Rozdział trzydziesty szósty
Olivia
„Uwierz, że mogłem posunąć się znacznie dalej, ale... nie dotknę cię, póki sama mnie nie poprosisz... „
W głowie odbijały mi się słowa Gabriela, rezonowały do tej części, która nigdy nie poddała się takiemu uczuciu wobec żadnego mężczyzny.
Minęły dwa dni, odkąd przyszedł do mojego domu i pozostawił mnie z wewnętrznym rozdarciem. Bo zaufałam mu na tyle, że pozwoliłam, aby jego dłonie błądziły po mojej skórze. Jego ruchy były pieszczące i delikatne, jakby zwyczajnie badał ten rejon, choć jego wzrok był odpowiedzią na niezadane pytanie.
Pożądał mnie, ale nie zamierzał posunąć się dalej. Jego słowa i ton głosu były zabarwione wyraźnym potwierdzeniem, że to się kiedyś stanie. Że kiedyś dotknie mnie w najbardziej czułych miejscach. I ta myśl z lekka mnie przerażała. Bo nie chciałam dopuścić do tego, abym zaczęła go potrzebować. Nie chciałabym tylko przy nim czuć się bezpiecznie, ale powoli jego ramiona i on sam stawały się definicją komfortu. A jego dotyk działał na mnie pobudzającą, w sposób, o którym bym nigdy nie pomyślała. Przecież oboje mogliśmy grać w tą grę. Mogliśmy oddziaływać na siebie wzajemnie i nie brać sobie żadnych gestów ani słów do serca. Mogłam to zrobić. A przynajmniej zamierzałam to zrobić, ale wiadomości, które od niego dostawałam przez te dwa dni, powodowały mętlik w mojej głowie. I czasami żałowałam, że ojciec zrezygnował z odebrania mi telefonu, bo przynajmniej nie poświęcałabym ani sekundy na myślenie o Gabrielu.
Od: wielkie ego
Mam nadzieję, że dzięki mnie spałaś spokojnie.
Od: wielkie ego
Pozostań ostrożna.
Ja: Nawet w stosunku do ciebie?
Od: wielkie ego
Zwłaszcza w stosunku do mnie, bo powoduję chaos;)
Ja: Jestem odporna na twój urok.
I tego założenia zamierzałam się twardo trzymać.
Poza tym nie miałam czasu na tego typu rzeczy. Międzynarodowy Konkurs Baletowy zbliżał się wielkimi krokami, bo już za niespełna dwa tygodnie, a więc trenowaliśmy razem z innymi w każdej wolnej chwili. Nikogo nie dziwił widok tańczących studentów na korytarzach Julliarda ani na skwerku o mało nie doprowadzając do uszczerbku na swoim zdrowiu i innych, bo zatraceni w tańcu niemal wpadali na grupki uczniów. Cyfra była zadowolona, że tak aktywnie ćwiczyliśmy, nie usłyszeliśmy z jej ust słów pochwały, ale wyraz aprobaty odbijał się w jej ciemnych tęczówkach. Była zgodna z naszymi pomysłami. Właściwie ze wszystkim, co tylko miało związek z baletem. Nawet nie musiała nam przypominać o tym, aby oddychać baletem, bo w rzeczywistości tak było.
Balet był dla mnie powietrzem. Budziłam się i zasypiałam z myślą o tym, czy aby na pewno dzisiejsze próby były wystarczające, czy naprawdę się do nich przyłożyłam. Dążenie do perfekcjonizmu było dla mnie skrajnością. Napędzało do działania, ale i ciągle chciało więcej. Pochłaniało mnie w pełni, nie odpuszczało za nic. Ambicja nie pozwalała mi też opuszczać się w nauce z obowiązkowych przedmiotów. Musiałam zdobywać same dobre wyniki i tak też się stawało, kosztem mnie samej. To nie było ważne. Mogłam się poświęcić, jeśli dzięki temu nie słyszałam żadnych kąśliwych i obraźliwych uwag związanych z tematem baletu od ojca. Chyba mu nawet imponowała moja determinacja, kiedy bez słowa sprzeciwu godziłam naukę i próby, a jeszcze pomagałam mu w firmie. Choć nie zasypywał mnie papierami, ani nawet nie kazał chodzić na żadne doszkalające kursy, bo widział, że chyba ledwo wyrabiałam na zakrętach.
