Rozdział jedenasty
Gabriel
Przetoczyłem leniwym wzrokiem po otoczeniu. Obserwowałem właściwie wszystko. Skupiałem się na każdym detalu, wychwytywałem każdy nawet najdrobniejszy szczegół.
Przyglądałem się ludziom. Patrzyłem im na ręce. Przysłuchiwałem się rozmowom. A kiedy te milkły, czekałem trwając w napięciu.
Bo to właśnie ta cisza i spokój były najbardziej zdradliwe.
Hałas był przyjemny. Tętniący życiem. Napawał mnie siłą. Dźwięki niosących się rozmów niosły zapowiedz kolejnej dłuższej konwersacji.
Wibrujące kobiece śmiechy, przekrzykiwania zapowiadały wystawienie mojej cierpliwości na próbę dzisiejszego wieczoru.
Ale to już było.
I wiedziałem o tym, kiedy przekraczałem te progi.
Dzwonek baru rozdzwonił się nade mną, kiedy wszedłem.
Człowiek o wyostrzonych rysach twarzy odwrócił się w moim kierunku. Zszedł z krzesła i wyciągnął rękę w moim kierunku. Uścisnąłem ją.
– Myślałem, że już nie przyjdziesz.
Uniosłem brwi.
Przyszedłem punktualnie, to pan się pośpieszył o te kilka minut.
Z jego piersi wydobył się śmiech, bo dokładnie takimi słowami uraczyłem go kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy.
–Skoro tu jesteś mogę liczyć na coś więcej z twojej strony?
Rozparłem łokcie na kontuarze, posłałem mu półuśmiech i poprosiłem barmana o piwo.
–Rozmowa ze mną równa się dotrzymaniu obietnicy. Nic poza tym nie mogę ci dać.
–Przejrzyj to. Wiedz, że szansa taka jak ta trafia się jedna na milion. (UWW) obserwuje cię już od dłuższego czasu. Ostatnio zadzwonili do mnie, bo natrafili na filmik z zawodów zapaśniczych. Przyznam, że zadali sobie trochę trudu, bo te zawody odbyły się ... spory szmat czasu temu. Junior, a teraz jesteś seniorem. Nie było łatwo do ciebie dotrzeć. Zrobili to przeze mnie. Obiecałem, że przekażę tobie to, co musisz wiedzieć.
Przechyliłem głowę na bok, intensywnie się nad tym zastanawiając.
– Te zawody, o których mówisz... przyszedłem na nie kompletnie nieprzygotowany. Napędzał mnie gniew i chęć wygrania zakładu.
Zmarszczył brwi
– Zakład?
– Taa. Dla żartu założyłem się z kumplem z klasy, że zapiszę się na lekkie zawody i je wygram.
Postukał palcem w szklankę.
– Przyszedłeś i wygrałeś, bo tak sobie założyłeś?
–Taa. To był bardzo gówniany czas dla mnie, więc postanowiłem, że zrobię to. Przygadałem się innym i wygrałem. A pan zaproponował mi dołączenie do agencji sportowej.
–Tak było. A ty odmówiłeś.
– Niee do końca. Odparłem:" tak naprawdę, pierdolę to. Wygrałem. Spadam stąd."
Pokiwał głową.
–Tak. Miałeś czelność mi odmówić. – W jego tonie nie pobrzmiewała uraza.
Przeglądam plik spiętych kartek, w oczy rzuca mi się suma wynagrodzenia. Cholera...To całkiem sporo.
Nie żebym teraz zarabiał mniej.
Tu nie oto chodzi.
Dlatego przesuwam mu umowę z powrotem.
– Za mało?
– Wyglądam na takiego, co tak łatwo poleci na pieniądze?
Mężczyzna masuje swoją brodę.
–Możesz mieć więcej. Powiedz tylko ile.
Byli gotowi, aby dać mi wszystko. Naprawdę ostro o mnie zabiegali.
W ich oczach wyglądałem jak jeden z wielu, który zapewni im pieniędzy jak lodu do końca życia.
Byłem tylko pionkiem dla ich własnego celu.
