*28* W domu mafii
Samo podejście pod dom P'Mile i P'Apo nie nastręczało im żadnych trudności. Problemy pojawiły się dopiero wtedy, gdy próbowali przekroczyć bramę, co Phuwin przewidział. Gemini zauważył dzwonek przy bocznej bramce wejściowej, więc bez namysłu go nacisnął. Kilka chwil później na wąskiej, wybetonowanej ścieżce pojawiło się dwóch tylko trochę groźnie wyglądających mężczyzn. Phuwin przeląkł się, ale Gem poczuł przypływ adrenaliny.
– Czego chcecie? – Zapytał wyższy z mężczyzn, ku zdumieniu Phuwina ubrany w jaskrawoczerwoną koszulę i krótkie, dżinsowe spodenki. Nie wyglądał na mafioza ani na jego ochroniarza, bardziej przypominał turystę, szczególnie z tymi okularami przeciwsłonecznymi wpiętymi w dekolt koszuli. Drugi z nich, niższy, nieco bardziej pasował do opisu, chociaż również ubrany był raczej zwyczajnie w wygodne, granatowe dresy i biały top, który eksponował jego potężne mięśnie. Sokoli wzrok Gem'a szybko dostrzegł pas z bronią i słuchawkę w uchu.
– Dzień dobry – Gemini przywitał się grzecznie, kłaniając się im z szacunkiem, żeby zdobyć ich przychylność i zaufanie. – My przyszliśmy do pana Mile i pana Apo w sprawie ich syna.
– Którego syna? P'Mile ma ich czterech, chociaż dwóch z nich sam wywalił z domu – Stwierdził mało inteligentnie wyższy ochroniarz. Niższy trzepnął go ręką w potylicę.
– Nie musiałeś tego mówić, debilu! Przez ciebie wylecimy z roboty!
– Auć? Przecież P'Mile nie zabronił nikomu mówić o jego synach. Jego synowie nie są częścią jego biznesu, więc możemy swobodnie o nich mówić. Poza tym... Spójrz na te dzieciaki, czy naprawdę myślisz, że są groźni?
Phuwin i Gemini spojrzeli po sobie i Gemowi zdawało się, że dokładnie słyszy myśli Phu, ponieważ w tej chwili mogli myśleć tylko o jednym: czterech synów? Na pewno? Ale jak to możliwe? Fourth mówił, że jest ich trzech, First nalegał, że jest ich zaledwie dwóch, a trzeci, Gun, to tak naprawdę druga osobowość Fourth'a. Skąd więc wziął się jeszcze czwarty syn? I kto nim jest?
Cała sprawa stawała się coraz bardziej zagadkowa.
– Powiem ci później – Gemini szepnął do Phuwin'a, podczas gdy dwójka niezbyt rozgarniętych ochroniarzy zaczęła się kłócić o to, co wolno im było mówić, a czego nie. Wyglądało to na tyle komicznie, że Gem przestał brać ich na poważnie. To były jakieś niedorajdy i dziwił się, że tak poważny biznesmen i tak ponoć groźny mafiozo jak P'Mile zatrudnił dwóch takich głupków. Żaden z nich nie zachowywał się zbyt inteligentnie i Gem'owi przyszło do głowy, że być może nie mają przy sobie nawet prawdziwej broni, z której mogliby zrobić krzywdę też sobie samym.
– Przepraszamy panowie, ale to naprawdę ważna sprawa – Gemini krzyknął, machając do nich ręką, żeby zwrócić na siebie ich uwagę. Spojrzeli na niego tak, jakby już zapomnieli o jego obecności. No cóż...
– Ach... Aha. Ok, tak... To... – Wyższy z ochroniarzy zaczął mamrotać coś bez sensu i niższy uszczypnął go w ramię.
– Ogarnij się chociaż na minutę, przynosisz wstyd naszemu panu.
– Och tak, przepraszam – Wyższy odwrócił się w stronę domu i ukłonił, jakby przepraszał kogoś, kto tam stał. Niższy westchnął ciężko.
