16 - „To nie mógł być zwykły wypadek. W szczególności teraz"

Nicole wybudziła się ze snu zupełnie tak, jakby ledwo uciekła z sideł kolejnego koszmaru. Tym razem jednak nie powitała jej żadna ulga, a w kościach od razu czuła, że coś było nie tak, jak powinno. Kładąc się spać po cudownie spędzonym wieczorze w towarzystwie przyjaciół, liczyła na noc bez koszmarów. Ostatnio było ich coraz mniej, w zasadzie od namierzenia jej zaklęciem lokalizującym w Nowym Jorku, niemal całkowicie zniknęły lub zamieniły się tylko w lekki niepokój, z czym nawet jakoś sobie radziła.

Logika podpowiadała jej, że winę ponosił tu stres nadchodzącym rokiem szkolnym i pewnie taka właśnie była prawda. Teraz całymi dniami mogła udawać, że nie przejmuje się swoim dalszym życiem, że pójdzie na studia gdzieś, robiąc coś i chcąc po prostu jakoś dalej żyć. Jednak im bardziej zbliżała się do swojego pierwszego dnia jako uczennica klasy maturalnej, tym bardziej zaczęła wpadać w panikę. Odkąd w ogóle zaczęła edukację w miejscowym liceum, za cel obrała sobie jak najlepsze wyniki. Wysokie ambicje postawione przez Victora po medycynie były jednocześnie jej motywacją oraz największym przekleństwem. Z całego serca pragnęła być taka, jak on. Z drugiej strony jednak wiedziała, że może zwyczajnie nie podołać.

U niej nie było magicznego momentu, gdy wszechświat zesłał jej odpowiedź jak na złotej tacy. Ona kierowała się nadzieją, że pewnego dnia po prostu kropki podejmowanych na przestrzeni poprzednich lat decyzji połączą się w optymistyczny obraz, sugerując odpowiedni wybór studiów. Poprzedniego wieczoru długo debatowała z Gabrielem oraz Grace na temat nadchodzących kilku miesięcy: jemu rozplątał się język i żalił się dziewczynom na ciągłe problemy z komunikacją z rodzicami. I wprawdzie papiery do tego samego liceum miał złożone od razu po przeprowadzce, coraz częściej zastanawiał się nad rezygnacją, bo marnie widział to wszystko bez grosza przy duszy. Tylko Grace próbowała podtrzymywać ich na duchu, wyznając zasadę, że co ma w końcu być, to będzie, a los na pewno ma dla wszystkich większy plan.

Planem na tamten dzień było zmuszenie Nicole, aby wreszcie spotkała się z ojcem.

Ile to już lat? Nie miała pojęcia. Początkowo obsesyjnie wręcz liczyła każdy dzień, czekając tylko na moment, w którym będzie mogła mu to wypomnieć. Tylko że żadne słowa, bez względu na to jak bardzo wypełnione jadem, nie poprawiłyby jej zawodu oraz nie uleczyłyby złamanego serca. Bo chociaż początkowo próbowała udawać, iż było inaczej, to tak: miała złamane serce, które krwawiło za każdym razem, gdy słyszała o kontakcie mężczyzny z jej bratem. Nie potrafiła zliczyć niemal bezsennych nocy, podczas których kręciła się w łóżku, zastanawiając, czemu według niego nigdy nie była warta nawet głupiego telefonu na kilka tygodni. A już na pewno nie umiała podsumować kłótni dzielących tak zgrane rodzeństwo, bo Victor nie wiedział już, co jej mówić, aby usprawiedliwić zachowanie Gideona.

Przeciągała się, schodząc na dół następnego poranka i dziwiła się, nie czując jeszcze zapachu śniadania. Gabe obiecał przed spaniem przygotowanie czegoś naprawdę dobrego i już nie mogła się doczekać, aby zobaczyć, na co wpadł.

Zamiast tego trafiła w sam środek awantury – Victor przeklinał, ciągnąc się w akcie rozładowania nerwów za swoje blond włosy, a Gideon udawał spokój, chociaż nie wyglądał najlepiej. Nicole jednak nie miała żadnego punktu zaczepienia, bo tak naprawdę nie widziała go od zdecydowanie zbyt dawna. Żadna córka nie powinna bez własnej winy być trzymana na dystans tak bardzo, jak przez niego została potraktowana ona.

