Rozdział trzydziesty piąty
Gabriel
—Dlaczego przyszedłeś właśnie do mnie?—W jej oczach było widoczne zaskoczenie, może lekka niepewność.
—Bo musiałem się upewnić, że z tobą jest wszystko w porządku. — Postanowiłem odbić się rękami od drzwi, o które się opierałem, w wyluzowanej postawie ciała. —Wydawałaś się być roztrzęsiona. —powiedziałem, przyglądając się jej uważnie. Po moich słowach rozluźniła się na chwilę, ale zaraz założyła z powrotem maskę, walcząc z tym, aby nie pokazywać po sobie słabości.
Uniosła wyżej podbródek.
—Bo nadal się taka czuję. Ale, proszę musi iść, jeżeli mój ojciec ciebie tu zobaczy....
—Nie przepada za mną? —Przybrałem arogancki niemal ton.
—Nawet cię nie zna. Ale tak...—potwierdziła moje przypuszczenia.
—Uważa pewnie, że jestem jak ci wszyscy sportowcy, którzy myślą inna częścią ciała.
Otworzyła usta, żeby mi odpowiedzieć, ale zrobiłem kolejny krok, tym samym sprawiając, że ona się cofnęła.
—Naprawdę powinieneś już iść —powiedziała, ale mniej pewnie niż wcześniej.
—Wyjdę, kiedy uznam to za stosowne. Jesteś roztrzęsiona, a ja chcę ci pomóc się rozluźnić. —Spojrzałem na jej zmarszczone ze zdziwienia brwi.
— Co będziemy robić? —spytała niby od niechcenia.
—Pogramy w grę. —Przejechałem językiem do dolnej wardze.
—Grę? I na czym będzie ona polegała? —Przekrzywiła z zaciekawieniem głowę.
—To gra na zaufanie.
Wycofała się, widziałem to po jej oczach.
—Jest późno, przełóżmy to na inny dzień.
Uniosłem sceptycznie brwi, bo wątpiłem w prawdziwość jej słów. Zapewne tylko chciała się mnie pozbyć, ale to ja decydowałem o tym, kiedy mam wyjść czy odpuścić.
—Zadam ci pytanie, na które odpowiesz prostym" tak'" a ja zbliżę się jeszcze bardziej.
—A jeśli odpowiem na większość z nich" nie"?
Spojrzałem się na nią z rozbawieniem w oczach.
—Wtedy będę się cofał, a kiedy znajdę się blisko twoich drzwi, po prostu wyjdę.
—Po prostu wyjdziesz? —patrzyła na mnie, szukając potwierdzenia w moich oczach.
Skinąłem głową.
—No dobra. To zaczynaj.
—Lubisz mnie, prawda?
—Nie —padła natychmiastowa odpowiedz z jej strony.
Przekrzywiłem głowę w bok i błysnąłem białymi zębami.
—Psujesz zabawę. Mogłabyś już to do tego się wreszcie przyznać na głos.
—Ależ to zrobiłam. Nie lubię cię —stwierdziła i pomachała na mnie ręką, abym się cofnął.
Wzruszyłem ramionami i z nieco przesadną teatralnością wycofałem się.
— Czujesz się przy mnie bezpiecznie? —Przeszedłem od razu do pytania, wykorzystując jej chwilowe zainteresowanie tym, abym nadal znajdował się jak najdalej od niej.
—W tej chwili?
—Tak —potwierdziłem i postąpiłem naprzód, a Olivia cmoknęła niezadowolona. —Przecież do gry potrzeba dwóch osób. Nie wspominałem, że też mogę zrobić krok do przodu?
Nie odpowiedziała, więc zrobiłem kolejny krok.
—Milczenie to też odpowiedz twierdząca —odparłem.
Nie odpowiedziała, tylko wyczekiwała, ale najtrudniejsze zostawiłem na koniec.
— Spodziewałaś się, że tak się szybko spotkamy?
—Nie. Przecież ci mówiłam, że mam nadzieję...—Spojrzałem jej przenikliwie w oczy...—że się nie spotkamy.
—Kłamiesz.
—Skąd taka pewność? —odważnie spojrzała się na mnie.
Nie odpowiedziałem, tylko zrobiłem krok do przodu. I kolejny i kolejny. Słyszałem, jak przełknęła ślinę, a kiedy odgarnąłem jej przeszkadzający kosmyk włosów z jej twarzy, wyczułem szybsze bicie jej serca.
— Bo nadzieja jest matką głupich.
Przytaknęła delikatnie, a ja zrobiłem kolejny krok. Byłem blisko, ale wciąż niewystarczająco. Zeskanowałem wzrokiem jej pokój. Te różowe ściany, ale szczególną moją uwagę przykuły gwiazdy wymalowane na ścianie.
