IdentityV - Andrew Kress

Ponury grabarz i słodka florystka o głosie tak cudownym, że same kwiaty rozchylały swoje płatki, jakby nasłuchując jej śpiewu. Jak tak odrębne światy zdołały jednak spleść ze sobą swoje przeznaczenia? To opowieść tak samo zaskakująca jak jej skromny opis.

Od pierwszych chwil swojego pobytu w dworze, wszyscy wiedzieli, że Andrew Kress jest ponurakiem o aurze samotnika. Był małomówny i raczej dziwaczny. Inni nie zbliżali się do niego bardziej, niż było to konieczne. Nie próbował tego zmieniać, tak było mu lepiej. Przywiązywanie się w takich okolicznościach do kogokolwiek było zbyt wielkim ryzykiem. Był skłonny prosić resztę grupy podczas meczu, aby nie odbijali go z krzesła, bowiem lepiej było, według niego przegrać nie narażając reszty na niebezpieczeństwo. Nigdy jednak nie powiedział tego na głos.

Lecz wśród Łowców i Niedobitków była znana pewna osobliwość nazywana Florystką. (Imię) (Nazwisko) była szeroko znana ze swojej urokliwej osobowości oraz talentu do śpiewania. Sami Łowcy byli raczej pokojowo nastawieni do uroczej dziewczyny, która łagodziła ich nerwy przyjemnym śpiewem jak słowik. Poza meczami lubiła przesiadywać, chociażby z Jackiem i nucić z nim jakieś piosenki. Joseph nie wyobrażał sobie podwieczorku bez przynajmniej jednej melodii związanej z (Imię).

Florystka była również lubiana przez swoją drużynę. Dziewczyny często przyłączały się do śpiewania, tworząc mały zespół, a męska część Niedobitków wsłuchiwała się w te zabawne melodie. Kilka razy również niesławny grabarz był świadkiem talentu tego słodkiego "słowika".

Był zachwycony. Jej głos nie potrafił znaleźć ucieczki z jego umysłu. Każdego dnia budził się i zasypiał z jej piosenkami w głowie. Wtedy, kiedy pierwszy raz się spotkali, wiedział, że było to coś więcej niż zachwyt florystyką. Wiedział co to, ale wypierał się tego. Miłość od pierwszego wejrzenia. Było to jak uderzenie strzały Kupidyna. Na widok (Imię) zaczynał się denerwować, plątał mu się język, łatwiej popełniał błędy. Kiedy tylko znikała, zastanawiał się, dlaczego jest takim idiotą i tchórzem. Przecież go nie ugryziesz, więc skąd te nerwy?!

Nie wahał się nawet poświęcić się za nią i uratować (Imię) przed atakiem Mary. Łowczyni nie lubiła florystki. Głównie dlatego, że miała piękny głos, a ona przez swoje problemy z gardłem nie mogła śpiewać czysto i wyraźnie. Tamten mecz przegrał, ale po nim wygrał coś lepszego niż kiedykolwiek...

Po pojedynku nie udawał się do Emily po pomoc. Zbyt dużo problemu dla pani doktor. Tym razem pomoc przyszła do niego. Nieoczekiwanie ktoś zapukał do jego pokoju i nieśmiało wychylił się zza drzwi. To (Imię). Spytała, czy może wejść, bo chciała porozmawiać z Andrew. Nie odmówił, nie wiedział jak odnalazł w sobie jakiekolwiek słowa na jej widok.

- Naib wspominał, że miałeś teraz mecz i jesteś ranny - oznajmiła wchodząc do środka z bandażami i opatrunkami. Zamknęła za sobą drzwi, posyłając jasnowłosemu lekki, ale zmartwiony uśmiech. - Zmartwiłam się kiedy powiedział, że nie poszedłeś do Emily - dodała ciszej.

- Dlaczego? - spytał nieoczekiwanie. Zaskoczył ją tym pytaniem.

- Bo jesteśmy w jednej drużynie! Musimy sobie pomagać - korzystając z okazji zrobiła kilka kroków do przodu, aby zmniejszyć dystans między nimi. Andrew oddalił się, ale znalazł się przy łóżku, które blokowało jego drogę ucieczki.

On podczas meczu nie zdołał nikogo uratować. Nawet jeśli próbuje, to nie wychodzi mu to. Jest tchórzem, żałosnym grabarzem chowającym się przed niebezpieczeństwem. Zawsze trzymał się cienia, bał się światła innych ludzi. Żył w mroku i tak zostanie. Nie zasługuje na niczyją opiekę--

- -drew... Andrew! - kiedy udało mu się opuścić ponury kąt negatywnych myśli, zdał sobie sprawę, że (Imię) była jeszcze bliżej niego niż wcześniej. W jednej dłoni trzymała opatrunki, a drugą położyła na ramieniu wysokiego mężczyzny. Oczy wlepiała w jego twarz wypełnioną bliznami. - Co się dzieje? - spytała, zauważając, że mimo swojej obecności grabarz był gdzie indziej myślami. Martwił ją ten dziwny stan.

