Rozdział dwudziesty szósty
Gabriel
Tak mało brakowało.
Kiedy pierwszy raz jesteś blisko tego, aby pozbawić kogoś życia jesteś obciążony tym czynem, uświadomiony, że już nie można tego cofnąć. Nosisz wtedy brzemię odpowiedzialności i godzisz się na codzienną walkę ze swoimi demonami, które skutecznie kopią twoją dupę. I choćbyś starał się zmyć z siebie krew- ona do ciebie przylega już na zawsze. Staje się twoim znakiem na skórze niczym niezmywalny tatuaż.
Krew wsiąkająca w brudną ziemię naznacza ciebie już na zawsze. Jesteś napiętnowany czynem wykonanym wyłącznie do twojej samoobrony, ale czy to ma znaczenie?
Prawie z twoich rąk zginał człowiek. Ostatecznie zmarł w szpitalu, ale nikt się tym za bardzo nie przejął. Był bezdomnym, nie miał rodziny.
„Byłeś dzieckiem, który musiał się bronić. On i tak nie dożyłby ranka. Był ćpunem i złodziejem".
To nie miało żadnego znaczenia.
W tym świecie jednak nikomu nie robiło różnicy, że zginął kolejny człowiek. Jeśli nie był nikim znaczącym, czyli biznesmenem bądź politykiem policja nawet nie zadawała sobie trudu, by ustalać przyczynę zgonu. Śmierć nastąpiła i tyle.
Na wskutek tragicznych zdarzeń, czy nieprzewidzianych okoliczności albo wojny między gangami, bo ci nie próżnowali. Jeśli jednak chciałeś dojść do prawdy, musiałeś być przygotowany na walkę z systemem, który nie był przychylny człowiekowi w potrzebie.
Po drodze istniało prawdopodobieństwo, że to nie będzie łatwa walka, ale dla takich żyłem. Byłem gotów zrobić absolutnie wszystko.
Poprzedniego wieczoru dostałem czarną kopertę, z której wyleciała biała karteczka z wiadomością:
Czasami musisz zejść do samego Piekła, aby uzyskać to co chcesz. Bez żadnych zahamowań. Atakuj albo giń. Ale to jeszcze nie ten czas, Gabrielu...
Pokaż na co cię stać. Liczę na noc pełną wrażeń.
Było mnie stać na wiele.
Nawet po raz kolejny znaleźć się pomiędzy cienką linią oddzielającą życie i śmierć.
Przekroczyłem drzwi Czarnego Piekła, tłum był spory, bo dzisiaj odbywała się walka z samymi najlepszymi zawodnikami. Czyli mną. I nikim więcej. Bilety były już wysprzedane w pierwszej minucie, zupełnie tak, jakby sam Justin Bieber miał zagrać swój koncert.
Ale walki w podziemiach dostarczały więcej wrażeń. Poza tym ludzi ciągnęło do nielegalnych rzeczy i rozlewu krwi.
Dzisiejsza walka była ogłoszona na stronie internetowej jako sprzedaż psów bokserskich. Zmieniono nawet szatę graficzną.
Magazyn był też miejscem dilerki, a była do tego dobra okazja. Wraz z zakupionym biletem dostawałeś gram.
Pomysł na łatwo zarobione pieniądze ktoś miał wyśmienity.
Po stanięciu ramię w ramię z moim przeciwnikiem zmierzyłem go wzrokiem. Nie był wysoki, ale był masywny. Wyglądem przypominał bardziej królika na sterydach. W spojrzeniu miał żądzę mordu. Idealnie.
Kiedy zaatakował pierwszy, odparłem atak, stosując blokadę, poruszałem się zwinnie, a ręce trzymałem cały czas uniesione. Po drugim uderzeniu, którego nie przepuściłem zrozumiałem, że pójdzie mi bardzo szybko. Sparowałem cios, a mój uśpiony demon się pobudził. Czułem napływ niezdrowej adrenaliny, pobudzenie jakbym zażył przed chwilą " E".
Nie odpuszczałem, byłem jak dobrze naoliwiona maszyna, pot spływał mi ciurkiem po gołym torsie. W moim wzroku kryła się furia, lizały mnie płomienie żaru. I nie zatrzymałbym się, gdyby nie to, że ktoś z tłumu wrzasnął, że gliny jadą.
