6 - „To się nazywa lojalność"
Następny poranek przyniósł Victorowi wirujące obrazy i nieznośny ból głowy. Przeklinał pod nosem, nie mając najmniejszej ochoty na opuszczenie łóżka. Nie wiedział, co sam myślał, a powrót do domu stanowił dosłowną pustkę, więc liczył, że przynajmniej w jakiś sposób nie udało mu się zbłaźnić przed połową miasta, ani przed własną rodziną. Przyciskał poduszkę do oczu, mając nadzieję, że dzięki temu światło słoneczne oraz okropny ból znikną, jednak nie czuł żadnej ulgi. Dłonią wymacał postać leżącą obok i mruknął, obejmując ją w pasie. Przez kompletnie nierealistyczny moment miał wrażenie, jakby cofnął się w czasie o te cholerne lata. Nawet czuł jej zapach, przez co odruchowo wypowiedział z pozoru zakazane imię, kojarzące mu się jednocześnie z tym, co najgorsze, a jednocześnie najlepsze.
– Nie tym razem – odpowiedziała Nicole, odwracając się i ziewając po chwili. Prawda jest taka, że nie zmrużyła tej nocy oka, ale za nic nie chciała dać tego odczuć komukolwiek. Westchnął jakby z zawodem, a rzeczywistość uderzyła w niego podwójnie. Czuł się cholernie źle, w szczególności przez fakt, że sytuacji psychicznie nie polepszył nawet spożyty zeszłej nocy alkohol. A już na pewno nie kac, który objawiał się bólem głowy oraz pragnieniem wymiotów nawet pomimo tego, że czuł ciężkość w przełyku po naprawdę ciekawej nocy.
– Rzygałem? – rzucił z obrzydzeniem, mając w ustach ten koszmarny kwaśny posmak.
– Jak kot. Spróbuj wziąć prysznic, a ja ogarnę ci śniadanie – oznajmiła, wstając z łóżka i przeciągnęła się. Od leżenia w tej samej pozycji bolało ją niemal wszystko, ale za wszelką cenę usiłowała zasnąć chociaż na chwilę, co tamtej nocy było niemożliwe. Kierowała się w stronę wyjścia i ostrożnie uchyliła drzwi, czekając tylko na atakującą od progu matkę. Odetchnęła, bo pustka dawała jej dziwną namiastkę spokoju. Zamiast wyjść, jednak cofnęła się, wiedząc, że Victor zasługuje na prawdę i skrzyżowała dłonie na piersiach, próbując zyskać dzięki temu chociaż odrobinę odwagi:
– Mama słyszała, jak wczoraj wydzierałeś się, że kogoś zabiłeś. Ja nie pisnęłam słowa, ale chyba musisz z nią o tym pogadać.
Nie dawała mu możliwości komentarza, opuszczając sypialnię brata. Traf chciał, że akurat wpadła na wuja, który posyłał jej pocieszający uśmiech, zauważając cienie pod oczami dziewczyny. Nie zamienili ani słowa, dołączając do Kathlyn oraz Charlotte, które dyskutowały w kuchni na temat planów na dzień. Rozmowa jednak ucichła, gdy kobiety usłyszały powitanie z jej strony, a nutka niezręczności zawisła w powietrzu.
– Jak on się czuje? – rzuciła matka oschłym tonem. Nicole zastanawiała się, czy czuła bardziej żal do niej, czy jednak idealnego syna, który wrócił do domu w tak złym stanie chyba pierwszy raz od swoich dwudziestych pierwszych urodzin, o których słyszała tak wiele anegdotek w kontekście rzeczy, których na pewno nie będzie mogła robić, gdy dorośnie. Wciągnęła do nozdrzy przyjemny zapach kawy, a niezaspokojone pragnienie snu potęgowało potrzebę kofeiny. Jak gdyby nigdy nic sięgnęła po kubek z szafki, nalewając sobie następnie odpowiednią ilość napoju, do którego dodawała potem mleka i kilka łyżeczek cukru.
