Nie teraz!


Ostatnio ludzie napotykani przeze mnie, mają niesamowite wyczucie czasu. Ktoś właśnie zadzwonił. Mężczyzna skierował wzrok w miejsce, z którego wydobywał się sygnał.

- Odbierz – nakazał.

Posłusznie wyciągnęłam telefon. Wyświetlacz wskazał, że to Ashton się dobijał.

- Halo.. – zaczęłam, jednak kolega się wtrącił:

- Katie, gdzie wy jesteście?!

- Co?

- No wysłałem po ciebie Patricka. Mam nadzieję, że cię nie wystraszył, czasami wydaje się straszny, ale spoko, to dobry kumpel. Miał ci to wszystko wyjaśnić, więc powtórzę. Gdzie jesteście?

- Bekę sobie robisz?! – nieźle się wkurzyłam. No nie powiem, to nie było okej, ten człowiek nawet słowem się nie odezwał, że był od Asha. Ugh! Ludzie, co z wami?! – A skąd przepraszam bardzo, wiedział, że jestem akurat w galerii?

- Kate, nie zadawaj głupich pytań. Widzimy się zaraz i lecimy pić, tak jak się umawialiśmy, dobrze?

- Ash! Odpowiadaj mi, ostatnio cały czas żyję w strachu, stresie, nie rób mi tak, chcę być spokojna, wiedzieć co i jak i kontrolować własne życie.. Ash, nie rób tak więcej! Informuj mnie o wszystkim co ze mną związane – westchnęłam, zdając sobie sprawę, ze stopnia przerażenia i braku spokoju, który coraz bardziej mi przeszkadza.

- Słoneczko, nie martw się, zaraz się widzimy. Ze mną będziesz bezpieczna. – zapewnił chłopak spokojnie.

Szybka analiza zdarzeń, nie pozwoliła mi odmówić znajomemu. Gdzie mam wrócić jak nie do niego? Do domu ciotki? Na pewno nie na trzeźwo. Do Jessie nie pójdę, nie chcę jej znów zadręczać, nie chcę sprawiać, aby czuła się tak samo zakłopotana jak ja, chcę dać jej czas na ochłonięcie po dzisiaj – wiem, jak bardzo jest wrażliwa. Swojego, własnego, na wyłączność mieszkania nie mam, więc... Przy takich okolicznościach, nic, tylko iść i się napić. Dobra, gorzej już być nie może. Cały czas panikuję, a nic złego jakoś mi się nie dzieje. Jadę.

- Dobra. Zaraz będziemy.

