Rozdział dwudziesty pierwszy
Dedykowany dla almix_26❤
Olivia
Przy swoim uchu czułam jego oddech.
– Jestem twoim każdym krzykiem. –Powoli skierowałam bezpośrednio wzrok na mój aktualny postrach.
Miałam przed sobą mężczyznę, co wywnioskowałam po jego szerokich barkach, które odznaczały się przez czarną skórzaną kurtkę.
Skierowałam spojrzenie na jego twarz, która była skryta za maską Krzyku. Uderzyło mnie to, że nieznajomy i ja byliśmy dopasowani fabularnie.
Otoczył mnie, a następnie ułożył obie ręce po bokach mojej głowy. Zdecydowanie przewyższał mnie wzrostem, nawet w tych białych botkach na platformie i tak co najwyżej sięgałam mu ledwie do torsu.
Zastanawiałam się kim był, bo w tej masce tak naprawdę mógł być każdym.
Oprócz...
Reinalda. Nim nie mógł być.
On nigdy nie zdobyłby się na coś takiego. Nie interesowały go tego typu durne zabawy dzieciaków, jak to zwykł właśnie nazywać.
To mógł być jednak jeden z jego kolegów, a na tą myśl momentalnie krew we mnie zawrzała.
– On kazał cię przysłać? Możesz mu powiedzieć, że przejrzałam to. Przekaz też Reinaldowi, że nie może robić takich rzeczy, bo nie jestem jego. – wzięłam wdech, długi powolny, a potem dodałam. – mogę więc robić co chcę i z kim chce.
Krzyk nieco przechylił głowę,
W tym momencie zadzwonił mój telefon.
Na ekranie wyświetlił mi się zapisany kontakt.
„Reinald"
Przyłożyłam telefon do ucha i zanim ktokolwiek się odezwał, powiedziałam stanowczo:
–Niech twoi nie bawią się w ochroniarzy, bo temu prawdziwemu to nie sięgacie nawet do pięt. Włącznie z tobą.
Odpowiedział mi śmiech.
–Dlaczego myślisz, że kazałbym komukolwiek z moich ludzi cię śledzić? Wiem, że jesteś mądra.
–No właśnie, dlatego nie pasujemy do siebie. Nie sadze zresztą, że w ogóle znajdzie się ktoś taki, kto tworzyłby idealne flow z moim ilorazem inteligencji.
Spod maski mojego Krzyku wyrwało się prychniecie.
– Nawet mój Koszmar się ze mną zgadza.
– Kto teraz jest obok ciebie? – Reinald wydawał się zły.
A ja poczułam w sobie odwagę.
– Ktoś, kto słyszy każdy mój niewydany z siebie krzyk.
Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia, że te słowa dość szybko wejdą w używanie.
–Z kim teraz jesteś?
– Jestem bezpieczna, jakbyś pytał. – Naprawdę to poczułam, choć to mogło wydawać się innym dziwne. W końcu nieznajomy mógł mi na dobra sprawę zrobić krzywdę, ale, gdyby mu na tym zależało zadziałby od razu. Poza tym, czy musiałby przy tym aż tak się wysilać?
Czy to w ciemności, czy w dzień efekt byłby taki sam.
Fakt, przebranie ułatwia, policjanci mieliby trochę zachodu z odkryciem tożsamości sprawcy zbrodni, ale i tak swoje zrobiłby.
Reinald nie zapytał jednak o nic więcej. Po prostu się rozłączył.
Wpatrywałam się w Krzyk, zdając sobie sprawę z tego, że nie kłamałam, bo naprawę wiedziałam, że jestem bezpieczna.
Zanim dotarł do mnie zapach tytoniu i intensywnie męskiego zapachu, od którego niemal zakręciło mi się w głowie.
Wiedziałam to, zanim zdjął swoją maskę.
– Mówiłem, że nie znasz dnia ani godziny. Twój Anioł Stróż działa spontanicznie.
Przede mną stal Gabriel.
Odgarnął dłonią kruczoczarne włosy, jego szczęka była rozluźniona, kości policzkowe idealnie wyostrzone, zupełnie jakby sam artysta postarał się oto.
Gabriel był sztuką malowaną na ciemnym płótnie, ale nie mogłam umiejscowić jego portretu w swoim życiu.
– Mój Anioł Stróż ma wychodne. – zaznaczyłam.
Twój Anioł Stróż działa spontanicznie – odpowiedział Gabriel.
Prychnęłam.
– Czyli na zasadzie, kiedy mu pasuje, ale czy nie powinien dostosować się do moich potrzeb?
– On wie najlepiej, kiedy go potrzebujesz. – zabrzmiał pewnie, na co uniosłam brwi do góry.
To zabawne, bo nawet nie wiedziałam, że go mam. A mówiąc wychodne miałam na myśli, że on tak ma cały czas. Poza tym...– westchnęłam i spojrzałam się na mojego mrocznego towarzysza. – u mnie działa na swej warcie tylko czarci pomiot. –W moim głosie słychać było szczyptę ironii.
Jego onyksowe tęczówki zabłyszczały w odpowiedzi.
– Czy sam Anioł najpierw nie był Diabłem?
A jeśli tylko sam chciał się wybielić, a jego intencje i tak od samego początku do końca były takie same? – Nie dawałam mu za wygraną.