– Wymiotował przez pół nocy, ale oprócz kaca nic mu nie grozi. No chyba, że mowa o konfrontacji z tobą, bo tego to mu naprawdę współczuję.
– Ty też nie zachowywałaś się wzorowo – upomniała Charlotte, nawet nie patrząc na córkę.
– To się nazywa lojalność. Serio, jak według ciebie powinnam się zachować? – zapytała Nicole, chwytając w obie dłonie kubek, a potem wzięła pierwszy łyk, po którym dodała jeszcze trochę cukru. – Kazać mu zadzwonić do ciebie w środku nocy i tłumaczyć, co się stało? Pozwolić, żeby poczuł się jak jeszcze większe gówno niż dotychczas, bo musisz wiedzieć wszystko od razu? Planował wygadać się zanim wróciłaś od cioci i wujka – oznajmiła, wybielając brata. Przerwała, biorąc kolejnego łyka i wewnętrznie chciała westchnąć, bo udało jej się odmierzyć idealną porcję mleka oraz kawy. – I możesz winić w tej sytuacji mnie, bo to ja namawiałam go, aby tego nie robił. Nie chciałam widzieć, jak to w nim pęka. Miałam nadzieję, że w ciągu tych kilku dni lepiej zniesie całą waszą rozmowę, ale najwidoczniej się myliłam, a jest z nim tylko gorzej, bo tama wreszcie pękła.
– Dlaczego uważasz, że powinnaś w ogóle wtrącać się w całą tę sytuację? – oburzyła się.
– Wystarczy. – Zaangażowane w dyskusję kobiety nawet nie zauważyły pojawienia się Victora, który stanowczo przerwał ich początkującą kłótnię. Skrzyżował dłonie na klatce piersiowej i spięty godził się z tym, jak momentalnie spojrzenia wszystkich obecnych w pomieszczeniu wylądowały na nim. Czuł się koszmarnie: nie zdążył wziąć prysznica, bo znał swoją matkę na tyle, aby wiedzieć, że jego nieobecność jedynie dodatkowo namiesza, zamiast poprawić sytuację. – Jeśli chcesz się na kogoś złościć, to tylko na mnie. Chcesz wiedzieć? Proszę bardzo – wyrzucił i może winę wciąż ponosiły tu resztki alkoholu w jego organizmie, jednak nie widział innej możliwości, jak tylko wyrzucenie prawdy na wierzch akurat wtedy. – Straciłem w piątek pacjenta. Dziewczynka miała niecałe siedem lat, a ja nie dość, że nie uratowałem jej życia, to dosłownie zmiażdżyłem jej żebra podczas próby reanimacji. Odciągało mnie od jej ciała trzech lekarzy, bo nie dawałem za wygraną. Ale i tak zmarła. Pomimo wszystkich prób... – jego głos drżał, gdy emocje przejmowały kontrolę. – Nie dałem rady. I na co mi to było, skoro ostatecznie i tak nic nie mogłem zrobić? – pytał, a złość przerodziła się w żal oraz ból tak głęboki, że z trudem przyszło mu złapanie normalnego oddechu. – Na jaką cholerę w ogóle poszedłem na medycynę, składając lata później przysięgę Hipokratesa? Miałem nigdy nie szkodzić pacjentom, bronić ich uszczerbku i krzywdy...
Jego słowa zawisły w powietrzu. Nikt nie wiedział, co powiedzieć, a obecna sytuacja była czymś wyjątkowym, bo z całej rodziny to właśnie Victor zawsze myślał trzeźwo i z pozoru nic nie mogło go złamać.
A przynajmniej tak było do dziś.
***
– A co ty, śpisz?