– Przepraszam za Billy'iego, nie jest zbyt inteligentny.
– Nic nie szkodzi – Gemini uśmiechnął się najsłodszym uśmiechem, na jaki było go stać. Prawdę mówiąc cała sytuacja go bawiła, szczególnie, gdy przyglądał się dwójce kłócących się ze sobą ochroniarzy, którzy przypominali mu bardziej kochanków niż prawdziwych ochroniarzy z krwi i kości. W ich przekomarzaniach i sposobie, w jaki patrzyli na siebie, było coś tajemniczo erotycznego, zupełnie, jakby dopiero niedawno zaczęli ze sobą chodzić.
– Ja nazywam się Babe i mam nadzieję, że wybaczycie mojemu partnerowi. A wy to...?
– Ja jestem Gemini Norawit Tangsakyuen, mógł pan o mnie słyszeć, panie Babe, ponieważ jestem aktorem i muzykiem oraz modelem. Nieskromnie muszę przyznać, że mam pewną liczbę swoich fanów. A to mój starszy brat, Phuwin Tangsakyuen. Przyszliśmy do P'Mile i P'Apo w sprawie Fourth'a, z którym ostatnio pracuję. Czy zastaliśmy któregoś z nich w domu?
Uprzejmy uśmiech Gem'a, jego spokojny ton głosu i Phuwin stojący za jego plecami bez słowa, szybko zjednały im nowego sojusznika. P'Babe uśmiechnął się do nich przyjaźnie. Gem uznał, że przynajmniej ta dwójka jest niegroźna.
– P'Apo wyjechał z miasta robić jakiejś interesy w innej części kraju, ale P'Mile jest w domu. Poczekajcie tu chwilę, pójdę do niego i powiem mu, o co chodzi. Zobaczymy, czy zechce was przyjąć.
– Oczywiście. Dziękujemy.
Billy chciał iść za Babe, ale niższy mu na to nie pozwolił.
– Zostań z nimi, pilnuj ich. Wydają się w porządku, ale nigdy nic nie wiadomo.
– Tak jest szefie mojego serca – Zaśmiał się Billy, przyciągając Babe do siebie i całując w skroń, jakby chciał się popisać przed gośćmi swoim własnym chłopakiem. Phuwin nieoczekiwanie na ten widok skrzywił się z niesmakiem, co nie uszło uwagi Gem'a.
Pięć minut później Billy i Babe wprowadzili chłopców do wielkiego, przestronnego i bogato urządzonego salonu, w którym P'Mile już na nich czekał, siedząc na wielkiej, bordowej sofie z delikatnego zamszu. P'Mile siedział wygodnie rozparty patrząc na nich z wyraźną wyższością. Nie zaproponował im, żeby usiedli, a chłopcy nie chcieli wychodzić przed szereg i rządzić się w cudzym domu, więc stali tylko naprzeciwko niego.
– Dzień dobry – Gemini przywitał się, kłaniając się nisko, ale lodowate spojrzenie gospodarza domu zmroziło krew w jego żyłach. Po raz pierwszy poczuł ściskający jego serce strach. Zrozumiał, dlaczego P'Mile mógł sobie pozwolić na zatrudnienie niezbyt inteligentnych ochroniarzy i dlaczego Fourth uciekł ostatecznie z własnego domu. Mężczyzna naprzeciwko niego był lodowaty jak sopel lodu na Antarktydzie, a jego spojrzenie przeszywało każdego na wylot niczym wielki, ostry, pradawny miecz wykonany z najmocniejszego metalu jaki istniał. Gem niemal niezauważalnie przysunął się bliżej do Phuwina.
P'Mile lekceważąco skinął im głową.
– Słucham. Co was tu sprowadza?
– Przyszliśmy w sprawie pańskiego syna, Fourth'a.
