Rozdział dwudziesty siódmy
Kochani, moja książka poleca się na majówkę, jeśli lubicie mroczne i nieprzewidywalne kierunki fabularne, to zapraszam: https://www.empik.com/kochanie-witam-w-piekle-aleksandra-mrorers,p1474517775,ksiazka-p?mpShopId=0&%243p=a_criteo&%243p=a_criteo&utm_source=criteo&utm_medium=cpc&utm_campaign=lowerfunnel&~campaign=lowerfunnel&%24web_only=true&merchant_id=0&utm_id=66839&cto_pld=nblS-nFAAAAuJDPTcBND5A&_branch_match_id=1095626742094568599&_branch_referrer=H4sIAAAAAAAAA3WPy07DQAxFvybZTdImbQNII1RoK8ECIZV95ExcMszLmgej8vWklBUSlhc%2BlnWv7xQjhbu6Nu4DDUlVAVGlpVU11p%2FKbUI4L%2FZpuC%2BaVUsceuFlRFfOeAKtBxCqT17z6SJTtNuiOcydc66uasKZmZUTE1iJLMsIhmVGEpVGBhpVADt6YMY7jz4UzSMtV91qvey6bj2TChK%2BFDAq2oOh4%2BToaSza3aJM0fTBJS%2BQ%2F%2F502RgcZTJckPhBAYZAvluuXUZ%2FStaiLv9G6fb%2FnWUcemf1mUefsDToLzFiL0d%2B9Z%2BHzeamvS1FdD3pkdtBH5k9bOdKz7vXN%2FHwsltvvwEC3ItkZAEAAA%3D%3D
Wróciłam! Ktoś tęsknił? Bo ja bardzo!❤❤
Olivia
Byliśmy parą bezbłędnych kłamców. Odgrywaliśmy przed chwilą przedstawienie, w które inni uwierzyli. Przedstawialiśmy tylko sobie znany scenariusz, oboje nad tym panowaliśmy. Nad swoimi odruchami.
Nad tym, gdzie mają sięgać i zatrzymywać się nasze dłonie. Tam, gdzie usta mogą się zatrzymać, a których granic nie wolno im przekraczać. Moment wymienianych spojrzeń, jakbyśmy w rzeczywistości mieli nigdy nie spuszczać z siebie nawzajem wzroku. Palący dotyk, który miał pozostawić po sobie niedosyt.
Pragnienia, które okazały się być sprzeczne z naszym rozumem. B on wiedział dobrze, ze to była tylko i wyłącznie gra, choć w tej grze wydawaliśmy się być prawdziwi. Wydawaliśmy się być zakochaną parą.
A tymczasem byliśmy parą dobranych kłamców.
Zastanawiałam się, co ja najlepszego wyrabiam?
I dlaczego chciałam mu pomóc, skoro nic, a nic mnie nie obchodził? To był po prostu instynkt, który załącza się człowiekowi, gdy widzi coś złego. Tyle, że na to zło Gabriel miał przyzwolenie. I nie tylko on. Widownia obecna na tej nielegalnej walce była liczna. Zło przyciągało do siebie. Tylko nieliczni jeszcze się potrafili przed nim wzbraniać.
Przypatrywałam się Gabrielowi przez cała drogę i wcale się z tym nie kryłam. A kiedy łapaliśmy kontakt wzrokowy żadne słowo nie padło z naszych ust, choć coś się zmieniło. Nie wiedziałam tylko co.
–Nie wiedziałam, że jest taki dobry aktor.
Wjechaliśmy w jakaś ulicę, na której znajdowały się domy.
– Życie to ciągły teatr, dziewczynko. Tak naprawdę większość ludzi nigdy nie schodzi z tej sceny.
Przełknęłam ślinę i wypuściłam drżący oddech.
– A pozostali?
– Nawet nie zauważają, że nadal na niej są.
