Rozdział dwudziesty piąty
Życzę miłego czytania!
Olivia
Uprzejmość. Życzliwość.
Chęć dzielenia zysków.
Poszerzanie nowych horyzontów. Budowanie nowej przyszłości.
Zyskiwanie nowych kontrahentów.
Wzbudzanie sympatii u społeczeństwa, tworzenie zaufania.
Bo tym właśnie był rynek nieruchomości.
Nieustannie zwiększającym dochodowym biznesem. Najpewniejsza żyłka złota, bo ceny szły stale w górę. Dom, który kosztował cię wczoraj dwieście tysięcy dolarów, dzisiaj kosztuje już dwieście pięćdziesiąt tysięcy.
W ciągu nocy cena podskoczyła o połowę, a bywało, że do końca miesiąca była jeszcze wyższa.
Nie rozmawiałam z ojcem ostatnio, bo mijaliśmy się. On wychodził do firmy, a ja na uczelnię. Kiedy wracał zamykał się w swoim biurze albo wychodził na spotkania z potencjalnymi kupcami.
Zwykle jednak okazywało się, że udawało się mu podpisać umowę sprzedaż. Był dosyć przekonywujący i konkretny. Słyszałam jak wiele razy rozmawiał przez telefon, czasem się denerwował, a ostatnio nawet częściej.
Dlatego też starałam się mu uchodzić z drogi albo w ogóle nie pokazywać na oczy. Bo kiedy był bardzo nerwowy mogłam oberwać rykoszetem. Często za nic. Choć w większości za wszystko, co według niego robiłam źle. Na tej liście znalazłoby się dużo podpunktów. Główny?
Zrezygnowanie z kursu zarządzania nieruchomościami, certyfikatów, różnych szkoleń.
Zrezygnowanie z prowadzenia rodzinnej firmy na rzecz baletu.
Choć jak byłam mała to mówiłam, że będę robiła to co rodzice.
Zrozumiałam jednak, że w myślach powtarzałam sobie co innego.
Na głos mówiłam to, co chcieli usłyszeć.
Wtedy, kiedy jako mała dziewczynka odczuwałam dumę z mojego ojca zgarniającego kolejne nagrody za najlepszego doradcę nieruchomości. Wtedy, kiedy wyjeżdżał w służbowe podróże i wracał z nową umową. Patrzyłam, jak piał się w górę, jak zawiązywał coraz więcej współprac.
Sukces to ludzie.
A matką jego nieruchomość.
Widziałam, jak ludzie podawali mu ręce, ilekroć tylko z kimś się widział.
Wzbudzał u innych respekt i szacunek, choć szybko zrozumiałam, że szacunek niekoniecznie wynika z postawy moralnej, często z przymusu.
Ludzie nie musieli lubić drugiej osoby, aby ją szanować.
Po wyjściu z sypialni natknęłam się na ojca, który oznajmił, że po śniadaniu jedziemy do jego firmy.
Ku mojemu zdziwieniu nie usiadł ze mną do stołu.
–Tylko się pośpiesz Olivio. – oznajmił surowym tonem głosu.
No tak, on już dawno był gotowy.
Kuszący zapach pobudzał mój żołądek, ale przez to, ze mnie pospieszał, ugryzłam zaledwie kilka razy i sięgnęłam za kubek z pomarańczowym sokiem zbyt gwałtownie, bo, kilka kropel wyleciało, brudząc stół z białego drewna.
Zerwałam się po ścierkę, ale ubiegła mnie gosposia.
– Spokojnie, panienko ja to wytrę – powiedziała z łagodnym uśmiechem kobieta po pięćdziesiątce, o łagodnych rysach twarzy i blond włosach, upiętych w kok. Bernadetta była gosposią w naszym domu, odkąd tylko skończyłam osiem lat.
– Wszystko w porządku? – Troskliwe spojrzenie gosposi obiegło moją twarz.
Skinęłam głową, podziękowałam za śniadanie i zaczęłam się zbierać do wyjścia.