Ktoś z przybyłych uczestników musiał nas wsypać, albo zrobił to ktoś z zewnątrz. Ktoś komu zależało na tym, abym przegrał.
Tyle, że ja nigdy nie przegrywam.
Wytarłem twarz ręcznikiem podanym przez opiekuna dzisiejszej walki. Napiłem się wody z butelki, a resztę wylałem sobie na głowę. I tak byłem cały mokry, więc nie robiło mi to różnicy. Musiałem się szybko otrząsnąć, a do tego zimna woda sprawdziła się idealnie.
Przymknąłem na chwilę powieki i je uchyliłem, czułem jak skóra pod jedną z nich jest opuchnięta. Zauważyłem jakieś kontury.
W głowie mi się kręciło niemiłosiernie, kiedy próbowałem szerzej otworzyć oczy. Miałem wrażenie, że mocniej mi spuchła powieka. Próbowałem zamrugać, ale szybko z tego zrezygnowałem. Wpatrywałem się w jasną plamę, która okazała się być Olivią.
Po jej słowach zrozumiałem, że to ona stoi za wezwaniem policji, ale o powód zamierzałem zapytać ją potem. Nie odpuściłem sobie złośliwości, kiedy chciała abyśmy wyszli normalnym wyjściem. Stwierdziłem, że równie dobrze możemy poczekać na psi zaprzęg.
Odparła, że chyba i tak na to liczyłem.
Wypadliśmy na zewnątrz, owiało mnie nocne powietrze. Zbliżyliśmy się do Bugatti, które zaparkowałem przy samochodzie pomysłodawcy dzisiejszej walki w podziemiach. Czarna bestia stała nieruszona. Wyjąłem pięćdziesiąt dolarów i podałem je chłopakowi, który pełnił wartę przy aucie. Blondyn uniósł głowę i uśmiechnął się. Zaraz jednak jego uśmiech przygasł, kiedy wpatrywał się w moją twarz.
– Rzucaliście sobie worki z ziemniakami na twarz, czy co?
Usłyszałem parsknięcie za sobą.
Wykrzywiłem wargi, po czym objąłem lekko ramieniem dziewczynę stojącą przy moim boku. Pochyliłem twarz i musnąłem jej ucho.
– Na szczęście ona lubi mnie nawet wtedy, kiedy przypominam bestię. A może zwłaszcza wtedy...–mruknąłem nisko do jej ucha.
– Cokolwiek sprawi, że nie będziesz zdołowany. –oznajmiła twardo, a jej postawa zdradzała jak bardzo staje się udawać niewzruszoną. Ale widziałem, jak zadrżała pod wpływem mojego dotyku, czułem jej puls.
–Dobra, my spadamy. Dzięki. – Uścisnąłem rękę chłopakowi i popchnąłem lekko Olivię w stronę auta. Otworzyłem jej drzwi, a sam zasiadłem na miejscu kierowcy. Spojrzałem się na nią wyczekująco, sięgając do tyłu po czarny T-shirt, który przełożyłem sobie przez głowę i nałożyłem na siebie. Ten ruch sprawił, że zabolało mnie praktycznie wszędzie, ale do takiego bólu byłem przyzwyczajony. To właśnie dzięki... żyłem.
–Czekasz na specjalny telegram, czy mam wypożyczyć gołębia pocztowego?–powróciłem do niej spojrzeniem.
– W takim stanie nie będziesz kierował –oznajmiła stanowczo.
Wzruszyłem ramionami i odpaliłem silnik. Olivia zrobiła zaskoczoną minę, ale dopadła klamki i już po niecałej sekundzie znalazła się w środku auta. Zaczęła się szarpać z pasem, więc pochyliłem się i sam się tym zająłem.
– Musisz obchodzić się z nim delikatnie–mruknąłem nisko i włożyłem końcówkę pasa do zapięcia. Owiał mnie jej szeleszczący oddech i słodki zapach. Odsunąłem się od niej, a ona opadła płasko plecami na siedzenie.
– Zaczynam się zastanawiać, czy to nie będzie nasza tradycja. –wymamrotałem, wsuwając do ust miętową gumę. Poczułem w ustach metaliczny posmak. Przejechałem językiem po dolnych zębach i górnych. Całe uzębienie. Chociaż tyle.
