Do zobaczenia
- Do zobaczenia, Kate – z promiennym uśmiechem rzekł blondyn, kiedy wychodziłam z jego samochodu.
- Do zobaczenia – odparłam równie miło, zamykając za sobą drzwi.
Idąc w kierunku wejścia do ogromnego domu, obejrzałam się za siebie. Kolega czekał, aż wejdę do środka, aby spokojnie odjechać, z myślą, że jestem bezpieczna. Bezpieczeństwo to ostatnio coś odległego, więc poczułam się niezwykle dobrze, kiedy chłopak właśnie o nie zadbał. Mina zrzedła mi centralnie przed naciśnięciem klamki. Nie wiedziałam czego się spodziewać i nie chciałam odpowiadać na pytania typu: co ci jest? Dlaczego nie poleciałyście? Co to za chłopak, z którym przyjechałaś? Kiedy zrobisz to, to i tamto? W takich momentach naprawdę żałuję, że peleryna niewidka to fikcja, a w mojej szafie nie ma Narni. Sprawdzałam niejednokrotnie.
Na wejściu rzuciła się na mnie Jess. Nic nie mówiła. Po prostu była. W niektórych sytuacjach, nie oczekujemy słów – wystarczy sama obecności kogoś bliskiego, zrozumienie i wsparcie. Dziewczyna, obejmująca mnie serdecznie, po dłuższej chwili przestała i zaczęła iść w stronę kuchni bez słowa. Nie przerywając ciszy, ruszyłam w tym samym kierunku. Ciotka siedziała przy stole, miała przed sobą ten sam artykuł, który czytałam w szpitalu.
- Pewnie chcesz się dowiedzieć, o co tu chodzi, hmm? – retorycznie spytała ciocia. Kiwnęłam głową, potwierdzająco i zajęłam miejsce przy stole. Czułam, że serce zaczęło bić mi szybciej. Jedyne co wiedziałam o rodzicach, to fakt, że rzekomo zginęli w wypadku. W tym domu, ten temat był unikany jak ogień. No, więc słucham.
- Moja siostra, Mary, zawsze była inna. Miała swój świat, nierealne marzenia i nie rozumiała niesprawiedliwości dzisiejszego świata. Kochałam ją, ale wiedziałam, że coś z nią jest nie tak. Myślałam, że całe życie będzie sama przez swoją inność, ale wyobraź sobie, spotkała „tego jedynego". Taa... Perfidny dupek. Kiedy zaszła w ciążę, co było jednym z jej marzeń, - westchnęła, dodając solidnej porcji smutku do wypowiedzi - on ją po prostu zostawił. Niestety. Oprócz faceta, straciła także dziecko. Maleństwo zmarło podczas porodu, a biedna Mary nie mogła sobie z tym poradzić. Przyjaźniła się z twoją matką, nikt więc nie podejrzewał jej, że cię jej ukradnie. Inaczej tego nazwać nie umiem. Wyjechała daleko i zniknęła z życia Lucy. Pokochała cię jak własną córkę, ale widząc próby odnalezienia ciebie i cierpienie tamtej rodziny, załamała się.
- Czy ona..? – bałam się dokończyć pytanie, wiedząc, że może to być zbyt ciężkie dla kobiety.
- Nie żyje? Zgadza się. Popełniła samobójstwo. – nie patrzyła mi w oczy kończąc wypowiedź. Schowała twarz w dłonie, opierając łokcie o stół. Wspomnienia były bolesne, pomimo upływu wielu lat.
- Lucy. Czy tak miała na imię moja mama?
- Wciąż ma, głuptasie. Skoro poznałaś już prawdę, dam ci jej adres jeśli chcesz. Nie jestem pewna czy jest aktualny, ale zawsze to jakiś trop.
Spojrzałam na przyjaciółkę, która była wyraźnie tak samo zaskoczona jak ja. Spojrzałam na kalendarz – nie, dzisiaj nie ma Prima Aprilis, a jednak moje życie zamienia się w żart. Przerażający żart z moim udziałem. Odnośnie przerażającego... Sprawdziłam telefon i cisza. Ciotka podała mi kartkę z adresem, którą wsadziłam w etui komórki. Z tym przedmiotem praktycznie się nie rozstaję, więc miałam pewność, że nie zginie.
