Rozdział trzydziesty trzeci

Olivia

Powiedzieć, że Prudence była zaskoczona, kiedy, jak gdyby nic pojawiłam się na zajęciach to, jak nie powiedzieć nic. Mimo że nie powiedziała ani słowa, czułam na sobie jej spojrzenie, jakim mnie przeszywa. Strój spełnił swoje zadanie, bo dziewczynom z innym kierunków bardzo się spodobał i dałam im namiary na Corelię. Za to Prudence chyba nie spodziewała się tego, że okażę się tak silna. Ta maska obojętności naprawdę mi się przydawała. Nakładałam ją już tak długo, że sama się taka stałam. Obojętna i niedostępna na zewnętrzne bodźce. Dzięki temu nikt nie wiedział, gdzie się zaczyna prawdziwa ja, a gdzie kończę.

Bo prawda była taka, że czasami sama tego nie wiedziałam.

Bo wydawało się, że tamta Olivia gdzieś zniknęła. Została zastąpiona aktualną wersja, która starała się przystosować do panujących zasad w środowisku, często wtopić się w tło będąc obserwatorem niż działać. Bo tak było łatwiej przejść niezauważonym w tym tłumie, który preferował naśladownictwo.

Tyle, że z dnia na dzień chciałam się od tego odciąć. Odliczałam dni do konkursu, który mógł zmienić moje życie.

Odliczałam dni, do momentu, kiedy wreszcie zacznę żyć życiem, którym naprawdę chcę. A także en jeden konkretny dzień, w którym wreszcie postawię na swoim i przestanę spełniać oczekiwania innych w pierwszej kolejności, a skupię się na swoim budowaniu kariery.

Bo marzyłam o tym, że wreszcie to wszystko uda mi się spełnić.

Począwszy od rozmowy z moim ojcem, zbliżeniu się ponownie do mamy i zachęcenie jej do powrotu do pracy w swoim zawodzie, a następnie zakończenie relacji z Reinaldem, ustalenie nowych zasad panujących w Julliard, bo musiało się coś zmienić, zanim chora rywalizacja doprowadzi do tragedii. Nie chciałam tego doświadczyć na własnej skórze. Wczorajsze siniaki zblakły, ale wspomnienie pozostało jak żywe.

Wiedziałam, że na powrót przyjaźni z Prudence ani na zaciśnięcie jakikolwiek więzi koleżeńskich nie miałam co liczyć. Nie po tym co odwaliła, a to wszystko dlatego, bo dzisiaj do naszych prób dołączył mistrz, a prywatnie znajomy nauczycielki tańca. I nawet ona była dzisiaj dla nas łagodniejsza, jeśli można nazwać to, że jej krzyk nie był tak donośny jak zwykle i zebraliśmy opiernicz tylko kilka razy.

Wiedziałam, że to nie bynajmniej dlatego, bo byliśmy tak perfekcyjni.

Pomimo intensywnych godzin prób, musieliśmy nadal dużo ćwiczyć.

—Perfekcja nie przychodzi sama z siebie. —Głos Cyry niósł się niczym brzęczące dzwoneczki nad naszymi uszami. — Musicie sobie na nią zapracować. A nawet wtedy, kiedy będziecie perfekcyjni w tym co robicie, nadal nie zaprzestańcie ćwiczyć. Bo tylko ciągłym wysiłkiem możecie ją zatrzymać przy sobie. Mistrzowie baletu robią to samo co wy. Ćwiczą. —zakończyła, a jej wzrok zatrzymał się na każdym z nas.

Oczekiwała, że będziemy idealni w świecie powielonych schematów, a ja naprawdę chciałam się taka stać. Idealna na tyle, by ktoś mógł to we mnie dostrzec i nigdy w to nie wątpić.

Idealna baletnica, która chce i pragnie ze wszystkich sił przełamać te schematy o tym, że pewniejsza jest znana nam ścieżka, którą ktoś już podąża.

Bo chciałam więcej. Bo pragnęłam wyrwać się z tego życia, w którym byłam otoczona prowizoryczną bańką. Bo nie byłam tylko córką Riccarda Salvatore. Byłam też Olivią.

I chciałam udowodnić sobie, że ciągle nią jestem.