Pozwoliłam mu otworzyć drzwi. Byliśmy w nieznanej mi okolicy. Po prawej i lewej stronie stały domy, a ich wygląd sugerował, że mieszkają tu raczej średnio zamożni ludzie. Oznaczało to tym samym, że opuściliśmy dzielnicę Manhattan. Moja uwagę przykuł żywopłot z rosnącymi czerwonymi różami, który był widoczny od zewnętrznej strony jednego z białych dwupiętrowych domów. Kwiaty były bardzo piękne.
Widać, że ktoś włożył w nie dużo pracy i serca.
–Kto tu mieszka? ––spytałam.
Gabriel nacisnął przycisk i brama oglądanego przeze mnie domu zaczęła się otwierać. Mężczyzna wszedł do auta i wjechał na wysypana białymi kamyczkami ścieżkę, zatrzymując auto przed garażem. Ruszyłam za nim, a kiedy weszłam na posesję brama zaczęła się zamykać. Światła na werandzie się zapaliły, a Gabriel zbliżał się do mnie powoli.
– Nie miałam pojęcia, że jedziemy do ciebie.
–A chcesz, żeby twój chłopak wiedział, co zrobiłaś? –Złapał za pęk kluczy i zbliżył jeden z nich do drzwi.
–A co ja takiego zrobiłam czego na moim miejscu nie robili inni?
Uśmiechnął się pod nosem.
–Rozumiem, że nie żałujesz?
– A ty?
–Do niczego nie doszło.
–Bo ci pomogłam. Gdybym nie zareagowała w porę, skatowałbyś go i...–Pchnął drzwi do mieszkania i pociągnął mnie za ramię. Jego oczy wwiercały się w moje.
– Nie prosiłem cię o pomoc. Nigdy więcej tego nie rób. Nie próbuj nigdy więcej postępować w ten sposób. – Jego głos był podszyty groźbą. Prychnęłam i strząsnęłam jego dłoń ze mnie. Rozejrzałam się wokół. Przestronny, jasny salon, utrzymany w oryginalnym, współczesnym stylu. Brak jakikolwiek ozdób, z wyjątkiem drewnianej szkatułki stojącej na białej komodzie. Szara kanapa, a na niej leżały poduszki w różnych kolorach. Dojrzałam jedną z nich w kształcie rękawicy bokserskiej i dotknęłam jej. Była miękka.
Usłyszałam za sobą parsknięcie.
–Spodziewałaś się, że śpię na kamieniach, czy co?
–Szczerze mówiąc, patrząc na te twoje wory pod oczami, przekrwione białka pod oczami, podejrzewam, że nie jesteś człowiekiem.
Zbliżył się, jego oddech musnął mój płatek ucha. Zimne palce dotknęły mojego karku, a następnie zostałam obrócona w jego stronę.
–Jestem najmroczniejszą ciemnością. Jednym z najbardziej obiecujących przyszłych mistrzów boksu w lidze zawodowej i kimś, komu z pewnością nie powinnaś pomagać.
–Raczej nieprzewidywalnością. I jednym z najskromniejszych osób, jakie kiedykolwiek spotkałam w życiu. Ale nie mów mi jak mam postępować, skoro sama to dobrze wiem –Zmrużyłam na niego oczy i wyciągnęłam rękę, którą zatrzymałam przy jego obitych kościach policzkowych.
– Dlaczego?
Nie drgnął ani jeden mięsień jego twarzy.
–Bo to moja wyższa potrzeba.
–Mordobicie?
–Ból.
Zamarłam, wpatrywałam się w jego onyksowe tęczówki, które były tak zgaszone. Zanim spytałam, co dokładnie miał na myśli, zlustrował mnie swoim wzrokiem, na dłużej zatrzymał spojrzenie na moim białym topie.
–Zaprowadzę cię do łazienki, abyś mogła zmyć krew z ubrań.
Zerknęłam w dół, powyżej mojego prawego ramienia ciągnęła się czerwona smuga. Jak najszybciej musiałam się jej pozbyć.