—A mimo to i tak warto ją mieć —wyszeptała cicho.
—Czy coś ci grozi?
—Nie wiem. Nic nie wiem. —W jej oczach zapłonęła wściekłość.
—A ta sytuacja, o której wspominałaś została już wyjaśniona?
—Co to za dziwna gra, w której tylko ty zadajesz pytania, co? —zmarszczyła brwi i splotła ręce nad piersiami, przyjmując postawę obronną.
Ale dobrze, bo dzięki temu mogłem ją zaskoczyć z kolejnym pytaniem.
—Ufasz mi? —spytałem nagle i musnąłem palcami jej podbródek, aby go uniosła, bo na chwilę spuściła głowę.
Bała się. Widziałem to w jej spojrzeniu. Niemal zazgrzytałem zębami, bo przecież była taka młoda, a jednak w jej oczach często widziałem smutek. Ostatnio szczególnie, gdy na dłuższą chwilę przestała się tak skrywać za ta maską.
—To będzie szalone, co powiem, bo znamy się krótko, ale...—przegryzła wargę, a jej oczy spotkały się z moimi.
—Tak. Ufam ci Gabrielu.
Poczułem się, jakbym wydostał się z wraku statku. Żeliwne, stare elementy to były jej obawy, troski. I chociaż nie znaliśmy się doskonale, to wiedzieliśmy o sobie całkiem dużo, a ja nabrałem tego przekonania, że chcę dowiadywać się jeszcze więcej. Bo ja jedyna dziewczyna nie była dla mnie łatwa do odszyfrowania, a ja wyznaczałem zasadę" im trudniej, tym bardziej jest to warte"
Nie potrzebowałem kolejnego słowa z jej ust, wykonałem kolejny krok w jej stronę, aż wyczułem jej drżący oddech na swoim karku, gdy ona została zmuszona do tego, aby się cofnąć. Uderzyła piętami o kant łózka, a ja przyciągnąłem ja do siebie, obejmując ją za biodra.
—Chcę abyś to znowu zrobiła.
—Co? —spytała.
—Zaufała mi, że to co zaraz zrobię, sprawi, że będziesz się czuła, jakbyś była w niebie.
—Skąd pewność, że chcę nieba?
Nie czekałem dłużej, delikatnie popchnąłem ją w taki sposób, aby opadła na łóżko, a następnie nachyliłem się nad nią,
—To jeszcze lepiej —mruknąłem i skupiłem wzrok na jej koszulce nocnej i spodniach piżamowych. Nie była koronkowa, ani przezroczysta, ba więcej zakrywała niż odkrywała i to było dla mnie nowe doświadczenie. Zupełnie inny świat, od tego, który znałem.
Wpatrywała się we mnie, śledząc uważnie każdy mój ruch, a kiedy musnąłem jej szyję i wytyczałem palcami ścieżkę nisko jej podbrzusza, jej oddech znacznie przyśpieszył. Pozwalała mi na to, a raczej jej ciało dawało mi przyzwolenie. Na to i jeszcze więcej.
—Zdradzisz mi szczegóły tej akcji, która wydarzyła się przed motorzystą?
—Nie... to ciebie nie dotyczy. —mruknęła i zadrżała, kiedy uniosłem jej koszulkę. Nie była przestraszona, raczej zafascynowana.
—Wszystko co dotyczy ciebie, mnie również dotyczy. —mruknąłem, a przez jej twarz przebiegło zaskoczenie.
—Spróbujmy znowu...— Przybliżyłem wargi do jej podbrzusza i chuchnąłem ciepłym oddechem na jej aksamitną skórę. Zadrżała, a ja widziałem jak powoli się rozluźnia.
—Na rzutniku wyświetliło się ocenzurowane zdjęcie ze względu na drastyczny materiał.— zaczęła mówić. —Pamiętam, że była podpisana data. I był pożar. —mamrotała, starając się skupić, choć ja jej tego nie ułatwiałem. —Stałam najbliżej i jakimś cudem kabel od urządzenia zaczął się palić. Pojawiły się iskry, a wraz z nimi wiadomość wypisana na kartce.
Uniosłem brwi.
—Romantyzm pierwsza klasa. Czyżby to był Reinald? —skomentowałem cierpko, walcząc z furią, która gromadziła swoje pokłady.
— Na kartce był napis: Vendetta. I Reinald nie pokusiłby się o takie zachowanie.
Z pewnością.
Uniosłem głowę i skrzyżowałem z nią spojrzenie.
