Rozdział II
Cedrik miał dziesięć długich lat, aby przyzwyczaić się do życia z Joshem. Znał go na wylot. Nawet roczna rozłąka, kiedy przyjaciel poszedł do Hogwartu czy wylądowanie w całkiem odmiennych domach nie zmieniło ich relacji. Byli dla siebie braćmi, których nie dane było im nigdy mieć. Przez wzgląd na to wszystko Cedrik miał prawo myśleć, że Josh zwyczajnie nie jest w stanie go zaskoczyć.
Nawet wejście do Esów i Floresów, by dowiedzieć się, że Dearborn został wyrzucony za wszczęcie bójki wzbudziło u niego co najwyżej westchnięcie.
Jednak moment w którym zobaczył Joshuę Dearborna ze wściekle różową maseczką na twarzy nim wstrząsnął na tyle, że zamarł, by po chwili wybuchnąć głośnym, szczerym śmiechem.
– I z czego się śmiejesz, kretynie?
– Nie wiedziałem, że magenta to ostatni krzyk mody – wykrztusił między napadami śmiechu Cedrik.
– Chyba rozpaczy i wściekłości – odwarknął Gryfon.
Sięgnął dłonią ku maseczce, niewątpliwie aby zerwać ją z twarzy i rzucić w kąt. Skutecznie powstrzymała go jednak Rachel, która strzeliła go palcami tak mocno, że powietrze przecięło głośne plaśnięcie.
– Oszalałaś?! – krzyknął, zabierając pospiesznie rękę.
– Nie słuchałeś, co ci powiedziałam czy po prostu nie dotarło? Masz czekać. Przynajmniej pięć minut. No chyba, że najnowszym trendem jest posiadania miliona bąbli. Ty tu wyznaczasz ścieżki mody, nie ja – Josh zaczął przedrzeźniać ją pod nosem, ale po maseczkę już nie sięgnął. Rachel uśmiechnęła się z satysfakcją i zwróciła w stronę Jake'a oraz przybyłego przed momentem Cedrika: – Chyba będę lecieć. Przytrzymajcie go siłą, jeśli będzie to potrzebne. Szkoda byłoby, żeby prezent dla Taylor się zmarnował.
– Powinienem się domyślić, że sam nie postanowił zadbać o swoją cerę – Cedrik zerknął na przyjaciela, który teraz zaczął przedrzeźniać jego na znak swojego zirytowania. – Dostał jakimś zaklęciem?
– Furnunculusem – odpowiedział Jake z żałosną miną. Było mu tak bardzo głupio. Jakby nie wystarczyło, że wystawił przyjaciela na pośmiewisko, to jeszcze Rachel oddała prezent, aby... – Rachel, czekaj! Nie oddałem ci pieniędzy.
Puchonka przeklęła w myślach. Więc jednak nie zapomniał. A już myślała, że jeśli zniknie wystarczająco szybko to Puchon da sobie spokój. Przynajmniej do czasu, aż wrócą do Hogwartu.
– Naprawdę nie musisz. Widok Rammsteina ze złamanym nosem był wystarczającą zapłatą.
– To Rammstein cię tak urządził? – Cedrik uniósł brwi. Josh odmruknął coś na potwierdzenie. – Cholera, zaczynam żałować, że mnie tam nie było.
Tym razem to Rachel uniosła brwi.
– Złoty chłopiec nie ma nic przeciwko przemocy?
– Mógłbym zapytać ciebie o to samo, złota dziewczyno – odparł ze śmiechem Cedrik. Podszedł do dziewczyny i położył dłoń na jej ramieniu. – Skoro nie chcesz przyjąć zapłaty za poprawienie mi humoru widokiem Joshui w różowym... – Gdyby wzrok Gryfona mógł zabijać, Puchon właśnie w tym momencie leżałby martwy – To znaczy udzielenie pomocy mojemu najlepszemu przyjacielowi... To co powiesz na Kremowe Piwo?