Wsiadłam do auta, kierowcą był Marco szofer mojego ojca. Zapięłam pasy, starałam się zdusić kłębiący się niepokój, podparłam łokciem podbródek i wyglądałam na ulicę. Duży ruch, wielkie budynki, ludzie śpieszący się na ulicach, biznesmeni goniący za pieniądzem, zapominający o swoim zdrowiu. Bo pieniądz przecież nie poczeka, rynek konkurencyjny tym bardziej.
Ojciec zawsze był konkretny w swych działaniach, zasadniczy i stanowczy. A przy tym inteligentny i przebiegły. Miał swoje grono zaufanych osób w pracy, jednego doradcę od spraw finansowych i tych ścisłe związanych z nieruchomością i giełdą. Trzymał się tego człowieka od dobrych kilku lat co najmniej, jeździł z nim na większość wyjazdów służbowych, jak nie na wszystkie.
Jednak ojciec zawsze mi powtarzał:
„Ufaj drugiej osobie, nie bardziej niż samemu sobie"
Oznaczało to, że nawet moją mamę nie wtajemniczał we wszystko, co się dzieje. Z tego tez powodu mieli ostatnio sprzeczkę, która przerodziła się w kłótnię. Tego wieczoru byłam jednak zbyt rozdrażniona i zziębnięta, aby się wczuwać. Czułam się też zła sama na siebie, że tak wybuchłam i to w dodatku Gabriel był tego świadkiem. W sumie jakby tak na to spojrzeć, to może dobrze się stało, bo chłopa pewnie od siebie odstraszyłam. Czułam podenerwowanie związane z tymi oszczerstwami na temat mojego ojca, które słyszał mój ochroniarz. Czekałam tylko aż się mu pożali, ale chyba był mi wierny. Albo może nie wziął sobie moich słów do siebie, w końcu nie miał złe z takim pracodawca jak mój ojciec.
Płacone miał dużo, jedzenie miał za darmo i to takie wystawne, bo uczestniczył w każdych bankietach czy kolacjach firmowych. Służbowy samochód, nie byle jaki, ale na markach pracowników mojego rodziciela się nie skupiałam. Fakt, że jeździł nim tylko wtedy, kiedy zawoził mnie do szkoły, lub gdziekolwiek indziej, czyli tam, gdzie mój ojciec wyraził zgodę. Bo musiał być o wszystkim poinformowany.
Wysiadłam z samochodu i poszłam z nim do biura. Szklane ściany, granitowe blaty, płytki z orzecha zimnego, sterylność i porządek. Tak właśnie było w biurze mojego ojca.
Ale nie dzisiaj. Ze zdziwieniem, odkryłam, że panuje tu chaos, a pracownicy łącznie z recepcjonistką są czymś przejęci.
– Witam – spojrzałam się na Clarisę, pracownicę mojego ojca. Była to kobieta po trzydziestce i bardzo zadbana. Odpowiedziała mi zdawkowym uśmiechem.
–Olivio. –usłyszałam za swoimi plecami.
–Zapamiętaj ten cyfry i liczby. – Pokazał mi swoją wizytówkę, a na niej były niezrozumiałe dla mnie cyfry i liczby napisane przez niego.
– Do czego one służą? –spytałam, patrząc się na niego zdziwiona.
– Zapamiętałaś je? – Jego rękaw marynarki mignął mi przed oczami, choć wykonał nieśpieszny ruch dłoni, gdy wizytówka znikała w kieszeni jego marynarki.
Trzasnęły drzwi za naszymi plecami. Rozległy się głośne krzyki.
–Nie wywiniesz się od tego Riccardo Salvatore!
Ktoś był wyraźnie wzburzony. Widziałam jak jeden z mężczyzn okupujących wejście do budynku próbowane się dostać do środka. Zerknęłam na niego, a on na mnie.
Dziewczyno, lepiej się stąd wynoś, póki jeszcze możesz. Nic cię tu dobrego nie spotka.
