Barbara
W pierwszej chwil uznałam, że życie jeszcze mi miłe, więc postanowiłam nie tykać się czegoś, co w jakimkolwiek stopniu wydaje się niebezpieczne. Prawdopodobnie właściciel wrócił, a mi się tak średnio uśmiechało spotkanie z nim - niby mnie uratował, teoretycznie krzywdy nie zrobił, ale nie powiedziałabym, że mu ufam. Po ostatnim incydencie już niczego nie jestem pewna, za to stałam się o wiele bardziej zdystansowana. Istnieje jeszcze inna możliwość - ktoś najzwyczajniej w świecie się włamał. Ta opcja z kolei, wydała mi się na tyle nieprawdopodobna, że wyrzuciłam ją z myśli i powróciłam do pierwszego pomysłu. Z innej strony, jakby nieznajomy wrócił z tego całego wyjazdu, mogłabym mu teraz wygarnąć prosto w twarz, jakim jest dupkiem i spytać co tu tak właściwie jest grane. Zastanawiając się głębiej - pewnie nie miałabym odwagi porządnie mu wygarnąć. Przecież się go bałam. Uczucie bijące do niego, nie wygasło. Nie ufam już nikomu. Ale mogłabym z nim porozmawiać.. Kuszące, ale nie. Nie, dziękuję. Kto normalny sam by się pchał w ręce swojego koszmaru? Ja! Kate Hutson! Zawsze i wszędzie, gotowa by wpaść w tarapaty! Ale może nie dzisiaj, co? Moje zahamowanie przed naciśnięciem klamki pogłębiło wspomnienie minionej nocy. Nie chcę powtórki. Zaczęłam się wycofywać, ale najpierw postanowiłam wyjąć klucz, ale się zaciął. Miałam nadzieję, że nie był to znak od losu: I TAK NIE UCIEKNIESZ. Nigdy nie byłam fanką "Oszukać Przeznaczenie", więc moje drogie życie!: nie baw się tak ze mną, dobrze?
Zostawiłam felerny klucz i planowałam się ulotnić. Oczywiście nie sama, a z pieskiem. Wszystko byłoby super, gdyby nie jeden, istotny szczegół. Nemo chyba nie zrozumiał, że ma być cicho. Z nadzieją, że ktoś obecny w lokum nie usłyszy hałasu, zaczęłam poganiać maleństwo. Jak na złość, ja się cofam, a ten nic.
- Jesteś osiołkiem czy pieskiem? - szeptem spytałam zwierzaka, szczerze zaskoczona jego upartością.
Nie pozostawił mi wyboru. Wzięłam go na ręce, a on w zamian zaczął chwalić się całemu światu siłą swojego głosu. Pospiesznym krokiem ruszyłam w stronę celu. Dosłownie krokiem. Tylko jednym. A dlaczego? Ciekawość nie pozwoliła na więcej. Otóż stało się... Drzwi mieszkania, do którego chwilę temu chciałam się dostać, otworzyły się. Niewątpliwie, nie zrobiły tego same z siebie. Skierowałam na nie wzrok, a ujrzałam pewną postać, wyłaniającą się zza futryny. Myślałam, że szczękę to mi będą z podłogi zbierać. Nie wiedziałam jak zareagować; chciałam coś powiedzieć, ale tylko pokiwałam głową. Pewnie wyglądałam dziwnie, jak zagubione dziecko, ale tak też się właśnie czułam. Byłam w szoku. Nie miałam głowy do przejmowania się, czy wyraz mojej twarzy wygląda korzystnie, czy też nie. Na moim czole równie dobrze, mogłoby być napisane "co?" i wyszłoby na to samo. Tak samo czytelne zaskoczenie. Zastygłam w miejscu, a postać przemówiła:
- No co ty się tak czaisz Kate. Wchodź do środka!
Posłusznie wykonałam polecenie. Czyje? Kto by się spodziewał... Pani sąsiadki!
- Co pani... - zaczęłam spokojnie.
- Barbara. Mów mi Basia. Kochanieńka, żadna pani, ja dopiero osiemnaście lat skończyłam - puściła oczko kobieta, która wyraźnie przeżyła o wiele więcej niż podawała. Na moje oko była co najmniej trzy razy starsza.
- No cóż, nie wątpię, każdy ma tyle lat, na ile się czuje - odparłam, wchodząc do pomieszczenia.
Byłam tam już wcześniej, jednak teraz wyczuwalna była znacząca zmiana. Na wejściu pachniało domem. Nawet u mojej niestandardowej ciotki w niedziele pięknie pachniało wyśmienitościami. Była beznadziejna w okazywaniu uczuć, jednak kucharką była niezłą. Wracając, wzięłam głęboki wdech, a mój nos wypełniła nieznana mi dotąd woń, aczkolwiek przyjemna. Już chciałam pytać, co tak pachnie, ale kobieta mnie wyprzedziła:
- Właśnie podsmażam pierogi, zaraz zrobię ci herbatki, a na deser przyniosłam pączki. Z cebulką czy bez?
- Pierogi? - powtórzyłam, szukając danego hasła w pamięci.
- Dumplings, moja droga. Tylko takie polskie. Właśnie stamtąd pochodzę.
- Oh! Brzmi pysznie, ale nie musiała pani.. nie chcę sprawiać problemu.
- Katie! Dla mnie to czysta przyjemność. Poza tym - zmierzyła mnie wzrokiem - jesteś stanowczo za chuda. Babci nie masz, więc kto jak nie ja, będzie cię tuczył - z szerokim uśmiechem nałożyła mi solidną porcję narodowego specjału - nie no śmieję się dziecinko, jedz na zdrówko.
- Dziękuję bardzo. Niech zje pani ze mną, będzie mi milej.