Dzisiejszy akt na scenie był wymagający inaczej. Musiałam udawać, że wcale, a wcale nie chce zepchnąć Prudence ze sceny za każdym razem, gdy wpatrywała się we mnie takim wyniosłym spojrzeniem. Ale balet pomagał mi zachowywać stoickie opanowanie, wyrażałam w końcu emocje za pomocą gestów i ruchów. A to, co myślę, było tylko moje.

Zachowywałam spokój, gdy inni na moim miejscu postąpiliby zupełnie inaczej.

Dziewczyny się na sobie nawzajem mściły, a ja byłam daleko od takich zachowań, chyba że uderzały w bliskie mi osoby. Wtedy nawet się nie zastanawiałam.

Dlatego kiedy Jonathan poprosił mnie o spotkanie, bo chciał pogadać, ale nie w obecności Doriana, to lekko się wystraszyłam, bo zachodziłam w głowę o co mogło chodzić. Wydawało mi się, że między nimi wszystko się układa.

Przyjaciel był jednak tajemniczy i powiedział, że wszystkiego się dowiem na miejscu. Kiedy podał mi adres jednej z najlepszych restauracji w Nowym Jorku, pomyślałam, że nie może być aż tak źle, skoro wybrał to miejsce, zaraz jednak sobie przypomniałam, jak zajadał się fastwoodami po pierwszym zerwaniu z Dorianem. Przezywał to strasznie, a potem narzekał, że przez tego dupka strasznie przytył. Był wtedy w opłakanym wstanie i nie chciałam go widzieć takim nigdy więcej.

Z ta myślą, ignorując podążającego za mną Benjamina, pchnęłam mocno drzwi, tytle, że ktoś też to zrobił. Poczułam mocny uścisk na ramieniu i napotkałam poważny wzrok Gabriela, lecz zanim zdążyłam spytać co tu robi, zakomenderował, że mam podążyć za nim, bo muszę coś usłyszeć.

Podążyłam za nim do zarezerwowanego stolika, przy którym siedzieli znajomy z wyglądu młody mężczyzna i Prudence. Ani śladu Jonathana, co zdążyłam zauważyć rozglądając się szybko, ale uważnie po sali. Przeczesałam skonsternowana palcami rozpuszczone włosy, które opadały mi poskręcane z powodu nadmiernego wcześniejszego wysiłku na próbach.

Prudence też była zaskoczona moją obecnością, a więc ona również nie miała pojęcia co tu jest grane.

Gabriel przeszedł od razu do rzeczy, nie obchodząc się wcale łagodnie z Prudence, która podczas jego rzucanej groźby wyraźnie starała się udawać nieporuszoną, ale zdradzały ją gesty i usta zaciśnięte w wąską linijkę, a także przyspieszony oddech i coraz mniej pewniejszy ton głosu, kiedy wreszcie się odezwała.

To był pierwszy raz, kiedy Prudence nie wiedziała, jak dobrać słowa. Nie trwało to długo, bo kiedy towarzyszący jej mężczyzna rzucił komentarz o podziękowaniach za randkę w ironiczny sposób, ta prychnęła i wstała od stołu. Zbladli jednak nieznacznie wpatrując się w stolik naprzeciwko nas. Ja też spojrzałam, tam, gdzie ona. Josh Trevan we własnej osobie, do niedawna jej chłopak. Ten sam, który według niej chciał do niej wrócić, choć jego zachowanie temu mocno przeczyło. Wpatrywał się w nią z rozczarowaniem, a więc musiał wszystko słyszeć. Czy to było zamierzone, aby w taki sposób ją upokorzyć, a tym samym pokazać jaka jest naprawdę i dać na zawsze do zrozumienia, że są ludzie, którzy nie będą jej przyklaskiwać?

Prudence nie była do tego przyzwyczajona.

Tak samo, jak ja do tego, aby mężczyźni pomagali kobietom zupełnie bezinteresownie i z własnej nieprzymuszonej woli.

Zdławiłam w gardle gulę i skupiłam się na Gabrielu. Siniaki na jego kości policzkowej już całkiem zdążyły wyblaknąć, poruszał się normalnie, bez żadnych oznak tego, że nie tak dawno temu został pobity. Trzymał się naprawdę dobrze.

Zajęłam niedawne miejsce Prudence, Benjamin zatrzymał się przy drzwiach wejściowych, mając idealne warunki do obserwowania otoczenia. Odwrócony bokiem do drzwi, a przodem do nas.

Co ci zamówić?