Nie zamierzałam narzekać. Nigdy. Nawet wtedy, kiedy złapaliśmy z ojcem spojrzeniem, bo zachwiałam się w drodze do lodówki, nie wydobył się z moich ust ani jeden jęk.
I dzisiaj podczas próby, gdy Cyra chyba tak na swoje widzimisię postanowiła poprawiać mnie przy Relevé: podniesienie się na palcach, co wymagało ode mnie ogromnej siły i równowagi. W efekcie powtarzałam to tyle razy, aż w końcu uznała moje Relevé za poprawne i mogliśmy przejść do piątej sceny.
Wciąż jeszcze płaczesz nad stratą Tybalta?
Moje ruchy rąk były płynne, a postawa ciała pochylona.
Chcesz–że go łzami dobyć z grobu? Choćbyś
Dopięła tego, wskrzesić go nie zdołasz.
Przestań więc; pewien żal może dowodzić
Wielkiej miłości, ale wielkość żalu
Dowodzi pewnej płytkości pojęcia.
JULIA
Trudno na taką stratę nie być czułą.
PANI KAPULET
Tak, ale płacząc czujesz tylko stratę,
Nie tego, po kim płaczesz, moje dziecko.
JULIA
Tak czując stratę, mogę tylko płakać.
PANI KAPULET
Przyznaj się jednak, że nie tyle płaczesz
Nad jego śmiercią, jako raczej nad tym,
Że jeszcze żyje ten łotr, co go zabił.
Wtedy zobaczyłam Reinalda, który miał mnie odwieść do domu, choć w drodze do auta spytał, czy jestem głodna. Byłam, ale wolałam zjeść w domu. W czasie jazdy, nawet jeśli czułam jego wzrok na sobie, nie odwróciłam głowy w jego strony. Nie dał za wygraną. W końcu się zatrzymał.
– Dobra, po twoich urodzinach kończymy to.
Przykuł moją uwagę tymi słowami.
– To?
– Nasz związek, czy jak to tam nazywasz – mruknął, łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.
– Uderzyłeś się może w głowę? – spytałam uprzejmie.
Blondyn uniósł brwi do góry w wyrazie rozbawienia.
– Mówiłam ci od początku, że nie chcę w to wchodzić.
– Ignorowałem twoje sygnały. Ale to było konieczne. Pociągnę to do samego końca.
Zaciekawił mnie, odwróciłam się całym ciałem w jego stronę i oblizałam swoje wargi.
– Dlaczego akurat chcesz zakończyć to w moje urodziny?
Uśmiechnął się tajemniczo.
– Uznaj to za przedwczesny prezent urodzinowy ode mnie i zbawienny krok dla ludzkości.
Niedługą chwilę później zaparkował przed bramą mojego domu, ta zaczęła się otwierać, więc wjechał na posesję. Wysiadł pierwszy z samochodu, a ja za nim, niemal deptałam mu po piętach, zastanawiając się o co jeszcze, chciałam go spytać. Ale poczułam dochodzący z kuchni zapach mojej ulubionej potrawy, czyli prostego kurczaka z ryżem polanym dużą ilością białego i ostrego sosu. Gosposia wiedziała dobrze, o której przyjdę, bo znad talerza unosiła się para. Dorwałam się do jedzenia, bo taniec pochłaniał dużo kalorii, w związku z tym byłam niesamowicie głodna, bo było późne popołudnie, a od lunchu na Uniwersytecie upłynęło kilka godzin.
Wpakowałam widelec do ust, chuchając wcześniej na niego, obejrzałam się do tylu, bo za mną stał Reinaldo.
– Co tak stoisz? Siadaj, zaraz ci nałożę. – Zerwałam się, ale poczułam jego dłoń na nadgarstku.
– Nie kłopocz się, ja i tak muszę zajść do Riccarda – wyjaśnił.
Wzruszyłam ramionami i zajęłam się jedzeniem.
Do jadalni wszedł ojciec, a ja odstawiałam naczynia do zmywarki. Wydawał się podenerwowany, o czym świadczyła zmarszczka na jego czole. Ale stał wyprostowany i poważny jak zawsze.