– ...odszedłem, aby zapewnić wam bezpieczeństwo. – Włoski na karku stanęły jej dęba, gdy usłyszała jego pełen mocy głos. Każda cecha mężczyzny kojarzyła się z trzema rzeczami: władzą, determinacją oraz niesłychaną mocą.

– No to coś ci, kurwa, nie wyszło.

– Co się stało? – spytała. Nie musiała obserwować ich dłużej niż te kilka sekund, podczas których schodziła po schodach, aby wyczuwać prawdziwe kłopoty. Odczuwany żal nie pozwalał jej nawet na wymienienie podstawowych grzeczności z Gideonem, który tak naprawdę był jej rodzicem tylko na papierku.

– Wasza matka miała wypadek samochodowy – wyznał, uważnie obserwując jej reakcję na tę informację. – Nie wiadomo jeszcze, co się stało dokładnie, przyjechałem tu od razu, jak mnie o tym powiadomiono.

– Gdzie ją zabrali?

– Springs Memorial, mają na oddziale najlepszych lekarzy w obrębie najbliższych kilku miast, a przewożenie jej dalej mogło mieć negatywne skutki na jej stan. Znaleziono ją nieprzytomną spory kawałek od miejsca wypadku, przechodzień wezwał karetkę.

– Najwidoczniej nie najlepszych, skoro odsunięto mnie od pracy – zauważył ze strachem Victor. Nie uważał się za najskuteczniejszego lekarza na świecie. Ba, sprawa z pacjentką, która zmarła pomimo jego długiej reanimacji, dobitnie nakreśliła u niego linię niepewności oraz zwątpienia. Jednak nikt nie mógł lepiej zająć się matką niż on. Znał ją na wylot, a magia mogła sprawić, że był w stanie zdziałać dla niej więcej, niż przypadkowa osoba akurat będąca wtedy na zmianie.

– Powinniśmy tam pojechać? Może dowiedzieć się, co i jak? – zasugerowała Nicole. Miliony myśli rozwinęły się w jej głowie niczym pajęcza sieć, a każda mijająca sekunda dodawała coraz więcej strachu oraz obaw. Takiej sytuacji w rodzinie Smithów nie było od wielu, wielu lat, a to stworzyło złudną otoczkę bezpieczeństwa. Niebezpieczeństwo omijało ich szerokim łukiem, a zagrożenie niemal nie istniało.

Aż do dzisiaj.

– Wy zostajecie w domu, pojadę tam i dowiem się wszystkiego, chociaż wątpię, aby na obecną chwilę dało się stwierdzić więcej, niż to, co wiemy teraz. Charlotte jest silna – zauważył zgodnie z prawdą. – Na pewno z tego wyjdzie.

– Jedziemy z tobą. – Nicole usiłowała być nieugięta, jednak po tak długiej separacji od ojca, musiała dokładnie dobierać każde wypowiadane słowo w obawie o konsekwencje. Już dawno przestał być dla niej rodzicem, a jedyna definicja, jaką przyjmowała w jego stosunku to „ojciec" z nazwy lub ten, z którym nie wolno zadzierać. Połączenia Gideona z Radą Zgromadzenia definitywnie postawiło potężną granicę w jego relacjach rodzinnych. Dodając do tego oczywisty fakt ignorowania córki, która przecież niczym mu nie zawiniła, wynik był po prostu zły. Tak naprawdę, gdyby nie jego pozycja, nie miałaby do niego za grosz szacunku.

– Zostajecie w domu – powtórzył z mocą, kończąc ten temat. – Trójka z moich ludzi będzie niezauważalnie kręciła się pod domem, jeden z nich będzie pilnował was w środku.

– A co my do tego mamy? – ciągnęła dalej. Nie wiedziała, czy odpowiedzialna była za to wczesna pora, czy fakt, że dopiero wstała, jednak po prostu nie rozumiała, czemu ojciec podjął taką, a nie inną decyzję, skoro to z ich matką jest źle, a oni powinni ją wspierać na tyle, na ile byli w stanie. Gdyby Gideona nie było, pewnie już dawno jechaliby w stronę szpitala, nie marnując ani chwili na bezsensowne dyskusje z jego udziałem.