Podparłam łokieć na stole i posłałam Gabrielowi spojrzenie pełne zaskoczenia.

—Jak ktoś stawia to bierz. Nie znasz tej zasady? —spytał, przechylając głowę na bok i w międzyczasie podsuwając mi kartę menu.

—Znam doskonale tę, która mówi, że gdy biją się, to uciekaj.

Gabriel posłał mi uważne spojrzenie.

—I do niej się nie stosujesz.

Wzruszyłam ramionami, ale po chwili odparłam.

— Nie ja jedna, prawda?

Towarzysz Gabriela przypatrywał się nam, nie wtrącając się.

— Gardzę tymi, którzy wbijają przyjaciołom nóż w plecy. Oraz tymi, którzy uważają się za silnych, w momencie, kiedy podcinają innym z premedytacją nogi.

Aż poczułam przyjemne ciepło, które mnie ogarnęło po słowach Gabriela, choć w jego onyksowych tęczówkach widać było furię.

— Rozumiem, że Jonathan nie ma żadnych problemów? —spytałam, a Gabriel rzucił mi spojrzenie w stylu" ty zdecyduj"

Od: Jonathan.

O wilku mowa.

Nie gniewaj się, ale on chciał dobrze da ciebie.

Ps. Chłop zdobywa u mnie kolejny plus. Dobrze wybrałem idola, nie ma co.

Zdusiłam w sobie rozbawienie spowodowane słowami mojego przyjaciela, ale nie udało mi się zmylić Gabriela.

—Rozumiem, że fascynacja moją osobą weszła na wyższy poziom?

—Jeśli o mnie chodzi to dopiero teraz udało ci się wejść na jakiś poziom. —zripostowałam.

Dało się słyszeć buczenie z ust jego kumpla, który po chwili się zreflektował i wyciągnął dłoń w moją stronę.

—Drake Keller jestem. —przedstawił się.

—Olivia Salvatore. —odparłam, chwytając jego dłoń, którą ten potrząsnął energicznie, na co Gabriel spojrzał się na mnie z nieodgadnioną miną i brwiami uniesionymi do góry.

— No co? —zmarszczyłam brwi.

Nie odpowiedział, tylko przywołał po chwili kelnera.

—Przepraszam, czy tutaj podajecie jeszcze coś, czym można się najeść?

Młody chłopak w uniformie kelnera wydawał się zmieszany.

— Podajemy wyśmienite jedzenie, które jest tworzone z najwyższej jakości składników.— Kelner chciał mówić dalej, ale Gabriel mu przerwał.

— Podsumujmy. Mam wydać pięćdziesiąt dolców na jakaś trawę?

—Ależ nie, nie, przygotujemy panu taki posiłek, z którego będzie pan zadowolony.

Gabriel pokręcił głową, a Keller wstał. Cała trójka spojrzała się na niego.

— Ja spadam. Bardzo miło mi było ciebie poznać Olivio. Cieszę się, że się zgodziłem na ten plan pomocy dla cholernego wrzodu na tyłku

—Słucham? —spytałam obruszona.

Keller skinął głową w kierunku Gabriela.

—Jego słowa.

Patrzyłam za nim jak wychodzi z restauracji, ale zmarszczyłam brwi, gdy Gabriel również się podniósł.

—Wychodzimy. —zakomenderował, a nasza trójka zbaraniała. Kelner wyglądał tak, jakby nie wiedział, co ma zrobić.

—Mogę zawołać szefa kuchni, może przygotować coś specjalnie dla państwa, ale Gabriel go zignorował, patrząc tylko na mnie.

—No, zbieraj się.

—Ale mamy tak po prostu wyjść? Wiesz, że do tej restauracji ludzie z wyprzedzaniem składają rezerwację? —spytałam, bo mój ojciec często wpadał tutaj na kolacje służbowe.

Spojrzał się na mnie, jakby mnie nie rozumiał.

—No, mamy tak po prostu wyjść? —spytałam ponownie, aż zauważyłam, że wzbudzamy niemałe zainteresowanie.

—Wiesz, że jeśli coś się nie podoba w danym miejscu, możesz go opuścić, bo tak to właśnie działa, prawda? —Nie odpowiedziałam, bo prawdę mówiąc nie, nie wiedziałam, choć powoli się tego uczyłam, dlatego kiwnęłam głową.

—No to chodźmy. —zadecydowałam i ruszyłam.

