego alkoholu. Ból wyrwał z jego ust soczyste przekleństwo i zachwiał się, prawie upadając. Jedynym, co słyszał, było wrzenie jego własnej krwi oraz szybkie kroki zaaferowanego Domenica.
– Co wy odkurwiacie?!
To chyba nie alkohol stale powtarzał w myślach, gdy świat zawirował, a on na drżących nogach podszedł bliżej kanapy, tak na wszelki wypadek.
Poczuł znajomy dotyk na policzkach, a głos, który tak uwielbiał, zdawał się być za jakąś ścianą. Victor przepraszał, powtarzając jak mantrę, że nie chciał go skrzywdzić i chwilę później tamował krew przyjaciela, przyciskając papierową serwetkę do krwawiącego nosa. Klęczał pomiędzy nogami Philipa, mrucząc ciągle, że to Nickowi należał się wpierdol.
– Powiem mamie i znienawidzi cię już na początku – mruknął Carter, czym sprawił, że Smith zamilkł. Wpatrywał się w zakrwawioną twarz i nie był pewien czy to, co usłyszał, było prawdą. – A miałem cię przedstawić jako chłopaka.
– Chyba masz wstrząs mózgu.
– ...A nie, czekaj, bo my tylko w łóżku lądujemy.
Victor nie spodziewał się takich słów z ust przyjaciela i sam fakt, że do tej pory temat zmiany ich relacji przewijał się jedynie za zamkniętymi drzwiami lub pod powłoką nocy, zasugerował bredzenie od rzeczy przez szok.
– Przyniosę lód. – Domenic szedł w stronę części kuchennej, mijając się z Nicole, która właśnie schodziła z ostatnich stopni. – Chociaż tu to chyba tylko wódka się nada.
– Wódka na co? – spytała i dopiero po chwili zobaczyła, co miało miejsce. Gorąco oblało ją od razu, gdy tylko dostrzegła zakrwawiony nos Philipa i szczerze mówiąc, aż bała się zapytać, kto mu to zrobił, bo nie wiedział, która odpowiedź mogła ją bardziej przerazić. – Weź mi kieliszek, okej? – dodała głośniej, łapiąc kontakt wzrokowy z przyjacielem, który potwierdził to skinieniem.
– Wyjdź stąd, co? To chyba nie widoki dla ciebie. – Nick kilkoma krokami pokonał odległość, która dzieliła go od Nicole, a potem złapał ją za ramię, zmuszając, żeby się odwróciła w przeciwnym kierunku. Jednak ona cały czas widziała krew na twarzy Phila oraz palcach Victora, który próbował zatamować krwotok.
– Tej krwi jest za dużo – mówiła jak w transie, bo to było pierwsze, co przyszło jej do głowy. – Nie musimy go zabrać do szpitala czy coś? – zasugerowała.
– Ogarniemy to – poinformował Smith, próbując przekonać samego siebie. W rzeczywistości nerwy opanowały go do tego stopnia, że drżały mu dłonie, co Philip zdawał się doskonale zauważać. – Alkohol rozrzedza krew, a trochę nam się dziś wypiło, więc... – urwał, licząc, że dodała dwa do dwóch.
– Co się w ogóle stało? – spytała, zajmując miejsce na barowym krześle i odwracając się, żeby nie korciło jej, aby spojrzeć w nieodpowiednim kierunku, dopóki sytuacja nie zostanie całkowicie opanowana.
– Victor chciał mi przywalić, a Philip próbował mu to uniemożliwić no i wyszło, jak wyszło. – Nick wzruszył ramionami, gdy spojrzała na niego z przerażeniem, jakby doszukiwała się powodu takiego zachowania ze strony starszego brata.
– Powinienem przeprosić? – Smith uniósł brwi, a wyraz twarzy od razu sugerował, że nie miał zamiaru tego zrobić. – Proszę bardzo: przepraszam, że jednak nie trafiłem.
Nicole nie mogła tego słuchać. Pomimo złego samopoczucia i nagłego gorąca, które rozlało się po jej ciele, pokonała dystans, dzielący ją oraz Victora, rzucając w złości:
– Jaki ty masz problem? Nadrabiasz bycie tatusiem za starego, który ma mnie gdzieś?
