Kate Hutson?



Poczułam niepewność i zmieszanie. Nie kojarzyłam głosu, który wyraźnie kierowany był w mojej sprawie. Wzięłam głęboki oddech, przymknęłam oczy na chwilę i z uśmiechem odwróciłam głowę. No przecież nie będę panikować. O nie, tym razem mam kontrolę nad wszystkim. Calm down, Kate. Zaraz wszystko się wyjaśni. Ujrzałam wtedy wysokiego, dobrze zbudowanego pana. Na oko między trzydziestym a trzydziestym piątym rokiem życia. No nie powiem, dosyć przystojny, widać, że zadbany, pewnie gdybym była dziesięć lat starsza to bym się za nim obejrzała na ulicy, ale halo. Nie jestem. Na dodatek w ogóle go nie znam. Był po prostu przystojny, nie jakoś super charakterystyczny, ale gdyby coś nas kiedyś łączyło, choćby krótka pogawędka, to bym z pewnością pamiętała. Mam obłędną pamięć, nie zawiodła by mnie teraz. Mężczyzna wyjął swoją kartę i kiedy jego ręka zbliżała się do czytnika, przerwałam zajście:

- Przepraszam bardzo, ale to jakaś pomyłka – powiedziałam zdezorientowana.

- Kate Hutson?

- Ymm... Zgadza się..

- No to żadna pomyłka – nie przejął się zbytnio moją obiekcją.

Pani za ladą uniosła jedną brew, a jej wzrok pytał: „Że co?". Przynajmniej tak mi się wydawało, więc na wszelki wypadek jej odpowiedziałam.

- Nie wiem.

Kolejne pytanie na mojej liście (która poszerza się w stanowczo za szybkim tempie): Skąd on zna moje nazwisko? Chyba nie mam napisanej tej informacji na czole. Nie będę sprawdzać, na pewno mam rację. Próbowałam się opanować i szukać logicznych rozwiązań. Naprawdę świetnie się pochowały. Jakby moje rozważania grały w chowanego, te logiczne dzisiaj byłyby mistrzami. Wracając do realnych spraw, próbowałam się opanować, choć miałam ochotę stamtąd wybiec. Po chwili jednak głos rozsądku kazał pozostać mi tam gdzie stoję i czekać na rozwiązanie akcji. Przecież nie da się wiecznie uciekać od problemu. Kto wie kim jest ten facet i czy może akurat w jakiś sposób jest związany z moim tajemniczym. Inną sprawą jest to, że moja kondycja nie była najlepsza. Opcja a – dogoniłby mnie, gdybym zaczęła się oddalać, opcja b – zamknęliby mnie w wariatkowie. „Panna Hutson lata po galerii jak oszalała, zamiast kończyć zakupy, a kilka dni wcześniej wydarła się na bezbronnego pana na lotnisku!" No thanks. Wewnętrzna siła skończyła drzemkę. Dodałam sama sobie otuchy w duchu: „Kate, a jeśli to twój prześladowca? Chyba już cierpliwość się kończy, ile można tak się bawić. Pora to wyjaśnić, a nie wciąż uciekać. To żadne wyjście, tylko tchórze uciekają od niełatwych spraw. Ja, dam radę." No dobra, czyli wystarczy stąd wyjść i na oczach innych porozmawiać. W galerii handlowej zawsze ktoś się kręci, więc w razie czego, wystarczy głośniej krzyknąć. Oby ta moja pewność siebie nie wyszła mi na złe. Dość już stresu i incydentów, których ewidentnie nie powinnam rozpatrywać. Która nastolatka ma takie dylematy?
Nie zauważyłam kiedy mężczyzna wykonał za mnie czynność zakupu. Musiałam się znów „wyłączyć". Wyszliśmy ze sklepu, a on stał z moimi nowymi skarbami, tzn. szpilkami.

- Ekhem. Nie chcę cię pośpieszać, ale musimy już iść – rzekł stanowczo tajemniczy gość.

- Ja nic nie muszę – odparłam tak pewnie siebie, że aż mnie zaskoczył ten ton.

- Sprawdź wiadomości. Chyba czegoś nie doczytałaś, skoro tak mówisz. Ja wypełniam tylko zlecenie, a ty miałaś być o wszystkim powiadomiona.

- Zlecenie? Powiadomiona? Mów po ludzku, błagam.

- Możemy już iść? – odparł wyraźnie zniecierpliwiony – mamy tylko pół godziny.

Spojrzałam na zegarek. Uświadomiłam sobie, że to po części prawda. Ja na serio miałam pół godziny. Za trzydzieści minut widzę się z Ashem. Pora skończyć tą niestandardową rozmowę.

- Właśnie! Jestem umówiona i muszę lecieć. Fakt, ciekawi mnie skąd pan zna moje nazwisko, dlaczego tak się właśnie zachował, ale jak widać, czas nam nie sprzyja. Muszę się zwijać, ale najpierw roszę mi tylko powiedzieć czy mam oddać pieniądze za buty, po czym je dostanę czy może lecieć po nową parę do sklepu?

- Proszę, sprawdź telefon. – Koleś zignorował mnie totalnie – powinno ci się wtedy wszystko wyjaśnić.

Spojrzałam wrogo na mówiącego, po czym zrobiłam to, o co prosił. Coś mi tu nie pasowało. Nie ufam mu, a jednak robię to o co prosi. Po części z ciekawości, jednak jakaś moja część wykonywała to ze strachu. Przedziwne uczucie. Sięgnęłam do torebki.

- Oh..! Ta cegła znów się zacięła. Chwilę to potrwa zanim się włączy. Byłoby łatwiej, jakbyś to Ty łaskawie mi powiedział co tu jest grane.

- Dobra mała, ja nie będę się z tobą męczył, Jedziemy.

- Człowieku! Przecież ja Ciebie w ogóle nie znam. Chyba sobie żartujesz w tym momencie.

- Czy wyraziłem się niejasno? – spytał patrząc mi głęboko w oczy (ale wcale nie tak milusio, ani trochę nie przypominało to sceny z popularnych komedii w stylu „ohh życie jest piękne, spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy, po czym złapaliśmy się za ręce i szliśmy wspólnie, z uśmiechem przez życie". Nie, nie. To było przenikliwe. Mówiło jasno, że moje zdanie nic go nie obchodzi; to on tu dyktuje warunki).

- Czy wyraziłem się niejasno? – powtórzył, akcentując każdą sylabę, przybliżając się i łapiąc mnie za rękę. Wystraszona kiwnęłam lekko głową.

Oh Kate, trzeba było uciekać. Chciałam krzyczeć „pomocy", ale miałam ściśnięte gardło. Czy ja właśnie patrzę w oczy mojemu prześladowcy? Mam nadzieję, że nie... Nie podoba mi się ten człowiek...  


Dzień dobry wszystkim:) tak wiem, rozdział miał być wczoraj i bardzo przepraszam, jeśli kogoś zawiodłam, ale skończyłam go pisać bardzo późno i uznałam, że lepiej go dodać dzisiaj, kiedy jeszcze raz go sobie sprawdzę. Mam nadzieję, że warto było czekać i że wzbudziłam w Was ciekawość. A! No i jeszcze przywitała mnie piękna informacja rano, mianowicie 1k odsłon! Dziękuję, każdemu kto tu zajrzał, wspaniałe uczucie! <3

Miłego czytania!:))

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top