Zagubieni
Stoję. Nie mogę się ruszyć. Strach bezwzględnie mnie sparaliżował. Wokół jest sporo ludzi, ale czuję obecność tylko jednej osoby. Czuję czyjś oddech na szyi; chcę uciec, ale po prostu nie mogę. Mężczyzna odsuwa kosmyk włosów, opadający na moje prawe ramię. Przysuwa głowę bliżej i szepcze: „Witaj księżniczko". Zaczynam panicznie krzyczeć na całe gardło. Nikt nie reaguje na moje błagalne wołania. Oprawca szybkim, niespodziewanym ruchem wbija mi nóż w brzuch.
Z pozornego letargu, budzi mnie własny krzyk. A może jęk. Ciężko określić, bo byłam w ogromnym szoku i musiałam skupić się na wyłącznie na oddechu, by nie zabrakło mi tchu.
-Wszystko w porządku? - z troską spytała kobieta, pochylając się nade mną.
To musiał być sen. Obudziłam się zapłakana na szpitalnym łóżku. Spojrzałam w dolną partię ciała, aby upewnić się, że nikt chwilę temu mnie nie skrzywdził. Z moim brzuchem było okej.
-Dlaczego tu jestem? – zapytałam, ignorując wcześniejsze pytanie kobiety, która okazała się być pielęgniarką.
-Straciłaś przytomność na lotnisku. Mocno uderzyłaś przy tym w głowę, spałaś do tej pory. Zaraz powiadomię lekarza, że się przebudziłaś i zrobimy Ci resztę koniecznych badań.
-Czy jest tutaj moja przyjaciółka?
-Nie, przywiózł cię twój chłopak, nie było z nim żadnej dziewczyny.
-Mój chłopak? – powtórzyłam z niedowierzaniem.
-Tak powiedział. Miał jakąś pilną sprawę do wyjaśnienia, wyszedł niedawno. Ale spokojnie, zapewniał, że wróci. – wyjaśniła pielęgniarka, po czym podeszła do pacjenta leżącego dwa łóżka dalej.
Wzięłam plecak, z którego czym prędzej wyjęłam telefon, aby skontaktować się z Jess. „Złośliwość rzeczy martwych" pomyślałam, widząc rozładowującą się baterię. Postanowiłam podłączyć sprzęt do ładowania, zanim padnie całkowicie. Przy okazji szukania ładowarki w otchłani tysiąca innych rzeczy, zwanej moim plecakiem, czasem także torebką - znalazłam artykuł, który wcześniej dała mi przyjaciółka, sugerując, że powinnam go przeczytać. Zajrzę do niego, poczekam na ustalone badania, dzwonię do Jessie i stąd wychodzę. Właśnie taki plan obmyśliłam, zapominając, że tajemniczy nieznajomy obiecał wrócić.
***
Artykuł od Jess nosił tytuł „Zagubieni". Zagłębiłam się w pierwszy akapit, z którego wynikało, że intencją powstania reportażu było przypomnienie, a raczej wspomnienie o wielu zaginięciach minionych lat. Coraz więcej ucieczek z domu, porwań i zawiłych sytuacji, przez które tracimy bliskich. Miała być to porada, co robić, jak dbać o bliskich, aby do tego nie doszło, a także co robić w razie takiego wypadku. Nie rozumiałam, dlaczego miałoby mnie to dotyczyć. Odwróciłam na drugą stronę, z myślą, że może tam znajdę odpowiedź. Uderzenie gorąca przeszło po moim całym ciele, gdy zobaczyłam własne zdjęcie na wskazanej stronie. Czy to możliwe? Pamiętam to zdjęcie doskonale. Jedyne z mojego wczesnego dzieciństwa. Zaczęłam czytać poprzedzający fotografię akapit.
„Nasza córeczka zaginęła chwilę przed swoimi trzecimi urodzinami. Pamiętam jakby to było wczoraj. Chciałam odebrać ją z przedszkola, a jej tam nie było. Przedszkolanka mówiła, że była po nią już jakaś kobieta, podająca się za jej ciocię. Instytucje publiczne powinny bardziej dbać o bezpieczeństwo. Gdyby było inaczej, teraz, moja osiemnastoletnia Katie byłaby z nami. Wciąż mamy nadzieję, że wraz z mężem ją odnajdziemy, dlatego zamieszczamy ostatnie zrobione jej zdjęcie. Minęło wiele lat, teraz to dorosła kobieta, ale nadzieja umiera ostatnia. Wierzę, że pewnego dnia ją zobaczę. Kolejny przypadek...". Zmieszana, w tym momencie przerwałam. Byłam prawie pewna, że chodzi o mnie. To zdjęcie, ten opis. Czy to może byś przypadek? Do głowy przyszła mi pewna myśl. Może pisze do mnie ktoś wynajęty przez moich rodziców. Może to próba zbliżenia się do mnie. Nie, nie, to bez sensu. Coraz dziwniejsze pomysły przychodzą mi do głowy. Gdyby mnie odnaleźli, odezwali by się „normalnie". Pora zadzwonić do przyjaciółki. Już sobie sama z tym nie radzę, potrzebuję kogoś, kto pomoże mi poukładać myśli.
***
Wstałam z łóżka, aby sięgnąć po telefon. Podłączony był do kontaktu tuż pod oknem. Wyjrzałam przez nie, bez większego celu. Piękna pogoda, sporo samochodów, jakaś para, idąca za rękę; uogólniając – zwyczajny widok. Tak mi się zdawało do czasu. Wertując ulicę wzrokiem, moją uwagę przyciągnęła taksówka oraz wychodzący z niej mężczyzna. Nie był to byle jaki taksówkarz, a ten, który od niedawna jest częścią mojej nadzwyczajnej historii. Telefon, trzymany przeze mnie wydał dźwięk, sygnalizujący wiadomość. „Zaraz tam będę skarbie". Przez chwilę poczułam się jak w ostatnim śnie. Nie mogłam się ruszyć. Przerażona, wpatrzona byłam w zaokienny widok. Dostrzegłam kolejną postać. W stronę szpitala szedł zakapturzony chłopak, chowając komórkę do kieszeni. Znajomy taksówkarz ruszył za nim. Popchnął go, co wyraźnie nie spodobało się delikwentowi. Rozpoczęła się szarpanina, a z ruchu warg, można było dostrzec poważną wymianę zdań. Postanowiłam uchylić okno, z nadzieją, że coś usłyszę. Ciekawość, wzięła górę nad rozsądkiem i tak właśnie zrobiłam.
-Ona jest moja! – krzyknął wyraźnie zakapturzony chłopak, na co zawodowy kierowca odparł:
-Chyba śnisz.
Katastrofie zapobiegł jeden z lekarzy, rozdzielający dwóch mężczyzn. Na tym poprzestałam dotychczasową obserwację. Zamknęłam pospiesznie okno, spakowałam plecak i postanowiłam stąd wiać. Nie czułam się ani trochę bezpieczna.
Cześć! Dzisiaj rozdział bardziej opisowy - więcej opisów niż dialogów i mniej akcji. Wydaje mi się, że jest to konieczne, bo chcę wprowadzić nowy wątek, gdzie przeszłość Kate odegra znaczącą rolę. Mimo to, mam nadzieję, że nie było to zbyt nudne :'D Dziękuję za każdy komentarz, ocenę i odwiedzenie mojej książki. Miłego czytania! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top