Rozdział dwudziesty drugi
Każdemu, kto to teraz czyta, pragnę podziękować. Za to, że poświęca tą chwilę na czytanie mojego opowiadania. Za to, że dotarł aż tutaj. Po prostu dziękuję!
Wszystkiego, co tylko dobre w 2024 roku❤
Olivia
Nienawidziłam bankietów. Nie interesowały mnie drętwe rozmowy na temat biznesu mojego ojca. Nie lubiłam w nich uczestniczyć, ponieważ nie miałam co na nich robić. Zwykle nudziłam się i często bywało tak, że robiłam wszystko, byleby w nich nie brać udziału. Niestety każde moje starania kończyły się niepowodzeniem.
Ojciec chciał żebyśmy razem z mamą uczestniczyły w tego typu przestawieniu. Wyznaczył nam role - obie miałyśmy mieć uśmiech na twarzy i udawać jaką to jesteśmy szczęśliwą rodziną.
Granie wychodziło mojej mamie lepiej ode mnie, choć ona po prostu zaakceptowała taki stan rzeczy i co najważniejsze kochała ojca. Była mu posłuszna. Przyglądając się mojej mamie, uśmiechnęłam się na widok jej granatowej sukienki, zakończonej u dołu białymi kryształami. Włosy spływały jej swobodnie na ramiona, wyglądała promienie. Umiała przykryć smutek szczęściem. Wiedziałam, że ostatnio stosunki moich rodziców były napięte, ale dzisiejszego wieczoru wszystko znikło. Mój ojciec obejmował czule mamę w pasie, ale jego mina pozostawała bez wyrazu. Nie pozwalał sobie na okazywanie publicznych uczuć, a przynajmniej robił to rzadko.
Westchnęłam, biorąc łyk bezalkoholowego szampana. Skrzywiłam się, bo smak mi zupełnie nie podszedł.
–Olivio, chce cię komuś przedstawić.
Jasne.
Wzięłam wewnętrzny oddech i odwróciłam się stając twarzą w twarz z wysokim mężczyzną.
–To moja córka Olivia Salvatore - zabrzmiał dumny ton głosu Riccarda Salvatore mojego ojca.
–Olivio, to mój wspó... –zaczął ojciec, ale nowy przybysz go ubiegł – Alessandro Mascelo – odezwał się nieznajomy, a w jego tonie głosu była niezachwiana pewność i zmysłowość. No proszę. Po raz pierwszy ktoś przerwał mojemu ojcu.
Na pierwszy rzut oka wyglądał jak idealny prezes ważnej korporacji. Mimo to coś mnie od niego odstraszało. Wyciągnęłam dłoń, którą uchwycił. Po chwili jego usta musnęły zewnętrzną skórę mojej dłoni. Spojrzałam się na swojego ojca, który stał obok mnie razem z mamą.
Przystojny brunet zlustrował mnie od dołu do góry, ale zrobił to na tyle szybko, że nie poczułam się skrępowana pod jego wzrokiem. Odwdzięczyłam mu się tym samym i zaczepiłam swój wzrok na jego osobie. Idealnie skrojony czarny garnitur przylegał do jego umięśnionego ciała. Był potężny i władczy. Na jego prawym nadgarstku, kiedy tylko podwinął rękaw garnituru, zauważyłam tatuaż składający się z ciągu cyfr. Pochwycił mój wzrok.
Przybrałam na moją twarz poważny wyraz.
Uśmiechnął się dżentelmeńsko, ale ja czułam, że za tym uśmiechem kryje się coś innego. I choć podobałam się mężczyznom, jego wzrok był inny. Jakby miał mnie przywiązać do siebie na zawsze.
To było z lekka przerażające, ale ostatnio tylko z takich elementów składało się moje życie.
– Nie kłamałeś. Twoja córka jest zachwycająco piękna – Wzrok Alessandra nie opuszczał mojej osoby. Nie mogłam odpowiedzieć na komplement, więc skinęłam tylko głową niewerbalnie w podzięce.