Jake rozpromienił się.
– Świetny pomysł. Kremowego Piwa chyba nie odmówisz, co? To jest przecież absolutnie niemożliwe.
Rachel uniosła wzrok ku niebu.
– Macie mnie, ale pod warunkiem, że będzie to chłodzone Kremowe Piwo.
– Nie ma nawet innej możliwości. Nie w taki upał – odpowiedział z uśmiechem Cedrik.
Zaledwie kilka minut później cała czwórka siedziała w chłodnym wnętrzu Dziurawego Kotła. Sączone przez nich napoje przyjemnie ochładzały gardła. Zwyczajowy półmrok pubu kontrastował z prażącymi promieniami słońca, które czyhały na nich na dworze.
Josh za zgodą Rachel zdjął swoją maseczkę, która leżała teraz na drewnianym stole mierzona jego wściekłymi spojrzeniami. Przedtem Puchonka zmuszona była uderzyć go jeszcze kilkukrotnie, z czego ostatnie z wymierzonych plaśnięć skończyło się niewielką raną od zaczepionych o skórę paznokci. Dziewczyna wyrzuty sumienia ukrywała za ciężkim kuflem Kremowego Piwa.
Jake opowiadał ze szczegółami zajście w księgarni, a Cedrik kręcił głową z pobłażliwym uśmiechem, co dodatkowo irytowało jego najlepszego przyjaciela. Kiedy mugolak przeszedł do kontrataku Rammsteina, Josh nie wytrzymał. Wściekłe uderzenie kufla o stół wzniosło morze Kremowego Piwa, które wylądowało na drewnie.
– Moglibyście się zamknąć?! Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym niż ten niedorobiony szczur Rammstein – Jego ogniste spojrzenie spadło nagle na Rachel, gdy na jednym wydechu sarknął: – Komu kibicujesz?
Puchonka zmarszczyła brwi w niezrozumieniu.
– Słucham?
– Mistrzostwa Świata w Quidditchu. Josh całkiem sfiksował na ich punkcie – wytłumaczył Cedrik. – Dziwne, że zapytał cię o to dopiero teraz. Mnie zaatakował chwilę po ogłoszeniu wyników, kto będzie w finale.
– Zamknij się, Ced – burknął Josh. Puchon puścił oczko Rachel. – A więc: Bułgaria czy Irlandia?
Nadal zaskoczona Rachel zerknęła szybko na pozostałych Puchonów. Diggory oparł brodę na splecionych dłoniach i przyglądał się jej z uwagą. Jake poruszał ustami, widocznie próbując coś przekazać. Kiedy padło na niego spojrzenie Josha, udał że ziewa i później już tylko zaklinał dziewczynę wzrokiem.
Rachel wróciła wzrokiem do Gryfona i z niezachwianą pewnością siebie oraz pewnego rodzaju dumą odparła:
– Irlandia, oczywiście. Moi dziadkowie są Irlandczykami.
– Liczą się umiejętności, a nie powiązania rodzinne!
– Irlandia ma mocny skład – stwierdziła Puchonka, co Josh zbył machnięciem ręki.
– Idź do diabła. Możesz się zbratać z Diggorym, będziecie sobie ocierać łzy, gdy Bułgaria z Krumem na czele rozgromi tę waszą Irlandię.
– Irlandia górą – wyszeptał Ced i mrugnął porozumiewawczo do Rachel. Dziewczyna odpowiedziała uśmiechem.
– A ty, Jacob? Komu kibicujesz? – zwróciła się w stronę milczącego do tej pory chłopaka.
– Ja? – Jake podrapał się po szyi jakby nie dowierzając, że dziewczyna zapytała go o zdanie. – Za Bułgarią. No wiecie, Krum... Krum to naprawdę dobry zawodnik.
– No! Chociaż jeden zna się tu na rzeczy. I to niezainteresowany quidditchem mugolak!
