Today's one-shot #1
Tym razem one-shot w dzisiejszym numerze stworzyła luvmyswiftie, znajdziecie go tylko u nas, ponieważ nawet na profilu twórcy się nie pojawi. Dziękujemy Ci za czas i wysiłek.
- Esther, poczekaj! - słyszę za sobą głos. Ten sam który żegnał mnie rok temu. Kręcę głową by odeprzeć od siebie te myśli i idę dalej. Wchodzę przez ozdobną bramę do naszego. Wróć, mojego ulubionego parku i siadam na ławce. Nawet nie zauważam gdy dosiada się do mnie znajomy blondyn.
- Daniel? - szepcze, nie pewna swoich słów. Kiedy chłopak nie odpowiada, odwracam się i szukam ulubionej książki w plecaku.
- Tęskniłaś? - pyta głosem pełnym troski. Ignoruję go i wyjmuję fioletową zakładkę. Czuję jego dotyk na moim ramieniu. - Proszę, odpowiedz mi. Chcę znów usłyszeć twój piękny głos.
- Pytanie, czy ty tęskniłeś.- powoli przekręcam się by ujrzeć jego brązowe oczy. Kiedyś mogłam wpatrywać się w nie godzinami, a i tak nie miałam dość ich głębi. Zmieszana otwieram książkę na stronie 234 i próbuję przeczytać choć jedno słowo bez karcenia się w myślach za nie skupianie się na treści.
- Mówiłaś, że nienawidzisz Harry'ego Pottera. - uśmiecha się i przybliża się do mnie. Chcę się odsunąć, lecz oparcie ławki mi w tym przeszkadza. Rezygnuję z ucieczki i postanawiam z nim porozmawiać o wszystkim
- Odkąd dałeś mi tą książkę, czytam ją za każdym razem od nowa. - zamykam książkę i chowam ją do plecaka. Zakładam nogę na nogę i biorę głęboki wdech. - Daniel, myślisz że to takie łatwe? Zerwałeś zaręczyny, opuściłeś mnie z dzieckiem. Na miłość boską! Czego ty ode mnie oczekujesz?
- Co z Pearl? - mówi szybko, nie obawiając się mojej reakcji. - Przepraszam.
Pocieram skronie, wspominając wszystkie poważne rozmowy z córką. Nie rozumie dlaczego "tatuś" nie robi jej makaronu z serem i czemu nie układa z nią klocków. Był wspaniałym ojcem, póki nie stchórzył. Nadal nie wiem czemu to zrobił, lecz coś w myślach nie pozwala mi zapytać.
- Pamiętasz twojego ojca? - pyta, nie spodziewając się odpowiedzi. - Wykorzystał to, że brakowało mi matki.
- Myślałam, że ta twoja szczeniacka nienawiść ci przeszła. - syczę przez zaciśnięte zęby, żałując że to wszystko zaczęłam.
- Wysłuchaj mnie. - łapie delikatnie za mój podbródek, odwracając moją głowę w swoją stronę. Gdy się orientuje co robi, odrywa ręce od mojej twarzy i odwraca wzrok. - Obiecał mi poznanie matki w zamian za opuszczenie ciebie. Byłem głupi, młody. Uwierzyłem mu i poleciałem do Australii. Wykiwał mnie, a ty się przeprowadziłaś. Cały rok cie szukałem, tak bardzo chciałem ci to wszystko wytłumaczyć. Proszę, nie musisz mi wybaczać. Po prostu mi uwierz, a już o mnie więcej nie usłyszysz.
- Daniel, to obrzydliwe. Wymyśliłeś takie brednie bym do ciebie wróciła, jesteś okrutny! - krzyknęłam i wstałam z ławki. Powinnam była zrobić to na samym początku, - Nie wierzę ci, ale nie masz żadnego innego wyboru. Zapomnij o mnie. Wesołych Świąt, Daniel.
Próbuję powstrzymać łzy, lecz nie jest to takie łatwe. Wiem tylko jedno, muszę być silna dla Pearl. To ona mnie teraz potrzebuje, nie ten dupek. Jednak mimo to, czuję potrzebę porozmawiania z ojcem więc wchodzę niepewnie do jego miejsca pracy. Zauważam Abigail, uroczą sekretarkę. Byłam z nią parę razy na kawie i okazała się być zainteresowana mną nie tylko pod względem koleżeństwa.
- Czy pan James jest u siebie? - rozglądam się, szukając wzrokiem taty. Jedyne co widzę to jakiś klientów i przemiłą staruszkę która tu sprząta.