Byłam podejrzliwa, ponieważ wiedziałam, że ten mężczyzna nie pojawił się od tak. Zapewne miał jakieś interesy z moim ojcem. Uniosłam lekko brew, kiedy spostrzegłam się, że przy boku bruneta stało dwóch rosłych mężczyzn ubranych w garnitury. Pierwszy z krótkimi czarnymi równo przyciętymi włosami miał bardzo nieprzyjemny wyraz twarzy za to drugi blondyn był bez emocji. Zapewne jego ulubieniec. Przemknęło mi przez myśl. Panowie wkrótce potem zajęli się rozmową a ja byłam zmuszona usiąść do stołu. Rodzice usiedli obok siebie, lecz pomimo tej bliskości ojciec poświęcał uwagę nowo przybyłemu Alessandro. Nie trzeba było wyjaśniać, że cokolwiek z nim teraz omawiał ojciec było to coś na dużą skalę. Gestykulował co raz podczas rozmowy i nie mogłam zrozumieć o czym rozmawia, bo rozmowa była toczona w języku włoskim.
Moja mama ścisnęła ojca za przedramię i cicho coś do niego powiedziała.
–Amando, nie uważasz, że przesadzasz? – pewny głos mojego ojca, doszedł do naszych uszu. Mój ochroniarz miał nieprzeniknioną minę.
Ojciec ostatnio nadał jej roboty biurowej, w związku z tym nie miała momentami w co ręce włożyć. Ale, ponieważ była kobietą ambitną nigdy nie narzekała. Myślę, że praca była jej przystanią odpoczynku od tego trudnego życia. Nie wiedziałam, czy poznała mroczne sekrety rodziny mojego ojca, bo nigdy nie rozmawiałam z nią na temat historii zaginionych współpracowników rodzinnej firmy. Przymierzałam się, ale nigdy nie wiedziałam, jak zacząć. Nie znałam tez wszystkich szczegółów, a właściwie to wiedziałam tyle co nic. W Internecie nie było za wiele informacji.
Ta sprawa nie trzymała się do końca logiki, a artykuły na stronach internetowych wygładzały jakby zostały spisane przez kogoś na kolanie. Brakowało wiele znaczących linijek, choćby zeznania świadków. Nie uwierzę w to, że nagle nikt nic nie słyszał, ani nie widział.
Od tego zdarzenia upłynęło kilkanaście dobrych lat i już się o tym nie mówiło. Dziadek tego dopilnował.
Ta, a także tę, której ciężar nawiedzających mnie obrazów miałam cały czas przed swoimi oczami.
Tę, która odbijała się w oczach mojej mamy jak lustro wspomnień.
Z pewnością wiele widziała i od tamtej pory dźwigała ciężar tajemnic sama. Nie raz chciałam z nią porozmawiać szczerze, ale w tym przypadku nie wiedziałam czy prawda by nas bardziej nie rozdzieliła.
– Mam dość, Riccardo! – zazwyczaj moja mama była opanowana, więc sprawa musiała być poważna. Słyszałam stukot jej obcasów na schodach.
– Nigdy nie powinieneś .... – Słowa zostały urwane przez podniesiony ton głosu ojca
Amando, nie wtrącaj się w coś, co cię nie dotyczy. Nie próbuj, poruszać ponownie TEGO tematu. Cieszmy się chwilą – Mężczyzna złapał kobietę za podbródek, zmuszając tym samym do spojrzenia mu w oczy.
– Riccardo...– zduszone westchnięcie wydostało się z jej ust. Czułam namacalną desperację, frustrację. Mój ojciec nie lubił, jak ktoś bierze go na jakąkolwiek litość lub wzbudza w nim choć odrobinę wyrzutów sumienia.
Wystrzegał się tego. Tak samo jak tego, żeby poruszać prywatne sprawy rodzinne na bankietach, czy innych uroczystościach.
Mieliśmy grać szczęśliwą i kochającą się rodzinkę, choć nawet flesz się na to nie nabierał.
