W klubie
Ashton podszedł do mnie i nie wiadomo dlaczego, spytał czy wszystko w porządku. Czy aż tak było po mnie widać, że coś jest nie tak? Wydawało mi się, że stwarzam inne pozory. No, ale cóż. Najwyraźniej nie.
- Wiesz co Ash, jak mam być szczera to nie. Nic nie jest w porządku. Moja ciotka to tak naprawdę obca dla mnie osoba, wyjazd nie wypalił, ktoś mnie prześladuje...
- Prześladuje? – powtórzył zdziwiony.
- Jakiś koleś, nawet teraz do mnie pisał, spójrz – kończąc zdanie, pokazałam ostatnie wiadomości z nieznanym.
- Pf! Co on sobie myśli! Kate, póki jesteś ze mną, niczym się nie przejmuj. Skoro cię widzi, nie dawaj mu satysfakcji, że się boisz. Wiesz co. Najlepiej wyrzuć ten telefon. Przestanie wypisywać, a ty będziesz mieć spokój. Wiedziałem, że coś jest ostatnio u ciebie nie tak, chcę pomóc, ale najpierw to ty musisz pomóc sama sobie – mówię ci. On pewnie tylko sobie żartuje, a ty będziesz spokojniejsza, nie widząc jego smsów.
- Ale Ash.. nie mogę całkowicie pozbyć się komórki. Mogę co najwyżej zmienić numer, ale kontakt ze światem muszę mieć. Właśnie! Że ja wcześniej nie pomyślałam o zmianie numeru...
- Myślisz, że skoro cię śledzi, prawdopodobnie kojarzy twoich znajomych, otoczenie to nie dotrze do nowego numeru?
- Ahh.. racja – pytanie kolegi załamało mnie. Oparłam opadającą głowę i westchnęłam.
- Wyrzuć go – z uśmiechem odparł Ash, podsuwając mi napój alkoholowy.
Może jest to jakieś wyjście? Nikt jeszcze nie umarł z braku telefonu przez jakiś czas. Może na chwilę obecną to odpowiedni ruch – może ten psychopata zapomni o mnie.
- Ashton, a co u ciebie? Skończyłeś tamten kurs? – spytałam, z nadzieją, że zapomnę chociaż na chwilę o swoich problemach.
- Tak, wyobrażasz, sobie, że... - zaczął przystojniak rozbudowaną wypowiedź.
Rozmowa toczyła się długo i dotyczyła przyziemnych tematów. Oderwałam się od tego, o czym chciałam zapomnieć. Po pewnym czasie, chłopak w końcu porwał mnie na parkiet. Lubiłam tańczyć, więc się nie opierałam. Jak się szybko okazało – nie tylko nas naszła ochota, aby pobujać się do muzyki w tym klubie. Dawno nie widziałam tylu ludzi, tak świetnie się bawiących. Wczułam się w rytm tak mocno, że nawet nie spostrzegłam, kiedy to zamiast z Ashem, tańczyłam z jakimś innym chłopakiem. Nie przestawałam; wydawał się fajny, więc dlaczego nie cieszyć się tą chwilą. Obracając się w improwizowanym układzie, nie zauważyłam nigdzie znajomego, z którym tu przyszłam. Może poszedł się napić? Jest dużym i silnym chłopcem, skoro tu go nie ma to nie znaczy, że mam lecieć i go szukać, prawda? Zostawił mnie na parkiecie samą, więc widocznie, nie zamierzał ciągnąć mnie tam, dokąd zmierzał. Rytmiczna muzyka, ucichła, a w jej miejsce rozległ się męski ton DJ'a, nawołującego do tańca zakochanych. Skierowałam wzrok na mężczyznę, mówiącego przez mikrofon, a gdy oczami powróciłam do tego, z którym przed momentem wirowałam, zastałam kogoś zupełnie innego. Było ciemno. Zgaszono mocne światła, aby zbudować klimat. Nie pozwoliło mi to dostrzec twarzy aktualnego partnera w pląsach.
- Czy mogę? – zadał krótkie pytanie i wyciągnął rękę w moją stronę.
- Oczywiście – uroczy gest i nie nachalność, spowodowała, że moja odpowiedź brzmiała, tak a nie inaczej.
Byliśmy dość blisko siebie, ale całość nie prezentowała się w żadnym wypadku wulgarnie. Czas jakby zwalniał, a powieki stawały się coraz cięższe. Nie byłam mistrzynią imprezowania, ale nie spodziewałam się, że alkohol wywrze na mnie aż tak potężne skutki.
- Przepraszam, ale ja już zejdę, słabo mi..
- Kate, co jest? – troskliwie spytał.
Zaraz, zaraz. Kate? Skąd on zna moje imię?! Zakręciło mi się w głowie jeszcze porządniej, a z gardła wydobył jęk zaskoczenia. Z opresji wyrwał mnie Ashton:
- Teraz ja zajmę się tą panią – podparł mnie i wyprowadził na zewnątrz.
Teraz to miejsce wydawało mi się takie, jak z opowieści z dzieciństwa – niebezpieczne. Ciemność i brak zasad. Przeszliśmy za klub, nie wiedziałam dlaczego aż tak daleko, ale nie wnikałam. Dobrze, że miałam obok siebie silnego mężczyznę.
- Pooddychaj świeżym powietrzem – zalecił towarzysz i oddalił się. Obraz mi się rozmazywał, ale widziałam jak z kieszeni wyjął jakieś tabletki i przenikliwie czytał etykietę.
- Co to jest? – spytałam bez sił, jednak on nie odpowiedział. Jedyne co zrobił to się uśmiechnął.
- Oboje tego chcemy, prawda? – zbliżył się do mnie opierając mnie o ścianę budynku obok miejsca, z którego niedawno wyszliśmy.
- Nie rozumiem...
- Oj, Katie.. – przysunął się do mnie i powolnym ruchem podwijał dół sukienki, rozkoszując się faktem, że jestem zbyt słaba, aby się bronić. Łzy napłynęły mi do oczu, zdając sobie sprawę jaki jest zamiar chłopaka. Chciał mnie jedynie wykorzystać... Coraz ciemniej, coraz słabiej... Ciało nie reaguje na moje polecenia. Nie chcę tu być, Ash, zostaw mnie, błagam.
- Zostaw ją! – donośny głos przerwał działania Ashtona.
Momentalnie odwrócił się, po czym dostał w twarz. Z pewnością odbyła się bójka i słychać było krzyki, ale ja już nie kontaktowałam. Coś co dosypał mi do drinka fałszywy znajomy, zaczęło działać. Opadłam na ziemię. Obraz widziałam jak przez mgłę. Dźwięki wyciszyły się maksymalnie. Nie mogłam nic z tym zrobić. Co będzie ze mną dalej? Zasypiam...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top