14 - „Myślisz, że jeżeli serio jest w ciąży, to powinna usunąć?"
Opuszczał szpital z widoczną ulgą. Philip czekał na niego na parkingu, kończąc zapalonego w nerwach papierosa, a Victor żartował, że kto jak kto, ale on doskonale powinien być świadomy wpływu nikotyny na zdrowie. Zajmował miejsce pasażera i nawiązywał do wcześniejszej rozmowy na temat nowego auta przyjaciela, mówiąc, jak ciężko będzie mu rozstać się z uwielbianym pojazdem, który nie zawiódł ich w żadnej sytuacji, bezpiecznie dowożąc w każde miejsce.
– No to co teraz robimy?
– Podwieziesz mnie na chwilę do domu? – poprosił. – Muszę coś szybko załatwić, a potem możemy lecieć w tango.
– Jasne.
Przez całą drogę Phil proponował, co będą potem robili, jak nigdy angażując się w wyjście do baru. Było jeszcze wcześnie, więc najpierw sugerował posiłek, od razu opieprzając przyjaciela, który wyznawał, że z nerwów od wczoraj nie zjadł nawet kanapki. Fizycznie wciąż siedział w aucie, a myślami krążył po tym, co właśnie działo się w domu.
Odczuwany podczas rozmowy z ordynatorem spokój nie był czymś normalnym. Nie musiał długo dodawać dwa do dwóch, aby przypomnieć sobie, że Nicole już raz uratowała mu tyłek zaklęciem łączącym. I był niemal pewien, że teraz zrobiła to ponownie, bo matka nie zrobiłaby niczego tak ryzykownego. Wysiadł z auta, zanim Phil zdołał bezpiecznie zaparkować. Obiecał wrócić za chwilę, nie mając nawet ochoty spędzić dziś w domu dłużej, niż było to konieczne.
Wiedział, że prędzej czy później będzie musiał porozmawiać z Nicole o tym, co odwaliła w Nowym Jorku. W wyjściu bez słowa nie chodziło tylko o to, że cokolwiek mogło się jej stać, a o to, że złamała jedną z najważniejszych zasad rodziny Smith.
Wchodził do środka, nawet nie dziwiąc się, że nikogo nie było w salonie. Matka pewnie znowu zasiedziała się u przyjaciółki, wracając dopiero wieczorem, co potwierdziła kartka zostawiona na lodówce. Przeskakiwał co dwa schodki, docierając na piętro i skrzywił się, słysząc kaszel oraz odgłosy świadczące o wymiotach.
– Coś ty zrobiła? – spytał, witając w ten sposób Nicole, która spuszczał właśnie wodę w toalecie. Wypłukała usta i umyła zęby, dopiero potem patrząc na niego z zaskoczeniem.
– O co ci chodzi, Vic? – spytała, odkładając szczoteczkę w odpowiednie miejsce.
– Ty już dobrze wiesz, o co.
– Jezu nie patrz tak na mnie, zemdliło mnie po zaklęciu łączącym. Moc nieźle kopie, gdy używasz księgi zaklęć.
– Dobrze wiesz, że nie możesz tego robić! – oburzył się, a włoski na karku stanęły mu dęba. To było kolejne ryzyko, na które nikt nie był gotowy. Nie chciał nawet wyobrażać sobie konsekwencji jej czynu, bo zbyt wiele rzeczy mogło pójść nie tak.
– Bo co? Tatuś się wkurwi? Mam to gdzieś, serio – zauważyła, wymijając go. Weszła do swojego pokoju, siadając po chwili na łóżku. Liczyła, że na tym temat zostanie zakończony, jednak on ruszył za nią.
