Kuroshitsuji - Sebastian Michaelis

Słowa wstępu! W tym one-shocie jesteś niewidomą hrabiną, matką chrzestną Ciela. Brzmi znajomo? Tak, nie dziwię ci się, skoro czytałaś/eś "Lalkarza Królowej". Tak mówiąc najszczerzej jak można, ten one-shot został napisany już jakiś czas temu i to właśnie on nieco nakierował mnie na pomysł stworzenia mojej książki o Maribel. Chcę się nim podzielić z wami i zobaczyć jak wam się podoba to, co zapoczątkowało ciekawą historię hrabiny i jej służącej z Nieba.

Ciel był w odwiedzinach u swojej matki chrzestnej. Była nią dość skromna kobieta o złotym sercu. Rzadko opuszczała swoją posiadłość, więc jej chrześniak nie widywał jej zbyt często. Był ku temu pewien bardzo ważny powód. Jej dom był jedynym bezpiecznym miejscem, jakie znała na wylot. Niechętnie słyszała o zaproszeniach na bankiety i zabawy, raczej ich unikała.

Arystokratka ta była całkowicie ślepa. Nie otwierała oczu, aby nie budzić dyskomfortu u innych swoimi mętnymi, mlecznymi tęczówkami i źrenicami. Niemniej chętnie widziała się z bliskimi. Zawsze przyjmowała Ciela z otwartymi rękami na swoim dworze. Chłopak musiał przyznać, jej dom był jednym z nielicznych miejsc, w którym był w stanie na prawdę zebrać myśli i odpocząć. Musiał niestety ograniczać spotkania z matką chrzestną, aby nie sprowadzić na nią niepotrzebnego zagrożenia.

- Mam nadzieję, że dopisuje ci zdrowie, Ciel. Słyszałam, że ostatnio spotkała cię choroba - oznajmiła delektując się herbatą w ogrodzie przy swoim chrześniaku.

- Nie musisz się martwić, matko chrzestna. Już wszystko ze mną w porządku, leki, które przesłałaś, pomogły mi wrócić do zdrowia.

- Cieszę się, że mogłam pomóc - posłała uśmiech chłopcu w kierunku, z którego słyszała jego głos.

Delikatny wiatr poruszał jej włosami. Zadbana twarz, lekko podkreślone usta różem. Panna (Nazwisko) doprawdy przypominała swoim pięknem rajskiego ptaka zamkniętego w złotej klatce. Zamkniętego z własnego, dobrowolnego wyboru. Nie raz zdołała się przekonać jak okrutny i zwodniczy był świat na zewnątrz dla takich jak ona. Nawet status i nazwisko nie ułatwiały jej życia jako ślepa kobieta.

Sebastian stał obok swojego panicza przez ten cały czas. Głównie był cicho, aby nie przeszkadzać dwójce w rozmowie, zamiast tego obserwował jak sobie radzi panna (Nazwisko). Miała drobne problemy ze znalezieniem filiżanki gdy nie postawiła jej obok ręki, ale potrafiła sobie z tym radzić. Jeśli trzeba było jej pomóc była obok niej służąca, choć nie przyjmowała łatwo pomocy. Najwidoczniej chciała być na tyle samodzielna, jak bardzo było to możliwe.

Tego samego dnia wieczorem niemogąca spać kobieta wyszła z pokoju, kierując się zapamiętaną drogą do ogrodu. Przyodziana jedynie w nocną koszulę zmierzała przed siebie. Nie potrzebowała świecznika, wystarczyła jej laska i zmysł dotyku. Na szerokich korytarzach odbijał się dźwięk jej laski uderzającej o podłogę o ewentualne przeszkody. Nikogo tym nie obudziła, nie lubiła sprawiać swojej służbie dodatkowych zmartwień gdy udawała się na swoje ulubione wieczorne spacery. Nie musiała obawiać się niechcianych gości, bo dwór był dobrze chroniony. Poza tym... O tej porze wszyscy ludzie już dawno śpią.

Szła w tym samym tempie, dopóki nie otworzyła drzwi i nie wyszła na zewnątrz. Świeże, chłodne powietrze letnie uderzyło jej ciało. Westchnęła ciężko, uśmiech już jej nie towarzyszył. Zeszła ze schodów ostrożnie i skierowała się do ogrodu. Lubiła tę porę. Otaczała ją ciemność. Ciemność, która dla innych była straszna i niewiadoma. Dla niej, osoby, która wychowała się w ciemności i czerni przed oczami była ona naturalnym środowiskiem. Mogła otworzyć swoje mleczne oczy bez obawy, że kogokolwiek przestraszy ich wyglądem. Pamiętała jak jedna z jej pokojówek zemdlała po ich ujrzeniu.

Nagle usłyszała szelest nieopodal siebie. Stanęła w miejscu, jej serce mimowolnie zabiło szybciej z zaskoczenia. Nikogo nie powinno tutaj być o tej porze. Potem usłyszała kroki. Coraz głośniejsze, zbliżały się. Nie wiedziała, co może zrobić. Nie widziała tej osoby. Jest wrogiem czy sprzymierzeńcem? Wołać o pomoc czy uciec za labirynt krzaków róż?

- Co hrabina robi tutaj o tak późnej porze? - poczuła dłoń na ramieniu. Zadygotała z zaskoczenia, zamachując się laską. Nierozpoznany właściciel głosu zdołał się ochronić przed ciosem.

- Kim jesteś? - spytała, nieznajomy wypuścił z dłoni jej laskę.

- To ja, Sebastian - odpowiedział łagodnie. Odetchnęła z ulgą, opuszczając swoją broń.