Czułam wzbierające napięcie.
Riccardo najwyraźniej dał sobie spokój, licząc na to, że moja mama odpuści.
– To doskonała inwestycja panowie. Dobra lokalizacja, zadbana okolica, jeszcze lepsza cena. Ludzie będą zainteresowani kupnem pańskiego domu, a teraz po odnowieniu, którym zajmie się moja małżonka jest to niemal pewne.
Zrozumiałam jego taktykę.
Ugłaskać, by już więcej nie poruszać tego tematu.
Dać jedno ciastko, by zapomnieć o dalszym głodzie.
W tym przypadku to zadziałało. Moja mama naprawdę tęskniła za swoja dawną praca. Zajmowanie się tak dużym domem, zwłaszcza, że sprzątaczka przychodziła najpierw dwa razy w tygodniu, a porem tylko raz. Mama bardzo dobrze znała jeżyk francuski, a ojciec chciał zatrzymać klientów przy sobie. Podkreślił jak ważna jest obecność Amandy Salvatore.
Moja mama się szczerze uśmiechnęła, a ojciec uścisnął jej dłoń.
Czy można kochać pomimo wszystkiego i za nic?
Moja mama idealnie potwierdzała to na załączonym powyżej obrazku.
Przykro mi było to mówić, ale moje kontakty z mamą od jakiegoś czasu były znikome. Mimo że mieszkałyśmy w tym samym domu i wydawałoby się, że matka i córka są sobie najbliższe to, tak nie było. Ona żyła pod dyktando ojca i praktycznie nic, nie mogła zrobić bez jego zgody. Tak na dobrą sprawę się nie dawało żyć.
Nie wiem, jak to wytrzymywała, bo szczerze mówiąc gdybym, była na jej miejscu już dawno bym uciekła od takiego człowieka, a nie mówiąc już o tym, iż w życiu bym go nie poślubiła.
Jednak ona go kochała i ostatnio jak sobie rozmawiałyśmy to powiedziała mi, że aby móc prawdziwie kogoś kochać, należy poznać i zrozumieć jego wady. Tylko, że wady, a okropny dyktatorski charakter to było zupełnie co, innego.
Siedziałam razem z mamą na beżowej sześcioosobowej kanapie w przestronnym salonie i zadawałam jej pytania odnośnie tego jak może kochać mojego ojca tyle lat i nadal przy nim trwać.
– On cię rani. A ty mu na to pozwalasz mamo - Wyraziłam szczerze swoją opinię, bo byłam obserwatorką i widziałam co się dzieje. Słyszałam też nie raz te krzyki i jasne, że w każdej rodzinie tak było, ale w mojej zdarzały się dosyć często, a wśród nich dominował przewyższający donośny ton głosu ojca.
– Kiedy kogoś poślubiasz, akceptujesz też samoistnie jego wady i obiecujesz, że bierzesz go sobie na zawsze. Tak, przyrzekaliśmy sobie z twoim ojcem przed ołtarzem. Zaakceptowałam jego wady. a on moje – uśmiechnęła się do mnie i poprawiła swoją elegancką białą sukienkę, kończącą się za kolanami. Moja mama zawsze była elegancko ubrana, niezależnie od okazji, podczas gdy ja siedziałam przy niej w moim ulubionym fioletowym dresie. Nasze fryzury też się od siebie różniły. Ona swoje brązowe włosy spięła w dokładnego koka. A ja miałam go niedbałego na głowie.
Ale znaczące różnice były też waszych poglądach. Ja, nigdy nie pozwoliłabym na to, żeby jakiś facet mną rządził, a ona dawała temu przyzwolenie. Mój ojciec od samego początku, owinął ją sobie wokół palca. Należała do niego już na zawsze. Tak jak, obrączka na jego palcu.
I wystarczyło tylko kilka słów z jego ust, aby te przykre zostały mu wybaczone.
Riccardo rzucał mojej mamie najdrobniejsze i najrzadsze pokłady czułości i empatii ze swojej strony, a ona je przyjmowała- bo dla niej w zupełności wystarczały.