– Nie chodzi o ojca, a o twoje bezpieczeństwo! – krzyknął, jednak od razu tego pożałował. Czuł jednak, że to wszystko zaczęło go przerastać. Już teraz powiedział o kilka słów za dużo, a to i tak nic nie zmieniało. – Słuchaj – dodał spokojniej, stając w progu drzwi. – Wiem, że jego obojętność cię boli, ale zachowując się w taki sposób, narażasz tylko siebie. Nikt, nawet on nie będzie w stanie cię wybronić, jeżeli zgromadzenie przypierdoli się do tego, że używasz księgi zaklęć na prawo i lewo.
– Jakbyś nie zauważył, ratowałam tylko twój tyłek. Zresztą, nie pierwszy raz. „Dziękuję" byłoby na miejscu.
– To było strasznie nieodpowiedzialne, wręcz głupie i przysięgam, że wyklinałem cię w każdym znanym języku, gdy tylko się zorientowałem... To, jak wyszłaś z klubu bez słowa, potem zaklęcie, cholera, znasz zasady, tak? Kurwa. – Machnął ręką, próbując w ten sposób zapanować nad wszystkimi kłębiącymi się w nim emocjami. – Nawet nie wiesz, jak byłem wkurwiony wtedy i w momencie, gdy uświadomiłem sobie, dlaczego zrobiłem się na rozmowie z Jamesem podejrzanie lekki i spokojny. – Westchnął, a potem przeczesał włosy. Chwilę ciszy poświęcił na wzięciu głębokiego wdechu, a potem głośnym wydechu. – Ale dziękuję, naprawdę. Bez ciebie bym sobie nie poradził.
– Czy to znaczy, że nie jesteś już zły za tę akcję w klubie? I nie będziesz już mnie olewać? – zapytała. – Serio, to było w Nowym Jorku, wróciliśmy do domu i przecież jest okej.
– Jestem zły, ale mam nadzieję, że chociaż było warto. I szykuj się na sikanie do kubeczka.
– Nie jestem w ciąży, do jasnej cholery.
– Uwierzę, jak zobaczę wynik testu, krwi i badań na choroby weneryczne. A teraz lecę do Philipa, bo pewnie jajko znosi w samochodzie. Wrócę pewnie rano.
Odwrócił się z zamiarem wyjścia, jednak powstrzymała go, pytając:
– Za pół godziny wpadają Grace z Gabrielem, więc jakby coś to mogą przenocować w twoim pokoju?
– Mają do domu maksymalnie dwadzieścia minut piechotą, nie przeginaj. – Pokręcił głową, tylko się z nią drocząc. – Ale dobra, mogą przenocować. Tylko zmień pościel.
– Baw się dobrze.
– Ty też.
Wsiadając ponownie do auta najlepszego przyjaciela, czuł, że po takim dniu nie mógł znaleźć się w lepszym miejscu. Przez całą drogę opowiadał mu o gorszych stosunkach z siostrą. Żalił się, bo doskonale wiedział, że dystans między nimi powstał z jego winy, jednak nie potrafił przeboleć tego, jak się zachowała. Nie zmieniało to współczucia, jakie czuł w stosunku do niej przez sytuację z Gideonem. Gdyby relacja ojca z córką wyglądała tak, jak jego z mężczyzną, pewnie pozwoliłby sobie na dalsze pielęgnowanie żalu oraz zawodu. W obecnej sytuacji jednak był jej winien przynajmniej odrobinę wsparcia i współczucia.
– W sumie to dlaczego wasz ojciec ma ją gdzieś, skoro wy zawsze byliście tak blisko?
– Wydaje mi się, że myśli, że mama skoczyła w bok – skłamał. Nienawidził tego robić, jednak doskonale znał swoje zobowiązania. Nawet Philipowi nie mógł pisnąć ani słowa w szczególności, że przyjaciel nie wiedział o najważniejszym fakcie, który ukrywał Victor. – Sporo pracował, ich małżeństwo się psuło, stare dzieje. Teraz jest, jak jest. Najbardziej się boję chyba tego, że Nicole serio wpadła. Wyobrażasz to sobie? Jeszcze pół roku temu mówiła, że chce studiować w Nowym Jorku, obczajała mieszkania na wynajem z byłym chłopakiem i godzinami truła mi tyłek na temat hipotetycznego kierunku oraz możliwości pracy po jego skończeniu. Kreowała się na pannę niezależną, bo na pewno zdoła odłożyć kasę, żeby płacić czynsz po połowę. Nawet odrabiała innym prace domowe za kasę, byleby ciułać każdy grosz...
