Twisted Wonderland - Floyd Leech

Floyd spotkał ją w niecodziennych okolicznościach. Nie wiedział nawet, że ona jest dziewczyną. Jako uczennica szkoły dla chłopaków nie była podejrzewana o bycie dziewczyną. Nie przyjęto by jej gdyby nią była, racja? Mimo że miała delikatne rysy jak na chłopaka, nigdy nie dawała się poznać jako dziewczyna. Gdyby nie tamto spotkanie z Floydem tak by zostało.

Dość kobieco wyglądający chłopak z pierwszego roku wygłupiał się w otoczeniu niewinnych małych wróżek. Gonił je, tańczył, a nawet śpiewał. Może gdyby (Imię) nie zwróciłaby się o sobie jak o dziewczynie, wtedy Floyd nie przyłapałby jej na udawaniu. Z szerokim uśmiechem zbliżał się do niej od tyłu. Zdradziły go dopiero małe wróżki odlatujące z dala od (Imię). Zaskoczona obejrzała się za siebie i zobaczyła niesławnego Leecha.

- Koebi-chan jest dziewczyną, eh? - spytał retorycznie z rozbawieniem. Początkowo starała się zaprzeczać, ale nie miało to sensu. Z nerwowym śmiechem i nagle tak skuloną posturą przyznała rację.

- Proszę nie mój nikomu. Nikt nie może się dowiedzieć o tym - dodała próbując przekonać go błagającym spojrzeniem.

- Nie wiem, nie wiem~ Zawsze mogę iść do Azula i powiedzieć o tym! Ostatnio chciał zawrzeć z tobą kontrakt, wiesz~?

- Niee!

Tak zaczęła się ich znajomość. Nieco niemile, bo (Imię) musiała obserwować Floyda czy czasami nie mówi nic podejrzanego Azulowi. Ostatecznie Floyd nie wyjawił jej sekretu, miał zbyt wiele zabawy z nową przyjaciółką, z którą spędzał dużo czasu. Nie miała innego wyboru jak śledzić Floyda, który doskonale wiedział o jej obecności w ukryciu. Czasami znikał jej z oczu i próbował wystraszyć. Było zabawnie. Nie mógł stracić takiego ubawu przez umowę Azula.

Z czasem ta znajomość nabierała rozpędu. Po zdobyciu zaufania (Imię) zaczęła milej spędzać czas z dwójką bliźniaków. Choć Jade był zaskoczony faktem, że nie obawiała się jego brata, nie wnikał w szczegóły i utrzymywał dystans. Nie wiedział również o sekrecie, jaki dzielą między sobą. (Imię) i Floyd dzielili wiele podobnych cech. Dziewczyna była zabawna i zawsze chciała być w ruchu. Udało im się nawet umówić na wspólne wagary. Z czasem przyzwyczaiła się do jego specyficznych powitań, częstego przytulania i zmian nastroju. Była to początkowo dziwna, ale przyjemna odmiana dla chłopaka, że ktoś, zamiast uciekać od niego, faktycznie spędzał czas i rozmawiał z nim. Jednak nie wszystko mogli robić razem.

(Imię) nie uczestniczyła w zajęciach wychowania fizycznego. Najwyżej latała na miotle, ale nigdy nie za długo i nie za wysoko. Zauważył, że jakiekolwiek dłuższe i bardziej wymagające zajęcia niesamowicie szybko ją męczą. Może ma astmę? Jednak wtedy brałaby jakieś leki, a nigdy jej nie przyłapał na braniu żadnych. Dziwne. Odmawiała napoi alkoholowych z Monstro. Nie było ich wiele dostępnych, ale mimo wszystko. Bywało niekiedy, że (Imię) znikała ze szkoły na tydzień lub kilka dni. Kontakt telefoniczny nie był wystarczający dla Floyd'a, który miał coraz więcej dziwnych myśli i podejrzeń. Co takiego zmuszało jego Koebi-chan do takiego zachowania?

Wreszcie wyłapał coś bardziej strasznego, co zdecydowanie nasunęło mu pewne odpowiedzi na jego pytania. Pewnego razu po zakończeniu wszystkich zajęć byli oboje w dobrych nastrojach. Floyd spotkał ją na korytarzu i z szerokim uśmiechem skierował się w jej stronę. Co prawda odwzajemniła uśmiech, ale gdy tylko jej przyjaciel znalazł się dostatecznie blisko, aby ją przytulić, zrobiła szybki w tył zwrot i zaczęła uciekać, śmiejąc się pod nosem. Och? (Imię) chcę podroczyć się z nim? Oczywiście, że przyjmuje wyzwanie i rzucił się za nią.

