Rozdział trzydziesty siódmy
Olivia
Rano obudził mnie piękny zapach. Uśmiechnęłam się przez sen, ale szybko otworzyłam oczy, gdy okazało się, że byłam jeszcze w łóżku.
Zaspałam. Zaspałam!
Julliard nie tolerował spóźnialskich. A już szczególnie moja nauczycielka tańca. W najlepszym wypadku mogę nie zostać wpuszczona na próbę, w najgorszym, jeśli Cyra będzie w paskudnym humorze, przypatrywać się, jak ćwiczą inni. Mogła mnie obsadzić w roli biernego obserwatora, a do tego nie zamierzałam dopuścić, dlatego starałam się szybko ogarnąć.
Ubrałam się w dopasowane dżinsy, jasna bluzkę z bufiastymi rękawami, rozczesałam włosy, zaplatając szybkiego warkocza. Pogłaskałam Morte i kazałam jej być grzeczną. Kotka miauknęła w odpowiedzi.
Zeszłam na dal do jadalni, zaczęłam jeść croissanty oblane nutellą, gdy zauważyłam, że przy stole siedzi Ricardo. Postanowiłam go jednak zignorować, jak on mnie ostatnio.
–Skąd ten pospiech? –Przekręcił pasek zegarka na swoim nadgarstku.
–No, mam próby. –odparłam.
–Zostajesz w domu. Nigdzie nie wychodzisz. Wciąż jest tyle rzeczy do ogarnięcia, a ja czułbym się lepiej, gdybyś była w domu.
Zacisnęłam mocno usta, wbiłam paznokcie pod skórę.
–Na pewno się z tego cieszysz. Przynajmniej masz pretekst do tego, aby sądzić, że możesz mnie zatrzymać w domu w najważniejszym etapie mojego życia.
Ojciec zmarszczył brwi.
–Możesz trenować w domu, Olivio. Najważniejsze dla mnie i twojej mamy jest twoje bezpieczeństwo.
– Tu chodzi o mnie? –spytałam, a ojciec się zawahał. Przez jego twarz przemknął cień.
– Nigdy nie dopuszczę do tego, aby cokolwiek tobie zagrażało. Tobie czy mamie.
–Powtarzasz się, ale tak naprawdę nie mówisz nic konkretnego. Jak zmienisz zdanie tato i uznasz, że jestem na tyle dorosła, aby znać prawdę, będę czekać. A teraz wybacz albo i nie., ale ja mam zamiar uczestniczyć w próbach i dowieść, że nie zmarnowałeś ani centa zapisując mnie do tej szkoły.
–Olivio...–Czułam na sobie jego wzrok, ale wstałam, podziękowałam gosposi za śniadanie, przelotnie cmoknęłam mamę w policzek. Wydawała się zmęczona, a powodem był mój ojciec. Jak zwykle.
Kiedyś opowiadałyśmy sobie wiele rzeczy, dzisiaj wiele przed sobą ukrywałyśmy.
Przebrana wpadłam do sali, gdy akurat rozgrywała się scena z samobójstwa Julii.
Cyra obejrzała się na mnie z uniesionymi brwiami, ale i czymś jeszcze.
Mówiłam twojemu ojcu, że się pojawisz.
–Wiem po co tutaj jestem. Wiem, co chcę osiągnąć. –oświadczyłam, wyprostowana i pewna, jak nigdy. Bo wczoraj, czując na sobie wzrok Gabriela zdałam sobie sprawę z tego, że patrzył, jakby nie chciał przegapić żadnego elementu choreografii. Zupełnie, jakby chłonął oczami mój widok. Uświadomiłam sobie, że nie muszę gonić już za swoim marzeniem, tylko robić to, co zawsze. Po prostu tańczyć. I dbać o to, co siedzi we mnie, jak najlepiej.
–Zaczynamy, śmierć bez Julii nie przejdzie.
Odpowiedział mi zgodny pomruk. Zerknęłam przelotnie na Prudence, która grała Martę. Nie wyczytałam nic z jej wyrazu twarzy.
Wczułam się, aby oddać nastrojowość tej tragicznej chwili i aby moje ruchy były perfekcyjne.
Wykonywałam développé – balansowanie na jednej nodze przy jednoczesnym uniesieniu i wyprostowaniu drugiej, pochłonięta do żywego. Następnie demi plie (przysiad na dwóch lub jednej nodze, ugięłam kolana bez odrywania pięt od podłogi) A kiedy na koniec upadałam, zdałam sobie sprawę z tego, że nawet upadając, pilnowałam, aby nie przesadzić z wykręcaniem tułowia za bardzo do tyłu. Nawet upadek w balecie musiał być perfekcyjny, bo to jak upadamy również zostaje podane ocenie.