– Myślisz, że jeżeli serio jest w ciąży, to powinna usunąć?
Phil był pierwszą osobą, do której zadzwonił z samego rana po tym, jak dowiedział się, gdzie Nicole spędziła wtedy noc. Przyjaźń w ich wypadku oznaczała pobudkę o naprawdę nieludzkiej porze oraz dokładne słuchanie przerywane prośbą o chwilę, ponieważ mężczyzna potrzebował jakiejś minuty, aby wystarczająco się wybudzić i stać się uważnym słuchaczem, służącym również dobrą radą. Patrząc na to z logicznego punktu widzenia, obaj powinni cieszyć się, że młoda Smith wreszcie odpuściła sobie byłego chłopaka oraz próbowała ruszyć naprzód. Jednak wyjście z klubu z przypadkowym chłopakiem oznaczało niezobowiązujący seks, a to przynosiło ryzyko niechcianej ciąży albo chorób przenoszonych drogą płciową.
– Nie wiem, ale codziennie się modlę, żeby to nie była prawda. Szczerze? Zrobiła mnie wtedy w takiego chuja, że nie potrafiłem zagryźć żalu, aby w ogóle spytać, czy się zabezpieczała.
– Raczej jest mądrą osobą, więc wydaje mi się...
– Mi się wydawało na jej temat wiele rzeczy – wcisnął mu się w zdanie Victor, strzelając słowami jak z procy. – Teraz nie jestem już pewien zupełnie niczego. A nawet jeżeli nie jest w ciąży, może coś złapała? Co wtedy?
– Nie martw się tym teraz, co? – poprosił Philip, wrzucając po chwili kierunkowskaz. – Zagadamy z odpowiednimi osobami w szpitalu, zrobią komplet najważniejszych badań i wszystko będzie okej. Teraz skupiamy się na tobie i na tym, że lada chwila wrócisz na oddział. Trzeba się cieszyć! Słyszysz to? Starsze panie już spadają z krzesełek, żebyś tylko je zbadał!
Zaparkował auto na jednym z wolnych miejsc pod supermarketem, a potem wyjął z tylnego siedzenia torbę na zakupy, w której znajdował się portfel. Widząc niechęć przyjaciela, ponaglił go, mówiąc, że nie mogą marnować ani chwili, skoro czeka ich tak zabiegany wieczór. Doskonale widział ciągłe przybicie Victora, który nawet na moment nie umiał zapomnieć o wybryku młodszej siostry. Żałował, że nie dał jej do słuchu, wyrzygując dosłownie wszystkiego, co myślał. Był jednak dorosły i czuł, iż chwilowa ulga nie wystarczyłaby, aby zamaskować nadchodzące po niej wyrzuty sumienia.
Kręcili się między sklepowymi półkami, szukając odpowiednich składników. Nie ingerował w „cudowny" plan Phila, który dostał nagle olśnienia, twierdząc, że ma pomysł na danie nie z tej ziemi, od którego Victor dojdzie na stojąco. Nie umiał skupić się na zadaniach przydzielonych mu przez przyjaciela, wciąż rozpamiętując rozmowę z ojcem oraz Nicole. Pomimo tego, jak pozytywnie przebiegło jego spotkanie z ordynatorem, czuł dziwny niepokój. Gdyby ktoś od początku powiedział mu, jak po tych wszystkich latach będzie wyglądało jego życie, na pewno by w to nie uwierzył. I wybrałby coś zupełnie innego, chociaż wtedy nie widział drugiego wyjścia z całej sytuacji.
– Masz ten groszek? – Drgnął, słysząc głos przyjaciela, który przywołał go do porządku.
