Kuroshitsuji - Ash Landers

Uwaga! Nadchodzi zamówienie Lovely-Believer

Od samego początku byłaś nim zaintrygowana. 

Ty, upadły anioł, znalazłaś tak wiele interesujących aspektów w aniele, najczystszym wysłanniku Boga. Ty, anielica, która zakwestionowała niektóre z zasad bożych za które twoje nieśmiertelne życie w Niebie zostało brutalnie zakończone. 

Dokładnie pamiętałaś noc której upadłaś na ziemię ludzi i wszelkich stworzeń Pana. To tutaj, w samotności, patrzyłaś jak twoje uszkodzone skrzydła anioła powoli gniją jak zaniedbywana roślina. Pióro za piórem, blaszka za blaszką aż w końcu zostały jedynie puch oblany czernią spalenizny i zgnilizny. Mało kto wie jaki los spotyka wygnańców Bożych. Ci, którzy poddali się zgrzeszeniu stali się, podobnie jak Lucyfer, mieszkańcami Piekła. Ci jednak, którzy zachowali wstrzemięźliwość od grzechów, ale ich umysły i ciała były zbyt nimi zanieczyszczone tracili nieśmiertelność a trawiąca ich obawa kostuchy i zniknięcia w nicości zbliżała ich fizycznie i mentalnie do ludzi. Tym bałaś ty. Upadłym aniołem zbyt świętym na Piekło ale jednocześnie zbyt wielkim grzesznikiem na Niebo. Dla takich jak ty zostawało jedynie szybkie zniknięcie w zapomnienie. 

Nigdy, w swoim krótkim, kruchym życiu ziemskim nie będziesz żałować ostatniej podróży jaką postanowiłaś odbyć przed rozpadnięciem się w pył. Za miejsce swojego ostatniego oddechu wybrałaś Londyn. Tajemniczy, piękny, mroczny Londyn. Taki cudowny ale owiany mgłą oraz cieniem jak upadły anioł. Zatrzymałaś się tam u starego znajomego żniwiarza znanego powszechnie jako Undertaker. Wasza dwójka znała się za bardzo dawnych czasów i ani jedno z was nie zapomniało o tym. Grabarz zgodził się pomóc ci w twojej ostatniej woli. Zaproponował ci nawet wybranie sobie jednej z jego trumien. 

Jak poznałaś obiekt swoich zainteresowań? Początkowo, jeszcze kiedy byłaś w Niebie, słyszałaś o nim wiele rzeczy. Był potężnym sługą Pana. Kilka razy widziałaś przelotnie jego sylwetkę. Kto by się spodziewał, że przez te przelotne momenty związane z Ashem zaliczysz wygnanie z Nieba? Miłość między aniołami była zakazana. To istoty czyste, nieoznaczone rządzą pokusy cielesnej. Twoje myśli i chęci zbliżenia się do cudownego anioła zostały zauważone. Wiedziałaś, że to co czujesz jest złem, ale nikt nie powiedział ci jak smaczny może być zakazany owoc. 

Dlatego kiedy dowiedziałaś się gdzie się znajduję obecnie Landers nie traciłaś czasu i wyjechałaś z kraju w którym się znajdowałaś do Anglii. Twoja ostatnia wola... Chciałaś ją spełnić. Bez tego nie zaznasz spokoju. Musiałaś się bardzo spieszyć. Twoje siły słabły z każdym dniem, leki ludzi pomagały coraz mniej efektownie. Boże, nikomu nie życzyłabyś takiego losu jaki napotyka upadłe anioły. 

Według twojego planu wielu lekarzy zainteresował twój stan zdrowia. Chcieli cię uleczyć dla sławy i rozgłosu, ale tobie zależało na jednym. Uwadze królewskiego lekarza, abyś mogła znaleźć się o krok bliżej otoczenia swojego obiektu westchnień. 

       - Jesteś pewna tego, co robisz? Landers nie przepada za nieczystymi istotami - zapytał Undertaker jakby z troski, ale też zainteresowania. Niecodziennie widuje się tak zmotywowane istnienie na granicy wiecznej śmierci. 

       - Nie mam wiele czasu. Jeśli będzie chciał mnie dobić nie będę się opierać. Wyręczy mi boleśniejszej części życia - tak, uczucie znikania, rozrywania i gnicia w pył całej pozostałości z ciała jest najgorszym elementem bytowania upadłych sług. Przy wydawaniu ostatniego tchnienia muszą krzyczeć i płakać w stronę nieba okrytego chmurami. W stronę Boga. W stronę domu. 