– Fakt, że cokolwiek zagroziło naszej rodzinie, nie może być przypadkowy – tłumaczył. – To wszystko jest o wiele bardziej złożone, niż w ogóle możecie sobie wyobrazić, ale musicie uwierzyć mi na słowo. To nie mógł być zwykły wypadek. W szczególności nie teraz.

Pojawienie się ojca w mieście zwykle kojarzone było z niechęcią oraz całą gamą negatywnych emocji dotyczących tego, jak głęboko gdzieś miewał swoją rodzinę. Nigdy jednak te skojarzenia nawet na moment nie stały obok realnej możliwości celu na plecach przy tak wysoko postawionym członku zgromadzenia.

Wszyscy wiedzieli, że podejmowane przez niego decyzje, choć brutalne, bywały słuszne. W kwestii bezpieczeństwa byłej żony raczej zrobiłby wszystko, aby jej pomóc. Jednak Nicole nadal była sobą: rozżalenie przysłaniało jej zdrowy rozsądek, a ona nie mogła uwierzyć w to, że bez względu na ilość oraz złożenie świństw, które ten odwalał, musiała go posłuchać.

Obalał każdy jej argument, opanowaniem chłodząc ociekające nerwami słowa. Po niemal dwudziestu minutach czystej kłótni, na którą złożyło się również wyrzyganie największych żali poprzednich lat, miała chrypę, oczy zaszły jej łzami, a pierś ściśnięta była przez ogromny ból oraz strach.

– Dasz przynajmniej znać, jak czegoś się dowiesz? – mruknęła, ostatecznie odpuszczając dalsze gadki. Nie chciała nawet łudzić się, że odpowie na którykolwiek z jej zarzutów, czego i tak nie zrobił.

– Tak.

To jej wystarczyło: wyminęła ojca i podeszła bliżej brata, chcąc upewnić się, czy jej przyjaciele na pewno wyszli. Wiedziała doskonale, jak to wygląda w praktyce. Gdy temat schodził na Zgromadzenie lub jedną z czterech rodzin, której głowy zasiadały w radzie, osoby trzecie nie mogły być zaangażowane nawet w wymienianie grzeczności. Musieli zostać wyproszeni, zanim mężczyzna w ogóle się odezwał.

Chciała zniknąć i zaszyć się w łóżku, jednak nie potrafiła postawić pewnego kroku na górę. Zamiast tego usiadła na kanapie, w obawie, że jeżeli odejdzie, ominie ją cokolwiek ważnego związanego z matką. Relacja kobiet również bywała pełna wzlotów i upadków, jednak nie umiała sobie wyobrazić nie usłyszeć wieczorem jej krzyku, gdy wołałaby ich na kolację albo nie zobaczyć jej następnego dnia.

Szloch ściskał jej gardło do tego stopnia, że nie mogła oddychać. Ból w piersi był nieznośny, ale to ta bezradność stanowiła największy problem. Nie chciała nienawidzić ojca za to, jak się zachowuje w stosunku do niej. Doskonale wiedziała, że skoro dokonał takiego, a nie innego wyboru, zostawiając rodzinę, to była tylko i wyłącznie jego decyzja. Tylko że nadal nie rozumiała czemu obojętność oraz chłód dostawała ona, nie jej brat. Dowiadując się o ich spotkaniu, poczuła mentalny policzek, a pieczenie do teraz nie dawało jej spokoju. Czemu to znowu Victor był faworyzowany? Co kiedykolwiek zrobiła, aby zasłużyć na takie traktowanie?

Trzasnęły drzwi, a ona została sama. Victor pognał za ojcem, chcąc zamienić z nim dwa słowa na osobności.

To, co wtedy poczuła, było nie do opisania: najróżniejsze emocje połączyły się, tworząc mieszankę wybuchową. Martwiła się o stan matki i nie rozumiała, czemu ojciec zabraniał im pojechania do szpitala. Chociaż w kwestii Gideona Smitha nie rozumiała naprawdę wielu rzeczy.