–Pas. –rzekłem tylko tyle, patrząc się po raz ostatni rozmówcy w oczy.
Nie dopytywał, dlaczego zrezygnowałem za co miał u mnie plusa.
Ludzie myślą, że jeśli dostaną propozycję opiewająca na pokaźna sumkę, mogą się czuć zwycięzcami.
Wtedy zostają tylko niewolnikami.
Systemu, który pociąga za ich sznurki. Każda organizacja nie jest niezależna. Każda ma swoje ciemne strony. Pozostajemy wolni tylko wtedy, gdy nie musimy wybierać pomiędzy swoimi wartościami, a tym, do czego próbują nas przekonać inni.
Ja nie potrzebowałem sztucznego poklasku.
Wolałem już stracić pieniądze niż zatracić się w tej fałszywości i pozerstwie. Dzisiaj ciebie chcieli, jutro mogłeś im się znudzić.
A dla mnie boks był czymś więcej. Niż tylko narzędziem do zarabiania.
Był moim płomieniem, który rozprzestrzeniał się w każdej komórce nerwowej mojego układu nerwowego. Nigdy nie gasł.
A rękawice bokserskie były moją siłą, z której czerpałem niewyczerpane zasoby.
To było moje zwycięstwo.
Bo pozostałem wierny samemu siebie.
Moje przekonania, dążenia, wyznawane wartości były czymś ważniejszym. No i rzecz jasna; ludzie.
Szybko rozpoznawałem tych, którzy tylko węszyli, aby na mnie zarobić.
Tacy najczęściej wyżej srali niż dupę mieli.
W moim życiu liczyły się tylko dwie rzeczy: boks i zemsta.
I nie zamierzałem odpuszczać
***
W jej ruchach było coś znajomego. Ta dokładna perfekcja. Wyczucie, każdy ruch zbliżony do smagnięcia batem w powietrzu. Ale z przyjemnością dostałbym nim po ciele, byle tylko mnie otrzeźwił. Wpatrywałem się w czarny punkt przed sobą, który pozostawał dla mnie głównym celem.
Rozrzucone brązowe włosy spływały jej na ramionach. Smukła szyja prosiła się o dotyk chłodnych palców. Widać było, że nie była amatorką. Scena nie była jej, była dla niej. A mimo uwagi jaką skupiała wokół siebie, nie wykorzystywała tego. Tańczyła inaczej niż wszyscy. Parkiet był dla niej taflą jeziora, a ona przypominała mi w tym momencie czarnego łabędzia. Jej wysublimowana delikatność, pomimo brzmienia popowej nuty, zatrzymywała w miejscu. Przyciągała wszystkich. Ale to był właśnie ten element, który nie pasował.
Nie tej nocy. Nie w tym miejscu. Nie w tej dzielnicy. Tutaj urządzali sobie polowania na szlacheckie ptaki, a ja postanowiłem im to utrudnić.
To ja będę tym, który ją złapię.
Nigdy więcej nie pomogę żadnej w potrzebie.
Zamiast wdzięczności zostałem obsypany stekiem negatywnych wyzwisk i durnymi pytaniami, które co rusz wypływały z ust Olivii.
Uchwyciłem spojrzenie brunetki w lusterku. Otworzyła usta, które zaraz zamknęła. Jednak po chwili zaczęła się wiercić.
Za jakie pierdolone grzechy sprowadziłeś na mnie ponownie to utrapienie żeńskie?
Ja rozumiem, że masz braku u swoich ludzi, bo większość siedzi w Piekle, ale tym razem twój wybór był nietrafiony.
– Dlaczego to tak długo trwaaa? –Spojrzałem się na to jęczadło i powstrzymałem się przed zjadliwym komentarzem.
– Tez się nad tym zastanawiam. Możemy to przyśpieszyć. Zwiększę prędkość i będę na tyle miły, że otworzę ci drzwi, aby było ci łatwiej wypaść. To potrwa mniej niż minutę. Wchodzisz w to?
Zlustrowała mnie od dołu do góry, po czym mruknęła.
–Weszłabym, gdybym miała skłonności samobójcze.
Cmoknąłem.