Jego kącik ust drgnął.
– Aż tak trudno uwierzyć c w to, że ktoś może mieć dobre intencje?
– Dobrymi intencjami wyłożona jest droga do samego piekła. – Mój ton głosu zrobił się znacznie cichszy, może nawet bardziej doświadczony przez życie, dlatego zamilkłam.
Zrobiłam kilka kroków do przodu, ale złapał mnie w tali.
– A jednak mi zawierzyłaś.
Ten Gabriel zdecydowanie mnie wkurza. Jest denerwujący do potęgi en-tej... czy wie, że jego oddech na moim karku jest dla mnie liźnięciem ognia?
–Nigdy w życiu. –Przyglądał mi się uważnie, jakby chciał mnie prześwietlić.
–Stary, nie ta sala na rentgen.
Spojrzał na mnie jak na idiotkę, czyli powiedziałam to na głos.
W tym momencie żarówka nad nami zaczęła migotać. Uniosłam głowę do góry i po chwili zalało nas światło.
Dobiegły nas różne odgłosy. Niektórzy rozmawiali, ktoś coś przewrócił, dało się dosłyszeć: „bądź ostrożny: i odpowiedź:" a, spoko. To tylko ten cały Twain się przewraca."
„No teraz to na pewno, bo przekręciłeś jego nazwisko."
Pokręciłam głową.
Odsunęłam się od Gabriela i posłałam mu wściekłe spojrzenie, bo złością o wiele łatwiej zamaskować to, co przez chwilę było widoczne. I prawdziwe.
– Możesz mi zejść z drogi? – niemal warknęłam, kiedy ponownie zagrodził mi drogę. Pod pacha trzymał maskę Krzyku, uznałam, że i tak nie jest mu potrzebna, bo jego mroczna aura była widoczna i bez tego.
– Mówisz z własnego doświadczenia?
– Zgaduj. – Nie zamierzałam mu niczego ułatwiać.
Zmrużył oczy, zastanawiał się chwilę, po czym odgarnął z moich ust przyklejony do nich kosmyk włosów.
– Ta zabawa nie polega na zgadywaniu. Powiesz mi prawdę. Kiedyś. –dodał, na co spojrzałam się na niego wyzywająco.
– Nie potrzebujesz znać prawdy. Nie muszę ci się zwierzać. A teraz, może mnie puścisz.
Uśmiechnął się kpiąco.
– A może zagramy sobie w grę, powiesz mi jedną prawdę i jedno kłamstwo, wtedy dam ci odejść.
– Nie cierpię cię Gabrielu Ridello. Mam godzinę policyjną i muszę wrócić przed północą.
– Masz, to ty brudne myśli.
Posłał mi łobuzerski uśmiech (po raz pierwszy). Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, a jego wyraz twarzy zdradzał, że sobie ze mnie kpi. Już ja mu pokażę! Miałam mu powiedzieć coś zupełnie innego niż planowałam, ale po chwili zmieniłam zdanie postanawiając się z nim podroczyć.
Wpatrywałam się w niego uważnie. Uniosłam pewnie podbródek do góry, a prawą ręką objęłam jego kark, który zaraz musnęłam palcami. Następnie zbliżyłam usta do jego lewego ucha.
W jego spojrzeniu wychwytuje zupełnie co innego.
Chciałam mu tylko zrobić na złość i to faktycznie działa, bo w jego oczach widzę płomień złości czający się za zniecierpliwieniem.
Poczekaj, aż wyśpiewam ci swoje brudne myśli na głos.
–Oczywiście, że tak- uśmiechnęłam się, odzyskując rezon. Przegryzłam swoją dolną wargę. – Mam takie myśli, że tutaj pomogłaby tylko kostnica. Idź do diabła - szepnęłam mu do ucha i odsunęłam się od, niego z uśmiechem na ustach.
–Dziecino...- spojrzałam się na niego z uniesionymi brwiami. - Z diabłem prawie co noc gram partyjkę pokera.
Gabriel 1 : 0 Olivia
Shut up.
Zwiedzanie się skończyło jako pamiątkę dostaliśmy magiczne pióro fluorescencyjne.
Włożyłam go do przegródki w sukience. A potem udałam się razem z moim ochroniarzem do samochodu.
– Gdybyś kiedykolwiek chciała się z tego wyrwać, służę pomocą.
Az oderwałam dłoń od klamki auta po jego słowach.
Zrobiłam teatralną minę, kiedy zapisał mi na mojej dłoni swój numer telefonu.
– Uważaj, bo roześlę twój numer fankom.
Nie zainteresowało go to.
Pozostawał zdystansowany na jakikolwiek dobry humor, bywał sarkastyczny i ironiczny, a przy tym bezpośredni. Nie owijał niczego w bawełnę, mówił to, co myśli.
Bywał dociekliwy, choć sam pozostawał tajemniczy.
– Jutro mam kolejną galę.
– Będziesz walczył?
– Zaczynasz się martwić?
– A ty się nie martwisz?
–Jedynie o zdrowie swojego rywala.
Zmrużyłam oczy.
––Żartujesz sobie ze mnie?
– Czy teraz ma spaść śnieg?
Zrozumiałam.
Wsiadłam do samochodu, zaraz za mną zrobił to Gabriel. Posłaliśmy sobie ostatnie spojrzenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top