Rozdział pierwszy
Ze specjalną dedykacją dla każdego, kto tu jest❤️❤️🥺
Niech ta nowa wersja zdobywa Wasze serca!
Ostrzeżenie! Fragment może zawierać mocniejsze sceny, nieprzeznaczone dla wrażliwych osób i tych, które nie ukończyły osiemnastego roku życia.
Gabriel
Przymrużyłem swoje powieki, będąc skupionym na celu, żaden hałas, nie mógł mnie wytrącić z tego stanu, ponieważ kiedy poświęcam danej rzeczy, czy osobie uwagę, to robię to w pełni.
Tak samo jest z boksem. Jestem zaangażowany na maksa i gotowy aby powalić swojego przeciwnika na kolana. Adrenalina płynąca w moich żyłach, to nieskumulowane podniecenie było tym, co mnie napędzało do walki. To było lepsze niż wszystko inne.
Myślę, że urodziłem się z powołaniem, ponieważ zawsze byłem przygotowany do wymierzenia ciosu. Los jednak okazał się być w tym szybszy ode mnie. Tracąc rodziców, straciłem siebie. Ich śmierć wypaliła piętno na mej psychice, zostawiając tylko zgliszcza.
Błąkałem się dniami i nocami, głodny, spragniony i bez jakiekolwiek chęci. Byłem tylko dzieckiem, któremu odebrano najważniejsze osoby w jego życiu. Miałem prawo odczuwać smutek i złość na tego, kto za tym stoi. Moi rodzice byli dobrymi ludźmi, zawsze gotowi nieść pomoc innym w potrzebie. Zupełnie bezinteresownie.
Po dziś dzień, nie wiem, dlaczego Stwórca tak się pomylił w swoim wyborze.
Niebo ich przyjęło, a anioły trafiły na właściwe miejsce, choć bramy niebios otworzyły się dla nich zbyt wcześnie.
W kalkulacji Boskiej nie było sprawiedliwości. A śmierć wyciągała ręce, kiedy tylko chciała.
Przyrzekłem sobie jednak, że któregoś dnia dokonam zemsty, zniszczę w proch życie tego, kto jest za to odpowiedzialny, ponieważ nazywałem się Gabriel Ridello i płonąłem ogniem zemsty.
***
Przygotowałem się do wprowadzenia kontraciosu z półdystansu. Obrona sztywna napięta, mięśnie są przygotowane do walki. Szczęka wystawiona do przodu, żuchwa ostro zarysowana.
"Zbliż się, a przetnę ci palce, ty mały gnojku"
Ta postawa mojego ciała właśnie to wyrażała. Byłem gotowy, aby polała się krew. Adrenalina przechodziła przez moje żyły niczym mocna dawka narkotyku. Pragnąłem tylko więcej i więcej.
Już po pierwszym razie: nie chciałem przestać. Kiedy moja pięść spotkała się z kością policzkową starszego ode mnie mężczyzny, w wyniku czego, usłyszałem charakterystyczne chrupnięcie, poczułem się, jakbym był na haju. Nagromadzony worek złości dał mi siłę, z której skorzystałem.
Od tamtej pory podlewałem swoją wściekłość benzyną i rzucałem zapałkę w sam jej środek, a potem wyładowywałem się na właściwym człowieku. Nigdy nie działałem bez planu, wszystko co robiłem i robię teraz: jest zamierzone.
Ustawiony w odpowiedniej pozycji tylko czekałem na dezorientację przeciwnika, bo chciałem wyprzedzić jego zamierzone działania poprzez przewidzenie ruchu. A potem w odpowiednim momencie zupełnie niespodziewanie nadziać go na mój bezpośredni atak.
Wpatrywaliśmy się w siebie uparcie, żaden z nas, nie chciał odwrócić wzroku, przegapić tego starcia sił.
Co najważniejsze żaden, nie chciał przegrać.
Ale na kogoś paść musi. Nie każdy wyciąga ten złoty los na loterii. Pomogę mu potem otrzeć łzy porażki, gdy będę odbierał swoje zielone.