Marco kazał mi iść za nim, w momencie, kiedy stałam jak zamurowana, obserwując tą całą scenę. Chwycił mnie za przegub ręki t trzymał mnie blisko siebie nie dopuszczał, aby moje uszy i oczy zobaczyły i usłyszały coś więcej.
Co tam się dzieje? –spytałam go.
– Dziennikarze. – odpowiedział zdawkowo.
– Nie widziałam mikrofonów ani kamer. –zauważyłam.
– Nie powinnaś się tym w ogóle interesować. Pan Salvatore powiedział, żebym zaprowadził cię do twojego gabinetu.
– Nie mam tu swojego gabinetu i nie zamierzam. Zrobię co konieczne, a potem oddalę się stąd bardzo tanecznym krokiem. –zaznaczyłam, podkreślając swoją niechęć co do bycia tutaj. Marco przystawił kartę, zapaliło się zielone światełko, drzwi się otworzyły. Zastanawiałam się, czy wcześniej też były tu tego typu zabezpieczenia? Ale jakby nie patrzeć ojca praca była odpowiedzialna, dysponował w końcu danymi klientów, zawiązywał więzi z różnymi ludźmi. Sporo osób też się przewijało przez firmę.
Podeszłam do biurka, usiadłam przed komputerem, który okazał się odpalony.
Drzwi zostały otworzone, wszedł przez nie mój ochroniarz. Odprawił Marco jednym ruchem dłoni, a mi przekazał małą karteczkę.
Wpisałam dane logowania.
Wyskoczył mi ekran startowy i mnóstwo folderów na pulpecie. Każdy z nich był posegregowany chronologicznie według nazwiska, daty.
Jeden z nich był podpisany' Lista zadań. Kliknęłam w niego i wyskoczyły mi kolejne foldery. Każdy z nich był zabezpieczony hasłem. Wpisałam poprzednie dane logowania, ale były złe. Pomyślałam chwilę i wystukałam na klawiaturze ciąg liter i cyfr, który miałam zapamiętać.
Dostałam się do zawartości i zaczęłam ją przeglądać. W większości były to kopie umów
W większości były to kopie umów zawartych dawno, miałam sprawdzić, czy wszystko się zgadza. Oraz czy nic nie zostało przeoczone. Sprawdziłam poprawność danych, stron, czyli kupujących i tego co było przedmiotem umowy.
Wczytywałam się w kolejne, kiedy nagle mignęło mi znajome nazwisko.
Cynthia Capaldi.
Znałam ją.
Ta kobieta kupiła nieruchomość od mojego ojca, która wcześniej była wystawiona na dwie różne osoby. Mogła to być umowa przedwstępna, ale po zjechaniu w dół zobaczyłam podany numer konta bankowego i kwotę. Na tą kobietę były wystawione faktury, cztery. Wszystkie były opłacone.
Data ostatniej wpłaty była zbliżona z dniem, w którym poznałam ją w kasynie. Wpisałam nazwę kasyna i wyskoczył mi czerwony nagłówek.
Ciężkie pobicie ze skutkiem śmiertelnym, próba oszustwa została udaremniona.
Przeszły mnie dreszcze. Przed oczami miałam obraz z parkingu. Nie mogłam nic zrobić. Ale to nie znaczyło, że czułam się lepiej.
Czujny wzrok mojego ochroniarza nie opuszczał mojej osoby.
Zamknęłam laptop i skierowałam się ku wyjściu z gabinetu.
Złapałam za klamkę i udałam się do łazienki.
Przemyłam twarz chłodną wodą, załatwiłam swoją potrzebę fizjologiczną, opuściłam toaletę z zamiarem powrotu do biura, gdy usłyszałam podniesiony ton głosu Riccarda. Dobiegał z zachodniej części budynku, między parkingiem dla pracowników, a jednym z wyjść ewakuacyjnych. Podeszłam bliżej stawiając szybkie, ale ciche kroki. Pchnęłam nieużywane drzwi i wtedy ich ujrzałam.