       - Interesujące. Nie żałujesz swoich wyborów? - zaśmiałaś się na jego słowa. 

       - Gdybym ich żałowała znajdowałabym się w piekle - odparłaś, jednak dalszą część wypowiedzi przerwał ci krwisty kaszel. Coraz częstszy element twoich ostatnich dni. Otarłaś usta chusteczką haftowaną jaką dał ci twój przyjaciel obok. - Nie żałuje najmniejszego kroku jaki uczyniłam w moim życiu - dodałaś po ataku krwioplucia.

        - ... Jesteś silna, (Imię). A przy tym bardzo śmieszna - skomentował uśmiechając się szeroko. - Szkoda będzie widzieć twój koniec - mimo wyrazu twarzy jego głos był wypełniony smutkiem. To uczucie przeszło i na ciebie.

       - Wybacz, Undertaker.

Po krótkim, ale zapadającym w pamięci pożegnaniu z przyjacielem wyjechałaś do królewskiego zamku, gdzie miałaś przebywać do czasu wyzdrowienia, które niestety nigdy nie nastąpi. Kiedy byłaś już w karocy liczyło się tylko jedno. Wypełnienie swojej ostatniej woli. Spotkanie się z Ashem, szczera rozmowa i rozsypanie się w nicość.

Po drodze mijałaś cudowne katedry wzniesione na cześć Boga. Dzwony wybijały daną godzinę budząc z drzemki zaspane ptaki. Czarne wrony i sroki uciekały w popłochu przed ogłuszającym hukiem. Gdyby ludzie wiedzieli jakie okrutne są zasady w Niebie wobec aniołów. Gdyby wiedzieli, że tym istotom odmawia się czucia emocji na pewno pomyśleli by dwa razy przed wybudowaniem tych katedr w imię Stworzyciela.

Na miejscu zostałaś odeskortowana do swojego nowego pokoju w którym będziesz badana. Nadworny lekarz nie tracił czasu i pierwsze co zrobił to dokładnie obejrzał twoje chore ciało. Już wtedy wiedział że sytuacja jest skomplikowana. Po wizycie doktora zostałaś przygotowana do spotkania z wysłannikiem królowej. Wtedy nie wiedziałaś że to właśnie on został wybrany na spotkanie z tobą. Przyodziana z piękną suknię, włosy upięte dość luźno jakby nie chcąc ich jeszcze bardziej męczyć, odrobina pudru,aby dodać sobie żywszych rumieńców. Byłaś osłabiona, droga z końca pałacu do głównej sali spotkań była długa. W połowie byłaś zmuszona poprosić o pomoc lokaja. Dochodząc z jego pomocą do drzwi sali czułaś dziwnie znajome uczucie. Mimo, że twoja anielska aura znikała dalej potrafiłaś wyczuć innego anioła w pobliżu. Kiedy lokaj otworzył drzwi ujrzałaś... Jego.

Stał przy kominku. Jego postura nienaganna jak biel munduru. Na bladej twarzy spoczywał uśmiech tak aksamitny jak u śpiącego dziecka. Oczy o równie delikatnym odcieniu fioletu jak pastelowy obraz fiołkowej polany. Kiedy ponownie zobaczyłaś go przed sobą twoje serce zabiło mocniej i szybciej. Twoja zakazana miłość. Twój zakazany owoc. Landers nakazał wyjście służby z pomieszczenia po kulturalnym powitaniu siebie nawzajem skinięciem głów. Gdy zostaliście sami pozwolił ci usiąść zważając na maniery. 

       - Minęło wiele czasu odkąd ostatnio cię widziałem, panno (Nazwisko) - rozpoczął rozmowę przy herbacie i drobnych przekąskach jaki stanowiły herbatniki. Mimo, że jego uśmiech był wymuszony to doceniałaś fakt, że zachowywał się wobec ciebie grzecznie. Upadłe anioły nie są mile widziane przez istoty nieba. 

      - To prawda - skinęłaś głową delikatnie. 