Uśmiechnąłem się pod nosem do swoich myśli, zablokowałem jego lewy prosty w tułów, spodziewając się dokładnie, że zaraz zdecyduje się na drugi w głowę. Robiąc unik wystosowałem szybki lewy prosty w głowę, stając w pozycji bokserskiej, przerywając tym samym jego ofensywę i blokując następne ciosy.
To co nauczyło mnie życie, to żeby walczyć, bo nikt za ciebie tego, nie będzie robił.
To ty masz przejąć kontrolę, stać się Panem własnego losu. Ty nikt inny.
Mężczyzna większy ode mnie pada na ring. Jego instynkt go zawiódł, bo zaufał, że jeśli stoi przed nim niższy wzrostem osobnik, to wygrana jest jego. Błąd. I to spory.
W walce nie chodzi do końca o predyspozycje fizyczne, choć to też ma ogromne znaczenie. Jednak tu rozchodzi się o opanowaną taktykę podczas niej i przyjęcie.
Zerknąłem w dół na swoje dłonie, miałem obandażowane nadgarstki, zdarte knykcie do krwi, opuchnięte palce, bo biłem się gołymi rękami. Przeważnie właśnie w taki sposób walczę. W ten sposób mój szef mi więcej płaci.
Ale to nie jedyny powód. Lubię czuć ból. Wtedy to ma sens.
Obróciłem głowę w lewo, klepnąłem mężczyznę po głowie, kiedy się podnosił z maty.
Jego twarz była zalana piękną czerwienią.
– Co by o tobie nie mówili na mieście, zawsze będę cię miał za brata – mruknąłem.
Wymieniłem z nim uścisk silnej dłoni, stosując zasadę: Czaruj uprzejmością, roznoś zapach śmierci po cichu i atakuj niczym lew. Niepostrzeżenie.
Splunął mi krwią w odpowiedzi, na co wyszczerzyłem się jeszcze bardziej.
Uratowałem się podczas pożaru mojego rodzinnego domu i choć ogień naznaczył moje ciało, wciąż emanowałem siłą.
I nic nie jest w stanie mnie ruszyć. Bo zamknąłem wszelkie drzwi przed uczuciami. Uaktywniłem tylko umysł, logikę i precyzję. To na tym się skupiłem. Tylko to było mi potrzebne na ringu i poza nim.
W życiu zbyt często pozwalamy aby to właśnie emocje nami kierowały. One mogą być zgubne. Lepiej postawić na rozum niż serce, ponieważ to do niczego nie prowadzi. Lepiej być silnym niż słabym.
Wszelkie uczucia osłabiają, pozbawiają sił, zamykają cię w pudełku, gdzie przeżywasz od nowa sytuację, która była opiłkiem w twojej psychice. Im więcej rozpamiętujesz, tym bardziej cofasz się do tyłu. Trzeba iść do przodu, opracować dobry plan na start. Mój jest ciągle stały. Zależy mi na tym aby pomścić śmierć swoich rodziców. A nie zrobię tego bez zemsty.
– Gabrielu, jak zwykle nie wychodzisz z formy. Gratulacje. – Przeskoczyłem przez linkę oddzielającą ring bokserski, stanąłem przed Leopoldo, człowiekiem, dzięki któremu tu jestem.
To właśnie on dostrzegł we mnie potencjał, kiedy osiem lat lat temu, napadły na mnie jakieś osiedlowe zbiry.
Chwilę wcześniej zwinąłem portfel jakieś wymalowanej kobiecie, ale zrobiłem to tylko dlatego, bo nie miałem za co kupić sobie jedzenia. Nie byłem dumny z tej kradzieży, bo złamałem moralne wartości, które zaszczepili we mnie rodzice. Jak się miało okazać później, na tym, nie miałem zamiaru przestać.
Przyczepili się do mnie, jak się okazało śledzili mnie przez czas mojej drogi, a kiedy dotarłem na koniec ulicy, zadziałali. Nie miałem szans. Ich było dwóch, rosłe męskie zbudowane sylwetki górowały nad moim drobnym wtedy ciałem.
Kiedy ruszyli w moim kierunku, zacząłem uciekać. Ich kroki odbijały się za mną, nie odwracałem się, ale i tak mnie złapali.
