IdentityV - Antonio Paganini

Nowy Niedobitek przybył do dworu. Była to dziewczyna cicha, dość bojaźliwa i ostrożna. Nie przepadała za tłumem oraz wieloma ludźmi dookoła niej. Indywidualistka, która sprawdzała się w dekodowaniu maszyn czy też w ostateczności ogłuszaniu przeciwnika. Była jednak dość niesamowita, choć niedoceniana.

Dzięki jej grze na pianinie mogła wzbudzać w uczestnikach gry porządne emocje. Mogła grać w pobliżu opatrywanego kolegi z drużyny, aby jego rany szybciej się goiły albo w razie niebezpieczeństwa osłabiać Myśliwego bądź nawet go ogłuszyć. Niestety, aby czynić te rzeczy, musiała znaleźć się przy instrumencie, który zazwyczaj był ukryty.

Dziewczyna wiedziała, że jej stosunki z resztą drużyny są raczej neutralne dlatego wcale się nie dziwiła kiedy woleli zostawić ją w spokoju na krześle przy czekającym przy niej napastniku. Nie miała nic przeciwko temu, rozumiała resztę. Nie mniej każdy z Łowców był nie tak trudnym przeciwnikiem dla (Imię). Dokładnie wiedziała ich przyzwyczajenia oraz, co najważniejsze, gusty muzyczne. Znając właśnie ten szczegół, metodami prób, była w stanie skuteczniej obezwładniać wrogów. Był wśród nich jednak ktoś, kto budził mały strach w sercu pianistki.

Skrzypek. Antonio Paganini był zmorą pianistki od kiedy ich drogi się skrzyżowały. Oboje byli artystami i obu łączyła wspólne zamiłowanie do muzyki. Nie walczyli tylko o wygrany mecz, ale również w dziedzinie sztuki. Podczas kiedy Antonio grał szybkie i trudne utwory, (Imię) skupiała się na przekazywaniu najszczerszych i najczystszych emocji ze swoich utworów. Ani Niedobitki, ani Łowcy nie byli w stanie określić, kto tak naprawdę jest lepszy.

Podczas jednego z meczów nad jeziorem ukryła się między skrzyniami na drewnianym wraku statku. Antonio przeszedł obok, szukając jej po pościgu. Została jedyną osobą w grze, nie licząc niego. Nie tak daleko znajdowało się przejście do podziemi. Musiała się tam przedostać. Musiała zejść na dół i wybiec z wraku. Kiedy zauważyła, że skrzypek przechodzi dalej i znika z jej oczu na dłuższy czas, wyszła z ukrycia i ruszyła w kierunku skrzypiących schodów. Niestety, zanim zdołała stanąć na pierwszych stopniu, potknęła się o coś i nieoczekiwanie pociągnęła przyczajonego Łowcę z sobą w dół po schodach. Przekoziołkowali po stopniach z wielkim hukiem i stłumionymi jękami bólu.

Paganini zdołał uratować swój instrument dzięki żywym kosmykom włosów. Warknął coś pod nosem, podnosząc się z ziemi. Jego słabe i odzwyczajone od wysiłku ręce drżały lekko pod jego ciężarem. Spojrzał krzywo na sylwetkę spoczywającą pod nim. Pianistka zasłaniała się jedną ręką przed ewentualnym uderzeniem Antoniego, który był bardziej zajęty oglądaniem skrzypiec. Kiedy jednak wreszcie spojrzał na nią, zauważył coś niedobrego. W trakcie spadania nie usłyszeli charakterystycznego gruchnięcia.

Jej ręka była złamana. Szok był na tyle duży, że początkowo dziewczyna nie czuła bólu. Dopiero kiedy chciała nią ruszyć i zobaczyła nienaturalnie wykrzywioną rękę, zdołała krzyknąć. Opanował ją kolejny atak paniki.

- Ręka! Tylko nie ręka! Ugh! - jęczała z agonii. Skrzypek wreszcie usiadł obok niej, obserwując złamaną kończynę dziewczyny. Jego wiecznie szeroki uśmiech kompletnie zniknął. Zza czarnych włosów widoczne były dość ciemne oczy.