Kobieta pokręciła nosem niechętnie. Podałam jej widelec, na co skinęła głową. Ciekawa jestem kiedy ostatnio z kimś wspólnie jadła. Jakby miała kogoś bliskiego, to raczej teraz to jemu by gotowała - nie mi. Nie byłyśmy jednak na tyle blisko, by wchodzić na ten temat. Zaczęłam rozmowę z zupełnie innej beczki. Tematu ostatnio numer jeden.
- Pani Basiu, niech mi pani powie. Kim jest właściciel tego mieszkania.
- Mogłabym ci powiedzieć, no nawet wypadałoby... ale nie muszę. Znasz go przecież doskonale.
- Chociaż imię - nalegałam, powstrzymując się od zapchania ust najlepszą rzeczą, jaką w życiu jadłam.
- Kochana! No rusz tą głową! Już Ci podpowiedziałam - znasz go doskonale. Więcej nie powiem. Nie wiem będę psuła Ci niespodzianki, a poza tym przyglądanie się waszemu poznawaniu się na nowo to lepsze niż serial Agenci NCIS. Poważnie! O! Jeśli chodzi o inną wskazówkę...
- Tak?? - każdy trop był ważny.
- Znasz może Elizabeth Smith?
- Tak, kojarzę.
- Ona ma kuzyna, George'a. Jego ojciec przyjaźnił się z moim byłym mężem. No i ten ojciec miał siostrę, z którą wyobraź sobie przyjaźniłam się od liceum, ale wyjechałam do innego stanu i o. No w każdym razie, na ostatniej imprezie u niej poznałam mojego byłego męża!
- Ymm... Przepraszam, ale jak miało by mi to pomóc? Co to ma do właściciela?
- A no w sumie to nic, tylko myśląc o nim, przypomina mi się moja młodość, jesteście niesamowici. Tak podobni do młodych nas, kochana! Jakże on za tobą szaleje, jak mój Thomas niegdyś za mną. Żałuję, że to się rozpadło, jakbym tylko mogła cofnąć czas... Katie, pomożesz mi dzisiaj z firankami? Muszę wymienić w całym mieszkaniu, a sił brak. - Zmieniła nagle temat.
- Jasne. Będę mogła się odwdzięczyć za obiad. - obie się do siebie uśmiechnęłyśmy.
Kobieta był urocza na swój pomysł. I pysznie gotowała. Mimo, że jej wskazówki nie okazały się przydatne, to przyjemnie się z nią rozmawiało. Miała anielską aurę. A to, że nie zdradziła mi zbyt wiele faktów o nieznajomym - no trudno. Wiem tyle, co wcześniej, tyle, że z domieszką pewności, że chłopak nie jest mi obcy. Po części, nie dziwiłam jej się - nie chciała niszczyć sobie rozrywki. Takich emocji nie znajdziesz w kinie, ani w książce. Jak już masz napisaną od a do z, to wszystko jest ustalone i nic się nie zmieni. Tutaj, kierowało nami życie, los. Nie da się przewinąć, cofnąć, skreślić, wyrwać, spalić strony. Można zmienić zdanie, zamiar, bądź cel, ale nie zapanujemy nad wszystkim. Albo właśnie zapanujemy - możemy wpłynąć na los bohaterów. Nie aktorów. W kinie nie porozmawiasz z postacią, nie powiesz: no weź, uciekaj! a nawet jak powiesz, to nie posłucha. A tutaj pani miała taką możliwość. Kto by nie skorzystał?
Nastało późne popołudnie. Zaczynało się ściemniać - niebo było różowe, a ja doszłam do pewnych wniosków:
1. Minął pierwszy dzień w mieszkaniu nieznajomego, za dwa dni o tej porze mnie tu już nie będzie (na chwilę obecną, nie mam odwagi się z nim spotkać).
2. Dzień z panią Barbarą był bardzo przyjemny, choć nie spotkałam się ani z Jess, ani nie byłam u ciotki po adres, no ale jutro też jest dzień.
3. Potrzebuję gorącej, relaksującej kąpieli.
Ooo tak! Tego mi było trzeba. Odprężenie gwarantowane. Kurczę, czuję się tu zbyt dobrze. Kate, nie przyzwyczajaj się - pomyślałam, wychodząc z wanny. Miałam przygotowany jeden duży ręcznik do ciała, którym szybko się owinęłam. Długie włosy domagały się jednak osobnego. Zauważyłam, że z jednej z łazienkowych szafek wystaje mniejsza sztuka. Co za szczęście. Otworzyłam biały mebel i wyjęłam to, co chciałam. No i nie tylko. Niestety. Nie byłam znawcą, ale wiem jak wyglądają narkotyki. Nikt raczej nie chowa po kątach mąki w foliowych opakowaniach. Zaciekawiona wsadziłam rękę, aby wybadać czy jest tam tego więcej. Zamknęłam oczy, próbując się uspokoić. To raczej nie była ilość na własny użytek. Paczek było naprawdę wiele. Nie zdziwiłabym się, jakby w całym mieszkaniu było tego więcej. Ręka, która została w środku szafki wyczuła coś jeszcze. Krzyk powstrzymała dłoń na moich ustach. Tyle, że ta dłoń wcale nie była moja...
Cześć wszystkim:) I jak się podobał rozdział?:D Pozornie spokojny, ale końcóweczka chyba dała radę, co?:) dziękuję, za tak pozytywny odbiór mojej książki, za każdą aktywność, czytanie i docenianie mojej pracy. Super uczucie <3 Mam ogromną nadzieję, że nikt nie poczuł się zawiedziony przebiegiem wydarzeń, zapewniam, że niedługo zacznie się dziać. Miłego czytania!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top