Stojąc przed umywalką spojrzałam się na swoje odbicie w lustrze.
Moje oczy się świeciły, a włosy były lekko potargane.
–Pomyśl, jak wyglądałabyś, gdyby to wszystko działo się naprawdę. –odezwał się głos za mną. Gabriel stał wyprostowany, z rękami założonymi na piersi. Lewa strona jego twarzy była spuchnięta. Kosmyki kruczoczarnych włosów przysłaniały jego czoło– To była tylko mała zapowiedz. –puścił do mnie oko, a ja spojrzałam się na jego profil.
– Podobno, mnie nie cierpisz. – przypomniałam mu.
–Z tej nienawiści mogą wznieść się iskry. Bo nienawiść tylko podsyca ten żar. – mruknął i wyciągnął rękę w moim kierunku. Musnął palcami mój policzek.
– Tu coś masz.
– Co?
–Pierwszy rumienie na mój widok.
–Ja się nie rumienię– mruknęłam. –Ale rozumiem, że brak reakcji ze strony płci przeciwnej to dla ciebie nowość.
Nic nie odpowiedział. Zerknęłam na niego i zamarłam.
Był bez koszulki. A jego brzuch jak i polowa torsu była w ogromnych siniakach.
–Boże. – przyłożyłam dłoń do ust.
–Nie mieszajmy go do takich spraw–odpyskował mi od razu.
Odwróciłam się przodem do niego. Niemal oparłam czoło o jego pierś, przewyższał mnie wzrostem wyraźnie. Onieśmielał lekko, kiedy tak na mnie patrzył. Jakby swoim spojrzeniem rzucał mi wyzwanie. Ucieknę, czy z nim zostanę?
Odsunęłam się od niego i otworzyłam szafkę znajdującą się nad umywalką.
Potem kolejna tuż pod umywalką, a następnie te przy pralce. Ale w nich również nie było apteczki.
Westchnęłam i wyszłam z łazienki. Zeszłam po szerokich schodach, słyszałam za sobą odgłos kroków Gabriela. Szedł pewnie, choć usłyszałam syknięcie wydobywające się z jego ust.
Ma to na własne życzenie.
Krzątałam się po kuchni, przeszukiwałam szafki, szuflady, ale nic.
– Nie krępuj się, gość w moim domu to mój przyjaciel.
Zerknęłam na niego przez ramię.
– Nie przyjaźnimy się. ––odpowiedziałam od razu i stanęłam na palcach wyciągając dłoń w górę, aby dosięgnąć do szafki.
Usłyszałam za sobą mruknięcie.
– Baletnica w moim domu, nawet nie marnuje żadnej okazji, żeby się wykazać.
– Nikt ci nie broni, żeby stanął na palcach. –Sięgnęłam ręką w głąb i natrafiłam na plastikowy pojemnik z lekami. W większości były jednak przeterminowane.
–Chcesz się otruć?Nie trzyma się przeterminowanych leków. Trzeba je wyrzucić do odpowiedniego kosza.
–Nie potrzebne są mi leki.
–Jasne. Sam się cudownie uzdrowisz?
Wzruszył ramionami, a potem mruknął coś o tym, że idzie się położyć, ale mam się nie krępować i robić co mi się podoba. Wydawało mi się, że rzucił te słowa odrobinę uszczypliwie, jakby nie mógł znieść tego, że krzątam się po jego czterech ścianach. Ale to on mnie tu zaprosił.
A ja nie byłabym sobą, gdybym chociaż pobieżnie nie zaczęła się rozglądać po czyim mieszkaniu. Wnętrze domu zawsze dawało podgląd tego, w nim mieszka. A dalsze pokoje, cóż zdradzały tajemnicę, o tym jakim ten ktoś jest człowiekiem. I co jest dla niego najważniejsze w życiu. Gabriel poszedł na górę, odbił w lewo, brązowe drzwi zamknęły się za nim, a jego cień podążył za nim.
