Rozdział dwudziesty trzeci
Gabriel
Rozchyliłem kolana, tak, że nogi brunetki były wciśnięte pomiędzy nie. W ten sposób blokowałem napływ chłodnego powietrza.
Wydała z siebie zduszony wydech, a potem wdech, kiedy pochyliłem się w jej kierunku. Jej brązowe włosy były upięte po bokach kryształowymi wsuwkami w kształcie Słońca. Krople wody spływały wolno po jej odkrytych ramionach. Jej skóra pokryła się gęsią skórką. Oplotła dłońmi swoje kolana i wtuliła w nie podbródek.
– Twoje życie jest tak nudne, że powtarzasz czyjąś czynność?
Uniosłem brwi do góry i śledziłem wzrokiem kierunek już zaschniętej łzy na jej policzku.
Pozwoliła sobie tylko na jedną. Jedna kropla smutku, chociaż na ustach miała przyklejony uśmiech niesięgający jej oczu.
W jej tęczówkach pojawił się cień.
–Może już dość tych wygłupów, hmm? –Aż się najeżyła po słowach mężczyzny, który cały czas się jej przyglądał.
– Powiedz to mojemu ojcu. Wielki pan i władca wśród ciemnogrodu się znalazł. Ci ludzie nie wiedzą, że jest zwykłym oszustem?
– Z tego co wiem, nim nie jest.
Przewróciła oczami.
– No tak oszust nie jest oszustem, skoro nigdy nic mu nie udowodniono. To jasne, że nie powiesz o nim złego słowa.
–Powinniście sobie wyjaśnić te nieporozumienia...– Mężczyzna ewidentnie zaczynał mieć dość. – Najpierw wyjdź z tej fontanny, zanim się pochorujesz, proszę.
– Odmawiam twojej prośbie. Tu mi jest dobrze. – Na potwierdzenie swoich słów przymknęła oczy.
– Twój ojciec będzie zły.
Wzruszyła ramionami.
– A sam mówiłeś, że jest dobry.
– Nic takiego nie mówił...–zaczął, na co brunetka przytaknęła. Podrapał się za karkiem i westchnął sfrustrowany, bo sam się dał w to wciągnąć.
– Właśnie. Przyznasz, że nie zasługuje na takie słowa, prawda? – Machnęła po chwili ręką. – Nie przyznawaj. Wystarczy, że ja to wiem.
Broda zaczęła jej delikatnie drżeć.
– Nie wyjdę stąd.
Zacmokałem i chyba oboje przypomnieli sobie o mojej obecności.
– Chyba nie zostawisz nikomu, decydowania o twojej woli? To twoje życie i jeśli masz zamiar tu siedzieć i czekać biernie niż działać, aby być bliżej celu, to w porządku. Ale sukces nie lubi bezczynności. –zaintonowałem i powoli się podniosłem.
Spojrzałem się na nią z góry i wyciągnąłem rękę w jej kierunku.
–Zaczynamy od początku? –spytałem retorycznie.
Chwyciła ją i potrząsnęła w geście powitania.
– Gabriel, siema.
Nie oto mi chodziło.
– Jesteś Gabriel? –podpuszczałem ją, a potem złapałem za łokieć i stanowczo postawiłem na nogi, podpierając ją druga ręką w tali.
Przeskanowałem wzrokiem jej twarz. W jej piwnych tęczówkach pojawił się błysk.
–Mam uwierzyć w to, że jeszcze nie znasz mojego imienia, chociaż podejrzanie zbyt często na siebie wpadamy?
–Zapamiętałbym twoje imię, gdyby ono rzeczywiście padło z twoich ust– wyznałem.
Uśmiechnęła się pobłażliwie.
– Nie jest ci do niczego potrzebne. Traktuj mnie po prosto jak człowieka.
– Teraz przypominasz raczej tego szczura z kanalizacji. –Ledwo te słowa opuściły moje usta, dostałem kuksańca w ramię.
– Nikt jeszcze mnie tak nie nazwał.
– Bo zapewne nikt nie widział cię w tej rynsztokowej wersji–uzupełniłem.