Ojciec wyrósł przed Panem Pedro, choć ochrona już się zaczęła nim zajmować. Przegonili go, nie szczędząc siły, niemal przewrócili go na chodnik, ale Riccardo coś do nich krzyknął, a następnie pochylił się nad mężczyzną i powiedział:
Nie możesz mnie oskarżać o coś z czym nie mam nic wspólnego.
– Dobrze wiedziałeś, ze mój był uzależniony od hazardu, a mimo to zaprowadziłeś go pod same pierdolone drzwi kasyna.
– Wykazałem się tylko uprzejmością, ale drzwi sam sobie uchylił.
Pan Pedro poczerwieniał na twarzy.
– Ty skurwielu, przez ciebie narobił sobie długów.
Mój ojciec uśmiechnął się chłodno.
– Sam je sobie narobił, więc powinien był je spłacić, a nie robić sobie większych, próbując okraść mojego współpracownika. W moim świecie tak to działa. To prosta kalkulacja.
Tamten wycelował w niego palcem.
– Gdyby wszystko działało tak jak mówisz, to już byś siedział w więzieniu. – wydarł się mężczyzna, na co mój ojciec westchnął.
–Słuchaj jest mi przykro z powodu tego, co się stało, jednak to twój syn wyciągnął nóź, ochrona starała się go tylko powstrzymać. Z tego co wiem był reanimowany, ochroniarze chcieli mu pomóc.
– A co robiłeś ty, gdy mój syn przyszedł do twojego bura, abyś zgodził się rozłożyć te raty na mniejsze kwoty? Zapytałeś go czy chce przyspieszyć spłacanie należności za kupno lokaju przez swojego ojca. Zaoferowałeś mu „pomoc", choć wiedziałeś, że staram się go przekonać do pójścia na odwyk.
Mój ojciec zacisnął usta w wąska linijkę i po raz kolejny westchnął zupełnie jakby czuł się zmęczony.
W tym swoim garniturze znacząco się wyróżniał. Srebrny zegarek lśnił na jego dłoni, blask od tarczy odbijał się tak samo jak od wysokich budynków. Biuro mojego ojca mieściło się w samym centrum. Nikt jednak nie łączył tego jakoś symbolicznie.
Ja też aż do tej teraz. Wszystko co tyczyło się jego nie obywało się bez echa, tylko on zawsze obracał negatywny wydźwięk w kierunku swojej osoby jako próbę wywołania rozgłosu. Niepotrzebnego, bo mój ojciec był przecież święty.
A to co wygadywali na jego temat to...
Prawda.
Mój ojciec nie był tylko agentem nieruchomości.
Kim był?
Czyją byłam córką?
–Mam w dupie co chcesz tym osiągnąć, bo i tak niczego mi nie udowodnisz. A, gdybyś jednak próbował dalej Pedro, nie zapominaj, że to dzięki mnie macie zapewnione przyszłe życie. Dlatego teraz odejdź.
Poklepał go lekko po ramieniu, a tamten obrzucił go spojrzeniem pełnym nienawiści.
Wtedy zauważyłam samochód Reinalda.
Ruszyłam ku niemu, a on nie spuszczał ze mnie wzroku. Dzisiaj miał na sobie skórzaną beżową kurtkę, czarne spodnie, jego włosy były jak zwykle starannie przystrzyżone po bokach.
–Zawieziesz mnie na zajęcia i pojedziemy tam, gdzie chcesz.
Wymiana musiała być obopólna. Nauczyłam się, że u niego nie było nic za darmo. Zmarszczył brwi, lecz zanim zdążył zapytać, chwyciłam go za rękę czym go chyba zaskoczyłam.
–Proszę.
Jeszcze nigdy go o nic nie prosiłam takim delikatnym tonem głosu.
Skinął głową, przywitał się z moim ojcem i powiedział, że musimy jechać, jeśli chce zdążyć.