– Reinald, pozwól do mojego gabinetu. – Zacisnęłam usta, kiedy mnie zignorował, ale i tak byłam zmęczona, więc udałam się do swojego pokoju, gdzie przywitała mnie Morte łasząca się do mnie. Zamknęłam drzwi, kucnęłam i pogłaskałam ja pod bródką. Kotka przymrużyła oczy i zamruczała z zadowoleniem. Zerknęłam na jej miskę i dosypałam jej karmy. Niemal natychmiastowo dorwała się do niej, zanurzając w niej cały łepek.
– Jak się włóczyło, nie wiadomo, gdzie, to się potem zachowuje, jakby nie widziało się jedzenia od dawna. – skomentowałam, przypominając sobie, jak ostatnio wróciła cała umorusana, a w jej sierść zaplątały się liście. Doprowadzanie jej do porządku łącznie z ogarnianiem łazienki po tym wszystkim zajęło mi dwie godziny. Dostała ode mnie burę i próbowała brać mnie teraz na litość. Miałam do niej największą słabość i jej się to udawało.
Wzięłam szybki prysznic, umyłam głowę, przebrałam się w białe legginsy, bluzkę z długim rękawem do kompletu i postanowiłam poćwiczyć jeszcze kwestie ze scenariusza, ale nawet nie spostrzegłam się, kiedy zasnęłam. Obudziło mnie drapanie Morte w drapak. Łypnęłam na nią jednym okiem i zerknęłam na godzinę na zegarku cyfrowym stojącym na białym regale na samej górze. Przetarłam oczy, bo było parę minut po dwudziestej drugiej niemożliwe, żebym spała aż tyle.
Obróciłam się na drugi bok i przymknęłam z powrotem oczy. Dzwonek połączenia przerwał jednak mi powrót do snu. Złapałam prostokąt jedna ręka i przyłożyłam go do ucha.
– Halo?
– Przypomniałem sobie o czymś – rozszedł się męski baryton, usłyszałam, jak się zaciągnął, a po chwili dopowiedział. – Mianowice o tym, że chciałbym cię gdzieś zabrać.
– No to możesz sobie chcieć – mruknęłam.
– Masz pięć minut – oznajmił, jakby mnie nie dosłyszał.
Zaśmiałam się, kręcąc głowa, naprawdę potrafi być zabawny, kiedy chce.
– Ruszaj ten tyłek. Zegar tyka.
– Chyba twój – mruknęłam.
Usłyszałam, jak odetchnął oraz odgłos otwieranych drzwi i głos mojego ojca.
Zmarszczyłam brwi i od razu oprzytomniałam.
– Gdzie ty jesteś?
– Pod twoim oknem.
Wyskoczyłam z łózka jak oparzona, zrzucając scenariusz na dywan i otworzyłam okno i wychyliłam głowę.
Był tam, ubrany cały na czarno zlewający się z nocą. Stał wyprostowany i dumny i wyglądał jak pokusa. Kruczoczarne kosmyki włosów opadały mu na czoło, a na ustach błąkał się ironiczny uśmiech.
Nie uniósł głowy, tylko pokazał uniesione w górę cztery palce.
W odpowiedzi uniosłam ten środkowy i wróciłam się do pomieszczenia. Szukałam butów, ale przypomniałam sobie, że wrzuciłam je do szafy, a, że wydawała dźwięk, jak się ją otwierało, musiałam zadowolić się baletkami. Przyłożyłam ucho do drzwi i po cichu je otworzyłam. Gnałam na palcach po schodach, ryzykując tym samym skręcenie sobie karku, ale udało mi się wyjść na zewnątrz, bo drzwi na szczęście nie były zamknięte.
Stanęłam przed nim, spychając go z widoku kamery i pociągnęłam za sobą.
–Wiesz, gdzie idziemy? –spytał po chwili, więc się zatrzymałam.
Spojrzał na mnie z politowaniem.
–Przypomniałem sobie, że skoro nie usłyszałem podziękowań z twoich ust, odbiorę sobie twój dług w inny sposób.
–Jaka pewność, że się zgodzę zrobić dla ciebie cokolwiek? –Prychnęłam, ale miałam dwa wyjścia; albo wrócę szybko do domu, albo pójdę z nim i da mi wreszcie spokój. Druga opcja wydawała się na ten moment rozsądna. Nie będę mieć problemów, bo sobie potem pójdzie.