- Tak, proszę za mną. - wzdycha i wciska przycisk windy. Po krótkim oczekiwaniu, wchodzimy do tego malutkiego pomieszczenia. Abby widocznie się denerwuje i co jakiś czas spogląda w moją stronę.
- Abigail, ja wiem jak to wyszło. Po prostu... - jęknęłam, nie wiedząc co jeszcze mogę powiedzieć.
- Daj sobie spokój, stało się. Nie mam ci nic za złe.
Nie mówię nic więcej, po prostu wychodzę przed nią i idę do dobrze zapamiętanych mi drzwi. Uchylam je lekko, gdy słyszę jak z kimś rozmawia przez telefon.
- Co ty myślałeś? Że tak po prostu ci uwierzy? Nie licz na to, koniec rozmowy. - rozłącza się i rzuca telefon na biurko.
- Cześć! - otwieram drzwi i wchodzę do biura. Nie jest uśmiechnięty, bardziej zestresowany.
- Esther, co-o ty tu robisz? - śmieje się nerwowo, jakby próbował coś ukryć. Nie odpowiadam tylko przytulam się do niego.
- Chciałam tylko z tobą porozmawiać na pewien temat. - gdy przytakuje, kontynuuję. - Nie uwierzysz, ale spotkałam dziś Daniela. Powiedział, że oszukałeś go. Obiecałeś, że spotka się ze swoją mamą w Australii.
- Ten gnojek jeszcze pożałuje. Jakie jeszcze kłamstwa wymyślił na mój temat?
Zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że chociaż przez moment zwątpiłam w niego. Daniel próbował się obronić, a tata był jedynie jego ofiarą. Za bardzo mnie kocha, by coś takiego mi zrobić.
- Przepraszam tato. Wesołych Świąt. - pocieram go po plecach i wychodzę.
Żegnam się z Abby i wracam do domu przez park w którym go spotkałam. Całe szczęście mimo dokładnego przyglądania się każdej napotkanej osobie, nie zauważam Daniela. Gdzieś głęboko w sercu czuję niestety pustkę. Za dużo z nim przeżyłam by tak po prostu go opuścić. Jednak okłamał mnie i zostawił nas. Wyjmuję z plecaka klucze i otwieram dębowe drzwi. Brakuje mi zapachu rozpuszczonej czekolady i pomarańczy. Zawsze mieliśmy choinkę, bo Daniel jest chrześcijaninem. W ten dzień nie było kłótni między ojcem a nim. Śpiewaliśmy kolędy i cieszyliśmy się sztucznym śniegiem. Niby banalne, ale to on utrzymywał mnie w przekonaniu że szczegóły są najpiękniejsze.
- Mama! - słyszę radosny pisk dziewczynki i czuję nagle jak ktoś wtula się w moje nogi. Biorę na ręcę małą i podchodzę do siostry.
- Dziękuję Adah. - śmieję się i odprowadzam brunetkę do drzwi. - Wesołych Świąt!
- Wesołych. Widzę, że jesteś radosna.
- Tak, stało się coś czego się bałam. Jednocześnie powoduje to, że jestem szczęśliwa.
Ostatni raz żegnam się z siostrą i Odstawiam dziewczynkę i otwieram pełną lodówkę. Jedzenie jest już gotowe, brakuje jedynie ciastek mojej babci. Postanawiam cieszyć się świętami z córką i zupełnie nie myśleć o niczym innym. Wiąże niesforne włosy i wybieram na telefonie numer do przyjaciółki. Marszczę brwi kiedy odbiera od razu. To nie jest w jej stylu.
- Hej, możesz już przyjeżdżać.
- Jasne, będę za chwilę. - mówi cicho i się rozłącza.
Wzruszam ramionami i po prostu dołączam do zabawy lalkami z Pearl. Madison zerwała z Aaronem, a potem chciała by do niej wrócił. Jednak on znalazł sobie wredną dziunie imieniem Felicite którą zdradzał z niejaką Destiny. Wyobraźnia mojego dziecka nie zna granic.
- Puk, puk! - głos Elaine wyrywa mnie z zabawy. - Mam ciastka, whisky i sok wiśniowy który uwielbiasz, Pearl.
- Czyli będziesz wracała autobusem. - śmieję się biorąc od niej torby.
- Dlaczego? - kładzie dwa prezenty pod choinkę i siada na kanapie. Od dawna nie przeszkadza mi to, że czuje się jak u siebie w domu. - Nie będę piła aż tak długo.