– Nie wiesz, o czym mówisz...
– A ty chyba nie wiesz, co odpierdalasz. Rozwiązywanie problemów pięścią było modne, gdy studiowałeś – wypomniała. – Dorośnij, Smith. I może idź się przewietrzyć, bo zaraz znowu komuś przyjebiesz. Z tą różnicą, że ja ci chętnie oddam.
Na końcu języka miał komentarz, jednak przełknął go, słuchając tego, co powiedziała. W złości zgarniał bluzę z barowego krzesła, a potem wychodził z domku, nie odpowiadając na nawoływania Philipa, który jako jedyny wypytywał, gdzie w ogóle Victor się wybierał.
– Chodź do łazienki, chyba jest tam jakiś zestaw pierwszej pomocy. – Nicole westchnęła głośno, pozbywając się w ten sposób ciężaru kłótni z bratem. Pytała Philipa, czy potrzebował jeszcze chwili odpoczynku, jednak mężczyzna od razu wstał z zajmowanego miejsca, twierdząc, że oprócz bólu jest okej.
– Pomóc wam?
– Damy sobie radę, ty już zrobiłeś wystarczająco. – Nawet nie spojrzała na Nicka, który zbierał resztę zakrwawionych chusteczek, żeby nie zostawiać syfu.
Łazienka wydawała się jej przerażająco mała, chociaż prawda była taka, że największą rolę odgrywała reakcja Nicole na krew. Uchyliła okno, łapiąc dzięki świeżemu powietrzu zbawczy oddech i przez moment pozazdrościła bratu, który kręcił się pewnie po okolicy, próbując uspokoić gonitwę myśli oraz nerwy, nad którymi brak opanowania doprowadził do pozornej tragedii.
Pytanie niebezpiecznie ślizgało się na języku, a ona rozważała „za" i „przeciw", wyciągając apteczkę z szafki pod zlewem. Oczyściła ubrudzone krwią fragmenty twarzy Cartera, nawet przez chwilę nie czując niezręczności, chociaż to był pierwszy raz, gdy tak naprawdę byli siebie tak blisko. Prawda była taka, że ona znała go o wiele gorzej, bo to mężczyzna miał przewagę w postaci ciągłych wyznań Victora. W jej towarzystwie Smith był zwykle milczący lub zdawkowo odpowiadał na pytania dotyczące Philipa. Nawet nie przyznał się bezpośrednio do związku z nim, o którym to mężczyzna nawijał w ciągłym szoku po wypadku z salonu.
– O co im poszło, Phil? – wyrzuciła wreszcie, dopiero po dziesiątym powtórzeniu tego pytania w myślach uświadamiając sobie, że sam się nie domyśli, o co mogło jej chodzić.
– Szczerze? Sam nie wiem. – Wzruszył ramionami, jednak ona nie uwierzyła mu na słowo. Prawda była taka, że przyjaźnił się z Victorem od lat i kryłby go w każdej sprawie, dlatego nawet nie zdziwiłoby ją, gdyby skłamał. – Mówię serio. Wpadłem do środka, jak już się zamachnął.
– Co za debil. Nie wierzę, że aż tak mu odjebało.
Rzuciła do zlewu brudny wacik, nie dbając o to, że prawdopodobnie zużyje cały zapas apteczki.
– Jest zdenerwowany, bo ktoś chyba włamał się wam do domu – wyjawił, nawet nie zastanawiając się nad tym, czy uchylenie rąbka tajemnicy mogło jakkolwiek zaszkodzić. Jednak wychodził z założenia, że skoro Victor i tak wiele ukrywał przed Nicole, tyle mógł w końcu wyznać. – Dzwonił do ojca, ten miał sprawdzić, czy wszystko okej, ale ostatecznie nawet nie wiem, jak się to skończyło. Pewnie przez to puściły mu nerwy.
– Czemu niczego mi nie powiedział? – spytała z żalem, chociaż doskonale wiedziała, że to Victor powinien usłyszeć to samo pytanie i to zadane identycznym tonem. Znowu wracali do punktu, w którym dowiadywała się wszystkiego od osób trzecich, bo on miał kolejne tajemnice? Czy Gideon miał z tym jakikolwiek związek?