Wyczytał odpowiedz z mojej twarzy, bo ujął mnie delikatnie za nadgarstek i zaprowadził do auta. Odpalił silnik, ale zmarszczył brwi patrząc na mnie. Pochylił się w moją stronę, sięgnął ręką do tyłu i przypiął mnie pasem do siedzenia, jak za pierwszym razem.
On i jego nadmierna troska o moje bezpieczeństwo była dla mnie zastanawiała.
Nie wiedziałam, gdzie jedziemy i zasypywałam Gabriela pytaniami o cel podróży. Zaciskał tylko mocniej ręce na kierownicy i posyłał mi zirytowane spojrzenie, ale to on mnie wyciągnął w środku nocy, więc czas na zażalenia dawno minął.
Poprawka on nie mógł z nich skorzystać.
Westchnęłam sfrustrowana, po raz kolejny zresztą, aż nagle się zatrzymaliśmy. Pośrodku... właściwie trudno było cokolwiek wypatrzeć, bo było ciemno. I wokół nie było żywej duszy. Rozejrzałam się i spojrzałam wyczekująco na Gabriela.
–Gdzie my jesteśmy?
–Już prawie na miejscu. Wysiadaj–Otworzył mi drzwi, zamknął auto, na które spojrzałam.
–Nie boisz się, że ktoś je ukradnie?
–Duchy?
Był w tym sens, bo okolica rzeczywiście wyglądała, jakby była wymarła. Ruszyliśmy, co chwila się potykałam i wpadałam na Gabriela, irytując go tym odrobinę, ale mógł mnie uprzedzić, albo chociaż zabrać ze sobą latarkę. Po kilku minutach naszego spaceru ukazał się mi zniszczony dom. A raczej jego dwie ściany. Uniosłam wysoko brwi i się zatrzymałam .
–I co zamierzasz im mnie złożyć w ofierze? –spytałam, na co prychnął.
–Nie. Chcę ci opowiedzieć historię. Ale musimy przejść dalej.
–Ty coś widzisz w ich ciemnościach? – Byłam zaskoczona. Zamiast odpowiedzieć, złapał mnie za rękę i lekko pociągnął. za sobą. Wyostrzałam wzrok maksymalnie i dzięki temu widziałam zdezelowaną bramę, przez która przeszliśmy. Gabriel uważnie stawiał każdy krok, ale pewnie parł do przodu, jakby dobrze znał drogę. Jakby już tutaj był. Drzwi wejściowe przed nami zaskrzypiały, wzbijając tumany kurzu, a raczej ich marna część, która sprawiała wrażenie, jakby zaraz się miała rozlecieć. Gabriel też zawiesił na nich swoje spojrzenie i wszedł pierwszy wykonując szybki krok, jakby go coś goniło.
Zauważyłam, że byliśmy w salonie, a przynajmniej wskazywało na to rozmieszczenie, bo o lewej ciągnęły się schody, ale ich stan wskazywał, że lepiej po nich nie wchodzić, jeśli się nie chce spaść. Ten dom, choć z zewnątrz i wewnątrz wyglądał jak z koszmarów, nie wyczuwałam złej energii. Wręcz przeciwnie. Czułam... Nawet nie umiałam tego do końca wytłumaczyć, ale czułam się, jakbym przekroczyła progi dawnych wspomnień, które w większości wypełniało coś głębokiego i nierozerwalnego.
– To miejsce kiedyś tętniło życiem. Każdy kąt wypełniało rodzinne ciepło i miłość. Żyjąca tutaj rodzina była najszczęśliwsza, bo miała siebie i nic więcej nie potrzebowała. Wydawało się, że nic nie może tego zepsuć. Nic ani nikt. Bo w końcu żyli w zgodzie ze wszystkimi, szli za prawdą, ale komuś się to nie spodobało. –Gabriel zaczął chodzić po salonie, aż zatrzymał się przy czymś, co wyglądało na skrawek dywanu. Wpatrywał się w niego, a przez jego twarz przemknął grymas bólu tak namacalny, że chwyciłam go za ramię, zatrzymując w miejscu.