Nie wiedziała, ile minęło czasu, zanim Victor wrócił do środka. Ocierała łzy wierzchem dłoni, chcąc ukryć fakt, że mimowolnie się popłakała. Tego wszystkiego było w danym momencie zwyczajnie za dużo. W podobnych sytuacjach, gdy jakikolwiek kryzys wisiał w powietrzu, mogła liczyć na brata. Teraz jednak wszystko uległo zmianie, a ona czuła dystans. W szczególności przez fakt jego wymownego milczenia, znaczącego podzielenie zdania ojca na temat udania się do szpitala.

– Czemu nic mu nie powiedziałeś? – spytała słabo. Potrzebowała jakiegokolwiek wyjaśnienia, bo sama nie umiała połączyć odpowiednich kropek, dostrzegając dzięki temu odpowiedź. Victor zwykle wspierał ją bardziej niż ktokolwiek inny. To oni we dwoje stawiali czoła całemu światu. Wydawało jej się, że nie ma tematu, który by ich poróżnił. Oboje przecież kochali matkę, pomimo tego, jak czasem potrafiła dać im popalić. Dlaczego więc posłuchał ojca? Co Gideon miał na Victora, że ten zawsze mu ulegał? – Nie odezwałeś się ani jednym słowem – kontynuowała. – Aż tak się go boisz?

– Nie miałem wyboru – wyznał z bólem.

– Jasne.

Blondyn podszedł do kanapy, którą zajmowała, po czym usiadł na niej. Jednak ona nie mogła tego znieść, wstając i odchodząc, chociaż z natłoku wszystkich nerwów uginały jej się nogi. Chciał ją objąć, pocieszyć, bo czuł, że sytuacja zaczęła się zaostrzać. Nicole była jednak zbyt zraniona, aby się na to zgodzić.

– Gdzie idziesz? – rzucił, odwracać się i zauważając, jak szła w stronę drzwi wyjściowych.

– Jak najdalej od ciebie.

Zaczęła zakładać buty, czując zdeterminowanie do tego, aby uciec z rodzinnego domu choć na chwilę.

– Musimy to przeczekać. Ojciec nad wszystkim panuje.

– To sam sobie siedź na kanapie i wpatruj się w zegarek, licząc na jakąkolwiek informację! Ja nie chcę zwariować. A już na pewno nie chcę polegać na nim.

– Nikt cię nie wpuści na oddział, tylko ojcu powiedzą cokolwiek.

– Idę do Gabe'a, nie mam zamiaru spędzić tu ani chwili dłużej, a przynajmniej zajmę czymś myśli.

– Dzięki, że wreszcie mówisz, gdzie idziesz – powiedział z wyrzutem, stawiając ciężkie kroki w jej stronę. – Przynajmniej teraz nie trzeba się o ciebie martwić.

– Znajdź sobie lepszy moment do wypominania Nowego Jorku niż chwile, gdy nawet nie wiesz, w jak poważnym stanie jest mama – poprosiła, wstając po zawiązaniu sznurówek w trampkach. – Serio, jeżeli tak cię to boli, że koniecznie musimy poruszać ten temat akurat teraz to okej. Przepraszam za to, że wyszłam z klubu, nie dając ci znać. Przepraszam, że chciałam udowodnić sobie, że jeszcze ktoś może mnie zechcieć, że kogoś może podniecić moje ciało, nawet jeżeli to tylko przypadkowy chłopak z klubu. To była jedyna taka możliwość, jedyna chwila, gdy faktycznie zaryzykowałam, chcąc sobie coś udowodnić. Drugiej takiej już nie będzie. Kolejny raz tego nie zrobię.

Głośne westchnienie opuściło usta Victora, który rozluźnił spięte ramiona. Zgarbienie sugerowało koniec rozpoczynającej się kłótni, a on jeszcze przez moment zastanawiał się nad możliwą odpowiedzią.

– Odezwę się, jak będę wiedział więcej na temat stanu mamy. Proszę cię, nie kręć się w pobliżu szpitala i od Gabe'a wróć od razu do domu.