Pokręcił głową, a nagłe gorąco spowodowane zażenowaniem oblało go od stóp do samej głowy. Puszka zielonego groszku znajdowała się centralnie przed jego nosem, czego nie zauważał przez zamyślenie. Philip sięgnął do odpowiedniej półki i wrzucił do koszyka potrzebny produkt. Nie komentował, za co Victor był mu dozgonnie wdzięczny. W końcu nie miał co powiedzieć: doskonale rozumiał ciągłe przejęcie przyjaciela, które mogło powstać przed drobne roztrzepanie. Poinstruował go więc, gdzie znajdzie sałatę, chociaż tak jak w przypadku groszku, Vic doskonale o tym wiedział.
Od zawsze mieszkał w Shayall Springs, znał każdy zakątek tego miejsca – tu się urodził, wychował i żył aż do pójścia na studia. Nowy Jork poznawał podczas długich lat nauki, studenckich wypadów oraz licznych imprez. Jednak pomimo znalezienia miejsca, które pozornie mógł nazwać „swoim", on szybko odbierał dyplom, upewniał się, że niczego mu nie zabraknie, a potem wracał do rodzinnego miasta, licząc na łut szczęścia w znalezieniu pracy na oddziale tamtejszego szpitala. Właśnie w nim poznał Philipa, bez którego teraz nie wyobrażał sobie dalszego życia. Głęboko cenił sobie przyjaźń z nim i wiedział, że drugiej takiej osoby nigdy już nie spotka.
Z ulgą ponownie zajmował miejsce pasażera. Nie miał odwagi patrzeć na to, ile Phil zapłacił za zrobione zakupy. Notował w głowie przypomnienie oddania mu każdego centa, chociaż wiedział, że pewnie się na to nie zgodzi. Nie zamienili ze sobą ani słowa do chwili, gdy dojechali pod blok, w którym mieszkał Philip. Victor pomógł mu z zakupami i zamykał za sobą drzwi, dodając pytanie dotyczące tego, czy ma przekręcić zamek.
– Na pewno chcesz dziś wychodzić do baru? Możemy zostać w mieszkaniu, obejrzeć coś i po prostu się polenić – zasugerował Philip, wyjmując zakupione produkty i rozkładając je na blacie w kuchni.
– Coś ty, mam już dość gnicia na kanapie. Poza tym wyjazd do Nowego Jorku sporo mi uświadomił. Trzeba korzystać z młodości, nie?
– Mów za siebie. Ja mam wrażenie, że zaraz z całych tych nerwów zaczną wypadać mi włosy. I jak tak na to patrzę to czasem wolę spędzić piątkowy wieczór przed telewizorem... ale to jest czasem, nie dzisiaj. Dziś mamy co świętować! – Klasnął z podekscytowaniem w dłonie, a potem przedstawił przyjacielowi plan całego wieczoru.
– Ja nawet nie wziąłem z domu ciuchów na zmianę, a mam wrażenie, że śmierdzę szpitalem na kilometr. Nie ma mowy o wyjściu z twojego mieszkania nawet na centymetr.
– No to ci coś pożyczę, to nie problem. I pójdziesz wziąć prysznic. Nie, żebym narzekał na zapachy, czy coś. Chociaż nie... – Podszedł do Victora, a potem podniósł jego rękę, udając, że dokładnie go obwąchuje. – Śmierdzisz, a na to panienek nie wyrwiesz.
– A więc teraz bawisz się w swatkę? I ej, co ci nagle tak przeszkadza mój zapach? Jak zapierdalamy na oddziale, to jest okej, a pocę się wtedy jak świnia.
Zaśmiał się i pokręcił głową. Warzywa dokładnie umył, a potem wysuszył i położył przy desce do krojenia. Victor spytał go, w czym ma pomóc, jednak Phil kazał mu się rozgościć, twierdząc, że doskonale wie, gdzie co jest. Jeszcze chwilę Smith został z nim, dyskutując na temat pracy, która czekała go po powrocie na oddział, po czym ostatecznie wyszedł, kierując się w stronę doskonale znanej sypialni najlepszego przyjaciela.
