Bungou Stray Dogs - Chuuya Nakahara

Yeet! Przybyła Shirona33 ! Zróbcie miejsce!

Kolejny dzień, kolejną cisza pomiędzy tobą a twoim partnerem. W ciszy wychodziłaś z domu, pracowałaś, wykonywałaś misje Moriego, wracałaś do domu i zasypiałaś. Wszystko robiłaś w ciszy. Z naburmuszoną miną omijałaś wzrokiem błagalne oczy Nakahary. Tak łatwo mu nie wybaczysz ostatniej kłótni. Nie ważne ile razy mógłby przepraszać cię swoimi wielkimi, niebieskimi oczami szczeniaka nie dasz za wygraną, chyba że twój nastrój będzie na to odpowiadał.

Sęk w tym, że ta kłótnia była poważna. Chuuya zdecydowanie za dużo pił i potem musiałaś ponosić za to konsekwencje. Czasami nie zwracał na ciebie uwagi gdy się upił a czasami wręcz przeciwnie. I właśnie taka sytuacja zdarzyła się ostatnio. Rudzielec siłą chciał zaspokoić swoje fantazje w łóżku na co ty się kategorycznie nie zgadzałaś. Mieliście już swój pierwszy raz ale to nie oznacza, że będzie mógł sobie zaganiać cię do sypialni kiedy tylko będzie chciał! Gdy obudził się na kanapie, poobijany z podrażnionym policzkiem ze śladem twojej dłoni zaczęła się kłótnia.

Od tamtej pory minął tydzień. Tydzień! Dalej niewzruszenie chodziłaś do pracy dzieląc to samo stanowisko co Chuuya. Skutecznie ignorowałaś jego błagania o wybaczenia. Tak łatwo nie dasz mu satysfakcji. Niech się nauczy! Chociaż jego starania były godne podziwu. To on pierwszy przychodził do domu i zawsze zostawiał w waszej sypialni na łóżku twoje ulubione słodycze. Nigdy nie przyniósł czegoś, czego nie lubiłaś. Nie ważne jak bardzo chciał cię dotknąć, przytulić, objąć czy chwycić za rękę powstrzymywał się wiedząc, że może to pogorszyć jego starania do pokoju między wami. Przyjął swoją karę i czekał na jej koniec. A co najważniejsze nie wypił w tym czasie ani kropli wina. Zamiast tego skupił się na zdobyciu twojej przychylności i na pracy.

Ta zmiana zaimponowała ci. Jemu na prawdę zależało na tobie. Gdy zdałaś sobie z tego sprawę zrozumiałaś jak zimne w nocy było łóżko bez drugiej osoby obok. Jak irytująca i zła była praca Egzekutora w mafii. Jak samotne posiłki nie smakowały tak dobrze a ciało jakby ochłodziło się z braku kochanych objęć partnera. Jakbyś stała się żywym trupem.

Aż wreszcie nadeszła ta chwila. Postanowiłaś zakończyć wasze cichy okres. Już chciałaś to zrobić z samego rana przed pracą, ale w kuchni na lodówce zauważyłaś małą karteczkę.

"Jestem na misji, wrócę późno"

Ah, no tak. Mimo, że nie rozmawialiście ze sobą Chuuya zostawiał ci pisemne wiadomości przez cały ten czas. Zasmucił cię fakt, że twój plan się nie powiódł i dodatkowo jasnooki jest na kolejnej, niebezpiecznej misji. No cóż, chyba będziesz musiała przełożyć swoje złożenie broni na potem. Z tą myślą samotnie przyszykowałaś się do wyjścia.

Godziny, minuty i sekundy w Portowej Mafii dłużyły się niesamowicie. Nawet pocieszania Gin nie przynosiły ci spokoju. Nie wiedziałaś jeszcze jak wytrzymasz bez niego cały dzień.