Nigdy w życiu nie chciałabym być tak traktowana. Decydując się na związek małżeński, wchodzisz w to na sto procent albo wychodzisz, z pełną świadomością, że nie podołasz.
Zdusiłam w sobie bezgłośny krzyk.
– Alessandro czy wszystko w porządku? – spięłam się na pytanie mojego ojca.
– Jestem naprawdę szczerze uradowany, że istnieją na tym świecie ludzi dobrej woli. Przelanie pieniędzy dla rodziny, która niedawno straciła w wypadku dom, ten gest naprawdę pokazuje ciebie z innej strony. – Z szacunkiem skinął głową do mojego ojca. Jeśli wcześniej zignorował go, to teraz odkupił swoje winy,
No tak bankiet był od tego, aby ludzie bogaci mogli udowadniać jakie to ich serca są ogromne, a datek na darowiznę pieniężną nadawał się idealnie. Na podkreślenie tego. W tym czasie Riccardo mógł robić to co zwykle.
Skierowałam swoje spojrzenie na talerz z białej porcelany ze złotymi zdobieniami.
Wzięłam do ręki widelec.
Głuchy brzdęk widelca przerwał konserwację. Oczy wszystkich skupiły się na mnie. Przeklęłam swoją zręczność i schyliłam się po widelec.
W chwili, kiedy tylko sięgałam po niego moje ręce musnęły jakiś materiał. Był to obrus. W mojej głowie zrodził się niecny plan. Pociągnęłam z całej siły, udając, że zwyczajnie w świecie zaczepiłam obcasem o bordowy materiał. Wstałam przy tym jakby nigdy nic i przybrałam szokowaną minę, kiedy cała zastawa włącznie z potrawami znalazła się na podłodze. Nieszczęśliwie na spodnie Alessandra wylał się porzeczkowy sok.
Mojemu ochroniarzowi minimalnie drgnął kącik ust.
Ja natomiast grałam dalej.
– Miałeś rację, tato. Straszna niezdara ze mnie.– Riccardo z trudem hamował swoją złość, kiedy razem z mamą i gościem oraz innymi ważnymi ludźmi musieli odsunąć się od stołu. Wiele kobiet wydało z siebie pełne okrzyki niezadowolenia, niektóre miały wymalowane na twarzy wyraz ulgi.
Miło było wiedzieć, że nie tylko ja czułam się tutaj niekomfortowo.
W ten oto sposób zyskałam co najmniej dwadzieścia minut oddechu.
A przynajmniej tak mi się wydawało.
– Naprawdę się tego po tobie nie spodziewałem. Wiesz jak bardzo cenię sobie zawiązywanie nowych relacji z klientami? Twoje zachowanie Olivio jest niedopuszczalne. – Obrócił w dłoniach kieliszek. – Mam nadzieję, że wiesz, iż zrobiłaś źle. I drugi raz ta sytuacja się nie powtórzy. – Przeszywał mnie ostrym i rozgniewanym wzrokiem, lecz jego postawa zupełnie tego nie wyrażała. Trzymał rękę na moim nagim ramieniu i pomimo tego, ze sala bankietowa była nagrzewana, czułam jak chłód przenika wzdłuż całego mojego ciała.
Mam nadzieje, że na uczelni radzisz sobie naprawdę dobrze i ze równie dobrze spiszesz się na szkoleniu w mojej firmie, które cię czeka pod okiem jednego z ludzi, który od razu wyłapie i zniweluje każdy twój błąd. Liczę jednak na to, że twój matematyczno-analizujący umysł cię nie zawiedzie.
Nie zawiedź mnie, czytałam pomiędzy wierszami.
Ale ja za trzy tygodnie przystępuję do Międzynarodowego Konkursu Baletowego. – Pilnowałam się aby w moim głosie nie było słychać żałosnego i niemal desperackiego tonu.
Ojciec skinął głową twierdząco.
