More than one-shot
*Alice*
Przez cholerne dwa dni moje życie zmieniło się nie do poznania. Plany na moje osiemnaste urodziny w łeb wzięły, a dlaczego? Bo mój ukochany braciszek mnie okłamał.
Wmówił mi, że musimy wyjechać, bo bał się, że ktoś odkryje mój „dar" przez to, że on uratował tamtą dziewczynę, ale tu nie chodziło o to. Alex bawiąc się w detektywa narobił sobie wrogów. Dawnych przyjaciół, którzy podobno zaczęli domyślać się skąd mój brat bierze informacje i pojawia się zawsze na czas w idealnym miejscu. Zamiast do Kings Island zamierzaliśmy do Chicago. Podobno tam mieliśmy być bezpieczni. Ja miałam dokończyć ostatnią klasę liceum, a Alex spróbować dostać się na trzeci rok tych swoich studiów.
Czyż to nie idealny plan? Normalne życie, ja i mój brat. Mieliśmy odłożoną dość dużą sumę pieniędzy z odszkodowania za wypadek rodziców.
---.---
Rano w dzień moich osiemnastych urodzin byliśmy już niedaleko nowego miejsca zamieszkania. Alex uśmiechnął się do mnie i złożył mi życzenia i kazał otworzyć schowek, w którym znalazłam białe pudełko obwiązane błękitną kokardą. W środku była błękitna sukienka, białe szpilki do zestawu i jeszcze jedno małe pudełeczko, w którym znalazłam śliczny srebrny naszyjnik z gwiazdką, na której były wygrawerowane słowa:
Did what you love
Rób to, co kochasz.
- Dziękuję Alex to wszystko jest piękne.
- Mieliśmy świętować w Parku rozrywki ale to jest dalej za blisko Nowego Yorku, ale za to możemy iść do klubu w Chicago, co ty na to?
- Acha, więc na to ta sukienka. Jestem za.
---.---
Alex musiał już wcześniej wszystko zaplanować, bo kiedy wjechaliśmy do nowego miasta mój brat zaparował samochód w jednej z dzielnic i wskazał mi starą wyremontowaną kamienicę.
- Tu jest nasze mieszkanie.
Okazało się, że mieszkanie jest całkiem dobrze umeblowane. Kuchnia, salon, korytarz dwie sypialnie z dwiema osobnymi łazienkami. Mój pokój nie był duży; mieściło się w nim łóżko, szafa i kilka półek na książki. Walizkę rzuciłam w kąt. Wyjmując z niej tylko potrzebne rzeczy, aby przygotować się na wyjście.
---.---
Po dość długiej kąpieli okazało się, że mam tylko godzinę do wyjścia. Ubrana w prezenty od brata, do tego dobrałam drobne kolczyki i bransoletkę, a do tego zrobiłam delikatny makijaż.
- Alice wychodzimy!
- Okay. Daj mi minutę.
Spojrzałam w lustro i uznałam, że wyglądam w porządku. Zgarnęłam z biurka małą kopertówkę i ruszyłam w stronę wyjścia.
---.---
Mój brat zabrał mnie do klubu, gdzie było pełno osób. Ledwie mogłam się przecisnąć między ludźmi. Parkiet był zalany upitymi osobami, które ocierały się o wszystko i wszystkich. Cóż, na początku mi to przeszkadzało, ale po trzech drinkach było mi to obojętne. Nawet obściskujące się pary przy ścianach już mi nie przeszkadzały.
Alec zniknął mi z oczu już po pierwszy drinku, ale nie przejęłam się i dalej bawiłam na parkiecie.
- Cześć mała. - Usłyszałam głos przy swoich uchu a potem poczułam jak ktoś kładzie dłonie na moich biodrach, i zaczyna ze mną tańczyć.
Dopóki dłonie nie schodziły za nisko nie miałam nic przeciwko partnerowi. Ale od niego zalatywało już nieźle alkoholem. Uratowała mnie skończona piosenka. Kiedy chciałam odejść, poczułam jak mężczyzna złapał mój nadgarstek i pociągnął w stronę toalet.
Nie byłam aż tak wstawiona, aby pozwolić jakiemuś zboczeńcowi mną rządzić. Kiedy zaczęłam się wyrywać poczułam jak ktoś do nas podszedł.
Był to wysoki brunet. Przez biały T-shiert można było zauważyć zarys pokaźnych mięśni.
- Zostaw dziewczynę.
- Sory nie wiedziałem, że jest z kimś. - I odszedł.
- Dzięki za ratunek.
- Chodź, odwiozę cię do domu.
- Przykro mi, z nieznajomymi nie wracam.
Ale bruneta nie obchodziło moje zdanie złapał mnie za dłoń i znów ktoś zaczął mnie ciągnąć gdzie mu się podoba. Chciałam zacząć krzyczeć, kiedy brunet zniknął. Zniknęli ludzie, których widziałam a na ich miejscu byli inni. Okręciłam się w kółko, szukając znikającego bruneta, ale nigdzie go nie widziałam. Spojrzałam w stronę toalet. Poczułam jak coś mnie tam ciągnie. I już wiedziałam, że to kolejna wizja. Następne zabójstwo, które mogłam powstrzymać. W tym samym klubie.
Chciałam już mieć wszystko za sobą, więc ruszyłam w stronę łazienki. Już przy wejściu do damskiej toalety zauważyłam krew na drzwiach. Ofiara musiała walczyć. Otwierałam po kolei drzwi aż w ostatnich zobaczyłam zmasakrowane ciało dziewczyny. Cała podłoga była we krwi, a twarz tak pocięta, że trudno było przewidzieć ile mogła mieć lat. Mrowienie w potylicy przypomniało mi, że to piekło już się kończy. Zamknęłam oczy czekając na koniec.
---.---
Kiedy otworzyłam oczy nie byłam już w klubie. Siedziałam w samochodzie. Obcym samochodzie.
Podniosząc głowę z siedzenia, poczułam ostry ból w tyle głowy. Skrzywiłam się.
- Kiedy straciłaś przytomność uderzyłaś się w głowę.
- Wypuść mnie.
- Zaraz będziesz w domu.
- Nie znam cię, masz mnie wypuścić.
- Odwożę cię tylko do domu.
- Nikt cię o to nie prosił.
- Alex mnie prosił.
Co znów wymyślił mój brat?!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top