Twisted Wonderland - Riddle Roseheart

Panie i panowie! Oto Willow_timeline0 !

Pokój. Spokój. Cisza. Relaks.

Rzeczywistość nigdy nie obdarzyła (Imię) tymi rzeczami. Urodzona w najgorszym momencie w jakim tylko mogła musiała wchłonąć całe zło i niesprawiedliwość świata stając się pozbawioną uczuć marionetką chaosu oraz śmierci. Nie rozumiała dlaczego pozostali żołnierze mieli problem z rozstaniem się z rodziną podczas wyjazdu na front. Nie rozumiała definicji rodziny. Urodzona i porzucona na polu walki nie miała rodziny. Miała oddział wojskowy. Znaleziona przez generała i wychowana na maszynę do zabijania szła nieustraszona i pusta po pobojowisku nie zwracając uwagi na pobrudzony mundur od krwi, kurzu. Nie przeszkadzały jej trupy pod stopami. Nie wybrzydzała. Na wojnie nie masz prawa wybrzydzać. Jaka nagroda taka nagroda. Jaka śmierć taka śmierć. Nic więcej, nic mniej. Puste oczy jakie posiadała odbijały od siebie obraz jaki miała przed sobą. Nie były odbiciem jej duszy, bo jej nigdy nie miała.

Podczas jednej z misji jej oddział okupował duży budynek dawnej biblioteki. Czekali w ukryciu, aby zaskoczyć napastników zbliżających się w oddali. Nie mówiła za dużo. Inni żołnierze również unikali spotkań z nią, zbyt przerażeni jej aurą i plotkami jakie o niej krążyły. Siedząc tak pod oknem i czekając na znak do ataku nie mogła oderwać wzroku od dziwnego lustra na ścianie na przeciwko. Kiedy tak trwała w bezruchu wydawało jej się, że słyszy szepty i głosy wydobywające się z lustrzanej tafli. Zaintrygowana podeszła na czworaka do lustra. Zbadała podejrzany przedmiot wzrokiem z bliska, aby potem wyciągnąć do szkła dłoń. W momencie, gdy poczuła zimno szkła zrozumiała, że musiało jej się wydawać. Szepty również ustały. Czyżby pojawiły się u niej efekty okropnej insomni jaka dokuczała jej od kilku tygodni?

Niestety coś ją zaskoczyła. Dosłownie sekundę po dotknięciu lustra poczuła jak jego tafla wciąga ją do środka. Nie wiedziała co się dzieje? Jaki rodzaj magii to może być? Siła z jaką została wessana nie dała jej szansy na opór. Mogła się jedynie zastanawiać i uzbroić się na ewentualną walkę... Po drugiej stronie lustra.

Gdy wreszcie poczuła swobodę ruchu otworzyła oczy w nowej rzeczywistości. Upadła na ziemię razem z kimś. Mierząc go wzrokiem wyłapywała w nim najmniejsze szczegóły. Lśniące, czyste włosy, porcelanową twarz i błyszczące, pełne życia niebieskie oczy. Ta osoba niczym nie przypomina człowieka wojny. Przypomina bardziej kogoś, kto nie wie co to wojna. Zamiast wstać z niego usiadła na nim okrakiem i przyszpiliła jego ręce do ziemi.

- Co to ma znaczyć? - spytał zakłopotany i zdenerwowany zerkając na swoje ciało i ręce zaczynając się szarpać.

- Kim jesteś?! - spytali jednocześnie. Spojrzał ponownie na nią. Jej oczy, puste jak szklanka, przypominały oczy martwego. Dookoła niej zatańczyły fioletowe wiązki energii. Ta osoba jest magikiem.

- Puść mnie a wszystko ci opowiem - powiedział marszcząc wściekle brwi. Patrzyła na niego ostro i groźnie, ale zdawała sobie sprawę, że jego nie należy się aż tak obawiać. Już na pierwszy rzut oka to ona jest groźniejsza niż on. On zaś zauważył jej stan. Jej strój przypominał mundur wojenny. Gdzie nie gdzie widniały suche ślady po krwi. Cóż to? Przecież wszędzie panuje pokój. Może to lustro? Dyrektor mówił, że czasami szwankują. - Nie jestem twoim wrogiem i zagrożeniem dla ciebie - przestał się szarpać, uspokoił głos i oblicze. Mimo wszystko była sfrustrowana. Panika i krzyk nie pomogą jej.