- ... Ręka? - wydukał pod nosem, bardziej sam do siebie. Złamana ręka to najgorsze co może się stać artyście. Mógł jedynie sobie wyobrażać, jak to jest w tym momencie stracić władze w ręce. (Imię) podniosła się, opierając się o ścianę opuszczonego wraku. Patrzyła na niego nieufnie, dalej groźnie, mimo łez boleści. Wykonała jeden gest, dzięki któremu poddała się, trafiając z powrotem do dworu. Tam została opatrzona przez Emily.

W tym czasie Antonio wrócił do siebie. Początkowo faktycznie był lekko zaskoczony, ale potem mówił sobie, że była ona żałosna. (Imię) złamała rękę i nie mogła przez to grać. Teraz to on jest jedynym grajkiem najlepszym wśród członków wielkiej gry. Czuł dumę.

Jednak z czasem coś było nie tak. Podczas meczów nie mógł spotkać się z pianistką. Było... Nudno. Brakowało mu jego muzycznego wroga. Nagle zrozumiał, że bez niej coś w tym wszystkim traciło sens i zabawę. Zaskakujące...

Właśnie z tego powodu postanowił odwiedzić pianistkę. Im szybciej wróci do zdrowia, tym szybciej będą mogli zacząć swoją rywalizację. Co jeśli jednak złamanie było na tyle poważne, że dziewczyna nie będzie w stanie już nigdy grać? O nie, o tym nie chciał myśleć.

Kiedy przekradł się do jej pokoju, zauważył przez okno dość nostalgiczny widok. Pianistka siedziała przy instrumencie. Jedna dłoń na klawiszach, druga w gipsie za łokieć. Była już ubrana w koszulę nocną, włosy swobodnie opuszczone w dół, pojedyncze kosmyki łaskotały jej czoło i policzki. Oczy podkrążone, zmęczone. Nie wyglądała najlepiej. Bezszelestnie podszedł bliżej. (Imię) starała się zagrać coś wolnego i prostego na jedną rękę. Nie widziała go, był za nią. Ukazał jej się dopiero kiedy pochylił się a jego czarne włosy, jak czarne węże, przycisnęły klawisze, zastępując jej drugą, chorą rękę. Niemal nie krzyknęła wstając na równe nogi gdyby nie dłoń na jej ustach.

- Usłyszałem te fałszywe nuty aż w moim pokoju - zwrócił uwagę. Były to jego pierwsze słowa od długiego czasu. Była przerażona, ale dziwnie się opanowała. Widząc, jak po chwili skrzypek kontynuuje grę, zrobiła to samo. Jego długie włosy zastąpiły jej palce. Nie widziała jak na jego bladej twarzy pojawia się uśmiech w momencie kiedy przyspieszał grę. (Nazwisko) starała się nadążyć, jednak po dłuższej chwili pomyliła klawisze. - A! Fałszujesz - Antonio zaśmiał się z wyższością.

- Ja...! - pianistka chciała coś powiedzieć, ale powstrzymała się. Łowca wyprostował się, przechodząc do przodu, aby oprzeć się o duży instrument. - Jeśli przyszedłeś tutaj, aby się ze mnie pośmiać--

- Nie. Przyszedłem tutaj, żeby zobaczyć, jak miewa się mój wróg - odpowiedział przenosząc wzrok na swoje ukochane skrzypce. Zagrał na nich żywą melodię w cichej wersji, aby pieśń nie wzbudziła zainteresowania reszty mieszkańców budynku.

- Mówiłam już, że nie jestem zainteresowana rywalizacją - westchnęła błagalnie.

- Oczywiście, że jesteś! Rywalizacja między nami, muzykami, jest naturalna! - poruszył gwałtownie smyczkiem, wydając głośniejszy dźwięk skrzypiec. Dziewczyna poderwała się, zatrzymując go przed dalszym graniem. Nie chcieli zwabić tutaj niepotrzebnej uwagi, prawda?