– Zrób wszystko, aby pogodzić te obowiązki. Dla chcącego i zdeterminowanego człowieka to tylko kropla w morzu.
Kelnerzy zaczęli się krzątać, ludzie z firmy sprzątającej ogarniali ten bałagan, a ja miałam wrażenie, że tkwię w stosie pełnym śmieci i za nic w świecie nie mogę się z niego wydostać.
Niemal w nich tonęłam. Choć podczas rozmowy z ojcem miałam neutralny wyraz twarzy, przez co nikt nie domyśliłby się, że nasz dialog to głównie jego autorytarny i nakazujący ton.
Wtedy właśnie podjęłam decyzję o wymknięciu się z bankietu.
Skrzyżowałam się spojrzeniem z moją mamą. W tej chwili rozumiałyśmy się bez słów.
Wiedziała, że nie chcę tu być.
Oddaliłam się na chwilę, przeszłam między wystrojonymi parami. Dopadłam do obrotowych drzwi i po chwili byłam już na zewnątrz.
Dochodziłam do schodów, musiałam unieść dół mojej sukienki, ponieważ istniało niebezpieczeństwo, że nadepnę obcasem na nią. Uniosłam nogę lekko w górę, by postawić ją na stopniu niżej, lecz poślizgnęłam się i pochyliłam się całym ciałem do przodu. W myślach już się modliłam, żebym wyszła z tego cało. Silne ręce złapały mnie w pasie i przyciągnęły do swojej klatki piersiowej. Pozwoliłam sobie objąć go rękoma za szyję, ponieważ byłam przerażona tym, że może mnie puścić.
–Panienko Salvatore można już mnie puścić. – usłyszałam przy swoim uchu głos swojego ochroniarza.
Wymamrotałem coś speszona pod nosem i szybko puściłam ochroniarza.
–Zabierzesz mnie stąd? – Widziałam, jak sięgał do kieszeni, zapewne po to, aby dać znać mojemu ojcu.
Pokręciłam głową, kiedy przyłożył urządzenie do ucha.
– Nie odbiera? –spytałam.
Mężczyzna chwilę się namyślał, a potem kazał mi iść.
Zatrzymaliśmy się przy aucie, otworzył mi drzwi, usiadłam na siedzeniu pasażera.
–Dokąd teraz? –Spojrzał się na mnie uważnie.
–Po prostu jedź. Powiem ci, kiedy masz się zatrzymać.
Bowling Green mały park publiczny w otoczony był oryginalnym XVIII-wiecznym ogrodzeniem. Wszystko było takie jak zapamiętałam. Niemal fruwałam, rozpierała mnie energia, nawet ochroniarz ledwo za mną nadążał. Trzymałam koniec sukienki uniesiony, a kiedy znalazłam się przy fontannie obrośniętej dookoła pięknymi płomykówkami w kolorze czerwieni kucnęłam i przymierzałam się za ściąganie szpilek.
Ochroniarz patrzył się na mnie z niemałym szokiem, uchylił usta, kiedy wskoczyłam na murek. Zaczęłam go obchodzić dokoła tanecznym krokiem, zupełnie swobodnym.
Wykonywałam małe piruety, aż w którymś momencie zauważyłam, że mam obserwatorów.
Mały chłopczyk trzymał za rękę swoją mamę i wpatrywał się we mnie jakbym była pozaziemską istotą.
– Mamusiu, czy to jest prawdziwa księżniczka z Disney'a?
Uśmiechnęłam się do niego, słysząc te rozczulające słowa.
Speszony, uciekł wzrokiem.
Zachodził powoli półmrok, a ja dalej tańczyłam. Fontanna była oświetlona lampami ogrodowymi.
Tym razem wykonałam Dégagé – wyrzut nogi z ziemi, a potem obrót na jednej nodze.
– Tylko nie wpadnij. – Usłyszałam znajomy głos, ale o dziwo nie należał on do mojego ochroniarza.
Przewróciłam oczami.
– Jeśli wpadnę – Odwróciłam się i przyjęłam postawę wyprostowaną.– ... wtedy, pociągnę cię za sobą – obiecałam.