Gabriel drgnął, wybudzony z płytkiej drzemki przez brata, który stał nad nim, nie ukrywając wrednego uśmieszku. W zamyśle miał tylko na chwilę zamknąć oczy, bo w ciągu połowy godziny planował pojechać z wujem na zakupy. Kto by pomyślał, że mieszkanie z dwójką dodatkowych lokatorów może okazać się tak kosztowne? Jeszcze chwila, a mężczyzna miał prawo pożałować zgodzenia się na przeprowadzkę chłopców, bo sam był bezdzietny i nie bardzo wiedział, z czym to się tak naprawdę je.
– Spierdalaj – mruknął, biorąc głęboki wdech, aby uspokoić przyspieszone przez szok bicie serca. – Nie śpię.
– Jasne, jasne, tak tylko powieki obserwujesz.
Zaśmiał się, wstając. Rozprostował kości, pytając, czy dużo go ominęło, a przede wszystkim – czego chciał Ivan, skoro w ogóle zawracał mu dupę. Ten natomiast pokręcił głową, chcąc jedynie dowiedzieć się, za ile planował wrócić wujek, bo podczas śniadania jakoś ta informacja wypadła mu z głowy. Był umówiony z Nicholasem na piwo, jednak obaj wiedzieli, że skończy się pewnie na czymś o wiele mocniejszym. Dlatego Gabriel odmówił, chociaż proponowano mu dołączenie i puszczał mimo uszu komentarze na temat tego, jak był nudny.
– Może jeszcze się namyślę – obiecał, jednak nie bardzo w to wierzył. Miał ochotę zapytać Nicole, czy chciałaby dołączyć, bo z nią jakoś przyjemniej spędzało mu się czas. I okej, nie powinien aż tak spoufalać się z praktycznie obcą osobą, jednak w dziwny sposób czuł, że mógł jej zaufać, chociaż na razie nie miał ku temu wielkich podstaw. Poza tym chciał zaspokoić ciekawość dotyczącą tego, jak trzymała się po incydencie znad jeziora. Bo on, gdyby był na jej miejscu, prawdopodobnie nie trzymałby się wcale.
Miał wrażenie, że wywołał wilka z lasu, gdy wpadł na nią, kręcąc się czterdzieści minut później między sklepowymi półkami i szukając odpowiedniego makaronu, który przypasowałby specjalnej diecie Ivana. Równie dobrze mógł kupić mu zapakowane powietrze, bo ostatnio chłopak nie jadł prawie nic, a jeśli już, to wydziwiał, robiąc wszystkim pod górkę. Gorszy humor oznaczał u niego bycie naprawdę nieznośnym, a tylko tego brakowało Gabrielowi do szczęścia. Nadal miał wyrzuty sumienia przez zachowanie z imprezy u Nicholasa i chociaż ostatnio wrócił do domu niemal całkowicie trzeźwy, nadal nie potrafił pozbyć się wrażenia, jakby na każdym kroku robił coś nie tak, lub niewystarczająco mocno się starał. Zerknął na cenę paczki, która najbardziej miała pasować jego bratu i zaklął pod nosem. Czuł, że to odpowiedni dzień na kolejną próbę kontaktu z rodzicami w szczególności, że zalegali z przelaniem od dawna obiecanych im pieniędzy. Jednak nie wiedział, czy zwykły esemes załatwiłby sprawę, ponieważ pomimo ich olewczego podejścia sam czuł się dziwnie zobowiązany do tego, aby chociaż po tylu dniach wykonać telefon. Za pomocą dwóch kliknięć łączył się z odpowiednim numerem, a doskonale znany sygnał sprawiał, że jego serce odruchowo biło nieco szybciej niż normalnie.