      - Powiedz mi, panno (Nazwisko, dlaczego szukasz pomocy wśród lekarzy skoro twoja kondycja nie zostanie wyleczona? - spytał nie zamierzając krążyć wokół istotnego tematu. Wiedział doskonale, że tak słaba i grzeszna istota szybko zniknie. Jednak interesowało go coś jeszcze. Dlaczego? Dlaczego (Imię), tak łagodna i niepozorna anielica upadła? 

      - Nie szukam pomocy. To pomoc znalazła mnie - poprawiła go kulturalnie. - Znam swoje miejsce i wiem, że swoich zachowaniem znieważyłam Boga. Pogodziłam się ze swoim losem.

      - To dobrze. Twoje cierpienie za grzech jest potężne a świadomość, że zasługujesz na nią jest najwierniejszym ukazaniem swojej skruchy Stwórcy - oparł łokcie o ramiona fotela. Z palców uformował koszyczek. - Ciekawi mnie jednak jaki grzech popełniłaś. Aniołowie w Niebie niechętnie rozmawiają na temat upadłych - zaskoczenie na twojej twarzy zaciekawiło go. Czym byłaś zdziwiona? Upadli to swego rodzaju tabu w Królestwie Bożym.

      - Ach, rozumiem - po chwili chyba zdała sobie z tego sprawę. Na twojej twarzy zawitał dość melancholijny uśmiech. - Zakochałam się w tobie - to zdanie, choć krótkie i proste było ciężarem jaki dźwigałaś od dawna. Nie miałaś okazji powiedzieć mu tego wprost. Teraz, choć lekko poddenerwowana czułaś spokój. - I wygląda na to, że dalej darze cię tym uczuciem - dodałaś jeszcze łagodniej i swobodniej. Plusem twojego upadku był fakt, że mogłaś czuć emocje i je okazywać. 

Ash zapomniał o uśmiechu. Nieco szerzej otwarte oczy zdradzały ślady zaskoczenia. Od początku jego istnienia mówiono, że uczucia to jeszcze większe tabu niż upadłe anioły. Uczucia są złe, zakazane. Tylko w obliczu śmiertelników można ukazać swoją wyćwiczoną, anielską łagodność zawartą w spojrzeniu i uśmiechu. Emocje to grzech. 

      - Moim jedynym powodem dla którego dostałam się tutaj to powiedzenie ci tego. To moja ostatnia wola. Jeśli sobie tego życzysz mogę już więcej nie ukazywać się przed twoimi oczami. Dokończę żywot w komnacie - z drżącymi kończynami podniosłaś się z fotelu, ukłoniłaś się z gracją i wyszłaś zostawiając nietkniętą herbatę na stoliku. 

Następne dni byłaś regularnie odwiedzana przez najlepszych lekarzy na dworze. Sprawdzali najnowsze leki, którymi faszerowali twoje słabnące ciało. Nic nie pomagało spowolnić czy przyspieszyć twojego ostatecznego końca. Według wcześniej wypowiedzianych słów swój czas spędzałaś w komnacie. Posiłki były podawane również tutaj. Zmieniałaś pozycję z leżącej na łóżku na siedzącą na bujanym krześle przy oknie. W lustrze na toaletce obserwowałaś znaczące zmiany w twoim wyglądzie. Podkrążone oczy, blada naj śnieg skóra, zanikające mięśnie, uwidaczniające się kości policzkowe. Kondycja twoich włosów i paznokcie pozostawiała wiele do życzenia. Umierałaś na oczach całej służby. Jadłaś mnie, a porcje jakie konsumowałaś nie wydawały się poprawiać twojego stanu. 

W tym czasie Landers nie przybył do ciebie. Wiele myślał. Początkowo nie miał zamiaru przejmować się nieczystą istotą taką jak ty. Nie myślał o tobie przez pierwsze dni. Potem jednak pojawiło się znikąd pewne pytanie w jego głowie. Jak to jest kochać? Wiedział jedynie, że ten rodzaj uczuć jest na tyle mocny aby grzeszyć i z uśmiechem na ustach przyjąć konsekwencje. Czym objawia się zakochanie? Czy czułaś ból? A może inny rodzaj emocji czy odczuć? Pożądałaś w sposób fizyczny? Zanim się zorientował byłaś głównym problemem w jego myślach. 

Dlatego też udał się do swojego pokoju późno w nocy. Słyszał od służby w jak złym stanie można cię spotkać. Świadczyło to również o tym, że podobnie jak ludzie potrzebujesz w nocy snu. Dzięki temu nie dowiesz się o jego odwiedzinach. 