Wyczerpana czekaniem i zmartwieniami wróciłaś po wykonaniu swoich obowiązków w mafii do domu. Powitała cię cisza i depresyjny spokój. Westchnęłaś ciężko i wyjąkałaś do samej siebie jak ci źle i niedobrze bez rudzielca z którym jeszcze wczoraj nie chciałaś mieć nic wspólnego. Zmęczona wzięłaś prysznic i nic nie jedząc czy sprzątając upadłaś na sofę w salonie twarzą do poduszki i w takiej beznadziejnej pozycji spędziłaś kolejne godziny. Na nic nie miałaś ochoty, nawet na jedzenie. Twoje życie nagle... Straciło sens. Po co jeść skoro będziesz musiała to robić sama? Po co sprzątać skoro nikt nie pochwali twojego poświęcenia się dla czystego domu? Po co iść do sypialni spać skoro łóżko jest tak tak zimne jak lód? Po co komu muzyka z radia skoro nikt nie przyłączy się do twojego dzikiego śpiewu?

         - Nakahara! - wyjąkałaś błagalnie w poduszkę uderzając nogami o podłokietnik sofy. Na co ci było to dąsanie się kiedy sama teraz cierpisz przez to?

Nagle w drzwiach domu rozbrzmiał znajomy odgłos przekręcania kluczy w zamku. Zadygotałaś podnosząc głowę z poduszki jak zbudzony psiak. Odwróciłaś się w stronę korytarza podnosząc się niezdarnie z sofy. Drzwi się otwarły i zamknęły po chwili jak postać weszła do środka. Podreptałaś do korytarza i rzuciłaś okiem kto taki przyszedł. Chociaż było to oczywiste. Tylko jedna osoba prócz ciebie ma klucze do domu.

        - Hm? - widząc ruch w korytarzu egzekutor podniósł wzrok i napotkał biegnącą w jego stronę postać owiniętą w koc. Nie zdążył dobrze ocenić sytuacji zanim powaliłaś go na ziemię i wydał z siebie mrożący krew w żyłach okrzyk bólu.

Zaraz... Wrócił z misji... Mógł być ranny.

...

Kiedy poskładałaś go do kupy przepraszając za lekkomyślność mogliście wreszcie porozmawiać spokojnie w salonie. Zrobiłaś waszej dwójce jedzenie, znalazłaś wreszcie sens w jedzeniu czegokolwiek.

        - ... Więc... Jak było na misji? - spytałaś przerywając ciszę panującą między wami. Nie miałaś zamiaru cały czas się gniewać, jak już wcześniej wspominałaś. Może kłótnia była waszym wspólnym błędem, który nie oznacza, że nie ma szans na pogodzenie się. Każdy przechodzi te trudne chwile w związku, nie jesteście wyjątkiem bo nie jesteście idealni. 

       - Dobrze. Przez chwilę daliśmy im się wykazać, ale i tak wykurzyliśmy ich - odpowiedział odkładając pusty talerz na stolik przy sofie na której siedzieliście. Zrobiłaś to samo nie mając już co jeść na swoim. - Słyszałem od Gin jak się plątałaś bez celu w siedzibie - uśmiechnął się nie odrywając od ciebie wzroku. - Tęskniłaś? 

       - ... Nie? - podkurczyłaś nogi pod brodę nie chcąc przyznać się do swojego żenującego zachowania. Fakt, błąkałaś się jak bezpański pies po siedzibie podczas godzin pracy. Jednak nie oznaczało to, że Gin powinna od tak sobie o tym opowiadać. Zerknęłaś na niego i napotykając jego wzrok spojrzałaś na telewizję speszona. - ... No dobra. Może odrobinkę - wolną dłonią szukałaś jego palców na sofie. Miałaś z tym problem, bo nie patrzyłaś gdzie błądzisz ręką. Twój chłopak zaśmiał się pochylając się w twoją stroną aby złożyć na twoim naburmuszonym policzku szybki, ale słodki całus.