– Wiedział, że i tak miałaś ostatnio ciężki okres. Potem wyszła ta sprawa z Nickiem i to, że nawet się nie zająknęłaś, gdy tak po prostu przyjechał z rana, wcześniej nie dając znaku życia.
– A co miałam zrobić? Nawrzeszczeć na niego przy wszystkich? Jest mi winien wyjaśnienia, bo ani na moment nie zapomniałam o tym, jak mnie upokorzył, ale nie chciałam robić dram w tak ważnym dniu. Może o to im poszło i Victor mu wygarnął wczorajszą akcję?
– Nie wiem, serio, ale jedyne, na czym zawsze mu zależy to twoje dobro. Nie chce, żeby Nick cię skrzywdził.
Z jednej strony Nicole rozumiała Victora. Już od najmłodszych lat zachowywał się jak jej prywatny ochroniarz i nie pozwalał innym jej dokuczać, zajmując się każdą osobą, która pozwoliła sobie z niej zadrwić. Jej znajomi wiedzieli, że nie mogą pozwolić sobie nawet na niewinne żarciki czy pociągnięcie za włosy, bo przybiegnie Wielki Victor, by ocalić małą siostrzyczkę. Z drugiej strony jednak nie była już dzieckiem, a Vic powinien zrozumieć, że i ona kiedyś dorośnie i nie będzie mógł jej trzymać w szklanej kuli, by uchronić przed złem. Albo przed kolejnym zranieniem z miłości, a musiała przyznać, że poczuła ból w sercu, gdy Nick postanowił ją wystawić.
Potrząsnęła ramionami, pozbywając się nieprzyjemnych myśli z głowy, żeby skupić na tym, co naprawdę istotne. Inne problemy mogły poczekać, bo teraz najważniejsze było to, aby chociaż częściowo ulżyć Philipowi, który niby nie narzekał na dyskomfort, a jednak marszczył brwi i tłumił syknięcia podczas oczyszczania uderzonego miejsca.
– Opuchlizny nie usunę, bo Domenic może mieć jutro podejrzenia, jeżeli nie będzie po dzisiejszym śladu, ale ból chyba nie jest już problemem – powiedziała, gdy przez moment zbyt uważnie przyglądała się najbardziej poszkodowanej części jego ciała, a w tym czasie cząstka magii zniwelowała cierpienie oraz nieprzyjemne pulsowanie.
– Ty, w sumie racja, tak dziwnie połaskotało i już nie boli. Ale faza.
Pierwszy raz od dłuższego czasu szczerze się uśmiechnęła, zbierając śmieci i wrzucając je po chwili do kosza przy toalecie, na której do tej pory siedział Carter.
– Nie ma za co. Jak się czujesz?
– Jak rycerz w zbroi porażek, który wbrew woli wyoutował faceta, z którym się bzyka.
– Jeżeli cię to pocieszy, to ja wiedziałam od dawna, a Domenic ma to gdzieś... mam nadzieję. Victor na pewno nie ma ci tego za złe. Trafisz do pokoju, czy ci pomóc?
– Dam radę, wezmę jeszcze szybki prysznic. Dzięki za wszystko.
– To ja powinnam ci dziękować – zauważyła. – Nie wiem, jak wytłumaczyłabym się Nickowi z tego, że mojemu starszemu bratu odjebało i go pobił. Zapadłabym się pod ziemię. Daj znać, jeżeli zaczniesz świrować, bo długo nie wraca. Namierzę go zaklęciem i przywlokę z powrotem.
– A to nie było tak, że jak używa się magii na prawo i lewo to coś tam i niby konsekwencje i wieczne potępienie?
– Mniej więcej, ale i tak mam to gdzieś.
Z dziwną ulgą opuszczała pomieszczenie, ciesząc się, bo przynajmniej jedna sprawa była względnie opanowana. Tylko nadal pozostawało przynajmniej kilka innych, z którymi miała zmierzyć się już niedługo. Złość na Victora nie istniała, bo nigdy nie umiała gniewać się na niego wiecznie. Jednak zastąpiona została przez chorą ciekawość, bo coś musiało stać za jego zachowaniem, coś musiało sprowokować go na tyle, aby wściekłość przysłoniła mu racjonalne myślenie do tego stopnia, aby wyżyć się pięściami na Nicku. Kto mógłby włamać się do ich rodzinnego domu? I dlaczego brat nie powiedział jej na ten temat ani słowa?