Twarz Gabriela była, jak wykuta ze skały. Jego mimika nic nie wyrażała. Zero emocji.
Postąpił naprzód.
– Co tu robisz? –spytałam, zaciekawiona, choć niczego takiego nie pokazałam po sobie.
–Gdzie Skrzydlaty nie doleci, tam Gabriel dopomoże.
Spojrzałam się na niego uważnie, a potem zniżyłam się w zamiarze ukucnięcia, a następnie ochlapałam go wodą. Był zaskoczony, ale wyrwał się w moim kierunku. Za sobą miałam fontannę. Obejrzałam się za siebie, ale nie było żadnej drogi ucieczki. Gabriel był tak blisko.
Nie chciałam się moczyć.
Gabriel przechylił głowę i wpatrywał się prosto we mnie. Zatrzymał się, ale nie spuszczał ze mnie wzroku.
Wystawiłam nagle palec.
- Patrz, zdaje mi się, że widziałam koteczka.
- A ja widzę myszkę.
Uniosłam odważnie podbródek.
Ruszył w moim kierunku.
Cholibcia.
Złapał mnie w pasie, uniósł w górę i wykonał taki ruch, jakby chciał mnie wrzucić do wody. Pisnęłam i uczepiłam się jego muskularnego bicepsa.
- Nie rób czegoś, czego będziesz żałował. – przestrzegłam go, choć nie chodziło o ewentualne zamoczenie.
Przytrzymał mnie za kolana, ułożył sobie wygodnie na ramieniu i wszedł ze mną do fontanny szybkim krokiem, rozchlapując wodę. Zapiszczałam tak głośno, że aż dziwne ze mu nie pękły bębenki. Kiedy mnie postawił, spojrzałam na niego wilkiem. Dól mojej sukienki był przemoczony, ale on nie poprzestał na tym. Zaczął mnie ochlapywać, już po minucie nie pozostawił na mnie ani jednego suchego miejsca.
- No przestań już. Przecież nic nie zrobiłam.
W tym momencie zachowywaliśmy się jak dzieci, gapiów przybywało.
Przełożyłam pasma włosów do tyłu, wycisnęłam z nich wodę, wtedy poczułam jego obecność. Był przy mnie. Obłapiał mnie swoim spojrzeniem od góry do dołu. Zatrzymał na dłużej spojrzenie, przełknął ślinę, ale się nie odezwał.
Zrobił to ochroniarz, który spojrzał się na mnie ze wzrokiem, który nie zwiastował niczego dobrego.
Palec wskazujący zatrzymał się na czerwonej słuchawce.
- Twój ojciec chce cię już widzieć w domu.
Zignorowałam kompletnie jego słowa.
Zamiast tego zaczęłam się zsuwać w dół, aż dotknęłam tyłkiem dna marmurowej kuli.
- A ja chcę gwiazdkę z nieba.– Nie ustępowałam.
Ochroniarz zakasywał już mankiety koszuli, a ja bardziej przyległam plecami do marmuru, żeby pokazać, że się stąd nie ruszam.
W tym momencie to był mój azyl.
- Zamierzasz spędzić w fontannie całą noc?
Nawet jeśli byłam żałosna, naprawdę nie chciałam wracać do domu.
Czułam na sobie wzrok Gabriela, ale nie zamierzałam się z niczego tłumaczyć.
Nastąpił jakiś ruch, z zaskoczeniem odkryłam, że kruczoczarny mężczyzna poszedł w moje ślady.
Nachylił się powoli, w kierunku mojej twarzy, jego policzek otarł się o mój, swój oddech prawie połączył z moim.
Ciepłe palce musnęły moją żuchwę.
- Nikt nie jest warty twoich łez. – odezwał się chrapliwym głosem, patrząc się mi w oczy.
- Głupiamaskara. Wcale nie jest wodoodporna–rzuciłam luźno, parskając suchym śmiechem, choć w środku czułam dziwny ścisk.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top