Nicole od niechcenia pchała sklepowy wózek, wyprzedzając ciotkę, która wybierała odpowiednie warzywa do sałatki na obiad. Stwierdziła z mężem, że dzisiaj to oni przejmą pałeczkę w sprawie posiłku i wykorzystali to również jako możliwość na pozostawienie Charlotte z synem, bo musieli wyjaśnić sobie pewne sprawy we dwoje. Siostrzenica chętnie więc podłapała pomysł wspólnego wyjścia, jednak ta egoistyczna część jej osobowości wolała zostać w domu, zakopując się w pościeli i modląc o normalne zaśnięcie. Coraz bardziej przerażało ją to wszystko, bo tyle niemal bezsennych nocy nie mogły stanowić głupiego przypadku. Sprawa nie dawała jej spokoju nawet pomimo tego, że ostatnio jakoś normalnie spała. Uważała to jednak za jednorazowy fart, który teraz znowu ją opuścił. Najpierw myślała, że winę w tym wszystkim ponosił stres oraz złe samopoczucie, jednak sprawa stawała się już zbyt poważna. Chyba że William sam zechciał doprowadzić ją do takiego stanu, w ramach swoistej zemsty rzucając zaklęcie, które raczej nie należało do dozwolonych. W końcu również był nad jeziorem, więc jeśli obie sprawy łączyć miał ten sam mianownik, on jako pierwszy wystawiał się na światło podejrzeń. Tylko po co pisał do niej esemesa w środku nocy? Czy może dopadły go wyrzuty sumienia za próbę wyrządzenia jej krzywdy?
Zadrżała, nie będąc pewna, czy z powodu tak zaskakującej myśli, czy po prostu z dziwnego niepokoju, które znowu ją opanowało, obejmując z każdej strony. Żółć podeszła jej do gardła, bo to denerwujące przeczucie bycia obserwowaną wróciło, a ona rozglądała się, chcąc zrozumieć, co miało właśnie miejsce.
– Cholera – zaklęła, wybudzając się z zamyślenia w chwili, gdy prowadzony wózek uderzył w jakiegoś człowieka.
– Tak to mnie dawno nie nazywali.
Podsumowując sytuację na szybko: opanowała ją ulga, chociaż jednocześnie poczuła się odrobinę głupio. W relacji jej i niedawno poznanego Gabriela było bowiem to coś, co pozwalało jej na bycie sobą i minimalność tej dziwnej niezręczności.
– Cześć, Gabe. – Westchnęła głośno i wzięła kilka głębokich wdechów, aby uspokoić szybko bijące w klatce piersiowej serce.
– Wyglądasz, jakbyś właśnie zobaczyła ducha. I okej, to nie jest mój najlepszy stan z możliwych...
– Wybacz, zamyśliłam się.
Posłała mu przepraszający uśmiech, a on podrapał się po karku, mówiąc, że się nie gniewa. Pytał o jej samopoczucie po wczorajszym incydencie, jednak ona była wylewna jedynie w kwestii tego, co po powrocie do domu działo się z jej bratem. Na końcu języka miała chęć podzielenia się teorią spiskową dotyczącą swojego byłego już chłopaka oraz męczących ją od dłuższego czasu koszmarów, jednak czuła, że to jeszcze nie był na to odpowiedni moment... ani przede wszystkim odpowiednie miejsce na tego typu wyznania.
– Ivan wychodzi dziś z Nicholasem na piwo w jakieś podobno spoko miejsce. Chcesz dołączyć? – zaproponował, ignorując wibrację telefonu. Jej pojedynczość uświadomiła mu, że to pewnie brat znowu powiększał swoją listę zakupów, na co miał ochotę odesłać mu zdjęcie ekranu wyciągu z konta, na którym coraz bardziej świeciło pustkami. Przeklinał w myślach również sam pomysł wieczornego wyjścia, oczami wyobraźni już widząc, jak Ivan macha ręką na kolejną sugestię tego, że może powinni nieco przystopować z wydawaniem kasy, której nie mieli. Gabriel znajdował się trochę między młotem a kowadłem, z jednej strony naprawdę pragnąc spędzić więcej czasu z nowo poznanymi znajomymi, nie chcąc uchodzić za wyrzutka, a z drugiej chciał jak najbardziej zacisnąć pasa pod względem finansowym przynajmniej do czasu kolejnego przelewu od rodziców lub do chwili, gdy wreszcie nie znalazłby sobie jakiejś posady chociażby na lato.