Po treningu przyszedł czas na lunch, do mojego stolika dosiadł się Jonarhan.
–Co tam? –zapytał z głupawym uśmieszkiem.
–Jesteśmy razem z Gabrielem, planujemy nawet ślub, a po skończeniu Julliarda przeprowadzam się do niego.
Jonathan wybałuszył na mnie oczy.
–Serio?
–Oczywiście, że nie. –prychnęłam. –W życiu to tak łatwo nie działa.
–No to ja nie wiem na co ty czekasz. Aż, któraś ci go sprzątnie.
–Niech biorą go, jeśli chcą. Poza tym, kiedy byliśmy razem w restauracji on nie zwracał na żadna uwagi.
–Byliście na randce? –pisnął, a ja przyłożyłam rękę do jego ust.
–Na sushi, a nie na randce. I ciszej, bo nie chcę, żeby powstały jakieś plotki. –warknęłam, a Jonathan spojrzał się z szerokim uśmiechem.
–A jest jakiś powód tych plotek? –Przymrużyłam swoje powieki.
–Spytaj swojego psiapsi. W końcu tak chętnie się wymieniacie informacjami o mnie.
Jonathan zrobił skruszoną minę, ale zaraz się rozmarzył.
–Każdy by chciała takiego bodyguarda.
– Nie każda.
Teraz utkwił we mnie poważne spojrzenie.
–Nie musicie od razu być razem. Po prostu nic, by się nie stało, gdybyś mu zwyczajnie zaufała.
–Wiem. I chyba mu ufam. –Wzruszyłam lekko ramionami.
– I, gdyby kazał ci skoczyć w ogień, to byś skoczyła za nim?
–Bez przesady. Powiedziałam, że mu ufam, ale nie dam z siebie zrobić głupiej idiotki, co to poleci na jego magnetyczny urok ponuraka i język.
Jonathan zakrztusił się sokiem jabłkowym, który akurat pił.
–Język?
–No, język. Nie taki, o którym pomyślałeś. –Nie mogłam nic jednak poradzić, na rumieniec, który oblał moje policzki.
–Nie, no Baletko teraz cię nie wypuszczę. Opowiadaj, jaki to on ma magiczny język i jakie rzeczy nim wyczyniał. Wszystko. –Entuzjazm Jonathana był namacalny.
–Nic ci nie powiem, bo nie ma co. –Machnęłam ręką, niestety w tej, której miałam widelec przez co ochlapałam sosem jasna koszulę mojego przyjaciela.
–Kolejna plama więcej nie robi różnicy artyście. –skwitowałam.
Jonathan w odpowiedzi pogroził mi palcem, a jego wzrok nie opuszczał mnie, kiedy wycierał się białą serwetką. Rzucił ją potem we mnie, ale się uchyliłam.
Mrugnął do mnie.
–Cieszę się, że nie jesteś na mnie zła.
–Nie mogłabym. Nie jestem też chyba zła na Gabriela. Nawet zaczyna mi imponować jego upór.
–Chyba nie tylko upór, co? Jego oddanie, chęć bezwarunkowej pomocy damie w opałach. To jak napinają się jego bicepsy. Ciekawe, jak wygląda podczas treningu.
–Nie wiem, idź i sam się przekonaj. Albo poczekaj, poproszę, aby wysłał zdjęcie.
–Ty, poprosisz go, aby co...?
–Mam jego numer.
–Masz numer do Gabriela Ridello?! –krzyknął, przykuwając tym uwagę dziewczyn siedzących po naszej prawej. Jedna z nich wstała i podeszła do naszego stolika.
–Hej, um sooory, że cię zaczepiam, ale przypadkiem usłyszałam waszą rozmowę, a tak się składa, że mój brat jest fanem tego pięściarza. Ostatnio próbował nawet z nim pogadać, ale mu się nie udało. Dlatego. miałabym prośbę. Czy mogłabyś napisać w imieniu...–Nie dosłyszałam jej prośby, tylko zamrugałam i uniosłam brwi do góry.
– Niech napisze na jego skrzynkę mailową i próbuje swojego szczęścia.
Dziewczyna zrobiła posępną minę.
–On nie odpisuje na maile.
Wzruszyłam ramionami.
–To zabaw się w jego stalkera, cokolwiek.
Spojrzała się na mnie, jak na idiotkę.
–Ja już muszę iść. Do zobaczenia jutro. –cmoknęłam Jonathana w policzek.