– To miał być spokojny wieczór, rodzice zaganiali synka do spania, ale on chciał z nimi jeszcze posiedzieć. I wtedy coś się stało. Znikły śmiechy, pojawił się strach, huk i niemoc tego dziecka, że nie mógł nic zrobić. Z tego domu tętniącego życiem pozostały tylko wspomnienia i jedno serce zakopane głęboko w zgliszczach. –Pociągnął nosem, a ja niewiele myśląc, przytuliłam się do niego, układając głowę na jego piersi, choć się opierał z początku. W końcu jednak położył reket na mojej głowie, a drugą mnie objął. Odchyliłam się lekko i spojrzałam na jego twarz, ale policzkach nie dostrzegłam śladów łez.
Wtedy pojęłam, że można cierpieć i płakać bezgłośnie, a w takiej ciszy smutek wybrzmiewa najgłośniej. Jak krzyk.
– Przegapiłem twoje próby. –odezwał się nagle. Zmarszczyłam brwi, nie wiedziałam o co mu na początku, chodziło. Odkrzyknął.
–Zatańcz dla mnie. –Po tym jak te słowa opuściły jego usta, spojrzałam na niego niepewnie. Jak tak szybko zdusił w sobie ten ból, przechodząc do porządku dziennego/
Jeszcze nigdy nie robiłam prywatnych pokazów tanecznych. Zwykle tańczę przed ludźmi. –wytłumaczyłam.
– A ja to kto? –obruszył się i odsunął ode mnie.
–No przed wieloma osobami, to miałam na myśli.
–Tchórzysz? –Stanął w rozkroku, wpatrując się we mnie z wyzwaniem w oczach.
–Tańczę tylko przy muzyce. –spróbowałam szukać wymówek.
–Nie ma problemu. To będzie załatwione. –rzekł i postukał coś w telefonie. Ekran telefonu rozjaśnił półmrok. – Poza tym, chyba to przewidziałaś. –Zerknął w dół na moje baletki.
Przewróciłam oczami, ale nie zdołałam się odezwać, bo pierwsze dźwięki niezwykle nastrojowej melodii sprawiły, że nie mogłam się dłużej opierać, bo poczułam to.
Swawolny, ale synchroniczny taniec zapoczątkował sekwencję kolejnych kroków. Wykonywałam obroty, stajać na palcach, przyśpieszając w miarę rozwijania się melodii. Wirowałam, jakbym nie mogła przestać i w pewnej chwili nawet zapomniałam, że Gabriel przez ten cały czas był moim obserwatorem.
Czułam przyjemnie rozchodzące się mrowienie moich palców u stóp, rozciąganie i ogrom emocji, jakie wyzwolił we mnie taniec i tekst piosenki. Przechodziłam płynnie z kolejnych pozycji do następnych, nie czując wcale zmęczenia.
Czułam ten tekst cała sobą, choć nie pasował do naszej sytuacji. Na końcówce wraz ze słowami: You're hypnotized, feel powerful, but it's me again –Wskoczyłam na stół, który zachwiał się pode mną, czułam jak wraz z wyskokiem z obrotu, ziemia niebezpiecznie się do mnie zbliżała, ale na końcu znalazłam się w ramionach Gabriela, który powiedział moje imię z drżeniem w glosie.
A w tle grał refren piosenki.
In the middle of the night
Just call my name
Uśmiechnęłam się i przejechałem dłonią po jego kości zuchowej, bo tekst piosenki zgrał się w czasie z tym, jak powiedział moje imię. Światło księżyca zalało pomieszczenie, oświetlając je.
W oczach miał wypisana troskę o mnie, jego dłonie zaciskały się na moim kręgosłupie, nie puszczał mnie, tylko się we mnie wpatrywał. Patrzył się na mnie tak, jakby widział mnie po raz pierwszy.