Skinęła głową na potwierdzenie, a potem chwyciła swoje klucze w razie, gdyby faktycznie mogły się jej przydać. Wyszła z domu, nawet nie oglądając się za siebie. Pojedyncze krople deszczu co chwila spadały z nieba, słońce ukryło się za grubą warstwą burzowych chmur. Szła zamyślona, bo nie wiedziała, czy odpowiednim wyjściem było nagabywanie teraz Gabriela. Jednak poprzedniego wieczoru wspominał, że chętnie skorzysta z wolnego od brata oraz wuja, którzy planowali spędzenie całego dnia na rybach. Wdrapywała się na najwyższe piętro zamieszkiwanego przez nich bloku, przeklinając swoją niemal nieistniejącą kondycję. Te wakacje stawały pod znakiem naprawdę wielkiego lenistwa i czuła, że teraz mogło być już tylko gorzej.

– Cześć – wysapała, patrząc na przyjaciela, który kończył zapinanie guzików założonej koszulki. – Mogę wejść?

– Hej, jasne. Śmiało. – Wpuścił ją do środka, zamykając za nią drzwi na klucz. – Wstawiam gofry, zjesz?

– Chyba nie przełknę, ale dzięki. Przeszkadzam? – Spojrzała na niego, zauważając, że prawdopodobnie przebierał się w pośpiechu. Teraz temperatura nieco spadła przez nadchodzący deszcz, jednak od rana było naprawdę gorąco. Gdyby mogła, sama pewnie paradowałaby po domu bez koszulki. Czuła jednak chłód powodowany przez stres. Nie wybaczyłaby sobie, jeżeli coś stałoby się matce i strasznie się o nią martwiła.

– Coś ty, w sumie nie miałem nic do roboty, więc fajnie, że wpadłaś. Niezłe masz wyczucie, zalałem koszulkę ciastem i właśnie skończyłem się przebierać. I hej okazuje się, że siedzenie w domu samemu czasem może nieźle przytłoczyć... a minęła dopiero godzina. Rozgość się, chcesz coś do picia?

– Może szklankę wody.

Rozejrzała się dookoła, uważnie zapamiętując każdy szczegół. Kuchnia była mała, połączona z salonem, w którym stał jadalniany stół. Szare ściany idealnie kontrastowały z białymi meblami, tylko kanapa była czarna. No i plazmowy telewizor wiszący na jednej ze ścian.

– Na pewno? Jak coś to jest jeszcze wino. Wyglądasz, jakby mogło ci się przydać.

Stanęła przy blacie, na którym panował istny bałagan. Gabe ustawił mikser na odpowiednie obroty, aby jeszcze raz przemieszać ciasto i szybko go wyłączył, upewniając się, że z masą wszystko było już okej.

– Czy kieliszek zrobi ze mnie alkoholika? Jest dopiero jedenasta.

– Tylko, jeżeli będziesz piła bez gofrów. Skuś się, mówię ci.

Uśmiechnęła się słabo, bo ostatecznie ją do tego namówił. Nie jadła śniadania, a głód powoli zaczął w nią uderzać, objawiając się burczeniem w brzuchu. Owszem, planowo i tak mieli zjeść razem śniadanie, jednak nie sądziła, że dojdzie do tego w tak ciężkiej atmosferze pełnej nerwów. I w mieszkaniu jego wuja.

– No dobra, ale tylko jeden. Góra dwa.

– Kieliszek czy gofr? – Uśmiechnął się, żartując.

– To i to.

Co chwilę pytała, czy nie potrzebował pomocy i uważnie obserwowała cały proces, sugerując, że może chociaż pozmywać. Jednak on cały czas uparcie stawiał na swoim, zostawiając jej zaszczyt spróbowania pierwszej upieczonej sztuki, aby ocenić efekt. Dopiero wtedy dotarło do niej, jak bardzo była głodna. Ledwo powstrzymywała się od wylizania talerza, na którym zostało trochę bitej śmietany z puszki. Kolejne sztuki już dochodziły, a Gabe szukał otwieracza, polewając po chwili białe wino do dwóch kieliszków. Podał jeden z nich Nicole, która podziękowała i od razu wypiła niemal całą zawartość.