Choć w samochodzie oznajmił żebym się szybciej streszczała z tym tańcem, bo on jest gdzieś umówiony. A zdążyliśmy ledwo ruszyć.
Skinęłam głową, lecz kiedy zajechaliśmy pod uczelnię obejrzałam się na niego, bo byłam pewna, że pójdzie ze mną.
– Słuchaj mała muszę gdzieś zadzwonić, poza tym taniec nie jest dla facetów. Zanudziłbym się.
– Dobrze, że nigdy nie zdążyło ci się usnąć nad papierami.
– Co? –Zamrugał, odrywając na chwilę telefon od ucha.
Pokręciłam głowa i wysiadłam. Wbiegłam do szatni, przebrałam się ekspresowo, Mój ochroniarz i ja weszliśmy równo do sali. On oddalił się na tyły, choć pozostawał blisko. Przez całą próbę byłam skupiona, oddaliłam od siebie niedawne wydarzenia, przebywałam w Veronie.
Zsynchronizowałam swoje ruchy z aktem sztuki, którego rytmem przewodnim był balet.
Po zajęciach nadal trzymała mnie euforia, która szybko znikła, gdy Reinald zaparkował samochód niedaleko magazynów. Byliśmy w tej części Nowego Jorku, gdzie łatwo było o różne niebezpieczne przygody. Znałam to miejsce z przechwalanek chłopaków na uczelnianych korytarzach.
Tutaj nie było żadnych zahamowani. Biedni nie lubili bogatych i odwrotnie. Reinald złapał mnie za rękę i poprowadził do metalowych drzwi. Weszliśmy, a we mnie od razu uderzył ten zapach. Walk i rdzy. I ten smród potu. Jakbym wkroczyła na halę sportową. Reinald prowadził mnie i wzmocnił swój uścisk, jakbym przeczuwał, że chcę uciec.
Brzydziłam się wszelką przemocą.
Przed moimi oczami rozgrywała się niemal dantejska scena. Na ringu walczyło dwóch zawodników. Byli odwróceni plecami do tłumu, a mimo to miałam dziwne wrażenie, że jeden z nich wydaje mi się znajomy. Odwróciłam wzrok, kiedy jeden dostał w twarz z taką siła, że aż dziwne, że mu nie wypadły wszystkie trzonowce.
–To właśnie tutaj toczy się gra na śmierć i życie. Obstawiłem na mojego przyjaciela. Zmiecie tego Ridello z maty.
Ridello?
Mój wzrok zatrzymał się na mężczyźnie stojącym w kącie ringu. Mignął mi czarny tusz na jego szyi. Korona cierniowa przeplatana z różami. Mimowolnie wstrzymałam oddech w płucach. Zamarłam, choć jak szybko uniosłam głowę, tak szybko ja spuściłam.
Pilnowałam, aby nie stracić równowagi, a jednocześnie nie dać nic po sobie poznać. Nie mogłam pokazać, że dobrze znam zawodnika dzisiejszego nielegalnego starcia bokserskiego. Zamiast tego rozglądałam się wokół znudzona do granic możliwości, przyglądałam się wchodzącym ludziom.
–Dlaczego nie oglądasz tego, co dzieje się na ringu?
Zignorowałam go, sięgnęłam do torebki, aby wyjąć telefon.
– Zapewniam cię, że dzisiejszy pojedynek będzie bardzo emocjonujący. Wiesz, kto tam jest?
Spojrzałam się na niego, a on się uśmiechnął.
– Możemy już iść? Nie interesują mnie te rzeczy.
Ponownie się uśmiechnął.
– A Gabriel Ridello? Nim też nie jesteś zainteresowana?
–To któryś z zawodników? Nie wyglądasz mi na kogoś, kto lubuje się w tego typu brudnych rzeczach.
Pokręcił głową i uniósł mój podbródek.
– Że niby wyglądam na kogoś, kto nie lubi brudzić sobie rąk? Nie lubię. Ale to czyjeś ręce są poplamione z mojego rozkazu.
