Ucieczka
Rozejrzałam się spokojnie, nie wzbudzając podejrzeń, po sali. Nikogo kto mógłby mnie zatrzymać, nie było. Pomyślałam sobie – droga wolna i ruszyłam. Przez chwilę poczułam się jak we wtorkowe popołudnia, kiedy zrywaliśmy się z najnudniejszych lekcji, gdzie nauczyciel i tak nie sprawdzał obecności. Były to jedyne akceptowane przeze mnie wagary. Przypomniałam sobie o całej naszej paczce – Jess, Ashton, Lucas zanim jeszcze wyjechał i Emily. Uśmiechnęłam się pod nosem na niesamowite wspomnienia z ich udziałem. Szybko jednak uśmiech zamienił się w poważną minę, a roześmiane oczy w szukające celu. Do szpitala można było wejść przez trzy pary drzwi, każde z innej strony. Najrozsądniejsze wydało mi się wyjście najdalej od strony mężczyzn, widzianych przez okno. Poszło łatwiej niż myślałam, korytarz był prawie pusty. Bez żadnych problemów, kilka chwil później byłam już na zewnątrz. Można powiedzieć, że akcja przebiegła pomyślnie. Zgodnie z planem następnie zadzwoniłam do przyjaciółki:
- Boże ty żyjesz! – zaczęła przyjaciółka, nie dając mi dojść do słowa – Katie, jak się czujesz?
- Hello Jess, czuję się dobrze, tylko...
- Nic nie mów kochana, przyjedź do mnie jak najszybciej, mamy sporo do obgadania. Jestem u twojej cioci.
- Słucham? – zapytałam z niedowierzaniem, choć doskonale słyszałam słowa Jessie
- To jedyna twoja rodzina, a ja nie wiedziałam kogo powiadomić, że jesteś w szpitalu, że nie poleciałyśmy. Kate, wybacz, jeśli nie chciałaś tu wracać, ale uznałam to za najrozsądniejsze. Poza tym może twoja ciotka będzie wiedziała więcej na temat artykułu, który ci pokazałam. Bo przeczytałaś go, prawda?
- Tak. Dobra, zaraz tam będę. – rozłączyłam się, nie mając ochoty kontynuować rozmowy. Nie byłam zła, ani smutna, ale bardziej zawiedziona. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo sprawy się skomplikowały i bałam się, że to jeszcze nie koniec niespodzianek, jakich przygotował dla mnie los. Oparłam się o szpitalny mur i zaczęłam głęboko oddychać. Osunęłam się delikatnie na chodnik, oparłam głowę o ścianę i zamknęłam oczy z nadzieją, że pomoże mi to opanować spokój i przygotować się psychicznie na rozmowę z ciotką. Wyłączyłam się całkowicie. Z takiego stanu wyrwało mnie, spokojne:
- Cześć Kate – uśmiechnięty chłopak siedział obok mnie. Uśmiech ten jednak nie trwał długo, przez moją unikatową odpowiedź. Nie owijając w bawełnę – po prostu nieźle ode mnie dostał w twarz. Pierwsze co przyszło mi na myśl to to, że to właśnie on zakłóca mój spokój od niedawna.
- Auć! Co z tobą?! – krzyknął, dotykając obolałe miejsce. Oj. To chyba nie on. Był zupełnie inaczej ubrany, niż człowiek widziany rano, przez okno.
- Ashton.. To ty.. ym... Hej! – przywitałam się niezgrabnie, szczerze zaskoczona, widząc szkolnego kolegę – ja cię bardzo przepraszam, pomyliłam cię z kimś – próbowałam się wytłumaczyć.
- Hah, nie chciałbym być w skórze tego gościa – odparł niespodziewanie z humorem, widać, nie czuł się zbytnio urażony uderzeniem, co naprawdę mnie zdziwiło. Zrobiłam się czerwona. Głupio mi, że w ten sposób go powitałam. – Zaraz muszę lecieć coś załatwić, a jestem naprawdę ciekaw co u ciebie.
- No trudno, miło było cię spotkać w każdym razie. – po wypowiedzeniu tych słów, wstałam i przymierzałam się do zakończenia rozmowy. Chciałam zapomnieć o tym, co przed chwilą zrobiłam, było mi z tym naprawdę dziwnie. – Cześć Ash. – odwróciłam się w drugą stronę, dając duży krok.
- Nie tak szybko Katie – złapał mnie za nadgarstek, w efekcie czego odwróciłam się, spoglądając w jego piękne, błękitne oczy. - nie chcę ci niczego wypominać, ale chwilę temu mnie uderzyłaś. Chyba mam prawo na jakąś rekompensatę. Zapraszam na kawę, najlepiej dzisiaj wieczorem. – szeroki uśmiech nie pozwolił mi odmówić.
Odwzajemniłam go i kiwnęłam głową. To tylko kawa – pomyślałam. Znajomy zaproponował także, że skoro jest samochodem, to podrzuci mnie tam, dokąd zmierzałam. Nie mogłam odmówić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top