– Na zdrowie. – Spojrzał na nią z uniesionymi brwiami. – Zgaduję, że spotkanie z ojcem nie poszło po twojej myśli?

– Mama jest w szpitalu – wyznała szybko, nie wierząc, że to stwierdzenie w ogóle dało radę opuścić jej usta. – Miała wypadek. Ojciec wpadł do domu, stwierdził, że nie możemy nawet do niej jechać i że nagle może chodzić o coś większego. Pewnie pod blokiem stoi ktoś z jego ochrony, bo to niby nie przypadek i mają nas mieć na oku.

– Przykro mi, naprawdę.

– Mam nadzieję, że nic jej nie będzie. Ojciec twierdzi, że sobie z tym poradzi, ale to lekarze wiedzą przecież najwięcej. Gdybyśmy tam byli, przynajmniej dowiedzielibyśmy się od razu. A jednak trzeba liczyć na pieprzoną łaskę tatusia, który na dobrą sprawę i tak ma nas gdzieś, więc czemu w ogóle ma się przejmować naszym zdenerwowaniem?

– Bo pewnie wie, że zależy wam na mamie.

– Nie potrafię sobie wyobrazić, jeżeli coś jej się stanie. Przeraża mnie ta myśl, a ojciec i Victor nie poprawiają sytuacji, tylko ją pogarszają.

– Domyślam się. Pewnie też się martwią, przenosząc nerwy na wszystkich wokół.

– Dlatego sobie poszłam, bo mam ich po prostu dość. Powinniśmy się teraz wspierać, a obróciliśmy się przeciwko sobie.

– Wiem, że to brzmi jak czcze pieprzenie, ale będzie dobrze. Spróbuj podejść do tego najspokojniej, jak tylko możesz, bo nerwy nic tu nie dadzą. Gdy tata trafił do szpitala, bo spadł z drabiny miałem w głowie najczarniejsze myśli. Mama zapomniała jeszcze telefonu i nie miała jak nas poinformować, co i jak, a ja przeczuwałem najgorsze. Jednak skończyło się tylko złamaniem ręki oraz wstrząsem mózgu. Pamiętam, jak strasznie pokłóciłem się wtedy z Ivanem, rzucił we mnie nawet wazonem, a potem próbował pobić, żeby ulżyć sobie złości oraz strachu. Podbił mi oko, ale rodzicom wmówiłem, że wpadłem na szafkę. Możesz myśleć, że powinnaś być teraz w szpitalu i czuwać przy matce, ale przeszkadzałabyś tam tylko osobom, które mogą uratować jej życie. Jedyne, co możesz, to spróbować być dobrej myśli i liczyć na najlepsze, chociaż wiem, jak może to być trudne. Przygotuj się, aby wspierać ją, jak będzie to możliwe. I spróbuj wspierać się w tym czasie z resztą rodziny.

– Dolej mi wina, bo nie kupuję tego pieprzenia.

– Zastanów się – poprosił, uzupełniając jej kieliszek, a potem podsunął kolejne gofry, żeby jeszcze coś zjadła. – Jeżeli ojciec zadzwoni zaraz i powie, że z matką jest okej, będziesz chciała pojechać do szpitala. Zakładając, że wreszcie się zgodzi, będziesz musiała być gotowa, żeby w tej chwili wyjść, już, teraz. A, bez obrazy, nie wyglądasz na gotową ani wystarczająco silną. Wiem, że się martwisz, doskonale to rozumiem. Ale sam fakt, że trafiła do szpitala i od jakiegoś czasu nie dostaliście żadnej informacji, zapowiada walkę personelu medycznego. A to znaczy, że ona też walczy i chce do was wrócić. Nie skreślaj jej tak od razu.

Zamilkła, przyznając mu w ten sposób rację. Zamiast tego znowu zabrała się za jedzenie, zaspokajając do końca głód. Ostatnie gofry wylądowały na dużym talerzu, a Gabe wyłączał gofrownicę i sięgał po butelkę, żeby dolać sobie wina.

– Tak swoją drogą to zajebiste gofry.

– Zauważyłem. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top