—Właściwie to gdzie jedziemy? —spytałam, kiedy otworzył drzwi od strony pasażera. Poczułam ten zapach piżma i wody kolońskiej. A wnętrz auta było wysprzątane.

—Pewnie nie mam co liczyć na to, ze nadal masz moja szpilkę?

Uniósł do góry brwi, a ja westchnęłam.

—Pewnie, mam go w garderobie.

—Serio? —popatrzyłam na niego.

—Czy ja ci wyglądam na kolekcjonera zagubionych rzeczy jakichś nieogarniętych panienek?

Wiedziałam, że rzucił złośliwy komentarz, ale go zignorowałam, bo zaczęło mi burczeć w brzuchu, a mój ochroniarz spoglądał w naszym kierunku, będąc blisko.

—Jestem głodna, więc jeśli mi zaraz nie powiesz, gdzie jedziemy to...—zaczęłam, ale Gabriel totalnie mnie olał i zasiadł za kółkiem, odpalając silnik, rzucając tylko: —Jedz za mną.

Prychnęłam, ale wsiadłam do auta, a mój ochroniarz popatrzył się na mnie dziwnie.

—Nie ufam mu.

Ja też. Ale jestem głodna i szczerze mówiąc nawet mógłby mnie teraz zakopać gdzieś, ale obym umarła z pełnym żołądkiem.

Za dwa dni miałam dostać okresu, więc moje zachowanie faktycznie mogło niektórych dziwić, bo byłam zmienna w nastrojach.

Times Square jak zwykle tętnił życiem. Nie było co się temu dziwić i mój ochroniarz był nastawiony sceptycznie do pomysłu zwiedzania miasta o tej porze, nawet jeśli tyczyło się to jedzenia. W końcu to centrum miasta słynęło z najbardziej rozpoznawalnego miejsca na świecie i byłam bardzo zdziwiona, że Gabriel nas przywiódł właśnie tutaj. Bo tutaj działo się bardzo dużo i było bardzo głośno. Bilbordy rozświetlały ulicę, a rząd mijanych sklepów wabił oko wystawami. Zapach jedzenia wydobywający się z okien restauracji z kolei wabił moje powonienie.

A ja stawałam się już niecierpliwa. Przez co zasypywałam Gabriela pytaniami;

—Daleko jeszcze? Gdzie nas zabierasz? Daleko jeszcze? —Oczywiście mój głos nikt wśród kakofonii tylu dźwięków, a on miał dobry pretekst do tego, by mi nie odpowiadać. Eksplozja świateł w porze wieczorowej nas zalała, a wielkie ekrany przyciągały grupę nastolatków, którzy wpatrywali się w reklamy. Zdziwiło mnie, że Gabriel wybrał to tak tętniące życiem miejsce, skoro sam nadawał się idealnie do życia w jaskini. Z tym swoim beznamiętnym wyrazem twarzy, z zaciśnięta szczęką, z szybkim chodem i aura, która wokół siebie roztaczał.

Bo ten mężczyzna składał się z mroku widocznego w jego duszy i onyksowych tęczówkach, w których skrywał się ziejący chłód.

Był niedostępny dla większości świata, nie ukrywał się za pozorami tak jak ja. Był bezpośredni, robił to czego chciał, a nie to, co ktoś mu narzucił. Zastanawiałam się, czy było tak zawsze? I dlaczego nie dopuszczał do ani jednej chwili zawahania? Wątpliwości były przecież ludzkie.

Takie jakie miałam w tej chwili ja, kiedy spacerowaliśmy w trójkę. Gabriel był po mojej lewej, a z tylu, jak mój cień podążał Benjamin.

—Daleko jeszcze? —spytałam, ale Gabriel zatrzymał się nagle przed budka telefoniczną.

—Jesteśmy.

Zmrużyłam oczy, starając się coś dojrzeć poza ta budka, ale nadaremno.

—Gdzie jesteśmy?

—Na miejscu. —odparł i otworzył lekko zniszczone duże drzwi z zielonymi obudowaniami.

—Które wygląda dosyć niepokojąco? —Uniosłam do góry brwi, na co kąciki jego ust drgnęły.

Zanim przekroczyłam krok, Benjamin pierwszy zbadał teren.

—Przecież nie naraziłbym cię na niebezpieczeństwo.— usłyszałam poważny tembr głosu Gabriela.

Przecież nie dam nikomu ci zrobić krzywdy. Będzie dobrze.