Po dłuższej chwili puściła go wstając na równe nogi i podchodząc bliżej lustra. Dotknęła go stanowczo, ale nie poczuła podobnego efektu jak wcześniej. Teraz było to zwyczajne lustro. Niemożliwe! Dotarła tutaj dzięki temu, dlaczego teraz nie może wrócić?

- Jesteś w Twisted Wonderland. To jest szkoła, Night Raven Colegue. Mówi ci to coś? - spytał zauważając jej dziwne zachowanie. Odwróciła się do niego nagle. Błądziła wzrokiem po ogromnym pomieszczeniu. Zaskakujące. Do tej pory nie spotkała stojącego w pełnej okazałości budynku. Wszystko co widziała było zrujnowane przez wojnę.

Była to późna pora kiedy uczniów nie było już w szkole więc korytarze były spokojne. Jedyne co dało się słyszeć do echo odbijających butów dwójki kierujących się do gabinetu dyrektora. Byli cicho, obserwując siebie nawzajem nieufnie. Ta sytuacja nie była normalna.

Dyrektor placówki pozwolił zostać dziewczynie w szkole, tylko i wyłącznie pod opieką nauczycieli i Riddle'a. Musiała zostać pewną tajemnicą przed resztą uczniów, aby niepotrzebne plotki nie znalazły się w murach szkoły i poza nią. Początki dla (Imię) były niewyobrażalnie trudne. Ten świat był taki obcy, spokojny, wypełniony jedynie zmartwieniami dnia codziennego. Takie zmartwienia nie zagrażały życiu. Otaczało ją tyle nieznanych rzeczy, uczuć, osób. Żadna z nich nie planowała zamachu na jej życie, nikt nie groził, torturował, przystawiał broni do czoła.

Mimo to (Nazwisko) dalej miała się na baczności. Jej czujność, dalej nie do końca rozumiana przez jej nowe otoczenie, była dla niej czymś normalnym. Przez pierwsze dni odmawiała jakichkolwiek form jedzenia obawiając się trucizny. Było trudno jej i Riddle'owi w tej niecodziennej sytuacji.

Ale w czasem nadchodzi proces adaptacji. Dziewczyna, uważana za bezwzględnego potwora bez serca w jej świecie, była bardziej przychylna do jedzenia i przebywania z przewodniczącym w jego zastępcą. Nie płoszyły ją nagłe wizyty Crowley'a w pokoju. Choć dalej posiadała lodowate, bezuczuciowe spojrzenie potrafiła z nimi rozmawiać.

- Dobrze, że wreszcie zaczynasz jeść, (Imię) - gdy pierwszy raz zjadła całą porcję obiadu Riddle poklepał ją po głowie. Zrobił to delikatnie i ostrożnie. Nie znała takiego dotyku. Wpatrywała się na niego z zaskoczeniem. Sam był zdziwionym gestem jaki wykonał, ale starał się aż tak tego nie okazywać.

- Co robisz? - spytała uważnie, ale nie tak groźnie i stanowczo jak wcześniej. Roseheart podniósł dłoń i podrapał się po karku zakłopotany.

- Po prostu... Dobrze, że wreszcie zaczęłaś jeść. Musisz nabrać sił, żeby wyzdrowieć - unikając kontaktu wzrokowego odpowiedział na jej ciężkie pytanie.

- Więc robisz to - sięgnęła dłonią i poklepała jego czerwone włosy z podobną ostrożnością, co on. - Kiedy ktoś robi coś dobrze? - była poważna, gdy o to pytała. Jednak w jego oczach było to zawstydzająco urocze.

- Haa, można to tak ująć - westchnął zasłaniając usta dłonią aby odchrząknąć. Tak na prawdę była to jedynie wymówka, aby zakryć swoją lekko zarumienioną twarz.

- ... - przez jakiś czas milczała zbierając myśli. W tym czasie Riddle pozbierał talerze i był gotowy zakończyć spotkanie, ale niespodziewanie dziewczyna przemówiła. - Nikt wcześniej nie dotykał mnie w tak ostrożny sposób...

