Rozdział 17
... Kiedy już miałem to zrobić, zobaczyłem jak ragujesz na ludzi. Jak się od nich odcinasz, bo nie chcesz być zraniona. Bałem się, że mnie też tak potraktujesz, więc postanowiłem się o tobie czegoś dowiedzieć. Na początku nie miałem zamiaru Cię obserwować. Chciałem się po prostu dowiedzieć, co lubisz, czego nie i tak dalej. Ale zamiast tego zobaczyłem twoje problemy w domu, w szkole. I z każdym dniem coraz bardziej nie mogłem tego znieść. Na koniec dowiedziałem się, że mój kumpel to twój brat. Wyobrażasz sobie moje zdziwienie?- zaśmiał się smutno, kciukiem gładząc mój nadgarstek. On chyba nawet nie wie, że tak robi — próbowałem namówić Zen'a, żeby mnie z tobą zapoznał. Ale naszą przyjaźń już dawno zaczęła się psuć, a to dolało tylko oliwy do ognia. Twój brat bardzo nie chciał, żebyśmy ogóle się spotkali. Był wściekły, a mi się wtedy przypomniał jego stary rachunek. I....tak trochę wykorzystałem sytuację. - ręka przeczesał sobie włosy.
- A...a z kąt wziąłeś mój numer?-
- Zen powinien lepiej pilnować telefonu- zaśmiał się. Moje policzki nagle poczerwieniały, ale on się
cudnie śmieje. Czekaj... Co?!.. Nie ja nie powinnam tak myśleć... Luka przysunął się bliżej.
- Lubię, kiedy się rumienisz — szepnął, przybliżając swoją twarz. W pierwszej chwili chciałam się odsunąć, ale to było niemożliwe. Przez kajdanki i ręce czarnowłosego, które nie wiadomo kiedy pojawiły się na moich plecach. Chłopak lekko musnął moje usta, nagle się podniósł i zawisł nadepną.
- Od tak dawna chciałem to zrobić — mruknął prawie bezgłośnie. Trochę się wystraszyłam, ale niebieskooki umieścił swoje ręce po dwóch stronach mojej głowy. Gwałtownie wpił się w moje usta, nie wiedziałam, co zrobić byłam w szoku. Nigdy wcześniej się nie całowałam, no bo z kim? Pocałunek był delikatny, ale stanowczy, bardzo powoli i nie pewnie zaczęłam go oddawać.
- zostań tu... Księżniczko.... zostań przy mnie...- szeptał, robiąc krótkie przerwy. Moje serce szalało z emocji, oderwaliśmy się od siebie, by złapać powietrze. Luka oparł swoje czoło o moje i patrzył mi w oczy.
- Nie umiem żyć bez ciebie, Kater. Błagam, zostań ze mną — chciałam w pełni wierzyć, że to prawda, że mu zależy. Ale tyle razy się zawiodłam, tyle razy sparzyłam, że gdzieś w moim umyśle nadal jest cień i mrok. A jak mu się znudzi? Mógł mieć każdą, a padło na mnie. Czy to nie jest podejrzane? Bo ile razy można cierpieć?
- Luka... Naprawdę.... Wybacz... Lecz... Nie... Mogę...- kiedy tylko te słowa opuściły moje usta, jego oczy pociemniały. Zadrżałam, za każdym razem nim mnie uderzył, jego oczy były ciemne. Czarnowłosy nagle wstał, a ja nie wiedziałam, czy zaraz mnie nie uderzy. On jednak szybko się odwrócił i praktycznie wybiegł z pokoju. Głośno trzaskając drzwiami, że aż dziwne, że te nie wyleciały z zawiasów.
- Luka! - krzyknęłam, zrywając się z łóżka, ale tak gwałtownie, jak wstałam, tak uderzyłam o podłogę. Przez chwilę nie rozumiałam, co się stało i nie miałam siły się podnieść. Mięśnie paliły żywym ogniem, a ja nienawistnym wzrokiem spojrzałam na metalową brązoletę. Wściekła szarpnęłam ręką, zabolało, a na nadgarstku zostało głębokie rozcięcie. Miałam to gdzieś, zasłużyłam. Podniosłam się z podłogi, a nogi drżały pode mną. Ledwie na nich stałam, dopiero teraz zdałam sobie sprawę z mojego zdrowia, jak z nim słabo. Położyłam się na łóżku, poduszka nadal nim pachnie. Miętą i cytryną, schowałam w niej twarz, by wciągnąć jak najwięcej tego zapachu. Brawo Katerine, znowu udało ci się wszystko zniszczyć! Szarpnęłam prawą ręką, bezsilność mnie strasznie frustrowała. Uczucia kłębiły się we mnie i szukały wyjścia. Szarpnęłam ręką na wszystkie strony, najpierw chciałam się uwolnić. Ale im dłużej tu leżałam, tym bardziej to uczucie gasło, a zastąpiła ją chęć zadania sobie bólu. Nigdy czegoś takiego nie miałam, nie sięgałam po żyletkę, ale tym razem chciałam bólu. Ciągnęłam za kajdanki, aż odpadłam z sił. Wtuliłam twarz w poduszce i zaczęłam cicho szlochać. I nie dlatego że ranny piekły, zraniłam kogoś, komu zależało na mnie. MNIE. Chodzącej życiowej porażce. Bo tym jestem i byłam. Może lepiej, gdyby mnie nie było? Tak całkiem...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top