Kiedy patrzył na nią, widział wszystko, co chciał w swoim życiu. Piękność, szczerość, bogactwo, wspaniały charakter, ciepło, troskę i wiele, wiele innych rzeczy. Widział to, czego najbardziej pożądał. Niestety kiedy patrzył na siebie, widział wszystko, na co ty, czyste dobro, nie zasługuje. Dlaczego musi być taki słaby? Dlaczego nie potrafi być silniejszy i odważniejszy? Jest tylko zwykłym, tchórzliwym grabarzem.

- Och, Andrew - urocza florystka owinęła ręce wokół karku strasznego grabarza, opierając policzek o obojczyk mężczyzny. Starała się nie przytulić go za mocno, aby nie czuł dyskomfortu. Początkowo nie wykonał najmniejszego ruchu, ba, na moment zapomniał, jak się oddycha. Nie czując podnoszącej się klatki piersiowej grabarza, dziewczyna zaniepokoiła się i rzuciła okiem na jego twarz. Wtedy zakochany po uszy Andrew odblokował się i również przytulił dziewczynę. Nieco łagodnie i ostrożnie, ale z czasem coraz pewniej z uczuciem desperackiej tęsknoty za ciepłem drugiego człowieka.

Od tamtego dnia miłość Kressa jedynie się wzmacniała do (Nazwisko). Jego wcześniejsze nawyki przybierały na sile i poza nimi częściej miał okazję słuchać pięknego śpiewu swojej ukochanej. Zawsze życzyła mu powodzenia podczas meczu a jeśli była to rozgrywka, w której brali udział, oboje robili, co tylko mogli, aby ocalić siebie nawzajem oraz innych. Udawało im się to zazwyczaj. Wtedy gratulowali sobie udanego meczu. Andrew nie pamiętał czasów kiedy dostawał od kogoś tyle pochwał i miłości. Mimo że nie powiedzieli do siebie tych magicznych dwóch słów, ich uczucia stały się czymś oczywistym.

Ale zawsze istniała pewna obawa. Nie raz Andrew miewał te przerażające wizje, w których nie potrafił uratować kochanej florystki z łap Łowcy podczas meczu. Widział obrazy pobitej, rannej (Imię), czasami na skraju śmierci. Zazwyczaj uśmiechała się do niego mimo bólu, albo krzyczała, aby uciekał, co w sposób godny tchórza robił. Niekiedy, w najgorszym przypadku, (Nazwisko) nie była w stanie zrobić ani jednego, ani drugiego. W najgorszych koszmarach... Florystka umierała.

Wybudzony z takiego snu grabarz był przerażony. Podnosił się w amoku z łóżka, szukając na nim swojej drugiej połówki. Kiedy ze strachem stwierdzał, że nie ma jej w pobliżu, przypominał sobie, że jej pokój znajduje się nieopodal. Przyodziany tylko w to, w czym zasnął, wyskakiwał o późnych godzinach nocnych ze swojego pokoju i udawał się do (Imię). Nie myślał trzeźwo, musiał po prostu mieć jakiś dowód, że sen, jaki wyśnił, nie był prawdziwy. Stracił tak wiele w swoim życiu... Nie może stracić swojej miłości życia.

Gdy otwierała zaspana drzwi, w których witała pół przytomna Andrew, początkowo nie wiedziała, co było powodem jego wizyty i tego złego stanu. Czasami był oblany zimnym potem z horrorem przed oczami a nierzadko ze łzami spływającymi obficie po policzkach.

- Andrew? - kiedy pierwsze oznaki senności zniknęły z jej twarzy, pojawiało się zmartwienie stanem mężczyzny. Pozwalała mu wejść do pokoju i wypytywała go o jego smutek i strach. Ten jedynie stał przed nią, aby wreszcie się odblokować, dotknąć ręką jej policzka...

- Jesteś... Nic ci nie jest - mamrotał pod nosem z ulgą. - Dzięki Bogu... Dzięki Bogu - dopiero wtedy florystka zrozumiała powód jego paniki. Musiał mieć jakiś straszny koszmar.

- Oczywiście, że nic mi nie jest. Jestem przy tobie i zawsze będę - otarła jego mokre policzka z uśmiechem.

- Obiecujesz?

- Przysięgam! - położyła dłoń na sercu, a drugą zasalutowała figlarnie. Jej pogoda ducha oraz wieczna łagodna osobowość uspokajały grabarza, powodując mały, onieśmielony uśmiech na jego twarzy. Czasami towarzyszył mu blady rumieniec.

Po tak ciężkim śnie nie łatwo było mu się zmusić do ponownego zaśnięcia. Czuł potrzebę czuwania nad bezpieczeństwem (Imię) dlatego był uradowany gdy zaproponowała mu nocleg w swoim pokoju. Jego umysł i serce znalazły kompletny spokój kiedy leżąc obok florystki, usłyszał cichą melodię, która otulała go do snu, nieważne jak bardzo starał się czuwać na straży jej bezpieczeństwa. Jednak tutaj nic jej nie grozi. Grabarz może odpocząć otulony ciepłem słodkiej Florystki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top