Westchnęłam ciężko i wstawiłam wodę na herbatę. Czarny bezprzewodowy czajnik błyszczał. Cała kuchnia była utrzymana w niesamowitym porządku, na kwarcowym blacie z przechodzącymi jasno brązowymi plamami dającymi wrażenie, jakby płomień przechodził pod spodem. Zdecydowanie oryginalne połączenie. Przeszłam do szafek, w tym samym kolorze w poszukiwaniu herbaty. Ku mojemu zdziwieniu miał ich całe mnóstwo. Od jabłkowo gruszkowej do zielonej, dobrej na trawienie, kończąc na zwykłej, czarnej. I tą wzięłam. Zaparzyłam dwie herbaty, zgarnęłam środek przeciwbólowy, żel na stłuczenia, który znalazłam w zamrażalce, nasze fast foody i udałam się na górę.
Wchodziłam po szerokich schodach wykonanych z jasnego drewna. Każdy stopień zapalał się, zaraz jak zrobiłam krok, rozświetlając całość, kiedy już byłam na samej górze.
W sypialni Gabriela panowały egipskie ciemności. I było cicho. Weszłam na paluszkach, nie robiąc najmniejszego hałasu. Zbliżałam się do łóżka, na którym leżał. Poświata księżycowego świata pozwoliła mi dotrzeć do niego, nie zahaczając o drodze o nic. Przyjrzałam się mu, był pogrążony we śnie. Odpłynął za szybko, ale widziałam jak pionowy grymas rysuje się na jego czole.
Nie chciał przyznać się do tego, że cierpi. A ja wykręcając tubkę żelu i nabierając średnią ilość na swoją dłoń zastanawiałam się, co nim kierowało. I co kieruje nim nadal, że bez żadnego wahania doprowadza się do takiego stanu.
Wdrapałam się na łóżko, nachyliłam się i delikatnie rozamorowałam żel, na większym siniaku na jego torsie, który robił się już bordowy. Robiłam to dokładnie, potem zabrałam się za kolejne Zwróciłam tez uwagę na jego tatuaże, zajmujące niemal cały korpus. Były to wzory, ale i rysunki kojarzące się z mrokiem i siłą, choćby jak orzeł. Drapieżnik, najpotężniejszy ze wszystkich ptaków unoszący się nad czarnym lasem, w bezlitosnej mgle. Majestatyczna potęga.
Na rękawie była czarna plama, która okazała się być krukiem. Jego ślepia jakby obserwowały mnie czujnie. Drgnęłam, kiedy ptak się poruszył, a raczej ... Gabriel.
– Już teraz wiem, co czują eksponaty w muzeum–mruknął i przeciągnął się.
–Raczej artefakty–odparłam od razu.
–Nie wiem, czy powinienem się obrazić, iż uznajesz mnie za nieistniejące zjawisko, czy odebrać to jako komplement?
–A kto powiedział, że to komplement? –rzuciłam i poczułam ruch na łózko, silne ramiona, które mnie pociągnęły za sobą, a potem... leżałam na prześcieradle, mając nad sobą twarz Gabriela.
– Nieładnie, dziewczynko. –Jego mrukliwy ton głosu ispojrzenie, jakim mnie przeszywał, te tęczówki wwiercające się w mój umysł, czujne. Napór jego ciepłego ciała na moje, czułam siłę jego mięśni. Zaczęłam się wiercić i próbować go z siebie zepchnąć, ale ani drgnął. Był jak naprężona stal.
–Gabriel, jestem głodna.
–Widzę –powiedział i oblizał swoje wargi, a ja zorientowałam się, że trzymam płasko dłonie na jego nagiej klatce piersiowej.
Prychnęłam i przewróciłam oczami na jego słowa.
–Największą przyjemność może dać kobiecie tylko jedzenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top