Riddle wpatrywał się w nią z agonią. Urodzona, wychowana, przetrzymywana w objęciach wojennej rzeczywistości. To nie jej wina, że nie rozumie tak ludzkich rzeczy. To wina wojny. Wina tych, którzy urządzili jej taki świat. Przy niej jego zmartwienia i problemy wydawały się drobnostką.

- Jak okrutna była twoja rzeczywistość dopóki nie znalazłaś się tutaj? - spytał głosem przepełnionym smutkiem, współczuciem i złością. Nie na nią. Na ukrytą definicję wojny. Skrzyżowała z nim spojrzenia. Stał w miejscu z tacą w rękach. Nie rozumiała wyrazu jego twarzy.

- ... Mój świat jest przeciwieństwem twojego - odpowiedziała krótko, nie wnikając w jego wyraz twarzy. - Non stop słyszysz krzyki i wybuchy. Każdy krok może być ostatni. Ubrania rozerwane i poplamione krwią. Brak litości, szczęścia... Miłości.

Nagle zamyśliła się. Przypomniał jej się pewien incydent. Kiedy przewozili jej oddział na inny front usłyszała rozmowę dwóch żołnierzy. Rozmawiali o swoich żonach, które rzekomo czekają na nich bezpieczne w domach. Powtarzali jak bardzo je kochają. To dzięki miłości do nich mają siły do walki. (Imię) zastanawiała się...

Czym jest "miłość"?

Mijały tygodnie i miesiące. Dziewczyna wyzdrowiała, jednak dalej był problem z otworzeniem dla niej przejścia do jej świata. Tak, chciała wrócić. Uważała, że ten piękny świat nie należy do niej. Nigdy nie odnajdzie się w nim do końca. Riddle dalej się nią opiekował. Niejako "uczył ją" tej rzeczywistości.

Niestety, bądź stety, jej pobyt w szkole został zdemaskowany przez uczniów, więc nie było sensu dalej ją ukrywać w samotnym pokoju. Jednak dzięki temu mogła wyjść na zewnątrz, towarzyszyć w Nie-urodzinowych przyjęciach, poznawać mury szkoły. A wszędzie tam gdzie była towarzyszył jej Riddle.

Riddle... Miał wiele osobistych zmartwień. Wydawało mu się, że podczas tych miesięcy zdołał coś poczuć do dziewczyny z innego świata. Jej ciekawość a jednocześnie pewnego rodzaju niewinność wobec tego świata była czymś, co złapało jego uwagę ale również serce. Była inna, to nie nowość. Była jak Alicja w Krainie Czarów. Dziwiło ją tak wiele rzeczy. Nowe rodzaje roślin, zwierząt, magii! Kolorowe, niesamowite eliksiry! Uczniowie, którzy z zaciekawieniem patrzyli na jej kroki w nowym otoczeniu. Jej oczy, wiecznie puste i mgliste zaczynały lśnić kolorami tego świata.

- Znowu łamiecie zasady! - tego dnia ponownie zdenerwował się na pewnych uczniów, którzy podważyli zasady domu Heartslabyul. - Off with y--! - już miał rzucić na nich swój specjalny czar, kiedy poczuł ręce obejmujące jego boki od tyłu. Zastygnął w bezruchu ostrożnie przekrzywiając głowę w bok.

- Ace powiedział, że "przytulanie" redukuje złość i stres. Czujesz się więc spokojniejszy?

Och, boi. Ace pożegna się dzisiaj z głową.

Innego razu Riddle i (Imię) siedzieli w jego pokoju, aby powtarzać wiadomości na najbliższy test. Zrobili sobie przerwę, ponieważ dziewczyna wyraźnie nie potrafiła się skupić.

- Coś cię trapi? - spytał chłopak zerkając na towarzyszkę. Chwilę zbierała myśli, aby wiedzieć jak się odezwać.

- ... Kiedyś w moim świecie usłyszałam pewną rozmowę w której mówiono "mam siły do walki dzięki miłości". Zastanawia mnie czym jest "miłość". Wiesz coś na temat? - spytała na co przewodniczący Heartslabyul powoli czerwienił się. Jej oczy intensywnie wpatrywały się w niego, nie dając mu szans na ukrycie zawstydzenia.

- Um... Więc miłość to... To bardzo mocne uczucie. Możesz je czuć do rodziny albo innej osoby z którą jesteś bardzo, ale to bardzo blisko - wyjaśnił nerwowo. Nagle nauka do testu zrobiła się jakoś mało ważna i zapomniana.