Usłyszałam te słowa, które ojciec powiedział do mamy dzisiaj rano, kiedy przechodziłam obok jego biura.

Przeszłam ponad ramieniem Gabriela i zdziwiłam się, bo okazało się, że za tymi drzwiami znajdowała się chińska restauracja. Gabriel zauważył mój wzrok.

—Pozory mylą, prawda?

Wnętrze restauracji było zadbane, przytulne, choć nieco ekstrawaganckie. A mimo to, kiedy zasiadłam na żółtej kanapie, naprawdę poczułam się tu. dobrze.

—Co zjesz?

—Sushi—odparłam natychmiast. — Największy zestaw—dodałam po chwili.

Kelner zbliżył się do naszego stolika, by przyjąć zamówienie, ale zamarł z uniesionym długopisem w dłoni.

—Gabriel Ridello przyszedł tutaj z dziewczyną! Nie sadziłem, że ujrzę taki widok, młody na pewno się ucieszy, jak mu powiem.

Gabriel rozsiadł się wygodnie, połozy łokieć nad moim oparciem, przez co obrzuciłam go niezadowolonym spojrzeniem.

—Ja mu to powiem osobiście.

Chłopak o ciemnej karnacji, ciemnych krótko przystrzyżonych włosach, uśmiechnął się szeroko, po czym poklepał Gabriela po kolanie.

—Cieszę się ogromnie. Mogę już przyjąć wasze zamówienia?

—Tak. Dwa razy najlepszy i największy zestaw sushi, jaki macie.

Zostało to zapisane, po czym Gabriel przytrzymał moją dłoń, którą zacisnęłam na jego udzie.

—Przyszedłeś tu z dziewczyną? Z dziewczyną... Z dziewczyną?! —podniosłam swój ton głosu.

—Czy ja o czymś nie wiem? —Obrzucił mnie spojrzeniem od stop do głów, po czym pokiwał do siebie. —Wszystko zgadza się idealnie.

Szturchnęłam go łokciem, prze co stęknął.

—No zaraz, dostaniesz jedzenie. Uspokój się—mruknął do mojego ucha.

Spiorunowałam go wzrokiem.

—Przyszedłeś tu z dziewczyną, a ja nic o niej nie wiem? —Przed nami po niespełna dwudziestu minutach pojawił się kelner wraz z zamówieniem.

—No popatrz, bo ja też dowiedziałam się całkiem niedawno— odparłam, na co mężczyzna roześmiał się.

—Cały Gabriel. Brak mu taktu. Życzę wam smacznego, a i pochwalcie się jakie wróżby wylosowaliście. —dodał, znikając za innymi stolikami.

—Mówisz o tych pustych wróżbach, którymi oszukujecie klientów? —zawołał za nim Gabriel, po czym pokręcił głową. —To dziecinada. 

Ale ja już byłam zajęta pałaszowaniem sushi.

Właśnie miałam zebrać pałeczkami łosia, gdy nagle ktoś sprzątnął mi spod nosa.

—Ej, to moje! Łapy precz! —Rzuciłam się, aby odzyskać mój kawałek ryby, ale męskie palce już zanurzyły się w nim, wydobywając biały świstek papieru.

—On pojawił się na twojej drodze, by pokazać ci prawdę, która skrywana jest za ustami, tego, który sieje zamęt. —Przeczytał na głos moją wróżbę. —Interesujące.

—Nie tykaj tego, co moje. —obruszyłam się, po czym kiwnęłam do niego głową.

—A ty nie sprawdzasz swojej wróżby?

—Jest pusta.

—Pokaż. —Westchnął, ale podał mi zwinięty papierek.

—Co? —Zmarszczyłam brwi, widząc na niej tak dobrze mi zna cyfry. Uniosłam na Gabriela wzrok. —Wyciągnął do mnie rękę.

—Daj, wyrzucę to.

—Nie. Ale jakim cudem? Skąd? —zaczęłam mamrotać sama do siebie aż zirytowany Gabriel pochylił się w moja stronę i zamarł, wpatrując się w kartkę, jakby został porażony piorunem.

—To moja data urodzenia. —wyjaśniłam, totalnie zdezorientowana, ale i przestraszona.

—To twoja data urodzenia. —powtórzył po mnie, a ja kiwnęłam głową. Atmosfera się zmieniła, a rysy jego twarzy stężały.







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top