***

Większą część drogi dawałam wykład Patrickowi, jak to beznadziejnie się zachował, że nie powinien zgrywać groźnego mięśniaka, że czułam się okropnie i takie tam. Fajnie było móc wyrzucić z siebie emocje. Kiedy pojazd w końcu zatrzymał się, spostrzegałam, że znajdujemy się w dzielnicy, niemal mi nieznanej. Bardzo rzadko tu bywałam. Pamiętam jednak doskonale, że na równoległej ulicy był dom dziadków Lucasa. Kiedyś byłam z nim tam parę razy, gdy jego mama kazała coś przekazać jego babci, a my się trzymaliśmy na tyle, że takie sprawy, załatwialiśmy wspólnie. Tutaj jednak nie zaglądaliśmy. Lucas mówił, że mama nie pozwala mu tu zaglądać. Mądra kobieta wzbudzała w nas oboju takie zaufanie, że wiedzieliśmy, że nie powinniśmy nawet o wycieczce w ten zakątek miasta. A teraz co? Ja, Kate Hutson, wysiadam z samochodu i uświadamiam sobie, że jestem na zakazanym zakątku. No cóż, to było lata temu. Liczy się tu i teraz, a ja się zamierzam świetnie bawić. Zamknęłam za sobą drzwi, odgarnęłam rozwiane na wietrze włosy i ujrzałam młodzieńca. Stał dobre kilkanaście kroków przede mną i uśmiechał się tak promiennie, że cała złość na niego, momentalnie wyparowała. Zamiast z miejsca ruszyć i mu nagadać to odpowiedziałam tym samym. Usta ułożyły mi się samoistnie w szeroki łuk. Zaczęłam iść. O-oł.. Z każdym krokiem modliłam się o to, aby się zaraz nie przewrócić. Nowo zakupione buty były strasznie wysokie, a nawierzchnia, cała pokryta nierównymi kamieniami. Nie wiem, co za geniusz to wymyślił. Z pewnością nie była to kobieta. Ruszyłam do niego, jednak nie tak dynamicznie i pewnie, jakbym to zrobiła na płaskiej powierzchni. Mimo to towarzyszyła mi gracja, której akurat mam sporo. Wiedziałam jak chodzić, aby wyglądać z klasą. Lata praktyki.
Uśmiechnięty stał kawałek dalej i wyraźnie nie zamierzał przemieścić się bliżej mnie. Ręce założone miał z tyłu, lecz nie widziałam, aby coś trzymał. Nawet gdyby było inaczej, raczej bym nie spostrzegła. Zahipnotyzował mnie jego wzrok. Patrzył na mnie tak, że nie mogłam odwrócić wzroku. Nie było to niekomfortowe, ale takie, jakby coś mi przekazywał bez słów. Wskazywał, że czeka, aż będę blisko i czułam, że cieszy się na mój widok. Niesamowite, wręcz magiczne. Oczywiście, jeden z kamieni, postanowił wystawać bardziej niż pozostałe i tuż przed Ashtonem powinęła mi się noga. Głośny jęk, złamana szpilka, albo co gorsza – noga, to tylko zbędne przypuszczenia, które na szczęście nie miały miejsca. Fakt, wydobyłam z siebie delikatne „aa", ale był to bardziej jęk tego, że się nie spodziewałam, niż przeczucia, że coś fatalnego się wydarzyło. A dlaczego pozostałe elementy nie miały miejsca? Refleks Asha temu zapobiegł. Złapał mnie szybko i przyciągnął do siebie, a następnie przytulił.

- Przepraszam – szepnął, przycisnął mnie delikatnie do siebie, przy okazji plącząc palce w moich długich blond włosach.

- Chodźmy już – przerwałam grzecznie czuły moment. To było niezwykle przyjemne, ale bez przesady. Nie rozmawialiśmy od końca roku szkolnego, a nagle takie emocjonalne gesty. Nie jestem dziewczyną, której wystarczy powiedzieć parę miłych słówek i już padam w ramiona rycerza XXI wieku. Ja lubię delektować się czasem i poznawaniem drugiego człowieka, zaufanie zdobywam na doświadczeniu, a intuicja to coś co stawiam ponad całą resztę.

- Katie, czekaj. Masz tu coś... - wpatrywał się w lewą część mojej twarzy, w tym w pojedyncze kosmyki, które po sekundzie delikatnie odgarnął, jednak rękę pozostawił w danym miejscu. Spojrzał mi w oczy. Po trzech sekundach położył drugą dłoń na mojej tali. Nie przerywałam. Przyznam, że byłam oczarowana delikatnością jego ruchów. Kiedy jednak zorientowałam się, że Ash chce posunąć się dalej, chwyciłam obie jego ręce i wysunęłam przed siebie (tak na wysokość bioder).

- Zwolnij – rzekłam z uśmiechem. Nie chciałam go zranić, ani też dawać sygnał: o tak, pocałuj mnie! Myślę, że chłopak powinien wiedzieć na czym stoi.

Kolega schylił głowę „na smutnego szczeniaczka" i najsłodziej na świecie przytaknął. Po chwili, jak gdyby nigdy nic, powiedział:

- Chodźmy – leciutki uśmieszek namalował się na jego twarzy, a on sam mnie pociągnął w póki co, nieznanym kierunku.

- Ash, przewrócę się! Obawiam się, że tym razem mnie nie złapiesz.