Josh uderzył w plecy Jake'a na tyle mocno, że chłopak poleciał do przodu, prawie przewracając stół. Pełne wyrzutu spojrzenie, kiedy ten pocierał obolałe żebra, zmusiły Gryfona do wybąkania przeprosin.
– Też jestem mugolaczką, wiesz? – wtrąciła Rachel.
– Mugolaczką irlandzkiego pochodzenia – sprostował Josh, jakby pochodzenie jej dziadków było ostatecznym argumentem przeciwko niej.
– Powiedział pół-Szkot z Devon – zaśmiał się Cedrik.
– Daj mi spokój, Szkocja odpadła całe wieki temu. Zresztą, to nieważne. Moje serce i tak byłoby z Bułgarią.
– A nie z Krumem? – spytała z przekorą Rachel.
Uniknęła ognistego spojrzenia Josha skryta za kuflem Kremowego Piwa, które dopiła. Pomimo upływu czasu napój był tak samo chłodny jak w chwili jego odebrania. Podejrzewała, że zadziałało tu jakieś zaklęcie. Pomyślała, że będzie musiała go poszukać. Przyda się na następne lato, kiedy w związku z ukończeniem siedemnastu lat będzie mogła legalnie używać czarów.
Odłożyła pusty kufel na stół, zerknęła na zegarek i w ciszy zaczekała, aż Dearborn skończy recytować z pamięci biografię połowy bułgarskiej drużyny na znak, że nie tylko Krum jest dobrym zawodnikiem. Szczególną uwagę poświęcił Klarze Iwanownie, a kiedy mówił jego policzki zdawały się być nieco czerwonawe. Rachel z trudem hamowała śmiech i cisnące się jej na usta słowa obrony wobec irlandzkich zawodników. Wiedziała jednak, że kłótnia z Joshem mogłaby zająć znacznie dłużej niż mogłaby na to pozwolić.
W końcu Gryfonowi musiało zaschnąć w gardle, bo przerwał aby wziąć łyka Kremowego Piwa. Rachel wykorzystała swoją szansę i wtrąciła:
– Dobra, chłopaki, historia bułgarskiej drużyny jest naprawdę fascynująca, ale muszę lecieć. Nie mogę całego dnia spędzić na Pokątnej. Bardzo dziękuję za Kremowe Piwo, spędzony czas i obicie Rammsteina. Było super.
– Josh, wystraszyłeś ją!
Jake skierował oskarżycielskie spojrzenie na przyjaciela, który uniósł dłonie w obronnym geście.
– Przecież powiedziała, że jej się podobało. Może nawet przekonałem ją do przejścia na jasną stronę mocy?
Rachel rozwiała jego nadzieje za pomocą jednego machnięcia dłoni.
– Nawet na to nie licz. Jestem wierna Irlandii.
– No to możesz sobie iść. Nie będę tęsknić, papa.
– Josh!
– Porozmawiamy jak zmieni zdanie – Gryfon wzruszył ramionami. – Na przykład na Mistrzostwach. Będziesz tam, Lewis?
– Jeżeli jest z mugolskiej rodziny to... – wtrącił cicho Cedrik, ale jego słowa zanikły pod zdecydowaną odpowiedzią Rachel:
– Będę. A wy?
Jake pokręcił głową. Cedrik położył dłoń na jego ramieniu na znak pocieszenia.
– No ba! To miejmy nadzieję, że do tego czasu zmądrzejesz – odparł Josh z uśmiechem. – Jeśli nie, to nie pokazuj mi się na oczy, jasne?
– Zobaczymy – Rachel uśmiechnęła się, wzięła swoją torbę i wstała ze swojego miejsca. – To do mistrzostw, tak?
– Do mistrzostw – potwierdził Diggory.
***
Wróciłam z wakacji, pokonałam lenia, mogę pisać! :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top