Co prawda Floyd miał przewagę w szybkości, ale co mniejsze tym zwinniejsze i łatwiej ucieka spomiędzy palców. Nie wspominając o tym jak zgrabnie maskowała się i przechodziła przez tłum uczniów. Zdradzał ją niekiedy tylko śmiech i wołanie Floyda gdy tracił ją z oczu.

Wybiegając z korytarza głównego do mniej zaludnionego, skryła się za kolumną, zakrywając usta dłonią. Szybki oddech był aż świszczący, tak desperacko uciekała przed Leechem.

- Hehe, Koebi-chaan~ - zastygła w bezruchu prawie przestając oddychać. Wolniejsze, stresujące kroki chłopaka stawały się głośniejsze, a potem cichsze. Krążył po korytarzu, starając się znaleźć dziewczynę. Wyjrzała nieśmiało zza kolumny. Floyd stał do niej tyłem po drugiej stronie korytarza, sprawdzając inną kolumnę. Nagle jednak jej rozbrykany wzrok zmienił się w przepełniony zaskoczeniem i bólem. Mocniej zakryła usta, jednak odruch kaszlu przezwyciężył nad nią i po chwili wybuchła głośnych, chrapliwym głosem, który zwrócił uwagę Floyda. Z szerokim, zadowolonym uśmiechem podszedł bliżej i niemalże skoczył na (Imię) z triumfalnym śmiechem. Zakleszczył wokół jej ramion ręce. - Złapałem cię, Koebi-chan - stopniowo jego głos stawał się coraz cichszy. Powodem było to, w jakim stanie była dziewczyna. Kaszel nie ustawał a spomiędzy jej palców zakrywających usta, kapały pierwsze krople krwi. Na ziemi obok buta uczennicy leżało pojedyncze pióro okryte czerwoną, lepką cieczą.

Po zabraniu jej do gabinetu pielęgniarki Floyd został zmuszony czekać na korytarzu podczas kiedy lekarz próbował uratować dziwny, ale groźny stan nastolatki. Chłopak powiadomił Azula i brata, że spóźni się nieco do Monstro. W tym samym czasie do środka skrzydła medycznego wszedł sam dyrektor. Jakby niemal nie zauważył Leecha. Był przestraszony, to mało powiedziane. Zaraz za nim maszerował Crewel z jakimiś eliksirami. Nic nie powiedziano Floydowi, jakby go tutaj nie było.

Wtedy też podsłuchał rozmowę Crowleya z (Imię). Nie miał takiego zamiaru, po prostu ich konwersacja była na tyle głośna, że wydostała się przez niedomknięte drzwi, przy których chłopak cały czas czuwał.

- Biegałaś, (Imię). Doskonale wiesz, że z twoim stanem to może być groźne - tłumaczył dyrektor.

- Wiem. Poniosło mnie, chciałam po prostu... Choć raz poczuć się jak inni - Dire westchnął boleśnie.

- Rozumiem, ale musisz wiedzieć, że jestem za ciebie odpowiedzialny. Dałem ci szansę nauki tutaj, choć dobrze wiesz, że--

- Wiem... Ja... Będę uważać, stryjku.

- (Imię). Twoja choroba jest nie do wyleczenia. Tylko gdy będziesz uważna, będziesz w stanie cieszyć się tym, co masz. Nie chciałbym cię stracić - te słowa było obezwładniające. Choroba? W dodatku taka, którą nie można wyleczyć? Crowley jest stryjem (Imię)? To by wyjaśniało, jak dostałaby się do takiej szkoły, ale nie to teraz było ważniejsze.

Dopiero gdy wszyscy opuścili pokój, Floyd był w stanie odwiedzić dziewczynę, jednak do tej pory zdołał opuścić szkołę i wrócić do Monstro. Niemniej jego humor był zepsuty na tyle, że Azul i Jade darowali mu pytania o tak duże spóźnienie.