- A, no jasne. Wybacz – spojrzał na mnie, przechylając przy tym głowę – By the way, ślicznie Ci w nich – zmierzył mnie wzrokiem i puścił oczko. Dodał także – zarumieniłaś się.

Nie wątpię. Często nieświadomie tak robię, w nieręcznych, zawstydzających sytuacjach. Nienawidzę tej tendencji, choć wiele osób klasyfikuje ją jako „słodką". Przewróciłam oczami, widząc zadowolenie Asha. Zachwiałam się lekko, przez nierozchodzone jeszcze buty.

- Skoro panienka sobie nie radzi, to może pomogę?

- Nie radzi? Coś sugerujesz? To, że jestem dziewczyną, nie znaczy, że nie uderzę. Ash, nie prowokuj! – dałam mu lekkiego puncha w ramię.

- Czyżby? Ehh, chciałem tylko pomóc.

- Spokojnie, jestem dużą dziewczynką, kilka kroków to nie problem, tylko idźmy w moim tempie.

- Sprzeciw – zaprotestował, a ja momentalnie wylądowałam w jego ramionach. Niedługo potem przeniósł mnie przez próg drzwi, z pozoru nie wyglądających na dobry klub. Środek jednak wywoływał szczery zachwyt. Ciemna kolorystyka dominowała nad błękitnymi dodatkami. Wszystko było zrobione „na bogato" – nazwa „Diamond" była w stu procentach adekwatna do wystroju.

- Ashton, ... - chciałam mu nagadać coś w stylu: co Ty wyprawiasz?! Ale mi przerwał:

- Idę po drinki, nie spinaj się tak. Zaraz mi wszystko poopowiadasz.

No dobrze. Nie będę się czepiać, nie po to tu jesteśmy. Chcę się dobrze bawić, a że przy okazji mogę się wygadać kumplowi i znaleźć w nim wsparcie, to dlaczego nie. Zajęłam miejsce przy stoliku.

Bzzz Numer nieznany: „Zostawiłem Cię na chwilę, a Ty już z jakimś innym chłopakiem? Nieładnie Kate".

Nie, nie, nie. Nie zgadzam się. Nie teraz! Czy on mnie widzi? Czy nie może najzwyczajniej w świecie odpuścić?

Do nieznanego: „Zostaw mnie w końcu. To zachodzi za daleko. Jeszcze jedna taka wiadomość, a pójdę na policję". Uznałam, że się wystraszy. On jednak nie przestawał naciskać.

Numer nieznany: „Myślisz, że nie mają nic ciekawszego do roboty?:) Katie, znam to miejsce, wiem jak tam traktują takie sprawy. Jedyne co usłyszysz to to, że jest to głupi żart. Przecież nic złego Ci nie zrobiłem;*"

Dupek. Wiedziałam, że ma rację. Przecież nikt tam nie da mi specjalnej ochrony, a wyszkoleni informatycy właśnie zajmują się czymś o ważniejszej skali; zapewne nie dotarliby do nieznajomego, a ja wciąż byłabym w takiej beznadziejnej pozycji jak teraz. Świetnie. Rozważania przerwał mi dźwięk przychodzącej treści, w której to nieznajomy napisał:

„I nie zrobię". No sorry, ale jakoś Ci nie wierzę – pomyślałam. Nie kontynuowałam wymiany smsów, ponieważ zobaczyłam kolegę z napojami. Zamiast odpisać - schowałam komórkę. Nic, ani nikt mi dzisiaj nie przeszkodzi. Mam zamiar trzymać się postanowienia, z nadzieją na brak jakichkolwiek niespodzianek. Muszę się wyluzować.


Hej! Dzisiaj troszkę dłuższy rozdział, tak jak wspominałam w komentarzach:D Dziękuję bardzo za to, że nie opuszczacie mojej książki; za to, że właśnie teraz to czytasz, bo to znaczy, że prawdopodobnie przeczytałaś/eś aż 10 rozdziałów mojej pracy, a dla mnie to przewspaniałe uczucie. Jest mi ogromnie miło, że mam dla kogo to pisać <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top