Dzięki swojej uwadze nie obudził cię. Ukazał swoje białe skrzydła zmęczony ukrywaniem ich przed ludźmi. Usiadł przy łóżku w którym spałaś. Miałaś spokojną twarz, choć słabą i zniszczoną przez mechanizm śmierci. Jakimś cudem dalej wyglądałaś anielsko pięknie, tylko jakby dodano ci słabości śmiertelnika. Ash ostrożnie odgarnął włosy z twojej twarzy. Tak, dalej było widać, że nie jesteś oryginalnie człowiekiem. Jesteś zbyt piękna jak na konającą kobietę. Był zainteresowany, to na pewno. Miał wiele pytań do ciebie. Kochasz go. Jak to jest? 

Kiedy obudziłaś się następnego ranka ujrzałaś niespotykany prezent na szafce nocnej obok ciebie. Białe pióro. 

Minął tydzień. Żadnej poprawy, tylko pogarszający się stan. Lekarze stracili nadzieję, ich czas na uratowanie ciebie już się skończył. Mogli jedynie przyprowadzić księdza, abyś się wyspowiadała i przyjęła ostatnie namaszczenie. Zanim to jednak nastąpiło powitał cię gość w komnacie. Landers stanął przy tobie obok bujanego krzesła. Nie wstałaś z niego, choć bardzo chciałaś. Ash również dał ci sygnał, że nie musisz tego czynić. 

      - Twój czas dobiega końca. Jako istota światła mam obowiązek uczynić twoje ostatnie chwilę mniej strasznymi - zaczął uroczyście. - Czy uczyniłabyś mi ten honor i udała się na bal królewski w moim towarzystwie? - spytał wyciągając przed ciebie swoją dłoń z której wcześniej ściągnął rękawiczkę. Przełknęłaś silne ciężko. Oczywiście przepełniała cię nieopisana radość i euforia, ale w tym samym momencie czułaś strach przed śmiercią. Jego zaproszenie zmuszało cię do chęci pozostania żywą dłużej niż wyjawiły ci gwiazdy. Bowiem w dniu balu miałaś pożegnać się z tym światem. - Wiem, kiedy odejdziesz. Widząc twoją skruchę za grzech pozwól ten jeden, ostatni raz pomóc sobie w cierpieniu - jakby widział twoje zawahanie. Dzięki jego słowom podniosłaś dłoń i położyłaś ją na jego. 

Tak. Spędzenie swoich ostatnich chwil przy nim doda ci odwagi i siły. 

Byłaś jednak zbyt słaba, aby stać o własnych siłach podczas zabawy. Dlatego służba załatwiła dla ciebie specjalne krzesło na kółkach (nie jestem pewna czy wtedy używano słowa "wózek Inwalidzki"). Co prawda będziesz rzucać się w oczy, ale czy to ważne? Przygotowano dla ciebie najpiękniejszą suknie, uczesano twoje słabe i rzadkie włosy, zamalowano cienie pod oczami makijażem. Blade usta zakryto przyzwoitym różem. Po przygotowaniach wreszcie opuściłaś komnatę. Na korytarzu przywitali cię służący zamku, którzy zajmowali się tobą. Byli poruszeni twoim wyglądem. Ash pchał wynalazek na którym siedziałaś. 

       - Wyglądasz jak nowo narodzona, Lady (Nazwisko) - skomentował delikatnie. Gdyby nie makijaż przypominałabyś czerwoną malinę. 

Na początku odbyło się przemówienie, między innymi Ash'a. Wyjaśniał dlaczego jesteś w takim stanie i prosił aby traktowano cię jak równą gościom. Oczywiście nie wszyscy mieli zamiar się podporządkować, zwłaszcza kobiety zazdrosne o uwagę Landersa spoczywającą na tobie. Dżentelmeni zaś po cichu pogardzali kobietą niezdolną do poruszania się o własnych siłach. Jaki był z ciebie pożytek? 

Po jakimś czasie poczułaś duszności w dużym towarzystwie. Oznajmiłaś o tym swojemu partnerowi. Oboje zawitaliście na zewnątrz, gdzie rozciągał się labirynt stworzony z żywopłotów. 

       - Wybacz. Przeze mnie nie możesz normalnie spędzać czasu z innymi - powiedziałaś, kiedy wchodziliście w pierwsze wejście do tajemniczego ogrodu. 