- Teraz już wiesz skąd te zakazy, nakazy, złość.. Bałam się, że się dowiesz. Co by ludzie o nas pomyśleli... Ale teraz jest mi już wszystko jedno, zbyt długo męczyłam się z utrzymaniem tej tajemnicy.
Nie dowierzałam, że kobieta, pod której dachem spędziłam większość swojego życia, właśnie to powiedziała. Ten egoistyczny tok myślenia, nawet jak na nią, był niesamowicie podły. Pomijając fakt, że mnie nie kochała, postanowiła mnie wychować. Dlaczego? Bo opinia sąsiadów to najważniejsza rzecz na świecie. Całe szczęście, ja nie przesiąkłam tak potwornymi wartościami. Nie chciałam tego dłużej słuchać.
- Pójdę się położyć – odparłam zniesmaczona. Za dużo jak na dzisiaj. Potrzebuję odpocząć, bo zaraz zwariuję, zupełnie jak Mary.
- A może później... - zaczęła siostra kobiety, która porwała mnie lata temu.
- Nie odzywaj się do mnie. Nie będę więcej cię słuchać. Powinnaś powiadomić moich rodziców o tym co twoja siostra zrobiła, powinnaś nie pozwolić do tego dopuścić! Czy ty wiesz co ja teraz czuję?! – wykrzyczałam łamiącym się głosem, powstrzymując płacz.
Jess była nieobecna. Widziałam jak łza cieknie jej po policzku. Nie wiedziała jak się zachować. Wcale jej się nie dziwię. Dla nikogo ta sytuacja nie była komfortowa. Pogładziła mnie po ramieniu, na co ja odpowiedziałam cicho, że może iść do domu. Zapewniłam ją także, że zadzwonię, gdy ochłonę.
Postanowiłam zrobić tak, jak mówiłam. Myślałam, że znajdę tam kąt, gdzie będę mogła wypocząć, odetchnąć, a tu co? Moje rzeczy zniknęły, moje cudowne, duże lustro zamieniło się w ołtarzyk samouwielbienia nowej lokatorki – całe oklejone zdjęciami Sarah'y, pastelowe barwy dominujące w pomieszczeniu, wypierał wszechobecny, plastikowy róż. Zaraz zwymiotuję. Aaaa co tu się dzieje? Nie wytrzymam do wieczora. Wyjęłam telefon, a tam co? Kilka wiadomości od nieznanego dupka, typu „Kate, odpisz; Kate, gdzie jesteś; Kate, tęsknię". I dokładnie, jakby wyczuł, że właśnie czytam smsy od jego osoby, napisał: „Kate, błagam odpowiedz mi w końcu, ja tu zaraz zwariuję. Co z Tobą?!". Co ze mną? No tak, to ze mną jest coś nie tak. Z resztą, nie wyjęłam komórki po to, aby sobie nim głowę zawracać. Oczywiście on zadbał, by było inaczej:
„Słoneczko, lubimy się, prawda? Chyba nie chcesz, żeby to się zmieniło. Opowiadaj mi grzecznie" To się robi coraz bardziej chore.
Nie minęła nawet minuta, a tu: „Nie odpuszczę".
Chcesz odpowiedzi? Proszę bardzo. „Pieprz się nieznajomy". Niech on sobie nie myśli, że jest teraz moim jedyny zmartwieniem. Następnie zrobiłam to, co zamierzałam od razu, wyciągając niezbędnik XXI wieku.
Wiadomość do Asha: „Ash, nie czekajmy do tej wieczora, chodźmy już teraz. BŁAGAM. I to nie na kawę, a na coś mocniejszego. Masz czas?"
Od Asha: „Dla Ciebie zawsze:) zabieram Cię do najlepszego klubu w mieście"
Uśmiechnęłam się lekko z nadzieją, że dzisiejszej nocy utopię smutki w mocniejszym napoju.
Dzień dobry wszystkim!:D Dziękuję, że to czytacie, komentujecie i dajecie motywację do kolejnych części! Niestety, szkolne obowiązki wzywają, dzisiaj raczej nie dam rady dodać nowego rozdziału (chociaż bardzo chciałam, ale nie chcę dodawać czegoś, z czego nie będę w 100% zadowolona). Miłego dnia Kochani!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top