– Wstępnie mogę się zgodzić, ale nie jestem jeszcze pewna, czy nie zostanę z Victorem.
– Nie trzyma się najlepiej, co? – podjął, krzyżując dłonie na klatce piersiowej i przez chwilę zapomniał o tym, czego w ogóle szukał na półce, przy której stał.
– Schlał się jak cholera i rzygał pół nocy.
– O kuuurwa, no to nieźle.
– Równie dobrze mogę wziąć go ze sobą, ale po wczorajszym nieco obawiam się awantury od mamy, która znowu może mnie obwiniać o fakt, że jej de facto od dawna pełnoletni syn sam się upił – skrzywiła się, jak najszybciej odsuwając od siebie poranną kłótnię.
– Och?
– Czy coś. No dobra, to jesteśmy w kontakcie? Nicholas pewnie wspomni coś o dzisiejszym wyjściu na konfie, więc mogę się wcisnąć.
– Nie możesz po prostu dodać mnie do znajomych? Będzie łatwiej i szybciej.
Uśmiechnęła się i wyciągnęła z kieszeni telefon, który podała mu, mówiąc:
– Dobra, przekonałeś mnie.
***
Liczyła na to, że prześpi się chociaż przez chwilę. Po zakupach od razu poszła do siebie, nawet nie sprawdzając, na czym stanęła sprawa Victora oraz jak przebiegła jego rozmowa z ich matką. Zamykała drzwi i oddychała z ulgą, a zmęczenie zaatakowało ze zdwojoną siłą. Na szybko przebrała się w coś luźniejszego, aby po chwili kolejny raz bezskutecznie liczyć na chociaż odrobinę spokoju podczas drzemki. Jednak nie było jej dane go dostać, bo świat znowu był przeciwko niej: albo telefon pękał od powiadomień, albo ktoś chodził po korytarzu, co ostatecznie uniemożliwiło jej sen. Zanim się, obejrzała do pomieszczenia wszedł Victor, który wyganiał ją pod prysznic, jeśli mieli być na miejscu o czasie. Nie zdążyła zadać mu żadnego z ciążących jej pytań, ale wiedziała, że prędzej czy później zaspokoi ciekawość.
Znowu szli na pieszo, bo nawet pomimo tego, że obiecali wrócić do domu w dobrym stanie, pogoda o tej godzinie była jeszcze zbyt dobra, aby męczyć się w aucie. Victor cieszył się z wolnego dnia i chociaż zwykle daleko było mu do fana takich wyjść, teraz chętnie towarzyszył siostrze, chcąc wykorzystać chociaż tę możliwość, aby jednak nie zostać w domu i kolejny raz poddawać się destruktywnym myślom. I jasne, dziwnie było mu z faktem, że kolejny raz męczył jej znajomych, jednak z niektórymi z nich miał o tyle dobry kontakt, że sami wypytywali Nicole o powód, dla którego danym razem stawiła się bez brata.
– O, cześć! – Dziewczyna uśmiechnęła się, słysząc głos Gabriela, który jakby wyrósł spod ziemi. Próbowała uspokoić przyspieszone bicie serca, mając nadzieję na opanowanie tego dziwnego niepokoju, a potem uściskała, go żartując, że znowu się spotykają.
– Pamiętasz, jak podczas odprowadzania cię z Grace mówiłyśmy o miejscach, które musisz odwiedzić, poza oczywistymi? To jest zdecydowanie jedno z nich.
Do paczki niemal natychmiastowo dołączył Domenic i Nicholas, żartując do Nicole ze zdziwieniem, że po wczorajszej akcji nie spodziewali się zobaczyć jej przynajmniej do dwudziestych pierwszych urodzin. Pokręciła głową, odpuszczając sobie komentowanie tego, bo już i tak miała na głowie wystarczająco nerwów związanych z tym przeklętym podtopieniem znad jeziora. Dzisiaj chciała wyluzować, wypić parę drinków, może niekoniecznie się upić, ale zwyczajnie poczuć spokój, którego nie czuła od dość dawna. Wszystkie zmartwienia postanowiła zostawić na kolejny dzień.