– Ach tak. To ty jesteś Gemini, ten dzieciak, który zawrócił w głowie mojemu synowi! – P'Mile wstał i podszedł do Phuwin'a. Gem, mimo całej powagi sytuacji, chciał się roześmiać. Znowu zostali pomyleni ze sobą. Nie było w tym nic dziwnego ani zaskakującego, ich trójkę często ze sobą mylono. Zadziwiający był natomiast fakt, że ktoś tak potężny jak P'Mile mógł ich pomylić. To zakrawało na ironię losu. Phuwin jakby skurczył się w sobie pod spojrzeniem P'Mile'a.
– Nie, to ja jestem Gemini. To mój brat, Phuwin. Proszę nam wybaczyć, wiele osób nas ze sobą myli, wyglądamy dość podobnie.
– Dość podobnie! – P'Mile zaśmiał się nieprzyjemnie. Nie podobało mu się to, że ten młody chłopak jak gdyby nigdy nic odważył się mu odpyskować. Normalnie w takim przypadku jego zbyt inwazyjny gość zostałby już uderzony i powalony na podłogę, ale coś w tym chłopaku powstrzymywało P'Mile od zbyt impulsywnego działania. P'Mile nie chciał przyznać tego nawet sam przed sobą, lecz ten młody i odważny budził w nim strach. Była to pierwsza osoba od bardzo dawna, której zaczął się obawiać.
– Tak jest. Ale chyba nie będziemy rozmawiać o moim podobieństwie do brata? Przyszedłem porozmawiać o Fourtcie.
– O, widzę, że od razu przechodzisz do konkretów. Świetnie, doskonale, podoba mi się to. Powiedzmy, że znam wersję mojego rozkapryszonego synalka, ale chcę też poznać twoją. Opowiedz mi o was. Co was łączy?
Gemini spojrzał niepewnie na Phuwina. Nie wiedział, ile może zdradzić, ale był pewien, że lepiej nie wspominać o jego tajemniczych snach, o wizjach, o dziwnej przesyłce ze zdjęciami ani o duchu Heart'a, który też był zamieszany w tą sprawę.
– Pracujemy razem, przyjaźnimy się. Poznaliśmy się podczas jednego z moich fanmeetingów. Fourth od razu przykuł moją uwagę i postanowiłem, że chcę go lepiej poznać. Fourth jest bardzo skryty, nie chce mówić o swojej rodzinie i każdą informację musiałem od niego wyciągnąć z wielkim trudem. Przyszedłem tutaj, ponieważ pan jako jego ojciec ma na niego ogromny wpływ, a ja się o niego martwię. Ostatnio zachowuje się dość dziwnie, odsuwa się ode mnie mimo że nie zrobiłem mu nic złego. Czy mógłby pan z nim porozmawiać?
– Odważny jesteś. Wchodzisz do mojego domu jak do siebie i wydajesz mi rozkazy.
– Ależ nie panie Mile! Nie śmiem wydawać panu rozkazów! Ja tylko martwię się o mojego przyjaciela.
– Jesteś pewien, że jesteście tylko przyjaciółmi?
Gem zamilkł. Zrozumiał, że Fourth najwidoczniej pękł i powiedział swoim ojcom o ich związku. Na moment stracił rezon, ale zaraz go odzyskał. Uśmiechnął się skromnie tak, jak go uczono na workshopach. Wewnątrz był z siebie bardzo dumny, uważał, że tą rolę zagrał wręcz idealnie.
– A więc Fourth panu powiedział... Tak, Fourth to mój chłopak i właśnie dlatego tu jestem. Pan chyba rozumie, sam ma pan partnera.
Gemini wyraźnie zaakcentował słowo „partnera", aby pokazać, że nie da się pokonać ani przestraszyć. Grali jak równy z równym. Mile musiał przyznać w myślach, że odwaga chłopaka granicząca z szaleństwem, mocno mu zaimponowała. Mimo to postanowił go poddać testom, które już wcześniej wymyślił. Jeśli przegra, jeśli się ugnie, jeśli będzie błagał o litość, P'Mile nigdy nie pozwoli mu być partnerem jego syna.