- Przepraszam, to odruch, Sebastianie. Mam nadzieję, że nic ci nie zrobiłam? - spytała, przypominając sobie o swoich otwartych oczach. Natychmiast je zamknęła i uśmiechnęła się nerwowo. Delikatny śmiech kamerdynera dotarł do jej wyczulonych uszu.

- Nic mi nie jest. Bardziej obawiam się o panny zdrowie. Noce nie są dobrą porą na przechadzki w takim stroju - zauważył na co lekko się zawstydziła. Widzi ją w nocnym stroju, jaki wstyd. Lekko zaczerwienione policzka zaczynały ją irytować. Znikajcie rumieńce!

- Wybacz, Sebastianie. Przywykłam, że o tej porze nikt nie chodzi po ogrodzie. Co cię tutaj sprowadziło? - spytała, chcąc desperacko odciągnąć uwagę od swojego wyglądu. Lokaj okrył jej ramiona swoją marynarką. Podziękowała mu, przyjmując okrycie, które dawało jej dodatkowe ciepło.

- Ogród wygląda przepięknie w blasku księżyca, nie mogłem się oprzeć pokusie - odpowiedział odprowadzając ją do dworu. Spuściła głowę ze smętnym uśmiechem.

- To musi wyglądać doprawdy pięknie - odpowiedziała. Gdyby tylko mogła zobaczyć ten widok. Sebastian zerknął na nią kątem oka. Wyglądała na bezradną, ale chcącą to ukryć. I może by jej się to udało gdyby nie dobry wzrok demona w ciemności.

- Proszę sobie wyobrazić uczucie błogiej, tajemniczej nostalgii skąpanej w spokoju i mrocznej niewiadomej - odparł ku jej zaskoczeniu. Podniosła głowę zatrzymując się. Kamerdyner zrobił to samo co ona. Odwróciła się za siebie i z zamkniętymi oczami starała sobie utworzyć obraz ogrodu taki jakim go opisał Sebastian. Oboje milczeli podczas tego, dopóki nie uśmiechnęła się radośnie.

- Chyba wiem, o co chodzi - powiedziała uchylając nieco oczy. - Jeśli tak wygląda mój ogród jak w mojej głowie teraz nie dziwię ci się, że musiałeś się przejść - zaśmiała się pod nosem słodko. - Dziękuję, Sebastian.

- Czym sobie na to zasłużyłem? - spytał zdziwiony.

- Cóż, nie każdy potrafi wyjaśnić niewidomej osobie krajobraz. Dzięki twoim słowom mogę przynajmniej spróbować sobie wyobrazić ogród w księżycowym blasku - wyjaśniła przekrzywiając głowę w jego stronę. Co prawda nie patrzyła na niego, ale obok.

- To nic takiego, hrabino (Nazwisko). Nie zasługuję na tak piękne słowa - położył dłoń na sercu z uśmiechem.

- Skądże! Opis krajobrazu to nic trudnego, ale opis dla osoby ślepej tak, aby zrozumiała i widziała to wielki wyczyn - uniosła rękę po odwróceniu się w stronę schodów i wejścia. Sebastian chwycił ją pod swoją i kontynuowali powrót do środka dworu. Po powolnym, ale sprawnym wejściu po stopniach w przyjemnej ciszy kobieta ponownie zatrzymała go z nieco nerwowym wyrazem twarzy. - Właściwie, Sebastianie dobrze, że cię spotkałam. Chciałabym cię o coś prosić - podniosła twarz w górę jakby chcąc napotkać jego twarz.

- Cokolwiek, hrabino - zgodził się. Ostrożnie znalazła jego obje, skryte za rękawiczkami dłonie i ścisnęła delikatnie między swoimi palcami. Uśmiechnęła się zdeterminowana.

- Jestem ślepa, ale mimo to staram się pomagać Cielowi poprzez moje kontakty. To nie jest dla mnie wystarczające. Chcę, abyś jako jego kamerdyner chronił go przed wszystkimi niebezpieczeństwami. Nie jestem w stanie być jego oczami, ale dodatkową parą dłoni ze sznurkami. Chroń go, to jedyna prośba, jaką mam do ciebie - stwierdziła odważnie i pewnie. Wyczuwał w jej głosie nutkę rozkazu, ale bardziej zależało jej na pewności siebie i determinacji. Chciała być pomocą dla swojego kłamliwego, bezdusznego i brutalnego chrześniaka pomimo wiedzy, jaki jest. Wiedziała również, jaki był i to czyniło ją tak zdecydowaną.

Ciemnowłosy uśmiechnął się znacząco. Upadł się na jedno kolano przed hrabiną, biorąc jej oziębłą od nocnego wiaterku dłoń. Musnął jej kłykcie ustami, obserwując jej zachowanie. Tym razem nie zawstydziła się.

- Oczywiście, hrabino (Nazwisko) - odpowiedział, czyniąc na jej twarzy zadowolony uśmiech. Tak, była niepełnosprawna, ale to nie oznacza, że chce stanąć przy granicy swojej możliwości. Może i przebywa na swoim dworze, ale dzierżyła w dłoniach sznurki, na których końcach znajdowały się jej lalki robiące za nią całą brudną robotę. Prawdziwy lalkarz królowej Wiktorii.

Może ta rodzina i jej krewni mają wszyscy w sobie coś, co przyciąga istoty takie jak demony i Żniwiarze? Bo z pewnością matka chrzestna Ciela przyciągała do siebie demona, z którym pakt zawarł jej cudowny chrześniak.

Plot Twist: Sebastian był na zewnątrz, ponieważ jego panicz rozkazał mu pilnować dworu przed napastnikami którzy śledzili go jakiś czas. Spotkał ich w ogrodzie i zabił. Akurat zajmował się ciałami, gdy usłyszał hrabinę. Nie widziała jego zakrwawionej twarzy i plam posoki na ubraniu kamerdynera.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top