– Daj spokój. Korzyść byłaby ogromna. Wieczny spokój.
–To byłoby za łatwe.
– W twoim stylu.
Zamrugała oczami.
– Błagam mów mi prościej, mój mózg nie jest...
– Taa. Wyłączył się. W tym się zgadzamy.
– Co z ciebie za bucor!
Uchyliłem się przed jej ciosem.
– Prowadzę.
– A kto ci broni? –padła odpowiedz z jej strony.
–Jak widać mądrość cię nigdy nie dogoni.
Zastanawiała się nad tym, co powiedziałem. Widziałem, jak stara się pobudzić swoje synapsy do pracy.
– Ostrożnie, bo dojdzie jeszcze do spięcia. –rzuciłem lekko.
Pokazała mi język, następnie pochyliła się w moim kierunku.
– To chyba nie było miłe.
– Życie nie jest miłe.Gdybym miał czas, wróciłbym się do tego klubu i porządnie opieprzył tego barmana za to, że podaje drinki nieletnim, a ochroniarzy za to, że pozwolili wami wejść do klubu. Na końcu dostałoby się tobie, bo cholera.. twój wygląd jest tak zwodniczy.
– Co masz na myśli? Bo widziałam się dzisiaj w lustrze i jeśli próbujesz mnie właśnie obrazić, to.. –Najeżyła się jak wściekły kot.
– Nawet będąc w takim stanie nie ujmuje ci on uroku.
– Nabijasz się ze mnie.
–Skąd. –odparłem tylko.
Skrzyżowała dłonie i zrobiła buńczuczną minę.
W prawym lusterku mignęły mi światła wozu policyjnego.
Ciekawe komu dzisiaj szczęście ucieknie sprzed nosa.
Nowy Jork o tej porze tętnił życiem. Ludzie wychodzili na miasto, imprezowali na potęgę, tracili pieniądze i swoją moralność. A często tez duszę. Zostawiali ją zbrukaną w ciemnych zaułkach. Miasto łatwo wciągało. Szczególnie po zmroku, gdy nie widziało się swoich popełnionych grzechów. Te dopiero budziły nas, skoro świt przypominając natrętnie o sobie.
Kurewsko łatwo było się zatracić w tym mroku.
Zwłaszcza, gdy tyle możliwości stało przed tobą otworem.
– Adres? – odwróciłem się w kierunku Olivii, ale ta już odlatywała.
Zerknąłem wyczekująco na jej przyjaciółkę.
Kilkanaście minut później byliśmy już na miejscu. Odpiąłem swój pas, obszedłem drzwi pasażera, po czym otworzyłem je z rozmachem. Zakląłem pod nosem, bo moja pasażerka o mało nie wyleciała z tego auta. Musiała jakoś odpiąć pas na sekundę przed tym, zanim sam się do tego przymierzyłem.
Uniosła głowę w górę, pochyliłem się lekko i odgarnąłem z jej twarzy kosmyki brązowych włosów, aby cokolwiek widziała.
– Koniec jazdy na gapę. – zakomenderowałem. Chwyciłem ją za biodra i podniosłem z siedzenia.
Nie kłamałeś, że wypadnę z ...– wybełkotała, ale kolejne słowa nie przeszły przez jej gardło.
– Nie wysilaj się. Lulu i do widzenia.
Blondynka w tym czasie zerknęła na mnie wyczekująco.
– Pobieram opłatę. – oznajmiłem poważnym tonem.
Zmarszczyła brwi.
–Zakładam, że już sobie z nią poradzisz.
Prychnęła, ale przejęła ode mnie Olivię, która zsunęła buta ze swojej stopy. Była na bosaka, ale trawnik był tak równo przystrzyżony, jakby od linijki, że nie obawiałem się o jakąś niespodziankę w postaci kawałka metalu. Obserwowałem, jak dziewczyny znikają za drzwiami mieszkania. Dopiero kiedy się upewniłem, że są w środku, odjechałem.
Wycofując auro z podjazdu, mój wzrok padł na pozostawiony but.
Kopciuszek się znalazł...
#ojedenkrokzadaleko
Wasze odczucia?❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top