Czy alkoholizmem było samotne dokańczanie butelki wina, na której resztki składały się zaledwie dwie lampki? Tak naprawdę nie interesowała jej odpowiedź.
Ten weekend miał być odskocznią od problemów oraz trosk związanych ze stanem zdrowia matki. I chociaż mogło to brzmieć niestosownie, zważywszy na okoliczności, Nicole naprawdę pragnęła, żeby już się skończył.
Ignorowała kroki na schodach, w głowie już układając odpowiednie słowa wyjaśnienia, gdyby Philip jednak serio martwił się na tyle, aby wzbudzić panikę pomimo jej wcześniejszych zapewnień. Zdziwienie tym, że to jednak Nick, widoczne było przez nieco zbyt śmiałe zmarszczenie brwi.
– Zastanawiałem się właśnie, gdzie jesteś, skoro Dom usnął przy Grace.
– Zajął moją połowę łóżka? Szlag.
Cisza, która zwykle była całkiem komfortowa, teraz nagle ciążyła im niczym największy sekret. Milion pytań cisnęło się na usta Nicole, której alkohol podbił zdenerwowanie i żal. Czuła, że Nick coś ukrywa i miała mu za złe, że wystawił ją w tak ważnym momencie życia, wybierając coś jeszcze ważniejszego.
– Napijemy się? – zaproponował, przerywając jej chwilę, podczas której zebrała w sobie wystarczająco dużo odwagi, by zapytać o powód jego nieobecności. Pokiwała ostatecznie głową, z ulgą przyjmując kieliszek czerwonego wina i upijając spory łyk. – Chyba należy ci się po tym wszystkim, co? – zażartował, zajmując barowe krzesło naprzeciwko niej. Nicole patrzyła na chłopaka, lustrując każdy centymetr twarzy, która tak bardzo ją pociągała i zastanawiała się, dlaczego właściwie Victor darzy go taką nienawiścią.
– W sumie to nie powinnam więcej pić – zauważyła. – Zwykle albo robię wtedy jazdy, albo ryczę, a na żadne nie mam ochoty.
– Już nalałem – powiedział, podając jej kieliszek, a potem zajął wcześniejsze miejsce. – Ale wybór zawsze jest twój, bez względu na okoliczności.
Przez dłuższy moment bawiła się naczyniem, próbując rozładować w ten sposób nerwy spowodowane przez nadmiar pytań, które chciała mu zadać. Dziwiło ją to, jak nagle zmieniała swoje nastawienie: gdy go nie było, udawała, że wszystko było okej, chociaż wewnętrznie wciąż zadawała sobie coraz więcej pytań dotyczących powodów jego nieobecności. Potem próbowała wmówić sobie, że miała to gdzieś, ale doskonale wiedziała, jak to wyglądało w rzeczywistości.
Nick nie był już tylko jej jednorazową przygodą ani niezręczną pierwszą randką. Zamiast olać temat wydarzeń z jego mieszkania, ona naprzemiennie analizowała każdą klatkę, chcąc zauważyć swój błąd. Czy całkowicie wpadła w sidła, które obiecała sobie omijać po rozstaniu z Willem?
– Co się wczoraj stało? Wiem, że to głupota i na dobrą sprawę to nawet nie moja sprawa... – urwała, biorąc łyk alkoholu, aby zastanowić się nad tym, co dalej powinna powiedzieć i w jaki sposób najodpowiedniej dobrać słowa. Czuła dziwny ciężar, gdy uważnie na nią patrzył, czekając na dalszy potok słów i szczerze mówiąc, stresowała się wtedy jeszcze bardziej. – Powinnam mieć to gdzieś, w szczególności po tym, jak zjebałam naszą randkę... Po prostu chyba dotarłam do momentu, gdy wszystko wali się na głowę, a to ty dotychczas byłeś osobą, na którą mogłam liczyć bez proszenia o cokolwiek. I to chyba właśnie to mnie zgubiło.
Nie wiedziała, co stało za uśmiechem, który jej posłał. W tamtym momencie nie potrafiła rozgryźć nawet, co on oznaczał.