Próbowałem coś więcej wyczytać z wyrazu jej twarzy, ale nagle zerwała się i odsunęła się ode mnie, kręcąc głową.
—Zapomnij o tym co ci powiedziałam. To już jest załatwione.
Zszedłem z jej łózka i skierowałem się do wyjścia.
—Uważaj na siebie. —Odwróciłem się i zauważyłem, jak Olivia posłała mi lekki uśmiech.
—Co?
—Kto by pomyślał, że z ciebie taki przykładny facet —odparła i obsunęła swoją bluzkę z powrotem.
—Nie jestem porządny, uwierz, że mogłem posunąć się znacznie dalej, ale... nie dotknę cię, póki sama mnie nie poprosisz...—Zlustrowałem wzrokiem ją całą, zauważyłem nikły rumieniec na jej policzkach, który starała się ukryć i przyśpieszony oddech.
—Idź już, jak miałeś taki zamiar—wychrypiała, a jej palce ściskały kołdrę.
Złapałem za klamkę, ale Olivia wskazali mi okno.
—Wszedłem drzwiami i mam wyjść oknem?
—Tak, życzę miękkiego lądowania na trawie. A teraz żegnam. —Pożegnała mnie tymi słowami i już nie zwracała na mnie uwagi.
—Dziękuję za twoją gościnność —parsknąłem pod nosem i podszedłem do okna, otworzyłem je i wyjrzałem za nie oceniając swoje szanse.
—Naprawdę mnie nie lubisz...—mruknąłem i postawiłem stopę na parapecie. Dobiegły mnie odgłosy dochodzące zza drzwi. Olivia wyskoczyła z łóżka i niemalże mnie wypchnęła przez to okno.
—Nie cierpię cię —dodała i zbliżyła się do framugi okiennej, wyczuwałem jej wzrok na sobie, niemal palił mnie kark, który w sumie za chwilę mogłem sobie skręcić.
Za dobro złem płacą.
Znalazłem punkt podparcia, uchwyciłem się rynny i powoli ześlizgiwałem się w dół.
—Ciszej —upomniała mnie, szeptem. —I uważaj na trawnik, przy spadaniu, bardzo proszę.
Przewróciłem oczami, bo ta troska z jej strony była naprawdę ujmująca.
Zeskoczyłem na ziemię robiąc to bezgłośnie. Nie widziałem nigdzie Olivii, za to słyszałem odgłosy rozmów dobiegające z otwartego okna. Jeden męski i drugi należący do niej.
Schowałem się w cieniu rozłożystego drzewa i czekałem.
—Gabriel.
—Czekaj, zapomniałeś o czymś...
Wyszedłem za drzewa i obróciłem się przez ramię. Coś miękkiego spadło na moją twarz.
—Dzięki? —Otrzepałem kurtkę i nałożyłem ją na siebie.
Odpaliłem silnik auta, które zostawiłem dobre sto metrów za posesją i odjechałem. Ale nie za daleko, bo ciemność panującą we wnętrzu auta oświetlił ekran mojego teflonu z przesłaną wiadomością.
Z lokalizacją.
Pojechałem w to miejsce, do którego prowadziła trasa. Zaprowadziła mnie do lasu. Jechałem żwirową ścieżką, za samochodem unosiły się kłęby dymu. Musiałem raptownie się zatrzymać, bo przed maskę wyskoczył człowiek.
Przekląłem głośno i wyskoczyłem z auta.
– Życie ci kurwa tak niemiłe? –warknąłem obszedłem samochód, by spojrzeć na tego wariata, a kiedy światła reflektorów już nie oślepiały, zobaczyłem kogo mam przed sobą. Zacisnąłem ręce w pięści, gotowy na konfrontację, a on zauważył moją bojowa postawę i tylko pokręcił głową.
Włożył ręce w kieszeń eleganckich spodni i spojrzał na mnie przenikliwie.
–Nie mam złych zamiarów. – Uniósł ręce do góry. – Przyświeca nam ten sam cel.
–Nie sadzę –parsknąłem.
–Możemy sobie pomóc nawzajem. W końcu on nas tu przysłał z ta myślą. –Jego postawa ciała była spokojna.
– I niby mam uwierzyć w to, że taki z niego dobroduszny Samarytanin? –wysyczałem
Mężczyzna się tylko zaśmiał.
–Oj, on nie obejdzie się tylko samym smakiem. W końcu zemsta najlepiej smakuje na zimno, prawda?
Obrzuciłem go nieufnym spojrzeniem.
–Chcesz się zemścić za tego, kto spierdolił ci życie i ja również. Wiem, że szukasz sprawiedliwości.
Co myślicie o rozdziale?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top