– Mów za siebie. Ja wyglądam jakbym dopiero co zwiała z bankietu...
– i na spontana wskoczyła do fontanny licząc na to, że spotkasz żabiego księcia?
–A co mi po tchórzliwych książętach? Niech lepiej oni się mają na baczności, bo zdecydowanie z nimi skończyłam. Nie chcę żadnego mężczyzny w moim życiu.
– To, dlatego odtrącasz moją dłoń?
– To nic osobistego, ale mam nadzieję, że nie będziesz wylewał długo łez zawodu.
–Próbujesz ze mną flirtować? –Uniosłem brwi do góry.
Wzdrygnęła się jakby samo wyobrażenie sobie tej sytuacji było dla niej nie do przyjęcia.
–Nie potrzebuję cię. Nie próbuj być nim i mówić, że zdobędę to co chcę, ale najpierw zrobisz to, czego oczekuję. Bo idealne życie równa się gorzkie rozczarowania. –przełknęła ślinę, jakby się dławiła– A ręka, która w zamierzeniu miała mnie prowadzić przez późniejsze dorosłe życie, stale mnie odtrąca. Już łatwiej wejść na sam szczyt wieżowca niż wzbudzić w moim ojcu zainteresowanie niezwiązane z interesami.
– Nie jestem twoim ojcem.
Analizowałem jej słowa niemal dogłębnie. Do tej pory jeszcze nigdy nie odsłaniała się przede mną. Ilekroć się spotykaliśmy nie pozwalała mi zajrzeć w głąb siebie. Nie wiedziałem, co tak naprawdę w niej jest. Jednak jest awersja i namacalna złość w stosunku moich aktów dobroci wobec niej i potrzeby chronienia jej dawała mi do myślenia.
Większość dziewczyn byłaby w siódmym niebie, gdybym zdecydował się wystawiać siebie jako pocisk wymierzony w każda osobę, która spróbowałaby tylko zaszkodzić jednej z nich. Nie wspominając już o tym, że po tym heroizmie byłbym na jeżykach każdej, tutaj sprawa obeszła się bez echa.
Bo może właśnie za czynami dobroci skierowanymi pod jej adresem stali ludzie, którzy potem czekali aż stanie się od niech zależna na tyle, że jej każdy krok będzie zależał od nich.
– I kiedy już trzymam cię tak jak teraz– Chwyciłem ją za biodra, uniosłem w górę, oplotła mnie za szyję. Sprawnie opuściliśmy fontannę. – puszczę tylko wtedy, gdy upewnię się, że to należy właśnie zrobić.
Położyłem mokry palec na jej wargach, które lekko rozchyliła. Jej wargi były zimne.
Zgarnąłem kosmyki włosów za jej ucho.
– Wiesz, że mogę cię ogrzać. – Sięgnąłem ręką w tył i odebrałem czarny płaszcz od jej ochroniarza. Wsunęła ręce w rękawy i posłała mi niepewne spojrzenie spod swoich czarnych rzęs.
–Teraz mnie ogrzejesz, ale potem chłód twoich słów przyniesie martwotę. –szepnęła cicho, a potem odsunęła się ode mnie, kręcąc głową.
– Nie każdy powinien nosić miano ojca, tak jak nie każdy człowiek zasługuje na to, aby nazywano go człowiekiem.– O czym myślisz?–spytałem.
– A, co jesteś w stanie, dać centa za moje myśli? – spytała zarozumiale.
–Nie jestem aż tak szczodry –prychnięcie wydobyło się z moich ust. Podrzuciłem monetę w górę, opadła na ziemię tuz przy nas.
– Nie śmiałam o tym myśleć – Sarkazm, przesiąkał przez jej ton głosu. Przyglądała mi się uważnie, jej wzrok padł na moje ręce. Miałem co najmniej kilka otarć, skóra w niektórych miejscach się rozdarła.
– Niech ta drobnostka nie zajmuje twoich myśli.
– Moje myśli są przy twoim przeciwniku. Szczerze mu współczuję.