– Przepraszam, że zawaliłem – powiedział, patrząc jej prosto w oczy z czymś w rodzaju wstydu. – Nigdy nie chciałem, żebyś myślała, że zrobiłem to specjalnie i przeklinam to, że nie dawałem znaku życia. Do ostatniej chwili jednak myślałem, że dam radę przyjechać, nawet jeżeli miałby to być środek nocy. Potem padł mi telefon, a na złość nie miałem przy sobie ładowarki...
– Nie był rozładowany, gdy po północy próbowałam się do ciebie dodzwonić – wypomniała, do samego końca nie wierząc, że te słowa faktycznie opuściły jej usta. Gdyby nie nerwy całego dnia, te z wczoraj oraz kłótnia z Victorem pewnie ostatecznie odpuściłaby, zamykając cały temat w odpowiedniej szufladce, do której nie powinna wracać. A jednak to powiedziała i chociaż naprawdę była ciekawa powodu stojącego za kłamstwem chłopaka, momentalnie tego pożałowała.
Miała charakter Smitha, to musiał przyznać.
– Tata mnie potrzebował, bo z mamą znowu były problemy. – Westchnął, bo mimo wszystko to naprawdę był dla niego ciężki temat. Nie wiedział, czemu jej o tym mówił, jednak nie było już odwrotu. – Nawoływała podczas kolejnego ataku imię mojego brata, a potem siostry i błagała, żeby do niej przyszli, chociaż oboje nie żyją.
– Nie wspominałeś nic o siostrze.
– To dość świeży temat. Podświadomie widok tego, jaką relację masz z Victorem, powoduje u mnie dziwną zazdrość, bo wiem, że nigdy nie będę tego miał. Ivy była moim oczkiem w głowie, a Jeremy był moim najlepszym przyjacielem, ale straciłem ich oboje. – Odwrócił wzrok pod ciężarem uważnego spojrzenia, które mu posłała.
Nie wiedziała, co powiedzieć, bo tak naprawdę nie istniały odpowiednie słowa, którymi pokazałaby mu zrozumienie. W najgorszych koszmarach nawet nie próbowała myśleć o utracie Victora, a strach dotyczący obecnego stanu matki dobijał ją wystarczająco. Nie umiała sobie nawet wyobrazić, jeżeli musiałaby przeżyć śmierć któregokolwiek z nich.
– Nie chciałem cię upokorzyć ani sprawić, że przez moją nieobecność poczujesz się źle – powiedział, powracając na odpowiedni temat, jakby czując, że przesadził i mimo próby szczerości jednak kroczył po zbyt kruchym lodzie. – Zbyt późno jednak dotarło do mnie, że to może nie być taka bułka z masłem. Postanowiłem więc odwiedzić ojca, porozmawialiśmy i trochę się przedłużyło, ale z samego rana wiedziałem, co należało zrobić. Victor cały dzień był na mnie cięty i cholera, nie dziwię się, bo sam zachowałbym się identycznie, gdybym był na jego miejscu. Nie jestem więc na niego zły za to, że próbował mnie uderzyć. Przykre jest jedynie to, że oberwał Philip.
– Da sobie radę – zauważyła. Miała szczerą nadzieję, że jednak spał, zamiast kręcić się z boku na bok, martwiąc o starsze z rodzeństwa Smith. Chociaż to było oczywiste, bo zależało mu na mężczyźnie bardziej niż na kimkolwiek innym. Nawet jeżeli to z nim by się pokłócił, od razu czułby nerwy dotyczące miejsca jego pobytu, a nawet kilka razy rozważył wyjście, aby go znaleźć. – Dziękuję, że mi o tym wszystkim powiedziałeś.
– A ja dziękuję za to, że wpuściłaś mnie do środka.
– Ale hej, skoro już rozmawiamy szczerze – podjęła, uznając to za odpowiedni moment, aby raz na zawsze wyjaśnić kolejny dręczący ją temat. – Dlaczego zachowałeś się jak kutas, gdy pojawiłeś się wtedy w moim domu? W sensie wtedy, gdy trenowałam z Victorem w piwnicy. Czaje, że moja forma zostawiała wiele do życzenia, ale to było słabe. Mimo wszystko.