- Wiem, wiem. Ale już mówiłam. Jesteś skrzypkiem, ja pianistką. Jesteśmy najlepsi w swoich dziedzinach, więc czemu dalej rywalizować? - pojedynczy kosmyk czarnych włosów podniósł jej brodę wyżej, aby mogła spojrzeć w ciemne oczy grajka. Była zaskoczona jak nagle blisko siebie byli.

- Co jest z tobą nie tak? Ostatnio jak mówiłaś takie rzeczy, to spotkaliśmy się pierwszy raz. Powinnaś przynajmniej starać się odgryźć za te słowa - badał jej twarz uważnym wzrokiem tracąc skupienie na utrzymywaniu uśmiechu.

- Nie chcę rywalizować. Myślę trzeźwo i racjonalnie. Nigdy nie będę grać tak dobrze na skrzypcach jak ty. Ty, Antonio, nie będziesz w stanie rywalizować ze mną w grze na pianinie.

- Och tak. Jestem najlepszy i wiedz o-- Zaraz, co ty powiedziałaś? Nigdy nie będę w stanie rywalizować z tobą w grze na pianinie? Ha! - pochylił się nad nią tak, że prawie stykali się czołami. - Masz rękę w gipsie.

- Za niedługo będzie zdrowa - chciała zrobić krok do tyłu, ale silny splot na jej ramionach i talii nie pozwalał jej na to. Była w pułapce.

- I wtedy przekonamy się, czy masz rację!

W taki sposób ich relacja stawała się coraz cieplejsza i przyjemna. Z niezdrowej rywalizacji zaczęli traktować te zaczepki bardziej jako zabawę i powód do spotkać. Dość cicha pianistka zaczęła otwierać się przed kimś, przed kim nie powinna. Antonio też przekroczył linię, której obiecał sobie nie przekraczać. Ale łamanie własnej zasady wydawało się nieść ze sobą więcej radości niż jej przestrzeganie.

Przyłapał siebie kilka razy podczas meczów z (Imię) na prostym obserwowaniu jej z daleka i dawania jej szans na wygraną. Zdarzało się, że specjalnie eliminował jej wspólników wcześniej, aby więcej czasu spędzić na droczenie się (niegroźnie) z pianistką. Ostatnio częściej przemykali się do swoich pokoi, aby ćwiczyć grę albo po prostu rozmawiać. Kilka razy Paganini zdawał sobie sprawę jak dziwny gest wykonywał kiedy w nieważne, jakich okolicznościach pianistka odchodziła. Miał wtedy tendencję do unoszenia za nią ręki, zaciskania dłoni w pięść jakby chciał złapać odchodzącą dziewczynę i zbliżał pięść do piersi bądź ust.

Może to... Ale czy to możliwe? Jak on mógłby... Czyżby sytuacja aż tak wymknęła się spod jego kontroli? Kiedy? Jak?

Po jakimś czasie od tamtego pamiętnego dnia o rozmyślaniach nad swoim zachowaniem i uczuciami Łowcy i Niedobitki otrzymali list. Było to zaproszenie na bal, jaki ma być zorganizowany w imię organizatora całej rozgrywki między nimi. Była to dziwna sytuacja, ale nikt nie protestował głośno. Ocieplenie stosunków między dwoma drużynami nie musi być czymś koniecznym, prawda?

Jednak w imię zachowania dobrych manier ani jedna, ani druga strona nie zamierzali wszczynać kłótni. Ba, (Imię) i Paganini połączyli siły, aby wspólnie umilać wieczór pozostałym. Zostały im podesłane specjalnie zakupione ubrania na uroczystość. Przygotowanie zostało powierzone w ich ręce. Obie strony musiały znaleźć wspólny język i przyszykować sale do balu.

Po pierwszym uderzeniu chaosu udało się podzielić wszystkich do osobnych zadań. Niektórzy zajmowali się dekoracjami, inni kuchnią a pozostali muzyką albo organizacją wieczoru. Przygotowania, mimo niepewnego początku, szły dość płynnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top