– W sumie ja też. – Przytknąłem palec do brody, w geście szczerego zamyślenia. – Era Gabriela jest niedościgniona. – przyznałem otwarcie.
Wciągnęła dolną wargę między zęby, starając się powstrzymać drżenie.
Uniosłem brwi.
– Zapierniczaj w podskokach do auta. I to już. – zarządziłem.
– Wcale nie jest mi zimno i wcale nie... – Zanim zdążyła choćby dokończyć już była w ramionach swojego ochroniarza. Szamotała się, ale w końcu dała sobie spokój.
– Czego nie zdobędziesz siłą, to tego nie zdobędziesz wcale –podsumowałem, na co zmierzyła mnie wściekłym spojrzeniem.
Obserwowałem, jak mnie mijali. Olivia miała zachmurzoną minę, słyszałem, że coś jeszcze mówiła. Jej ochroniarz szedł dosyć prężnym krokiem, nie reagując na zaczepki ze strony dziewczyny.
Podniosłem monetę z ziemi i przerzuciłem ją przez lewe ramię.
Dzisiaj znowu mi się udało.
Przetrwałem.
Udałem się do auta i przemieniłem mokre ubrania na suche. Wyciągnąłem czarną koszulę na wierzch, poprawiłem włosy, tak, by czarne kosmyki opadały mi na skroń. Z mokrą czupryną nic już nie mogłem zrobić.
***
Każdy z nas odczuwa pragnienia. Swoje już od dłuższego czasu miałem na końcu języka, w krwiobiegu i pod opuszkami palców. Ogień mnie tworzył. Żar zagrzewał do walki.
Kilkanaście lat temu po raz pierwszy poczułem się zniszczony, ale odkryłem, że w płomieniach można znaleźć iskrę. Powstałem.
Pragnienia dzielą się na wynikające; z czystych pobudek - chwilowe, które pojawiają się nagle i znikają. Oraz te, które są w grupie tych o silnej potrzebie dominującej nad wszystkimi innymi. Tej z natury psychofizycznej.
Te nieposkromione, które muszą być ugaszone.
To właśnie z tych lub innych powodów ludzie decydowali się na grę w pokera.
Ich wewnętrzna chciwość, chęć postawienia wszystkiego na jedna kartę, po to, aby się wzbogacić. Zastawiają nawet swoje posiadłości, kosztowności, pobierają z banku ostatnie pieniądze i inwestują w tę brudną grę.
Chęć zysków często przekracza nawet ludzkie wyobrażenia. Można tyle samo wygrać- co stracić.
Dałem kluczyki parkingowemu, obracając się ostatni raz przez ramię.
Kiedy wchodziłem przez obrotowe drzwi dopadło mnie dziwne przeczucie.
Świat to jedna wieka kula zapełniona przez złych i dobrych. Nie sposób czasami rozpoznać zła, kiedy przyjmuje ono postać dobra. W bajkach zło zawsze nim było, a koniec bajki był oczywisty. W prawdziwym świecie nic nie jest oczywiste.
Każdy jeden dzień to tłum pędzących rozterek, kotłujących się myśli w głowie, ścieżek wyboru, a dla niektórych napinające niczym, linie strachu -obawy o sekundę istnienia.
Nie mogłem zatrzymać życia bliskich mi osób.
Wchodząc za linki, szykując się do odparcia ataku miałem z tyłu głowy, że aby wygrać, muszę umieć przewidywać.
I blokować każde natarcie.
Pewnie i szybko bez, sekundy zawahania
Aby znokautować przeciwnika.
Aby pokazać, że jestem niepokonany. Nie do ruszenia. Przez nikogo.
Istnieje znacząca różnica pomiędzy pragnieniem czegoś, a potrzebą. Pragnienie jest tym "co chcesz, żeby się spełniło „, natomiast, potrzeba; to coś, bez czego nie możesz normalnie funkcjonować. W moim przypadku nie ma tej różnicy, bo zarówno jedno jak i drugie się łączy.
Zostałem stworzony przez światło, ale ostatecznie to mrok mnie na powrót przywrócił do życia.