– Wiem. – Wysilił się na przepraszający uśmiech, bo tylko tyle był w stanie jej dać. – Zanim odszedłem od Zgromadzenia, bywało ciężko. Zadawałem się z nieodpowiednimi ludźmi, podejmowałem decyzje, których teraz żałuję. Odcinając się, musiałem mieć pewność, że dam radę w pojedynkę, jeżeli dojdzie do sytuacji zagrożenia, a uwierz, na przełomie ostatnich lat trochę ich było. Trenowałem jak najęty, zgłębiałem tajniki zaklęć, do których istnienia Zgromadzenie nawet się nie przyznaje. Wszystko po to, żeby przetrwać i potrafić się obronić. Ojciec strasznie mi pomagał, chociaż początkowo był przeciwko mojej decyzji. Nauczył mnie walczyć tak, żebym wyszedł cało z każdej sytuacji i dał radę, nawet jeżeli jego nie będzie obok.
– Naprawdę mi przykro przez to, co przeszedłeś. Nie wyobrażam sobie podjęcia takiej decyzji. Tylko chyba nie bardzo rozumiem związku.
– Pamiętasz, co powiedział wtedy Victor? Nie będzie mnie tu zawsze, żeby uratować ci tyłek. Gdy przyjdzie co do czego, jesteś swoją jedyną deską ratunku. Coś pękło we mnie, gdy widziałem, jak łatwo dawałaś mu się podejść. Jedyne, o czym myślałem to to, jak cholernie łatwo byłoby cię zabić. Bo jeżeli serio byłabyś w sytuacji zagrożenia, byłoby po tobie. A ja chciałem zrobić wszystko, żebyś dała radę przeżyć, bo utrata ciebie złamałaby mi serce.
Kolejna tego wieczoru porcja alkoholu przyniosła gorąco, a to rozlewało się po każdym calu jej ciała. Cierpkość w ustach zastąpiona została przez suchość. Coś niesamowicie pociągało ją w tym, jak bezbronny wydał się w tym momencie. Bo teraz daleko było mu do jednonocnej przygody, do chłopaka z klubu, który jednocześnie mógł być mordercą, polującym tamtej nocy na ofiarę. Zaprzeczał temu wszystkimi słowami, które wypowiedział. A przede wszystkim gestami i tym, co robił.
Chciała wykonać pierwszy krok, jednak doskonale czytał jej w myślach, robiąc to za nią. Odstawił swój kieliszek, pokonał minimalny dystans, który ich dzielił i dotknął dłonią jej twarzy, odgarniając włosy za ucho. Trwali tak przez dłuższy moment, jakby oboje byli niepewni, czy faktycznie podejmowali słuszną decyzję.
– Pożałuję tego? – spytała, gdy nachylał się do pierwszego pocałunku. Tak naprawdę nie była pewna, czemu zadała mu to pytanie, bo pamiętnej nocy w jego nowojorskim mieszkaniu nie uważała za błąd. Jednak wtedy byli sobie obcy, wtedy nie łączyła ich przyszłość, nawet jeżeli wymiana uczniowska, w której udział brał Nick, trwać miała zaledwie do końca tamtego roku szkolnego. Czy jeżeli faktycznie znowu pójdą ze sobą do łóżka, następnego poranka będzie niezręcznie?
– A czujesz, że tak będzie?
W stosunku do niego czuła zbyt wiele i to zbyt szybko, jednak nie zapaliło to w jej umyśle ani jednej czerwonej lampki. Ostatnimi czasy w ogóle się nie poznawała, nie mówiąc już nic o byciu w stanie podejmowania racjonalnych decyzji. Poprzednie tygodnie stały pod znakiem ślepych wyborów, wybierania mniejszego zła, jeżeli znajdowała się na skraju.
Teraz miała wrażenie, że chociaż w minimalnym stopniu odzyskiwała kontrolę, bez dłuższego wahania łącząc swoje usta z jego.
I jeżeli to naprawdę był błąd, który miał zakończyć się kolejnym rozczarowaniem, w tamtym momencie ślepo stawiała na niego wszystkie karty, nie wiedząc jeszcze, co przyniesie przegrana.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top