–Pewnie ściągnęłaś przed nim majtki, nie udawaj takiej ważnej. –usłyszałam za swoimi plecami. Odwróciłam się do niej i uśmiechnęłam fałszywie.
–Nie musiałam robić niczego. Jednak przykre jest to, jak niektóre z was się szanują. W sumie, teraz się nie dziwię, dlaczego Gabriel nie jest związany z nikim na stałe. Gdybym była na jego miejscu, już bym wolała być chyba sama.
–Niby w czym jesteś lepsza, co?
–Oto już musisz się zapytać jego. – odpowiedziałam pewnie. Rozchyliła usta, ale już po chwili zaatakowała ponownie.
– Nie myśl, że on się tobą zainteresuje.
–Nie myślę. Zostawiam mu wolną drogą. Niech każdy z nas wybierze mądrze. Tobie też to radzę. –Poklepałam ją po ramieniu.
Usiadłam na siedzeniach z tylu, opadając na nie ciężko.
–Mam dość– jęknęłam i złapałam sekundowe spojrzenie z Benjaminem.
–Polo narzekał, że kazałaś mu szukać swojego kota. Znalazł go pod jakimiś krzakami, Morte nie chciała wyjść, więc on musiał po nią pójść. Po starciu z krzakami wyglądał bardzo ciekawie.
–Rozumiem, że było krzaki 1-0 Polo? –spytałam, a Benjamin pokręcił głowa rozbawiony.
Aż spojrzałam się na niego w szoku.
–Ty potrafisz tak robić?
–Co?
–Uśmiechać się.
Zmarszczył brwi na moją odpowiedz, ale nic nie odpowiedział. Dojechaliśmy do domu, wysiadłam z auta zabierając swoja torbę i ledwo zdążyłam zrobić krok, gdy nagle poczułam, że ktoś się na mnie rzucił. Objęły mnie drobne dłonie mojej przyjaciółki, która wyśpiewała do mojego ucha: Wszystkiego najlepszego.
–Cicho, bo wszyscy się dowiedzą. –mruknęłam, obejmując ją.
–I tak wszyscy wiedzą. –Odsunęłam się i na nią spojrzałam.
–A co to ma znaczyć?
–Mamy dzisiaj imprezę z okazji twoich urodzin. Miałam ci nie mówić, więc udawaj zaskoczona, gdy wejdziemy, dobra?
Otworzyłyśmy zewnętrzne drzwi i w salonie czekali na mnie moi rodzice. Riccardo o dziwo nie miał chłodnego wzroku. Mama Amanda, wyciągnęła do mnie ramiona i mnie uściskała.
– Mamy dla ciebie z tata niespodziankę. Projektantka zostawiła dla ciebie ubrania z najnowszej jesienno-zimowej kolekcji. Wybierz sobie coś i bądź gotowa na godzinę dziewiętnastą.
Jęknęłam, bo nie przepadałam za niespodziankami.
–Urządziliście dla mnie imprezę-niespodziankę? –spytałam wprost. Zerknęli na Cordelię, która przybrała niewinną minę.
–Domyśliłam się. Nie trudno było.
–Na pewno ci się spodoba. – odparła mama, na co uniosłam do góry brew.
–Zaprosiliście swoich znajomych wraz z rodzinką, czy moich znajomych?
Riccardo zamrugał, wpatrując się we mnie ze zmarszczonymi brwiami, a mama pokręciła delikatnie głową.
– Mogę wybrać coś ze swojej szafy, czy koniecznie muszę założyć coś z tego, abyście mogli wywiązać się z obiecanej reklamy?
Ojciec podrapał się po brodzie wyglądał, jakby miał coś odpowiedzieć, ale mama położyła mu rękę na ramieniu.
– Oczywiście, że tak. To twoje urodziny. Nalot to co chcesz.
–Nic odkrywającego. –dorzucił Riccardo.
Przeszłam obok nich, ale usłyszałam kroki mamy, zatrzymałam się na chodach i zrównałyśmy z sobą tempo. Weszłyśmy do mojego pokoju, a ja nie marnując czasu, otworzyłam szafę i zaczęłam ją przeszukiwać w poszukiwaniu sukienki, która najbardziej mi się spodoba.
– Pomogę. –zaproponowała mama. Wyjęłyśmy z szafy połowę jej zawartości, ale Cordelia tylko kręciła głową na nasz wybór. Wreszcie obie złapałyśmy za srebrny materiał. Uśmiechnęłam się, bo to było właśnie to.