       - Też tęskniłem - przyznał na co szybko zareagowałaś odbijając się od sofy i lądując okrakiem na jego kolanach. Położył dłonie na twoich biodrach krzyżując z tobą spojrzenia. - To zna--

      - Czekaj - uciszyłaś go palcem na ustach. - Najpierw pewne zasady - westchnął, ale przełknął sprzeciw nie chcąc zaczynać kolejnej kłótni. W odpowiedzi kiwnął głową czekając na kolejne słowa. - Ograniczasz picie. Inaczej dalej śpisz w salonie i wrzucam wszystkie butelki za okno na beton - powiedziałaś stanowczo z oziębłym wzrokiem. Jedyne, co przerażało go bardziej niż cokolwiek. Nawet teraz czuł suchość w gardle z braku alkoholu, ale musiał to przeboleć. W końcu ograniczenie nie oznacza zrezygnowania całkowicie. - Nie jestem twoją zabawką. Następnym razem jeśli będziesz chciał na siłę uprawiać seks zostaniesz wykastrowany przeze mnie i Dazaia - dodałaś. Chwycił twój nadgarstek oddalając twój palec od swoich ust.

       - Nie mówisz poważnie, tak? 

      - Ach, racja. Jako lekarz, Mori wykona zabieg zdecydowanie precyzyjniej - czuł ciarki na widok twojego wzroku i słów. Teraz była jego kolej aby odwrócić wzrok.

       - Nie kontrolowałem się wtedy - wymamrotał z czerwonymi policzkami. - Nie zrobię ci krzywdy, (Imię). Nigdy - zadeklarował już głośniej i pewniej. Niby wyglądał na poważnego, ale rumieńce niszczyły to obliczę. Zamiast tego wyglądał zabawnie i słodko. Uśmiechnęłaś się pochylając się nad nim, wasze czoła przywarły do siebie. Kciukiem wygięłaś jego dolną wargę.

      - Grzeczny Nakahara - skomentowałaś wreszcie zdobywając jego usta w pocałunku. Z czasem jak pogłębiałaś pocałunek młody mężczyzna odprężał się opadając na oparcie sofy. Usta miał wygięte w usatysfakcjonowany uśmiech, jedna dłoń zatopiona w twoich włosach a druga na udzie. Twoje zaś błądziły po jego szyi i ramionach. Czekałaś na koniec sporu od dawna, brakowało ci jego bliskości, wspólnych rozmów i po prostu codziennego bycia w relaksującej atmosferze. 

Z czasem przeniosłaś pocałunki na jego szyję. Pojawił się twój mały nawyk, robienie przynajmniej jednego widocznego śladu na ciele Chuuyi. Niegrzecznie? Niekoniecznie. Wiele kobiet pragnęło go uwieść. Niech wiedzą, że nie jest wolny. 

       - Na prawdę ci tego brakowało, co? - skomentował starając się trzymać głos na krótkiej smyczy. Pocałunki na szyi były zdecydowanie jego słabością. Takie intensywne a zarazem delikatnego jak motyle skrzydła. Nie potrafił dobrze opisać uczuć jakie wtedy czuł.

       - Potraktuj to jako nagrodę za staranie się. Widziałam, że podczas tego tygodnia nie piłeś - zaimponowała mu tym. Był przekonany, że zignorowała go przez ten czas totalnie. Z jakiegoś powodu poczuł motylki w brzuchu. 

       - Kocham cię, wiesz? - niespodziewanie przytulił ciebie do swojego ciało. Zaskoczona przerwałaś tworzenie malinki na jego obojczyku i spojrzałaś na jego twarz. Był cały czerwony. Nie był zarumieniony od twoich pocałunków, jak już to częściej to ty byłaś tym pomidorkiem. Chyba właśnie doszło do niego jak bardzo cię kocha. Zamrugałaś raptownie analizując sytuację. Nie było innego wyjaśnienia. Musiało do niego dotrzeć, że jego gotowy za siebie oddać życie albo je odebrać. Wcześniej było to po prostu słowa albo myśli. Dość puste. Każdy je kiedyś myśli czy wypowiada, ale czy mają ode głębokie przesłanie? Teraz dla Chuuyi i ciebie dobrały ogromnego znaczenia.

       - Wiem. Ja też cię kocham - zgodziłaś się obejmując go szczelnie nogami i rękami. Może taka kłótnia była wam potrzebna? Kto wie kiedy zdalibyście sobie sprawę z tak ważnej sprawy jak waga waszych uczuć. 

Jest i lekko zmysłowa i uczuciowa scena! Długo nie miałam scenariusza na to zamówienie, dlatego wybaczcie jeśli wyszło płytko czy coś takiego... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top