Przyparli mnie do chłodnej ściany jakiegoś muru, jeden z nich chuchnął mi swoim pijackim odorem prosto w twarz. Powstrzymałem jednak odruch wymiotny, nie chcąc go rozzłościć. Choć czułem, że ze wszystkiego zrobiłby dym tak, czy tak.
Wiedziałem, że lepiej nie zaczepiać ludzi, których czynami sterują procenty ale... Musiałem się bronić. Poza tym to oni mnie pierwsi napadli.
Chcieli kasy to było oczywiste. Ale nie mieli za grosz przyzwoitości zaczepiając niewinne dziecko, bo wtedy taki właśnie byłem.
Pomimo tego, co się stało, wciąż byłem niemal nieskalany. To się miało jednak szybko zmienić.
Duże, owłosione dłonie złapały mnie za chude ramiona dość mocno, jednak nie wydałem z siebie żadnego dźwięku. Krzyk w mojej duszy zamarł nad ciałami rodziców w salonie.
Drugi z kompanów, wbił palce w moje biodra, unosząc mnie kilka centymetry nad ziemią. Nie pozwoliłem jednak chwycić mu za portfel, gdy postawił mnie na ziemi.
Sięgnąłem ręką do kieszeni spodni i wyjąłem nóż. Nie zastanawiając się zbytnio, uniosłem go i wbiłem mu ostrze w tchawicę, zaczynając od kręgów szyjnych. Wchodził gładko niczym w masło.
Zaczął się dławić i wydawać z siebie inne niezidentyfikowane dźwięki. Ciepła krew spłynęła na moje palce. Byłem nią naznaczony. Od tamtego momentu ten metaliczny zapach miał mi bowiem już zawsze towarzyszyć.
Nie od razu dotarło do mnie co zrobiłem.
Kiedy mężczyzna upadł na podłogę, a jego towarzysz chwiejnym krokiem i z wybałuszonymi oczami zaczął się wycofywać do tyłu powoli zrozumienie zaczęło do mnie dopływać.
Spojrzałem się na nóż, który wciąż tkwił w jego ciele, powoli go wyjąłem lecz wtedy czerwona krew lała się silnym strumieniem jak wodospad.
Jej widok był dla mnie szokujący. Kiedy Adrenalina – hormon walki i ucieczki zaczął znikać, pojawiło się niedowierzanie, a potem panika.
Bo zrozumiałem co zrobiłem. Upadłem w bordową kałużę i zacząłem szlochać rozdzierająco. Nie chciałem tego uczynić. Ja tylko się broniłem. Ale nikt, by nie przyjął takiego wytłumaczenia prócz... Jego.
Warkot silnika przerwał mój płacz. Z samochodu wysiadł wysoki mężczyzna ubrany w elegancki czarny płaszcz. Czarne włosy miał zaczesane do tyłu, w ciemności błysnął mi jego sygnet na dłoni.
Zapamiętałem sobie jego pierwsze słowa, kiedy do mnie podszedł.
– Widzisz synu, czasami życie poddaje nas próbom. Bez względu na nasze pochodzenie, ono tu, nie ma nic do rzeczy. Możemy być biedni i bogaci. Jednak robi to tylko dlatego, by z człowieka kruchego, uczynić silnego. Nigdy nie robi tego bez wyraźnej przyczyny. Widzę w tobie płomień synu, mimo że w tej chwili wydaje ci, że zgasłeś. – W jego oczach pojawił się szaleńczy błysk.
– Zabiłem... Człowieka on... – wykrztusiłem, nie mogąc dodać niż więcej. Gardło mi się zablokowało przez natłok dławiących emocji i pod wpływem sceny, której byłem przyczyną.
– Zrobiłeś to, co było słuszne. Kto wie, jakie były jego zamiary? Nie wiń siebie za to, bo przetrwałeś. A teraz wstań na nogi i zostaw to za sobą. Wiem, że potrafisz. Spotkałem cię przez przypadek, ale znalazłem cię w odpowiednim miejscu i czasie. Pomogę ci powstać i odrodzić się na nowo.
Wybaczcie, że dodaję rozdział spóźniony. Nie chciałam jednak wrzucać byle czego🙈
Będzie mi bardzo miło, jeśli wpadniecie też na mojego one - shota i podzielicie się swoimi odczuciami ❤️
Ps. Idziecie dalej?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top