Obróciłam lekko głowę do tylu, aby przyjrzeć się sporego rozcięciu odsłaniającemu całe plecy. Srebrna sukienka mieniła się jak dyskotekowa kula. Z przodu była krótsza niż z tyłu, ale nie aż tak bardzo. Włosy miałam pofalowane, a część z nich została zgarnięta w wysoki kucyk, niektóre luźne kosmyki zostały wysunięte na przód. Na powieki nałożyłam iskrzący biały cień, Podkreśliłam oprawę swoich brązowych oczu za pomocą kredki do brwi. A usta pomalowałam błyszczykiem w naturalnym odcieniu. Rajstopy z małymi diamencikami błyszczały przy każdym moim ruchu, a pantofelki w stylu Barbie na obcasie z mieniącą się różową wstążką na czubku idealnie dopełniały całości.
–I jak? – Zaprezentowałam się Cordelli, Uniosła do góry brwi i odeszła od toaletki. Ubrana w złotą cekinową sukienkę na ramiączkach, która miała spory dekolt przez, co istniała możliwość, że kiedy się schyli będzie jej widać cycki, ale kiedy jej o tym powiedziałam skomentowała tak "przynajmniej facet będzie miał na czym zawiesić oko.
–Twój?
–Może i mój, ale mnie wkurzył ostatnio, więc nie wiem, czy się pojawi na przyjęciu.
Z jej tonu wywnioskowałam, że jego nieobecność nie będzie dla niej obojętna.
– Gdybym była mężczyzną nie mogłabym oderwać od ciebie oczu. – Cmoknęła mnie w policzek, nałożyłyśmy na siebie futra i gotowe zeszłyśmy na dół. Odgłos naszych obcasów, rozchodził się na schodach. Moi rodzice również się wystroili. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, więc ojciec poszedł otworzyć. W progu stal Reinald. Ubrany w srebrny garnitur, więc wiedziałam, że to raczej nie był przypadek.
Złapaliśmy ze sobą spojrzenia. Reinald podszedł do mnie, wyciągając swoje ramię, pod które wsunęłam dłoń.
–Wyglądasz, naprawdę pięknie. –szepnął w drodze do samochodu.
–Za to ty uderzająco podobnie do mnie.
–Widzisz gdzieś u mnie brokat na twarzy? –Uniósł jedną rękę do twarzy.
Przewróciłam oczami na jego słowa. Niedługo potem wsiedliśmy do auta. Rodzice jechali za nami. Zaparkowaliśmy pod dobrze mi znaną salą restauracyjną. Uśmiechnęłyśmy się do siebie z Cordelia, bo to właśnie tutaj na podłodze parkietowej dokładnie między stołami z przekąskami zobaczyłyśmy się po raz pierwszy. Złapałyśmy się za ręce i przekroczyłyśmy próg.
Była nawet fontanna z czekolady, co zauważyłyśmy od razu. Wybuchnęłyśmy śmiechem, przypominając sobie, jak kiedyś jako dzieci nieźle narozrabiałyśmy. To była jakaś ważna kolacja biznesowa naszych rodziców, nam się nudziło, więc uznałyśmy, że świetnym pomysłem. będzie wykapanie się w czekoladzie.
–Pamiętasz, jak nasi rodzice się wtedy na nas zezłościli?
Oczywiście, że pamiętałam.
–Wybuchnęłam wtedy płaczem, gdy ciebie wyciągali z tej fontanny, bo już myślałam, ze się więcej nie spotkamy.
–Coś ty, tak zawodziłam rodzicom w aucie i w domu następnego dnia, że musieli mnie przywieść do ciebie. –zachichotała Cordelia, a Reinald patrzył się nas dziwnie. Z uśmiechem podeszłam z Vanessą do stołu udekorowanego szarym błyszczącym obrusem ze srebrną nitką z cyrkoniami. Na stole były poustawiane srebrne tacki z białymi świeczkami. Przywitałam się ze wszystkimi gości, wśród nich byli też Jonathan i Dorian. Taszczyli ze sobą wielkie różowe pudełko, przewiązane różową wstążką.
– Co to ma być?
Uśmiechnęli się tajemniczo i objęli mnie mocno.
–Nasza baletka dorasta–zaintonował śpiewnie Dorian.
–Piłeś coś? –spytałam podejrzliwie.
–Trochę, bo na trzeźwo tej informacji nie mogłem znieść.
Cmoknęłam go w policzek i pociągnęłam ich w stronę stołu.
–Przedstawienie czas zacząć. –mruknął Reinald, a w jego oczach zobaczyłam dziwny błysk.
No to zaczynamy przedstawienie....
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top