A teraz chcę zasłonić czyjś świat.
Lamia vendetta - to jedyny czynnik, który tak mnie napędza do działania. Chęć zadośćuczynienia.
Pośpiech w tym przypadku nie jest wskazany. Chcę rozdrobnić tą zemstę na kolejne czynniki i etapy, aby cierpienie drugiej osoby i ból, było jeszcze większe.
Bez pośpiechu, ale z wyczuciem uderzę w psychikę, a potem - prosto w serce.
Moje serce jest po prostu naczyniem krwionośnym, służącym tylko po to, by pompować krew i dawać złudne nadzieję, że się żyje.
Choć tak naprawdę cząstka mnie została już dawno pogrzebana. Szesnaście lat temu zostawiłem swoje serce w pewnym, dwupiętrowym domu, na dzielnicy South Bronx w Nowym Jorku.
Zostawiłem je i zakopałem głęboko w ziemi. Bo uczucia miażdżą.
Wyobraź sobie, że masz dostęp do powietrza, ale nie możesz go normalnie pobierać do płuc, bo wielki kamień blokuje twoją klatkę piersiową, przez co nie możesz oddychać.
Zadanych ran nie da się naprawić. Nie wystarczy samo naklejenie plastra. Potrzeba oczyszczenia.
Dokonam zemsty krok po kroku i wtedy wszystkie rany się zagoją. Zrobię to w swoim tempie, ponieważ jeśli się człowiek spieszy to... Kurwa, a niech się cieszy, ale tylko do tych złych, a samych swoich, niech zostawi w spokoju, bo tylko oni przy nim są.
**"O wiele bezpieczniej budzić strach niż miłość "**-Machiavelli "Książę"
To prawda. Gościo miał rację, na długo przed tym jak ludzie zdecydowali się mu ją przyznać.
Jeśli roztaczasz aurę strachu - jesteś nietykalny, zaczynasz być szanowany przez ludzi czy tego chcą, czy nie. Wzbudzasz strach, ale zyskujesz mocną pozycję. Jak to i to, masz w garści możesz się już czuć niezwyciężony.
***
Czerń bijąca z garnituru mężczyzny, przykrywała światło z kryształowego żyrandola zawieszonego na środku sufitu.
Sam nie odstawałem od towarzystwa, tak jak ona. Była ubrana w połyskliwą czarną sukienkę. Czarne rękawiczki przykrywały jej dłonie, a na wskazującym palcu połyskiwał szmaragd prawie wielkości jej głowy.
Komuś się powodzi, choć przeglądając się postawie mężczyzny, który położył dłoń na jej kolanie uznałem, że zmieniam zdanie. Siedziała jak struna. Nie zamierzałem skupiać się na ich relacji, bo dealer niemal natychmiast przeszedł do tasowania kart.
Dwójka uczestników siedzących przy nim włożyła do puli stawkę w ciemno.
Pierwszy od lewej włożył do puli small blind, czyli niską stawkę. Jako że byłem drugi, włożyłem big blind, stawkę wysoką. Fixed limit, czyli stała kwota zakładów była ustalona jeszcze przed rozpoczęciem gry. Zaczęły być rozdawane nam dwie poker cards, zakryte karty
Przeszliśmy do rundy licytacyjnej, która zacząłem. Wybrałem podbicie, ponieważ cel tej gry jak każdej był dla mnie szczytny. Po tej części nastąpił tzw. flop, czyli trzy karty wspólne (community cards) — każdy z uczestników mógł posłużyć się nimi w trakcie rozgrywki.
Ponura i zadymiona atmosfera tych pokojów pokerowych podkreślała, że nie prowadzi się tutaj gry w bierki. Zaciemniona część tego pomieszczenia złudnie zaginała czasoprzestrzeń. To był trik, specjalnie się wyłączało światłe, aby gracze nie mieli poczucia upływającego czasu i wizji niechybnie oddalających się pieniędzy.