–Nawet się nie ma nad czym zastanawiać. Dasz mi jedną? –Wyciągnęła otwartą rękę w moją stronę.
– Mam ją wypluć? –Uniosłem do góry brwi, a ona zrobiła zdegustowaną minę.
–Co? Nie. Fujj–jęknęła. – Myślałam, że masz więcej gum.
– Bo mam. –przyznałem zgodnie z prawdą.
Obróciła głowę i spojrzała się na mnie wyczekująco.
–Ale nie takich gum, jakie chcesz.
–A jakich? –Zmrużyła oczy i po chwili zrozumienie odbiło się na jej twarzy. – Boże, dlaczego wy faceci myślicie ciągle o jednym?
–O jednym?? Miałem na myśli gumy do ćwiczeń.
Zamrugała tymi swoimi brązowymi oczami.
Wycofałem auto z parkingu, odwracając głowę, położyłem dłoń na podłokietniku fotela swojej pasażerki.
– Niegrzeczne masz te myśli...–zamruczałem i uniosłem kącik ust, widząc rumieniec na jej policzkach.
–A z ciebie to taki święty.
–Skłamałem. To były dokładnie te gumy, o których pomyślałaś –Czułem na sobie wzrok Olivii.
– Ładny masz ten tatuaż.–odezwała się po chwili.
– Wiem.
– Zawsze jesteś taki skromny? –spytała mnie
Pokręciłem głową i zabrałem rękę, kładąc ją na kierownicy.
–No to będzie jakoś już z dwadzieścia siedem lat. Poza tym nigdy nie dałbym sobie zrobić gównianego tatuażu.
–Ja to w ogóle nigdy nie dałabym sobie zrobić tatuażu.
Zerknąłem na nią.
– Tak jak nigdy nie zjawiłabyś się na nielegalnej walce bokserskiej.
Prychnęła.
–Owszem nigdy. Nie rozumiem, dlaczego ludzi to jara?
–– Rozumiem, że zmusiły cię do tego okoliczności. – wyjaśniłem dalej, zjeżdżając z prawego pasa. – Bo to moment, kiedy możesz przejąć kontrolę. Absolutnie nad wszystkim. –podkreśliłem.
–Ale ty ją właśnie straciłeś.
Wjechałem na parking budynku McDonald's, zatrzymałem się przy krawężniku. Zgasiłem światła i silnik.
– Jesteś głodna?
–Zawsze jestem głodna.
–Nie straciłem kontroli.
Spojrzała się na mnie z niedowierzaniem.
–Nie, dzięki mnie. Uratowałam tobie tyłek.
Parsknąłem sucho
–To co chcesz?
Zalśniły jej oczy.
– A mogę wziąć sobie zestaw z zabawką?
– A nie jesteś na to za duża?
–Zapytałeś co chcę, a ja ci powiedziałam.
– Spytałaś. I możesz. – westchnąłem. Zamówiłem sobie powiększony zestaw przez aplikację, a Olivii zestaw z zabawką, którą sobie wybrała. Zapłaciłem zbliżeniowo i podałem papierową korbę dziewczynie.
– O jeju, ale jestem głodna.–W jej tonie głosu było słychać podekscytowanie.
Postukałem palcami niecierpliwie kierownicę, czekając aż auto przed nami łaskawie ruszy do przodu. Włączyłem radio i pogłośniłem. W tle rozległy się dźwięki saksofonu połączone z elektroniczną wersją R&B.
The Weekend śpiewał o tym jak temperatura rośnie, jak ciała się jednoczą.
Wjechałem na pas ruchu, na drogę 160 Broadway NY 10038.Za nami dostrzegłem pomiędzy dwoma jadącymi samochodami wóz policyjny. Skręciłem w środkową część przepełnioną artystycznym stylem. I zatrzymałem samochód pod teatrem.
Olivia zaszeleściła papierową torebka skupiona na odkrywaniu jej zwartości.
W tym momencie dostałem wiadomość.
Gliny poszukują uczestników dzisiejszej walki jak i zawodników. Będą zatrzymywać praktycznie wszystkich, ponieważ jeden z zawodników trafił w ciężkim stanie do szpitala. Podobno wyszła jakaś gruba akcja, bo psy dowiedziały się o sprzedawaniu dragów. Chcą złapać dwie pieczenie na jednym ogniu.