Im dłużej Gemini i Phuwin przebywali w towarzystwie Mile'a, tym lepiej rozumieli, dlaczego Fourth i Gun uciekli z domu i dlaczego P'First wracał tu tak rzadko. P'Mile zdawał się nie mieć w sobie ani odrobiny pozytywnych uczuć. Był mrożącym krew w żyłach soplem lodu, odbierającym resztki nadziei i odwagi. Gem'owi pomogły lata pracy w przemyśle rozrywkowym, ale Phuwin czuł się znacznie gorzej. Phu chciał stąd uciec, gdyby mógł, wybiegłby stąd z krzykiem i nigdy więcej nie wracał, ale nie potrafił opuścić Gem'a, a ten był uparty jak przysłowiowy osioł.
– Tak, mój syn mi powiedział. Nie myśl, że to pochwalam. Mam dwóch synów i obaj są gejami. Nie tego dla nich chciałem. Oczekiwałem, że chociaż jeden z nich przyniesie mi wnuki, które będą mogły poprowadzić nasz rodzinny interes, a tymczasem obaj mnie rozczarowali.
Gemini zmarszczył czoło.
P'Mile znów mówił o dwóch synach tak, jakby miał na myśli tylko Firsta i Fourth'a. Znowu liczby się nie zgadzały. Billy mówił o czterech, doktor Khaotung twierdził, że Fourth miał jeszcze dwóch braci, a tymczasem First i P'Mile mówili o zaledwie dwóch synach. Coś tu wyraźnie nie pasowało. Tylko co? I kto kłamie? Jaki był powód ich kłamstw?
– Jeśli to pana pocieszy, myślę, że mój brat się zgodzi, żeby wykorzystać surogatkę, która urodzi panu wnuka – Phuwin palnął bez zastanowienia, za co Gem chwycił go za włosy i pociągnął lekko w swoją stronę.
– Zamknij się, nie pomagasz – Wysyczał mu wprost do ucha, po czym go puścił.
– Auć, mógłbyś być delikatniejszy. Jestem twoim bratem a nie workiem treningowym.
– Nie. Ja tak zrobiłem i to był błąd. Dzieci pojawiające się na świecie w taki sposób nie są lojalne wobec wychowujących je rodziców. Nie pozwolę mojemu synowi popełnić tego samego błędu. Powiedz mi, jak bardzo zależy ci na moim synu?
P'Mile wrócił na swoje miejsce i zabrał ze stołu szklaneczkę z alkoholem.
– Bardzo mi na nim zależy.
– Wiesz, czym się zajmujemy?
– Nie znam szczegółów, ale wiem, że należy pan do mafii i oczekiwał pan, że któryś z synów przejmie po panu biznes, gdy zechce pan przejść na emeryturę.
– Bystry z ciebie chłopak. Świetnie, myślę, że ubijemy interes.
„Ubijemy interes"? Gemini nie był zachwycony tym, że P'Mile najwyraźniej traktował własnego syna jak kartę przetargową. Tym bardziej nabrał ochoty, by chronić Fourth'a za wszelką cenę. Obiecał sobie w myślach, że zabierze chłopaka z dala od jego ojców.
– Dziękuję. W takim razie proszę mi powiedzieć, co mam zrobić?
– Jesteś gotów zmierzyć się z własnymi lękami i słabościami?
– Tak, proszę pana.
– Czy jesteś gotów cierpieć a nawet oddać życie za mojego syna?
– Jestem na to gotów. Jeśli jego szczęście i bezpieczeństwo będzie wymagało mojej śmierci, jestem gotów umrzeć za niego.
Phuwin pomyślał, że to głupia i szalona obietnica. Sam nigdy by tego nie zrobił dla nikogo, nawet dla Pond'a, który przecież był jego chłopakiem.
– A więc dobrze, zobaczymy, co potrafisz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top