Niespodzianka
Uświadomiłam sobie, że większość ulubionych ubrań, które miałam, były w mojej walizce. A gdzie walizka? Nie mam pojęcia, przecież zemdlałam, obudziłam się na szpitalnym łóżku, po czym zwiałam ze szpitala. Okej, zajmę się tym później. Ciekawe, czy Sarah, rzekoma kuzynka od siedmiu boleści, wyczyściła mój pokój także z ciuchów. Z impetem ruszyłam do szafy, z nadzieją, że oszczędziła zawartość mebla. Odetchnęłam z ulgą, gdyż wszystko było na swoim miejscu. Na przedostatnim wieszaku wisiała czarna, rozkloszowana sukienka – niby prosta, ale zarazem zawsze odpowiednia i z klasą. Zadowolona, że choć jedno poszło po mojej myśli, założyłam stylizację. Kolejny dylemat – szpilki czy koturny? Schyliłam się, aby przyjrzeć się dokładniej moim ulubionym parom. To co zobaczyłam, o mało nie spowodowało u mnie zawału. Złamany obcas czarnej szpilki. Ekstra. Domyślałam się, czyja to zasługa, jednak nie miałam ochoty na sprzeczkę.
Bzzz. Sms od Asha: „Kate, daj mi jeszcze godzinę, jednak nie wyrobię się teraz. Muszę jechać niespodziewanie po brata za miasto. Fuck, akurat zepsuł mu się samochód. Postaram się wrócić jak najszybciej :/"
Boże, dziękuję! Będę miała chwilę czasu, żeby skoczyć na miasto po nowe szpilki.
„Nie ma sprawy Ashton. Jedź spokojnie. Do zobaczenia:)". W małą, czarną torebkę schowałam klucze, telefon i portfel i wyszłam z domu. Czarny to jeden z moich ulubionych kolorów. Szykowny, z klasą i pasujący do wszystkiego. Gdy zamykałam drzwi, nieoczekiwanie chwyciła mnie Sarah.
- Sorry, ale się śpieszę – zaczęłam dosyć niemiło, ale baaaardzo spokojnie, pamiętając o złamanej szpilce.
- Ja wiem, że możesz nie chcieć ze mną rozmawiać i ja w sumie też, ale no...
- Tak? - zniecierpliwiona, przerwałam wypowiedź. - Wiesz co, masz rację – odparłam i odwróciłam się, aby iść w stronę celu
- Kate, zaczekaj. Przepraszam za tą szpilkę.. – zmieniła ton - Ja naprawdę nie chciałam, sama bym ci chyba nie wybaczyła, jakbyś ty mi to zrobiła – mówiła, a ja słuchałam, czekając aż dojdzie do celu wypowiedzi. – Słuchaj, to było mega nie okej. Masz u mnie za to przysługę. W razie jakichkolwiek problemów, pomogę w miarę możliwości.
No tego to ja się nie spodziewałam. Chyba nikt by się nie spodziewał. To jak zobaczyć śnieg w lato albo wygrać milion – totalna rzadkość.
- To miłe z twojej strony – uśmiechnęłam się do dziewczyny. Aby przerwać niezręczną ciszę zapytałam – dokądś idziesz?
- Wybierałam się właśnie po jakąś sukienkę, dzisiaj Josh robi imprezę. A Ty?
- No ja właśnie muszę kupić sobie nowe szpilki. Poprzednie ucierpiały w nieznanych okolicznościach – odparłam bez złości.
- Hah, ciekawe co się z nimi stało – ironicznie odpowiedziała Sarah, po raz pierwszy wybuchając śmiechem podczas rozmowy ze mną. Też szczerze się uśmiechnęłam, jednak nie z powodu samej wypowiedzi, a faktu, że normalnie rozmawiamy. - W ramach rekompensaty pokażę ci nowy sklep, w ostatniej alejce jest genialny model, ze złotą podeszwą. Zgoda?
- Zgoda.
Nie byłam skora do rozpamiętywania przeszłości. Może i to nieprawdopodobne, ale kiedy nagle wszystko zaczęło się walić, nie zamierzałam dokładać sobie kolejnego zmartwienia.
Po drodze okazało się, że nastolatka wcale nie jest taką wiedźmą, jaką zgrywała przez lata. Wyjaśniła, że jej mama w celu zabezpieczenia informacji o moim pochodzeniu, zabroniła jej się ze mną kumplować, że tak powiem. Teraz, gdy wszystko wyszło na jaw, możemy zachowywać się normalnie. To chore, ale już nic mnie chyba nie dziwi. Nie po tym, co ostatnio dzieje się w moim życiu.
Dwadzieścia minut później byłyśmy w galerii. Rozeszłyśmy się, każda w swoją stronę. Szczęście się właśnie do mnie uśmiechnęło – idealne buty krzyczały do mnie "kup nas!", Sarah ma doskonały gust jeśli chodzi o obuwie. Cena była do zniesienia, nie była niska, ale za takie szpilki – warto. Od razu poszłam je przymierzyć.
Bzzz „Katie, ślicznie Ci w nich, ale czy nie są za wysokie?". Kolana mi się ugięły po przeczytaniu wiadomości. Wskazywała ona na to, że chłopak mnie widzi. Że nieznajomy tu jest. Ekspedientka podeszła, widząc, że coś jest ze mną nie tak.
- Czy dobrze się pani czuje? – spytała przejęta pracownica sklepu.
- Tak, dziękuję – usłyszawszy odpowiedź, sprzedawczyni odeszła.
Numer nieznany: „Ojej nie wiedziałem, że aż tak na Ciebie działam;*".
Przewróciłam oczami, reagując na bijącą pewność siebie z smsa.
- Chciałbyś – wymówiłam głośno myśli, na co dostałam błyskawiczną odpowiedź
Bzzz: „Nie powiesz mi, że jest inaczej;)"
Niespokojna, rozejrzałam się wokół siebie. Niestety, niewiele mi to dało. Galeria była przepełniona ludźmi. Mężczyzn – co niemiara. Od wyboru, do koloru. Spakowałam przymierzane buty do kartonu i szybkim krokiem poszłam do kasy. Chciałam zapłacić i jak najszybciej wyjść, więc sprzyjał mi fakt, iż nie było zbyt dużej kolejki. Gdy nadeszła moja kolej i już miałam zamiar przyłożyć kartę do czytnika, męski głos mnie wyprzedził.
- Ja zapłacę.
Witam:D Ciekawe kto taki wyprzedził naszą Kate ;D wybaczcie, że tak krótko, ale postaram się niedługo nadrabiać i częściej dodawać części. Mam nadzieję, że się podobało, miłego czytania! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top