- Chyba nie myślisz, że pozwolę ci wrócić samochodem do domu. Ilość nie gra tu roli.
- Skoro już mowa o roli, nie rozumiem jak mogłam się nie dostać do obsady? Zasługuję na rolę w filmie z największymi gwiazdami, a oni nie chcą mnie przyjąć do głupiej reklamy masła!
- Wiesz, że Pearl dostała propozycje sesji zdjęciowej? - ignoruję bezsensowną, lecz rutynową gadkę dziewczyny.
- Z tobą? - pomaga układać ciastka według wzoru, przy okazji podjadając co drugie. - No wiesz, jesteś wysoką blondynką. Figurę też masz niezłą. Ja bym kobieto orientacje dla ciebie mogła zmienić.
- Elaine, nie przy dziecku - szturcham ją, próbując dosięgnąć do najwyższej półki. - Zaczynamy o około osiemnastej.
- Tak wcześnie? - jęczy, udając zmartwioną.
- Wiesz, po pierwsze to nie jesteś sama. Po drugie, to nie domówka. - karcę ją.
Ubieram Pearl w sukienkę którą dostała od swojego dziadka i ja sama zakładam podobną. Tylko otrzymaną od jej taty, dokładnie rok temu. Dwa dni później już go nie było.
- Wszystko w porządku? - widzę w lustrze odbicie Elaine.
- Wszystko dopięte na ostatni guzik, więc tak. - przytulam przyjaciółkę. Wydaje się być tym zaskoczona, ale po chwili odwzajemnia uścisk. Uśmiecha się w moją stronę i prowadzi do salonu.
Dekoracje wiszą tu od tygodni, a choinka jest idealnie przystrojona. Na stole leżą rozmaite potrawy i desery. Nie wszystko to ja zrobiłam, więc kto?
- Mam dla ciebie mały prezent. - słyszę szept brunetki z tyłu i głos mojego ojca. Odwracam się, lecz stoi tam tylko ona z telefonem w ręku. "Nie waż się tego zrobić. Mniejsza, i tak ci nie uwierzy. Ja jestem jej ojcem, ma do mnie wielkie zaufanie. ty jedynie jakimś chłoptasiem co zawrócił jej w głowie i zrobił dziecko. Co jej powiesz? Esther, twój ojciec podstępnie wysłał mnie do Australii bym mógł zobaczyć swoją matkę, ale mnie oszukał? Ja wiem, że to prawda ale na nie. No i się nie dowie!", słyszę. Chce mi się płakać, krzyczeć i opaść z braku sił jednocześnie. Byłam głupia i uwierzyłam w plan ojca, którego byłam częścią.
- Ale nie załamuj się. Biorę Pearl ze sobą. - przyjaciółka pociera mnie po plecach i całuje w policzek. - Druga niespodzianka jest za choinką.
Słyszę powolne zamykanie drzwi i trzask zbitej bombki. Unoszę brwi w zdziwieniu i ostrożnie przybliżam się. Dokładnie tak jak powiedziała Elaine, zza choinki wychodzi Daniel. Podbiegam do niego i przytulam z całych sił.
- Brakowało mi tego. - szepcze mi do ucha. - Kocham cię, Esther Price.
- Ja też ciebie kocham. - składam krótki pocałunek na jego ustach i oplatam ramiona wokół jego szyi. - I przepraszam.
- Nie dziwię ci się, też bym tak zareagował. - włącza muzykę. - Nienawidzisz tego zespołu.
- Teraz już go uwielbiam. - zaczynamy poruszać się by wpasować się w powolny rytm muzyki.
Śmieje się cicho, lecz ta chwila nie mogła trwać wiecznie.
- Esther, muszę ci coś powiedzieć. A raczej zapytać. - bawi się palcami. To znaczy tylko, że się denerwuje.
Klęka przede mną i wyjmuje z marynarki małe, czerwone pudełeczko. Otwiera je, a w środku zauważam pierścionek. Ten sam który mi kupił trzy lata temu. Po policzkach spadają kolejno łzy.
- Esther Valerie Price, uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi i wyjdziesz za mnie?
- Tak. - mówię, nie wierząc w to co się dzieje. Wsuwa mi pierścionek na palec i namiętnie całuje.
Czy kiedykolwiek mieliście tak, że mimo nienawiści do drugiego człowieka i tak chcieliście czuć jego obecność? Albo kochamy takich ludzi, albo uwielbiamy im dogryzać. Nie ma nic pomiędzy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top