Hades to nie był zwykły bar, a miejsce, w którym każda nadnaturalna istota mogła poczuć się swobodnie. To właśnie tu dzięki jednemu wpisowi w księdze gości można było odciąć się od wszystkich trosk oraz zmartwień, spędzając czas przy wyjątkowych drinkach, a czasem nawet muzyce na żywo. Okres letni zapowiadał sporo imprez tematycznych oraz koncertów zespołów garażowych z niedalekiej okolicy. Nicole z utęsknieniem wspominała zeszłe lato, gdy spędzała tu pełne wrażeń wieczory w towarzystwie Williama. Niemal czuła jego obecność, dlatego jako pierwsza rzuciła się do karty drinków, bo im szybciej złoży zamówienie, tym szybciej alkohol nieco ją rozluźni.
Gabriel ze spięciem obserwował swojego młodszego brata, którego mina zdradzała chęć zaszalenia i pokazania znajomym, że jest poważnym graczem. Nie miał jednak w sobie wystarczająco odwagi, aby przypomnieć mu o ostatnich pieniądzach na koncie oraz zaskórniakach, mających stanowić ostateczność. Ze złością przypominał sobie własną naiwność, gdy jeszcze kilka dni wcześniej zgadzał się, aby rodzice zrobili pierwszy przelew dopiero po tym, jak bracia dotarliby na miejsce. Od tamtej pory minęło już kilka dni, a oni nie widzieli ani śladu po jakimkolwiek telefonie oraz obiecanych pieniądzach, bez których powoli przestawali sobie radzić. Żałował wyjścia z domu i gorączkowo myślał nad wymówką, bo przecież mógł wyrwać się przed zamówieniem pierwszego drinka, jeśli teraz ominąłby kolejkę. Nie pocieszały go nawet pozornie przystępne ceny, ponieważ bazując na ich obecnym stanie konta, to i tak było za mało.
– Kto płaci? – rzucił Nicholas, a Gabriel poczuł ból ramion spowodowany poruszeniem niezręcznego tematu.
– Zaprosiłeś? To stawiaj. Na nas pójdzie druga kolejka. – Nicole uśmiechnęła się pocieszająco do starszego z braci Mitchell, doskonale pamiętając to, jak ostatnio zwierzał jej się z problemów finansowych. Widziała po nim, że rodzice wciąż nie zrobili przelewu, a ona sama doskonale wiedziała, jak beznadziejnie było prosić kogokolwiek o pieniądze. Jednak miała wsparcie w postaci brata i chociaż zdarzało mu się żartować na ten temat, nigdy nie zostawił jej na lodzie.
– Jakie nas, skoro to ja będę płacił? – oburzył się żartobliwie Victor.
– O jeju oddam ci w domu.
– Przecież żartuję. Najwyżej znowu mnie przenocujesz i będziemy kwita.
– Co to za zapędy kazirodcze? – Domenic podłapał temat, przywołując kelnerkę, która lada moment miała do niego podejść, bo jakoś nie umiał zdecydować na co mógł mieć ochotę.
– Widać, że nie masz rodzeństwa.
– Ja mam brata i jakoś nie zdarza nam się razem sypiać – zauważył Ivan, włączając się do rozmowy.
– To dopiero byłoby dziwne.
Wszyscy w jakiś sposób obawiali się niezręcznej otoczki, jednak alkohol skutecznie się jej pozbył. Kolorowe drinki szybko wchodziły w całe towarzystwo, a ostatecznie nawet Gabriel przestał denerwować się sumą, którą ostatecznie będą musieli oddać z bratem nowym znajomym. Victor chętnie wychodził z Nicholasem, Domeniciem oraz Ivanem na papierosa i mimo uszu puszczał śmiech siostry, która przypominała mu, że tym razem nie ukryje przed matką zupełnie nic, więc będzie musiał bronić się sam.