Przez kilka kolejnych dni nie widzieli się zbyt często. (Imię) była zbyt skołowana paskudnym wydarzeniem oraz tym, że Floyd najwyraźniej przestał się wokół niej kręcić. Gdy już zebrała myśli i odwagę postanowiła skonfrontować się z nim... W Monstro po zajęciach. Nie chodziła tam za często, ale raz na jakiś czas nie zaszkodzi. Dzięki znajomości z Floydem zdołała nieco ocieplić stosunki z jego bliźniakiem oraz samym Azulem. Mimo że przewodniczącemu Octavinelle dalej nie łatwo było jej zaufać.

Floyd prawie od razu zauważył nowego gościa. (Imię) rozglądała się za wolnym miejscem, jednak najpierw skrzyżowała spojrzenia z chłopakiem. Z naburmuszonymi policzkami zmieniła kierunek i podeszła bliżej. Leech milczał, uważnie śledząc jej kroki. Nie ruszył się z miejsca nawet gdy stuknęła jego klatkę piersiową palcem. Z pewnością w oczach i rozbawieniem uniosła dumnie głowę w górę.

- Dobrze się ukrywałeś, ale wreszcie cię mam - to były jej pierwsze słowa od ostatniej gonitwy. Ludzie dookoła byli zbyt zajęci swoimi sprawami, aby zauważyć ich konfrontację. Niemniej gdy Floyd zacisnął szczękę i szybkim krokiem udał się na tyły Monstro z (Imię) to przykuło już uwagę co niektórych.

- Co to jest? Co to za choroba, ha? - z dala od innych Floyd mógł otwarcie porozmawiać i wreszcie wyrzucić z siebie to, co go drażniło. Złapana za ramiona dziewczyna nie miała dokąd uciec. Nie tego jednak teraz chciała. Jej zadaniem było skonfrontowanie się z przyjacielem i tak też zrobi.

- Więc usłyszałeś tę rozmowę - westchnęła pod nosem. Nie rozumiał, dlaczego uśmiechała się w tamtej chwili. Wiedział za to dlaczego ten uśmiech był dość smutny. - Pierzenie się płuc - przyznała krótko nie znajdując powodu, dla którego miałaby kłamać w takiej sytuacji. Floyd i tak już zdecydowanie za dużo wiedział. Nieomylnie słyszał o tej chorobie, widząc jego reakcję. Odwróciła od niego wzrok. - Nie patrz na mnie tak, Floyd.

A jak miał patrzeć? Jak powinien patrzeć na bliską osobę, która cierpi na bolesną i śmiertelną chorobę? Jak powinien patrzeć na nią w chwili gdy przyznaje mu się do tej paskudnej dolegliwości? Nie powinien tryskać radością, więc o co jej chodzi? Oczywiście, że czuje rozpacz, złość, ale też bezradność.

- Nie wiem, ile czasu mi jeszcze zostało, ale postanowiłam spędzić go w szkole stryjka. Do tej pory nigdy nie byłam w normalnej szkole - przyznała patrząc w bok. - Wszystko jest moim pierwszym razem. Pierwsi koledzy z klasy, pierwsze zajęcia, kartkówki, testy, przerwy. Do tej pory uczyłam się z książek od stryjka w łóżku szpitalnym. Czuję się taka wolna i szczęśliwa będąc tutaj - zaśmiała się pod nosem. Wreszcie spojrzała na niego. Ścisk jego palców na jej ramionach zmalał, więc wykorzystała to i zbliżyła się do niego, obejmując go. - Jestem szczęśliwa mimo wszystko.

Przetrawienia tej informacji zajęło mu dość sporo czasu. Myślał o tym całą noc, starając się ze smutku nie rozpłakać przy bracie. Choć Jade mógł podejrzewać, co trapi bliźniaka, nie wtrącał się i nie wyjawił, że słyszał rozmowę. Nawet jego zaniepokoiło wyznanie (Imię).

Niemniej po kilku dniach Jade porozmawiała z bratem na ten temat. Widział, jak jego bliźniak miota się w sytuacji i próbuje znaleźć słuszną drogę działania. Jakimś zbiegiem okoliczności do konwersacji przyłączył się Azul, znający tajemnicę (Imię) od Jade'a. Przybliżył braciom chorobę dziewczyny. Jej stan sposodowany jest wirusem, przenoszonym przez pewien rodzaj ptaków. Ich mięso jest tanim zamiennikiem droższych zwierząt. Osobniki zdrowe nie zarażają wirusem, ale chore jak najbardziej. Wirus trafia do ciała i działa niemal jak nasiona. Osiedla się w płucach, gdzie ma powietrze i niszczy je powoli wyrastającymi piórami, które podrażniają, drapią, wbijają się w układ oddechowy. Ofiara wirusa nigdy nie jest w stanie przeżyć dłużej niż dwa lata. Kiedy terapia w szpitalu zawodzi, zazwyczaj doktorzy nie trzymają dłużej pacjentów pod swoim dachem a to oznacza, że (Imię) dochodziła do swojego końca.