Odgłos puszczanej pod prysznicem wody sprawiły, że na twarzy Philipa pojawił się szeroki uśmiech. Z magnetycznej belki zdjął jeden z ostrzejszych noży. Biały był jego ulubionym do krojenia wszelkiego rodzaju zieleniny. Czerwony, który wisiał dumnie tuż obok, przeznaczony był do mięs. Reszty używał, jak leciało.
Mieszkanie urządził w minimalistycznym, jednak nowoczesnym stylu. Dominowała u niego biel oraz czerń, które stanowiły idealny kontrast. Victor uwielbiał każdy szczegół tego miejsca, od dawna wiedząc, że zawsze był tu mile widziany. Do tej pory o pedantyzm Philipa zdołali pokłócić się tylko raz, co obaj uważali za ogromny sukces, bo bywali bardzo ciężcy oraz charakterni. Tamta sprzeczka zakończyła się trzaskaniem drzwiami oraz wyjściem Smitha, który zarzekał się, że nigdy nie postawi już stopy w mieszkaniu przyjaciela. Jednak długa rozmowa oraz przeprosiny załatwiły sprawę, a on doczekał się nawet swojego koca, który dostał w ramach rozejmu. Dzięki niemu Phil chciał mu udowodnić, że ma u niego chociaż jedną rzecz kompletnie należącą do niego.
Coś, co było pozorną błahostką, dla nich znaczyło naprawdę wiele. Tak samo jak wiele znaczyły liczne wieczory, gdy zamiast do domu na Dairy Arcade, Phil zabierał wymęczonego pracą Victora do siebie, mówiąc, że łóżko w jego sypialni od zawsze było za duże tylko na jedną osobę. Nie stanowili typów, którzy problematycznie podchodzili do kwestii rozbierania się przy sobie czy sypiania pod tą samą kołdrą. Wieloletni zapierdol w Szpitalu Springs Memorial pozbawił ich resztek jakiegokolwiek wstydu i sprawił, że niemal całkowicie się przed sobą obnażyli.
No właśnie, niemal, bo kwestią problematyczną nadal były przynajmniej dwa ogromne sekrety, coraz ciężej ukrywane przez Smitha.
Gorąca woda spływała po jego spiętym ciele, a on znowu pozwolił sobie na pochłonięcie się przez dręczące go myśli. Czuł, jak w jakiś sposób jego świat znowu się rozpadał, a kwestią czasu było tylko dostrzeżenie szkód, z których coraz częściej zdawał sobie sprawę. Co, jeżeli wszyscy go znienawidzą? Co, jeżeli straci dwie osoby, na których najbardziej mu zależy?
Nie suszył włosów, pozwalając im schnąć własnym tempem. Starał się nie grzebać za bardzo w szafie Phila, nie chcąc zniszczyć idealnego stosu koszulek oraz różnego rodzaju spodni. Gdy coś wysunęło się nie tak, jak powinno, szybko to poprawiał, licząc, że przyjaciel niczego nie zauważy. Nie, żeby miał z tym jakikolwiek problem. Victor uważał to jednak za strasznie niegrzeczne, a jakoś nie uśmiechało mu się latać w samym ręczniku i pytać o ubrania jak piętnastolatek. Ten etap już dawno mieli za sobą.
– Ale pachnie. – Głośno wciągnął powietrze do płuc, a potem mruknął z aprobatą.
– To tylko pieczarki z czosnkiem podsmażane na maśle. Poczekaj, aż za chwilę wrzucę do piekarnika mięso. Potrzebuję jeszcze połowy godziny, ale w lodówce mam pełno jogurtów i owoców, częstuj się. O i na czwórce leci jakiś przypadkowy odcinek Na ostrym dyżurze. Nie sądziłem, że puszczają to też w dzień.