– Jezu, co jest w tych drinkach? – zapytał starszy z braci Mitchell, gdy zostali sami. – Wchodzą jak sok, kopią jak cholera, a ja wcale nie czuję się zmęczony...
– Coś na rozluźnienie i małe doładowanie. A wiesz, co jest w nich najlepsze? – nachyliła się w jego stronę, jakby ktokolwiek faktycznie mógł podsłuchiwać ich rozmowę. – Ja, ty, Ivan i Victor nie skończymy z kacem, bez względu na to, ile wypijemy. Z chłopcami może być gorzej, chociaż mają mocne głowy.
– Więc to to poczułem! – Klasnął w dłoń, celebrując w ten sposób swój sukces.
– To to zwyczajna magia. Dosłownie.
– Shayall Springs wygląda na dość luźne miejsce pod względem zakazów, nakazów i całego tego gówna – zauważył, bawiąc się swoją słomką. Newark było pod tym względem zupełnym przeciwieństwem, gdzie każde, nawet najmniejsze zaklęcie było monitorowane.
– Tylko, jeśli nie pochodzisz z jednej z czterech rodzin – oznajmiła, od razu dodając wyjaśnienia, bo jego mina doskonale wyjawiła jej, że nie bardzo wiedział, o czym mówiła. – Hillowie, Campbellowie, Evansowie i Smithowie mają nieco pod górkę. Taki nas zaszczyt kopnął. – Wywróciła oczami, tracąc humor przez samą myśl o tym, kto ich w to wszystko wpakował.
– Chodzi o członków rady?
– Dokładnie.
– I serio jest tak źle?
– Nie pytaj mnie o takie rzeczy, gdy jestem podchmielona – poprosiła, sięgając po swojego drinka, aby upić kolejny łyk. – Bo powiem o kilka słów za dużo, a dopiero to skończy się źle.
***
Victor naumyślnie ignorował wiadomości od matki, która prosiła o jak najszybszy powrót do domu. Skinął jedynie głową w stronę siostry, a ona nie musiała pytać, bo doskonale wiedziała, co miało właśnie miejsce.
– Idziemy na ostatniego i spadamy, co? – rzucił, a potem uregulował rachunek po wezwaniu kelnerki z terminalem. Nicole odpowiedziała, że dopije swojego drinka, skorzysta z toalety, a potem do nich dołączy. Nicholas podczas opuszczania lokalu dyskutował z Victorem na temat sumy, którą miał przelać mu za napoje swoje oraz Domenica, a on kazał mu się nie martwić, sugerując wolną rękę do zapłaty następnym razem. – No co tak patrzysz? Miałem ostatnio sporą wypłatę. Nie jestem już studentem.
Ze śmiechem wychodzili na zewnątrz, zostawiając Nicole samą. Dziewczyna szła w stronę łazienki, bo chociaż do domu nie miała wcale tak daleko, nie chciała pokonywać powrotnej trasy z pełnym pęcherzem. Nieco przerażało ją to, że znajdowała się tam sama, a przytulności miejscu wcale nie dodawało migające światło jarzeniówki z sufitu. Przemyła policzki zimną wodą i sięgnęła po papier z dyspozytora, którym wytarła mokre miejsca. Spojrzała w lustro, a pełen zaskoczenia jęk opuścił jej usta, bo chociaż lustrzane odbicie nie różniło się od rzeczywistości niemal wcale, szkopułem wciąż pozostały oczy. Jedna tęczówka była bezbłędnie niebieska, taka, jaką Bóg ją stworzył przed parunastoma laty, jednak druga...
Głęboki brąz, tak obcy i nieznany odebrał jej na moment dech.