Floyd pierwszy raz znajdował się w takiej sytuacji. Po poważnej rozmowie zrozumiał jednak co powinien zrobić. Jeśli odejdzie od niej, odbierze wam oboje wielką radość. Nawet jeśli ma to być tylko na chwilę, powinien znajdować się u twojego boku i dopilnować, by każdy dzień był jej najlepszym.

I tak też było. Kolejne dni po minimalnym okresie ciszy, okazały się jak z bajki. Dużo rozmawialiście, chodziliście do i ze szkoły śmiejąc się. Czasami towarzyszyli wam Azul i Jade. Częściej niż kiedykolwiek odwiedzała Monstro, gdzie była ciepło witana. W weekend cała czwórka spędziła cudowne piżama party. Dziewczyna nigdy wcześniej nie czuła się tak swobodnie z nimi. Skoro wiedzieli o jej sekretach, mogła wreszcie pozwolić sobie na bycie sobą. Mieli w pobliżu chusteczki w które Koebi-chan zawsze mogła wydusić pióra oraz leki uśmieżające ból. Stali się bardzo bliscy dla siebie.

Może dlatego po tygodniu wspaniałych wspomnień i zabaw, tak trudno jej było pogodzić się z myślą, że tego ataku choroby nie wytrzyma? Odeskortowana do najbliższego szpitala, wydawała swoje ostatnie oddechy. Jej kochany stryjek trzymał jej dłoń i starał się być silny w obliczu śmierci swojej podopiecznej. Jakie słowa pocieszenia mogły ją uspokoić, sprawić, by przejście na drugą stronę było przyjemniejsze? Tak bardzo nie chciała odchodzić, chciała wrócić i zobaczyć się z nowymi przyjaciółmi i Floydem.

- Dlaczego teraz? - pytała ochrypłym szeptem. - Ach... Mam im tyle do powiedzenia.

- Będzie dobrze, (Imię) - tymi słowami Crowley pożegnał się z nią na zawsze.

A życie innych toczyło się dalej. Uczniowie nigdy nie poznali prawdziwej tożsamości swojego "kolegi", który cierpiał na śmiertelną chorobę i zmarł w szpitalu. Była to tragedia o której wszyscy słyszeli, ale zdecydowana większość nie przejęła się tym zbyt długo. Za to trio Octavinelle wydawało się bardziej poruszone niż pozostali. Choć po pierwszym szoku, wydawali się teraz zachowywać normalnie, dało się zauważyć przygnębienie i nostalgię, gdy słyszeli imię zmarłej przyjaciółki. Na osobności przeglądali zdjęcia, na których była i cicho przypominali sobie wspólne przygody.

Jednak kiedy Floyd szedł korytarzem, kierując się z bratem i przyjacielem do Monstro, zdziwił się kiedy załamał mu się głos. Zwolnił kroku i pozwolił sobie przeanalizować sytuację. Jade i Azul patrzyli na niego i niedowierzali. Floyd płakał. Z pełnych łez oczu skapywały krople za kroplami. Przerwali rozmowę. Udawanie nic nie da. Czątka ich samych umarła razem z nią. A biedny Floyd zbyt późno zdał sobie sprawę jak szalenie ważna była dla niego Koebi-chan. Teraz, kucając i zakrywając swoje oblicze kapeluszem i rękami z trudem przyszło mu się przyznać, że nie umie ruszyć dalej bez niej. I pocieszanie jego brata i Azula mało pomagało załagodzić pulsującą, krwawiącą ranę w jego wnętrzu.

Odkopałam ten one-shot sprzed wieków! Uznałam, że choć stary jak najbardziej zasłguje na dokończenie i opublikowanie. Ten, kto czyta moje scenariusze z Twisted Wonderland może kojarzyć tą chorobę ze scenariusza z Vilem.

Bruh, przysięgam, nigdy więcej nie chcę sobie wyobrażać załamanego Floyda. This is too much for me. Moje serduszko płakusiało jak to pisałam. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top