No to mogą sobie chcieć.
Po chwili spostrzegła chyba, że stoimy.
– Dlaczego zaparkowaliśmy pod teatrem?
– Bo chcę ci pokazać sztukę.
– No to gdzie masz bilety?
– Nie potrzebujemy. Stworzymy własną sztukę.
– Niby jaką?
–Bezbłędnych kłamców. –Może i twojemu ochroniarzowi udało się zwrócić uwagę policji, ale oni napalili się na co innego. A raczej kogoś innego.
–Ale masz wysokie mniemanie o sobie– przewróciła oczami i wsunęła rękę w torebkę, którą jej zabrałem. Miała minę jakbym jej co najmniej ukradł coś bardzo cennego. Wbiłem w nią poważne spojrzenie, potarłem zarost dwoma palcami, odpiąłem pasy. Pochyliłem się nad nią tak, że mogła wyczuć mój oddech na swojej piersi. I odpiąłem jej pas.
– Chodź do mnie na kolana.
Spojrzała się na mnie jak na idiotę.
– No dalej. –Nie widząc z jej strony żadnej reakcji, sam posadziłem ją sobie na swoich kolanach. Olivia niemal natychmiast chciała z nich zejść, ale ja przytrzymałem kładąc dłonie na jej biodrach. Wsunąłem palce w jej włosy i minimalnie odchyliłem jej szyję do tyłu. Przytknąłem do niej usta i nakreśliłem zimnym muśnięciem ścieżkę, którą sam wytyczyłem.
Przymknęła oczy, a jej puls znacznie przyśpieszył. Czułem go. Powiodłem ustami w górę, nieco w lewo, zahaczyłem jeżykiem o płatek jej ucha. Rozchyliła swoje usta, ścisnęła mnie swoimi nogami poniżej moich bioder, przez co poczułem kopnięcie prądem. Palcami wędrowałem w górę jej ud, głaszcząc delikatną skórę. Krew z moich pootwieranych ran tworzyła małe plamki na jej nieskalanej jeszcze jasnej skórze.
Pobrudziłem ją swoimi barbarzyńskimi i nieczystymi dłońmi, a potem z premedytacją wydusiłem z jej ust jęk. Wtedy usłyszałem pukanie w szybkę.
W lusterku mignęła mi odznaka policyjna.
Idealnie.
Uchyliłem szybkę i wtuliłem w siebie dziewczynę tak, że swoimi włosami zakrywała mi połowę twarzy.
– Co my tu mamy?
– To tylko jakieś dzieciaki, John. –odkrzyknął glina do swojego kolegi zapewne. –Chyba znudziła się wam sztuka, co?
–Moja dziewczyna odgrywa sto lepsze spektakle. –rzekłem głosem z chrypką. Uścisnąłem jej kolano, by się nie odezwała, wbijając w nie delikatnie swoje palce.
Policjantowi wyrwał się gromki śmiech.
–No wypisać wam mandat muszę, choćbym nawet niekoniecznie chciał.
– Nie uprawiamy jeszcze seksu panie władzo.
–Nie wnikam w to głębiej.
– Ani ja. –odparłem. Pod nosem dodałem jeszcze
Glina wypisał nam mandat dosyć szybko, a potem odjechał razem ze swoim kolegą.
Olivia odchyliła twarz do tyłu i spojrzała na mnie błyszczącymi oczami. Przejechała palcem po mojej szczęce i pochyliła się, na co przytrzymałem swoją prawą dłoń na jej biodrze.
Uśmiechnęła się do mnie wyczuwając zmianę w moim języku ciała.
–Może i zacząłeś to przedstawienie, ale to ja je kończę. –Wpatrywałem się w nią, nawet, gdy już zdążyła zejść z moich kolan i poprawiła swoją spódniczkę.
–Grałaś? –spytałem po chwili, trzymając obie dłonie na kierownicy.
–Perfekcyjnie, prawda? Ale jeśli jeszcze raz ośmielisz się to zrobić, zarobisz baletką. –ostrzegła unosząc jeden palec w górę.
Pokręciłem głową rozbawiony.
– Dziewczynko, normalnie strach się bać–parsknąłem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top