Mężczyźni stojący w kółku blisko nas, powodujący ścisk, głośno zawyli. Rozległy się krzyki.
– Nie jest ci żal tej pięknej twarzyczki?
Usłyszałam odgłos głośnego plaśnięcia.
Udawałam niewzruszoną, choć wystukiwałam rytm butami. Odliczałam w myślach do dziesięciu, tak jak podczas ćwiczeń przy drążku.
–Nie możesz na to patrzeć?
–Za to tobie sprawia ci to wyraźną radość. Choć nigdy nie wiesz, kiedy role się odwrócą.
–Nie wchodzę w żadne ustawki –zaoponował.
–Nie, ty tylko stawiasz pieniądze na zawodnika, który ma według ciebie szansę wygrać.
Uniósł do góry brew.
– Nie tylko według mnie. Zapewniam cię.
Byłam pewna tego, że Gabriel wygra.
Kiedy usłyszałam niepokojące wrzaski, a potem ciszę, uniosłam wzrok.
Gabriel naparzał seria ciosów bez żadnego opamiętania, choć jego przeciwnik już dawno leżał bez żadnego ruchu. Widziałam, jak krew leje się Gabrielowi po twarzy. Jego pięści poruszały się szybko, widziałam jak głowa tamtego zawodnika odskakuje na boki.
Gabriel wyglądał jakby miał zamiar go zakatować.
Wstrzymałam oddech.
Gabriel w tym momencie przypominał potwora. Nie był nim jednak dla mnie.
–Kurwa jak to możliwe? Przecież kazałem mu go przycisnąć.
Az mną wstrząsnęło.
– Nawet jeśli mogło go to zabić?
– Wiedzą na co się sami piszą. Ja im tego nie karze robić. – W jego tonie była obojętność.
–Ale pozwalasz rosnąć w silę tym niehumanitarnym walkom. Jesteś taki sam jak oni. –spojrzałam się na niego po raz z widocznym obrzydzeniem.
W jego wzroku była widoczna złość.
– Nie rozpędzaj się tak, kochanie.
Puściłam mimo uszu jego słowa i odsunęłam się od niego, bo musiałam coś zrobić. Gabriel nie miał zamiaru się zatrzymać.
A ja nie chciałam mu pozwolić, aby przekroczył tą cienką linię.
Wystukałam na klawiaturze telefonu numer alarmowy, który pozwalał łączyć się ze służbami, oddalając się od Reinalda. Zgłosiłam popełnienie przestępstwa jako osoba anonimowa, policja miała przyjechać za kilka minut, bo akurat byli w pobliżu.
A potem jak, gdyby nic wróciłam do Reinalda, który tak był przejęty finiszem walki, który właściwie był już znany, że nawet nie zauważył, że zniknęłam.
Mam nadzieję, że ty się rozpędzisz, kochanie, bo gliny tu jadą. –powiedziałam to głośno, aby informacja dotarła do wszystkich.
Po czym szybkim krokiem ruszyłam do przodu, zatrzymałam się, ale Gabriela już ktoś powiadomił.
Stał i chwiał się, kiedy do niego podeszłam. Na początku był zaskoczony, jego wzrok przez chwilę był mętny, jakby wracał dopiero do rzeczywistości, ale zszedł z ringu, krzywiąc się przy każdym kroku.
Musimy stad szybko wyjść. –Skierowałam się ku głównemu wyjściu, ale poczułam lekkie szarpnięcie.
– Nie tędy. Wyjdziemy wyjściem ewakuacyjnym. –usłyszałam szept Gabriela przy swoim uchu. Skinęłam głową.
– Wyjdę pierwszy–oznajmił mój ochroniarz stojąc tuż przy blaszanych drzwiach, które niczym się nie różniły No, ale ale drzwi szafy w Opowieściach z Narnii : Lew, Czarownica i stara szafa też wyglądały zwyczajnie.
Zbliżamy się do tych rozdziałów, gdzie Olivia i Gabriel będą ze sobą dość blisko...
Czekacie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top