- Skoro dzięki temu uczuciowi ma się większe siły do walki to jak je czuć?

- Walczyć? To nie jest uczucie który posługujesz się w walce, (Imię).

- Jednak kiedy wrócę do swojego świata znowu czeka mnie wojna. Jeśli będę silniejsza może doczekam końca wojny - odpowiedziała jakby to było takie proste. Jednak dla niego nie było. Dlaczego musi wracać? Dlaczego dalej, mimo poznania pokoju tutaj, chce wrócić do siebie? Źle jej tutaj? Widział jak kilka razy udało jej się uśmiechnąć, co uznała za urok. Musiał jej wyjaśniać, że uśmiech i śmiech to przejaw szczęścia a potem wyjaśniać co to szczęście. Po co wracać do świata śmierci, skoro jest jej dobrze w świecie życia?

- Musisz wracać? - spytał zmieniając temat. Dziewczyna zawahała się. Nie odpowiedziała od razu.

- Dyrektor szuka sposobu na mój powrót cały ten czas. Byłaby to strata czasu, gdybym nagle zdecydowała się zostać. Poza tym nie pasuję do tego świata. Nigdy w pełni nie nauczę się żyć tutaj - odpowiedziała wreszcie, ku jego zasmuceniu.

- Tylko dlatego chcesz wrócić? Pomyśl o swoich odczuciach. Nie jest ci tutaj... Lepiej?

- ... Nie wiem. Nie wiem co czuję. Chcę wiedzieć, ale nie wiem jak - wydukała spuszczając głowę. Riddle odgarnął włosy z jej twarzy i założył za ucho zdobywając ponownie jej uwagę.

- To nauczę cię. Wszystkiego. Co tylko będziesz chciała wiedzieć to cię nauczę - odparł ku jej zaskoczeniu. Nagle silniejszy powiew wiatru poderwał ich zapiski z biurka w górę. Riddle podszedł do okna przymykając je podczas kiedy (Imię) zaczęła zbierać kartki z ziemi. Natknęła się jednak na jedną, zadziwiającą kopertę zaadresowaną od przewodniczącego obok niej do niej. Otworzyła kopertę nie wiedząc jeszcze co napotka w środku. Kiedy chłopak odwrócił się do niej aż zadrżał ze strachu. - Hej, nie czytaj tego jeszcze! - niestety gdy zobaczył, że już kończy zakrył jedynie twarz dłonią starając się uspokoić. Chciał jej to dać, ale jeszcze nie teraz. Nie kiedy nie rozumie pojęcia miłości!

- "Kochasz mnie"? - spytała przenosząc wzrok na niego. Wciągnął powietrze do płuc.

- ... Tak.

- Czyli jestem dla ciebie "bardzo, ale to bardzo bliska"? - zrobiła krok do niego. Zrobił krok do tyłu, ale napotkał okno za plecami. Mentalnie przeklną.

- Zgadza się...

- Ja... - (Imię) zerknęła na podpis u samym dole listu miłosnego. "Twój na zawsze, Riddle". Gdy przeczytała to pierwszy raz czuła przyjemne, ciepłe uczucie rozpływające się po całym ciele. - Ja chcę odwzajemnić twoją "miłość". Ale żeby to zrobić muszę wiedzieć jak - zaczęła oddając mu jego list z wyznaniem. - Nauczysz mnie "miłości"? Wtedy przyjmę ten list ze zrozumieniem - spytała czekając na jego odpowiedź.

- Tak. Tak, nauczę cię miłości - odpowiedział z uśmiechem przyjmując swoją własność. Jej ogromne oczy rozbłysnęły blaskiem poznanych do tej pory uczuć. Była gotowa poznawać ich więcej. Uśmiechnęła się szeroko, jak do tej pory nigdy nie robiła.

- Jestem bardzo, ale to bardzo szczęśliwa - przyznała otwarcie.

To był początek ich wspólnego odkrywania nowej rzeczy. Prawdziwej, cudownej i słodkiej miłości.

Może trochę inne niż Violet Evergarden, ale chciałam to odrobinę zrobić po swojemu. Zachowałam główny zamysł ze wspomnianego anime, mam nadzieję, że może tak być?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top