Oddychał ciężko, nasze twarze były tak blisko siebie, a do zetknięcia brakowało milimetra, aż w końcu jego wargi rozbiły się o moje. Całował mnie zachłannie i żarliwie. Jego język uderzał w moje karbowane podniecenie, biorąc jeszcze więcej. Wyczuwałam w tym pocałunku potrzebę, odpowiedziałam na nią z cichym jękiem, gdy delikatnie ugryzł mnie w dolną wargę. A potem opuścił mnie w dół, sadzając na stole. Oderwał się na chwilę od moich ust i obsypał pocałunkami moją szyję. Westchnęłam z rozkoszy i odchyliłam ją do tyłu, aby miał lepszy dostęp. Złapał mnie za kark, a następnie popchnął mnie do tyłu, także opadłam plecami na miękki materiał. Zorientowałam się, że kurtkę, która miał wcześniej na sobie rozłożył na stole.
Wpatrywałam się w niego z mieszaniną ekscytacji, lęku i pożądania płonącego w oczach. A on ułożył obie dłonie na moich udach i pozwolił i zabłądzić swoim palcom nad linię legginsów Posłał mi pytające spojrzenie, a ja skinęłam głową, ale czekał, aż to wypowiem.
–Tak, proszę...–Uniosłam się lekko, gdy zdejmował moje legginsy. Posłał mi mroczny uśmiech i jednym ruchem pozbył się mojej dolnej bielizny. Nie spodziewałam się tego, zalałam się rubinem. A on wpatrywał się we mnie, jak w jakiś eksponat. Przełknęłam głośno ślinę, kiedy oblizał swoje wargi i pochylił twarz nad moją kobiecością.
– Spokojnie, dziecinko. Spodoba ci się – mruknął i złapał za moje kolana, rozchylając je.
Puls mi przyśpieszył, aż wyczuwałam go w uszach.
–Czy ty zamierzasz mnie, tam, no wiesz? – Ostatnie słowo wyszeptałam i wybałuszyłam oczy. –Parsknął śmiechem, na co się nachmurzyłam. Przejechał palcem po moich rozchylonych wargach i mrugnął do mnie.
– Pytasz, czy zamierzam cię tam wylizać? Jak cholera – chrypnął i zanurzył we mnie język. Z początku delektował się powoli, ale z czasem znacznie przyspieszył pracę swoim językiem.
Zaczęłam się wić, przytrzymał mnie stanowczo w miejscu.
– Niegrzeczna – Uszczypnął mnie delikatnie, na co sapnęłam w szoku. – Nie ruszaj się – Wydał stanowcze polecenie i powrócił do poprzedniej czynności, pracując intensywniej swoim językiem.
Lizał mnie tak, jakby od tego zależało jego życie.
– Zanim dojdę do "l", osiągniesz szczyt – Odezwał się, patrząc na chwilę w moje oczy. Nie zrozumiałam o, co mu chodzi, ale kiedy wysunął język i poczułam, jak zakreślił na próbę kółko, wymknęło się z moich ust " och. "
–Kurwa. Taka niewinna –wymruczał.
Dołożył palec i pocierał moją łechtaczkę, wbijając mnie niemal na wyżyny podniecenia. Nie powstrzymywałam swoich jęków, a jemu to wyraźnie się podobało. Zamglony wzrok spowijającej mgły podniecenia sprawiał, że przez chwilę przestałam widzieć cokolwiek.
–G-aabe... – zajęczałam i zamknęłam oczy, wbijając swoje paznokcie w dłonie. Fala niesamowitego doznania pochłonęła mnie całkowicie.
–G popchnęło cię ku innym doznaniom, A, wydusiło z twoich ust jęk, B, przyśpieszyło twój oddech, R, wydobyło z ciebie głośniejszy jęk, I sapnięcie, E, spowodowało, że szczytowałaś, zwijając swoje palce i unosząc biodra do góry. Tak jak przed chwilą. Wyjaśnił mi. –Dokończyłem L. –dodał na końcu.
Oczy mi uciekły w tył głowy.
–Wszystkiego Najmroczniejszego, dziecinko – wyszeptał i pocałował mnie w kobiecość, na co moje ciało zareagowało drżeniem. –Skończyłem wypisywać swoje imię językiem na twojej kobiecości punkt dwunasta.
Oszołomiona z natłoku tych doznań przez chwilę nic nie mówiłam. Poczułam klepanie po policzku, odchrząknęłam, czując suchość w ustach.
– Chyba widziałam gwiazdy przez chwilę –mruknęłam, a on posłał mi łagodne spojrzenie.
– A ja zobaczyłem światło w mroku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top