– Jezu, człowiek wyjdzie z pracy, a praca z człowieka już nie, co?
– Totalnie. Jak poszło z Jamesem, tak swoją drogą? Nie chwaliłeś się szczególnie, oprócz stwierdzenia, że wracasz – zauważył Philip, odrywając wzrok od żaroodpornego naczynia, do którego chwilę wcześnie włożył spory kawałek mięsa. Starannie układał wokół niego warzywa, a potem polał całość oliwą i posypał pieprzem i solą, podczas gdy Victor rozsiadał się na barowym krześle po drugiej stronie blatu, na którym ten właśnie pracował.
– Lepiej niż przypuszczałem. Jeśli serio pójdzie to tak gładko, jak mówił, do późnej jesieni wszyscy o tym zapomną.
– No i ekstra. Zorganizować ci jakąś imprezę powitalną, czy coś, jak dostaniesz już grafik? „Witaj w domu" chyba nie przejdzie? A może lepszy będzie balonik z hasłem „to chłopiec"? Upiekę nawet niebieskie babeczki, ale bez cukru, żebyś się przypadkiem nie roztył. I tak musisz sporo nadgonić, kondycja już pewnie nie ta sama, co?
Perlisty śmiech Victora był czymś, co poprawiało humor Philipa w każdej sytuacji. Mężczyzna szybko uporał się z przygotowaniem posiłku, nie pozwalając swojemu gościowi nawet na obranie ziemniaków, które potem starannie kroił w łódeczki. Czterdzieści pięć minut później siedzieli obok siebie na barowych krzesłach, nadal zerkając co chwilę w stronę telewizora, aby śledzić fabułę jednego z ulubionych seriali, podczas jedzenia. Philip nigdy nie pokusił się o zakup stołu jadalnianego oraz krzeseł, chociaż po każdej wypłacie zarzekał się, że wreszcie tego dokona. Victor wielokrotnie rzucał mu przytyki, że pewnie to brak tego przeklętego stołu negatywnie wpływał na fakt jego singielstwa, jednak prawda była taka, że pracując tak ciężko, jak robili to oni, nie było zwyczajnie czasu na randkowanie oraz związki.
– O co wam w ogóle poszło, Vic? – rzucił Philip, dopijając swoją lampkę wina, gdy przyjaciel znowu poruszył temat siostry, bo ta pytała w esemesie, czy Gabe mógł pożyczyć coś do spania. Język zaczął mu się rozplątywać, a on narzekał, bo nienawidził, gdy cokolwiek różniło go z Nicole, a już bardziej nienawidził się z nią sprzeczać. – Przecież wy się praktycznie nie kłócicie – zauważył.
– O ojca. Wydaje mi się, że ona chce zwrócić na siebie jego uwagę. I jasne, czaję, jest jej źle z tym, że ją olewa... Po prostu to jest skomplikowane i tyle.
– Jeżeli sądzi, że może nie być jej biologicznym ojcem, zawsze mogą zrobić testy DNA, nie? Na chuj ta szopka?
– To jest po prostu serio cholernie skomplikowane – oznajmił po tym, jak jednym haustem skończył resztę wina, którą miał w swoim kieliszku. – I serio chciałbym ci powiedzieć, jak bardzo, ale sam byś nie uwierzył. Nie dolewaj mi więcej – poprosił, gdy Philip podniósł butelkę i przesuwał ją w jego stronę. – Dzięki. Więc, co robimy dalej? Nadal jesteś napalony na wyjście? – podjął, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
– No ba. Odświeżę się, zmienimy wdzianka i za pół godziny możemy lecieć. Zamówisz taksówkę? Sam wiesz, ile mi się schodzi z żelowaniem włosów.
– Olej to, laski polecą na nie i tak, zaufaj mi.
I o dziwo, Philip go posłuchał, jednak wcale nie myślał wtedy o kobietach, które mógł poznać podczas tego wyjścia, a o osobie, która miała mu w nim towarzyszyć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top