Każdy z nich miał tyle pieniędzy, że większość ludzi o takiej kwocie mogła tylko śnić. Nie była to czysta forsa. Biznesmani inwestowali w pomoc humanitarną, a tak naprawdę wypłacali pieniądze dla siebie, okradając biednych. To co było pokazywane w mediach to tylko jedna strona medalu.
Może teraz nie mogłem ich zatrzymać, to znacząco zmniejszałem ich możliwości wzbogacenia się. To ja zamierzałem ich okraść z pieniędzy nie należących do nich.
Zamierzałem wygrać tą grę i każdą następną.
To ja zamierzałem brać te kurwy.
Przed przejściem do kolejnej licytacji zarządzona została przerwa. Odeszliśmy od stołu, wyszedłem przed budynek. Wyjąłem papierosa z paczki i pozwoliłem wraz z dymem ulecieć negatywnym myślom.
To oni byli trucizną społeczeństwa, które tak im zawierzyło.
Zakasłałem kilka razy, a potem przydeptałem papierosa butem. Poprawiłem garnitur i wtedy ją zobaczyłem.
Partnerkę jednego z graczy, a sama, która nawet nie ukrywała się z tym, że w czasie gry próbowała mnie poderwać.
–Gabrielu... – uśmiechnęła się spod wachlarza kruczoczarnych rzęs. –Pragnę cię – wymruczała, przesuwając swoją dłonią po moim torsie.
–Cóż, zaschło mi w gardle. –przyznałem, obserwując ja uważnie.
–Ugaszę Twoje wszystkie pragnienia–szepnęła namiętnie, a jej oczy nie spuszczały ze mnie wzroku. Jej ręka zjechała blisko mojego krocza, jej wzrok też tam zjechał.
–W takim razie...- szepnąłem, muskając jej kark swoim ciepłym oddechem. Zwilżyłem swoje wargi i odsunąłem się od niej. - Poproszę wódkę Roberto Cavalli, tesoro. Tego w tym momencie, pragnę – posłałem jej arogancki uśmiech.
–Co sprawia, że myślisz, że ją dostaniesz? –przechyliła głowę na bok, minimalnie, odsuwając się ode mnie. Uniosłem brwi do góry i posłałem jej szarmancki uśmiech, od którego kobietom topniały serca.
–Bo przed chwilą byłaś w stanie zrobić wszystko, aby dostać mojego fiuta. – Mruknąłem i zrobiłem półpauzę, a w tym czasie zerknąłem na zegarek.
–Proszę, uświadom sobie, że wolałbym już do końca życia pościć niż dać się nabrać na tą tanią zagrywkę. A teraz, pani wybaczy idę po wygraną.
Gracze w tym ja znów wykonają swoje ruchy, przechodzi się do wyłożenia na stół czwartej karty, jest to tzw. turn;
Następuje trzecia licytacja. W TYM kolejne podbicie stawki, a na stole ląduje piąta karta — tzw. river;
Kolejny etap rozgrywki to czwarta i zarazem ostatni licytacja.
Został tylko ostatni krok. Wyłożenie kart na stół.
Ułożyłem układ kart, na którego końcu był poker królewski.
Wypisałem czek na kwotę stu dwudziestu pięciu dolarów, która wygrałem.
Odbiorcą miał być Morgan Stanley Children's Hospital.
Poczułem za plecami ruch.
– Zaimponowała mi twoja determinacja w dążeniu do celu.
Spojrzałem na mężczyznę, który się do mnie przysiadł.
– Nie cofnę się przed niczym.
W jego oczach błysnęło swego rodzaju uznanie. Wyciągnął w moją stronę karteczkę.
– To nazwisko gościa, który może mieć dla ciebie przydatne informacje. Wiedz jednak, że on lubi rozlew krwi.
Błysnąłem białymi zębami i zagwizdałem odbierając od niego karteczkę. Zerknąłem na nią.
Harmon.
Gość, z którym miałem stoczyć bitwę na ringu.
– No to się dogadamy, bo ja lubię w niej brodzić –szepnąłem mrocznie.
Co sądzicie o rozdziale? Bo zaczyna się gruba akcja...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top