Przez dłuższą chwilę nie wierzyła w to, co widzi. Zastanawiała się, czy faktycznie w wypitych drinkach nie znajdowało się coś, co mogło powodować u niej halucynacje. Trzask w jednej z kabin sprawił, że odwróciła się gwałtownie, zaciskając dłonie na umywalce. Nie miała jednak siły na możliwe starcie, dlatego czym prędzej opuszczała pomieszczenie, a myśli, którymi tej nocy nie chciała zaprzątać sobie głowy, powróciły, przynosząc kolejne teorie spiskowe.
Niemal truchtała zbyt ciemnym korytarzem, chcąc jak najszybciej wyjść z lokalu. Rozglądała się gorączkowo, mając wrażenie, że czuje czyjś oddech na plecach bez względu na to, jak szybko próbowała iść. Wpadając na Gabriela, pisnęła i w tej chwili akurat cieszyła się, że muzyka była zbyt głośna, aby usłyszał to ktokolwiek oprócz ich dwójki.
Przez tyle czasu szukała wspólnego mianownika swoich problemów, a on przecież sam wyrastał przed nią w najmniej oczekiwanym momencie. Może właśnie o to chodziło i odpowiedź na wszystkie pytania sprowadzała się do jednej, pozornie nieszkodliwej osoby.
– Wszystko gra? Wyglądasz na zmartwioną – zauważył, patrząc na nią łagodnie. Dłonie jej drżały, co wskazywało na ogromny stres, a on w głowie miał tysiąc myśli tego, co mogło stać się w ciągu tych zaledwie kilku minut.
– Trzymaj się ode mnie z daleka.
Zmarszczył brwi, chcąc położyć jej dłoń na ramieniu, ale szybko ją odepchnęła, zachowując odpowiedni dystans.
– To było aż za proste – wyjawiła, jakby tłumacząc oczywistość. – Trafiam na ciebie za każdym razem, gdy dzieje się coś złego. Moje koszmary i ta akcja znad jeziora to nie przypadek i oboje dobrze o tym wiemy. Tłumacz się, do cholery, bo ja wiem, że masz z tym coś wspólnego. Czemu to robisz? Umówiłeś się z Willem, prawda? To on cię do tego namówił?
Na jego usta wstąpił pełen niedowierzania uśmiech, co ani na moment nie zbiło jej z tropu. Czy to ten moment w filmach, gdy złoczyńca dokonuje wielkiego ujawnienia? Bo jeśli tak, częściowo cieszyła się, że wreszcie pozna powód całego tego szamba, w jakie wpadła. Czuła się żałośnie tylko przez to, że połączyła kropki dopiero teraz.
– Musisz mi uwierzyć... – podjął, jednak ona od razu weszła mu w zdanie, odpowiadając:
– W co? Że tak po prostu wskoczyłeś za mną do wody, wiedząc, że potrzebuję ratunku? Nie wydawałeś się zaskoczony tym, że tonęłam.
– Po prostu byłem w odpowiednim miejscu i czasie.
– A potem o wszystko wypytywałeś, jak gdyby nigdy nic? Jezu, jaka ja jestem żałosna, że dałam ci się podejść. – Pokręciła z żalem głową, czując drżenie rozemocjonowanego ciała. – Na tym świecie nie ma niczego takiego, jak pierdolone przypadki. Nie wiem, ile William dał ci kasy, żebyś mnie dręczył, ale ostrzegam cię, żebyś przestał.
– Ja nawet nie znam gościa! – oburzył się, podnosząc ton. – Rozumiem, nie znasz mnie, te rzeczy, jednak jestem ostatnią osobą, która mogłaby kogokolwiek skrzywdzić.
– I twierdzisz, że powinnam w to wierzyć? To dlaczego wszystko zaczęło się od waszego przyjazdu do Shayall Springs? Serio, Gabe, jestem już tym wszystkim zmęczona. Mam nadzieję, że bawiłeś się świetnie – powiedziała z sarkazmem, czując mdłości spowodowane tak szokującym odkryciem. – A teraz spieprzaj z mojego życia – kazała. – Bo naprawdę nie chcesz wiedzieć, co może zrobić mój ojciec, jak przyjedzie do miasta i dowie się o wszystkim.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top