       - To nic takiego - zapewnił cię prosto. Panowała między wami przyjemna cisza przerywana odgłosami z balu oraz koncertem świerszczy. Niebo nad waszymi głowami było czyste, widoczny był księżyc i gwiazdy. Światło srebrnego globu obtaczało was tajemniczą i mistyczną aurą. Atmosfera była magiczna. Zaatakował cię nagle atak kaszlu. Wyjęłaś chustę, którą zakryłaś usta. Anioł zatrzymał się i spoglądał na ciebie. Kiedy odstawiłaś materiał od twarzy zauważył świeżą oraz zaschniętą krew zmieszaną w jedność. Wyłapałaś jego wzrok.

        - Krwioplucie towarzyszy mi już od miesiąca - przyznałaś staranie ukrywając chusteczkę na swoim miejscu. Westchnęłaś chrapliwym oddechem. Byłaś wycieńczona. Słabsza niż kiedykolwiek. - Czasami ten świat potrafi być piękny - spoglądałaś na księżyc. 

Smutek? Żal? Dziwną, nieopisaną tęsknotę? Co dokładnie czuł Ash w tamtej chwili? Nie znał uczuć, nie był w stanie wyjaśnić co mógł ewentualnie wtedy odczuwać. Wiedział jedynie, że z jego oczu spływały łzy. Nie miałaś przy sobie czystej chusteczki, aby otrzeć słone krople z anielskiej twarzy. 

        - Landers - twój słaby głos rozbrzmiewał w jego uszach. Ostatkami sił zaczęłaś podnosić się z krzesła. Wysiłek ten rozpoczął kolejne krwioplucie, nieco obfitsze niż to sprzed chwili. Posoka ozdobiła twoje wargi czerwienią. Kiedy stanęłaś przed zaskoczonym aniołem obdarzyłaś go uśmiechem, mimo cierpienia. - Ash - jego imię rozpływało się pod wpływem twojego tonu. Opadłaś na niego miękko licząc, że zdoła utrzymać twoje wiotczejące ciało. I trzymał cię. Blisko siebie, pewnie, mocno. Czułaś ciepło i bezpieczeństwo. Otarłaś kciukami ślady po łzach na jego policzkach.

      - (Imię) - chciałby wiedzieć co czuje. Czy ta niechęci do zobaczenia jej końca to uczucie? Jeśli tak, to jakie? Na miłość boską, co to za uczucie gdy trzyma ją przy sobie? Co takiego wylęga się w jego brzuchu powodując dziwne łaskotki? I czemu czuje nieopisany ból w sercu jednocześnie? 

Zanim zrozumiał co takiego nim targa poczuł aksamitny dotyk na wargach. Był to błyskawiczny gest jaki łatwo przeoczyć. Tak delikatny dotyk ust upadłej anielicy... Obumierające oczy (Nazwisko) dalej ukrywały w sobie dawny promyk szczęścia. Zanim zaczęła zmieniać się w proch a potem w nicość anioł mocniej ją do siebie przytulił jakby żądając od niej pozostania na dłużej. 

Niestety. Anielica, która dla niego upadła i pogodziła się z okropną, długotrwałą śmiercią nie mogła wypełnić jego nakazu. Nie została na dłużej. Rozpadła się w nicość trzymana mocno w ramionach ukochanego. A Landers nigdy nie będzie w stanie poznać prawdy. Prawdy, że przez swoją niewiedze nie wiedział, że był zakochany w (Imię) jeszcze gdy oboje dzielili Niebo.

Oof-- 

Ten one-shot był trudny. Koncepcja upadłych aniołów w tym przypadku jest wymyślona przeze mnie, bo nie pamiętam czy w tym anime było coś o nich. Jeśli jest, to przepraszam za pomyłkę. Muszę obejrzeć tą serię od nowa swoją drogą, ostatnio zdałam sobie sprawę ile zawdzięczam Kuroshitsuji. Przede wszystkim przeczytam mange, o tak! Mimo, że znam spojlery XD

I, o mój Boże, pisanie o Landersie w relacji z kimś jest trudne! Nie miałam pojęcia jak nie zepsuć jego charakteru, aby nie odjąć zamówieniu romantyczność, ale mam nadzieję, że przynajmniej minimalnie podołałam zadaniu. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top