More than one-shot
Rozdział drugi:
Pogoda była równie paskudna, co moje samopoczucie. Szare, pochmurne niebo i kompletny brak słońca potęgowały jedynie moje przygnębienie, a wilgotne powietrze i lekki wiatr skutecznie im w tym pomagały. Był początek jesieni, nie powinno być aż tak smutno i depresyjnie, mimo to najwyraźniej słońce postanowiło pójść na wcześniejszy odpoczynek, bowiem dochodziła zaledwie osiemnasta, a było ciemno jak w listopadowy wieczór. Od ponad dwóch godzin siedziałam w aucie na miejscu pasażera, a moim jedynym zajęciem było wyglądanie przez okno. Kierowaliśmy się z Alexem na zachód, póki co do Pittsburga, gdzie mieliśmy zrobić sobie pierwszy przystanek. Sami nie wiedzieliśmy dokąd zmierzamy, ale wiadome było to, że jak najszybciej musimy oddalić się od Nowego Jorku.
Sytuacja była doprawdy napięta. Kiedy Alex wrócił do domu tamtego wieczoru z umazanymi we krwi i błocie rękoma nie miałam pojęcia co robić. Wszystko zaczęło dziać się tak szybko, że ledwo pamiętam słowa, którymi rzucał na prawo i lewo, podczas gdy ja pakowałam swoje najpotrzebniejsze rzeczy. Większość z nich i tak musiałam wyrzucić, bo nie zmieściłaby się w samochodzie, zresztą w naszym położeniu nie za bardzo wskazane było brać ze sobą cokolwiek, co mogłoby przykuć uwagę osób trzecich czy też posłużyć jako dowód.
Ani ja, ani mój brat nie byliśmy w stanie przewidzieć tego, co się wydarzy. Zwykle udawało mu się zapobiegać moim wizjom i bez podejrzeń usuwać się w cień jako anonimowy bohater, lecz tym razem niestety stało się zupełnie inaczej. Musiał uciec. My musieliśmy uciekać.
Teoretycznie nie zrobił niczego złego. Teoretycznie. Prawo bywa „humorzaste", nie mógł narażać ani mnie, ani siebie na żadne problemy tego typu. Był moim opiekunem prawnym, młodym, uczącym się chłopakiem, utrzymującym swoją nieletnią siostrę. Gdyby tylko zadarł z prawem, nigdy nie wiadomo co stałoby się ze mną... Poza tym zawsze istniało ryzyko, że trafimy na wścibskiego śledczego, który za wszelką cenę zechce dowiedzieć się w jaki sposób NAPRAWDĘ Alex trafił w to konkretne miejsce w samym środku lasu, w tym samym czasie, kiedy to nieznajomy mężczyzna zaatakował tamtą dziewczynę.
Chodziło zatem o mnie. O chronienie mojego sekretu. Czułam się fatalnie ze świadomością, że przeze mnie i ten cholerny „dar" mój brat był zmuszony zrezygnować z wymarzonych studiów, rzucić całe swoje dotychczasowe życie i z dnia na dzień opuścić miasto, w którym się urodził i żył przez ostatnie dwadzieścia trzy lata. Poczucie winy zżerało mnie od środka tak mocno, że w ciągu tych kilku godzin podróży w ogóle się do niego nie odezwałam. Za bardzo się bałam. Żadne słowa nie wydawały mi się wtedy odpowiednie. Ponadto sama przeżywałam tę nagłą wyprowadzkę, o ile można tak nazwać ucieczkę w nieznane. Byłam doszczętnie sfrustrowana, między innymi przez to, w co wbrew swojej woli wpakowałam brata, a także ze względu na wściekłość, jaka mnie ogarnęła z powodu wyjazdu. Nie chciałam wyjeżdżać, jednak nie widziałam innego, lepszego wyjścia. Chcąc, nie chcąc, musiałam to zaakceptować i czym prędzej przestać patrzeć w przeszłość i zacząć myśleć o tym, co nas czekało w najbliższej przyszłości. A była to wielka niewiadoma.
Odkąd minęliśmy znak informujący, że właśnie opuszczamy teren miasta Nowy Jork, atmosfera pomiędzy mną a Alexem stawała się coraz bardziej napięta. Przynajmniej ja tak to odczuwałam. Doskonale wiedziałam, że o nic mnie nie obwiniał, bo przecież to nie była moja wina, że miewałam te okropne wizje, mimo to wyrzuty sumienia nie dawały mi odpocząć, a ta ponura pogoda tylko wszystko wzmagała.
Chłopak prowadził auto w skupieniu, patrząc wciąż przed siebie, a w powietrzu wisiała ciężka i miażdżąca cisza. Radio prawie że niesłyszalnie wydobywało z siebie jakieś znajome dla ucha, choć trudne do rozszyfrowania dźwięki, a ja wpatrywałam się w rozciągnięte kilometrami lasy i pola otaczające drogę krajową. Mój umysł powoli oczyszczał się, a wzrok robił się coraz bardziej nieobecny. Ta błyskawiczna zmiana i ostatnie wydarzenia tak mocno mnie przytłoczyły, że już nie mieściłam w swojej malutkiej głowie tego natłoku myśli. Raz byłam zła na to swoje przekleństwo i zwalałam całą winę za ostatnie wydarzenia na siebie, innym razem byłam smutna i tak, jak teraz nie odzywałam się, tylko trwałam w swoim prywatnym świecie, z dala od realiów życia.
- Zdecydowałaś już? - Z amoku wyrwał mnie głos brata. Rozkojarzona odwróciłam się w jego stronę i unosząc brwi do góry, mruknęłam pod nosem ciche „Hm?". - Pytam czy zdecydowałaś już dokąd pojedziemy - powtórzył, wciąż śledząc bacznie co działo się na drodze.
- Ach... - westchnęłam, powracając do szarej rzeczywistości. Nie rozumiałam dlaczego pozwolił mi wybrać nasze nowe miejsce zamieszkania. Traktowałam to poniekąd jak jakąś nagrodę, a absolutnie nie zasługiwałam na nic z tych rzeczy. Byłam źródłem kłopotu, z jakiej racji miałabym być za to nagradzana? To mijało się z celem... Mimo to przystanęłam na tym i obiecałam, że zastanowię się w trakcie podróży i dam mu znać. Rozmyślałam nad tym, ale niezbyt intensywnie. Być może fakt, że miałam zbyt szerokie pole do popisu sprawiał, że nie potrafiłam definitywnie zarządzić dokąd się udamy. Jakby nie patrzeć mogliśmy się udać gdziekolwiek, nawet do Kanady. - Nadal myślę - odpowiedziałam beznamiętnym i niezbyt przekonującym tonem. Czas nas trochę gonił bowiem zdążyliśmy już wyjechać ze stanu. Po nocy spędzonej w jakimś tanim motelu przy drodze krajowej niedaleko Pittsburga musieliśmy już wiedzieć gdzie się kierować dalej; na północ, południe czy dalej w głąb kraju w stronę zachodniego wybrzeża, tymczasem ja przysłowiowo płakałam nad rozlanym mlekiem.
- Co myślisz o Illinois? - zapytał dość ochoczo Alex. - Po drodze zajechalibyśmy do Kings Island - zaproponował, a w jego głosie dało się wyczuć nutkę niepewności, zupełnie jakby chciał coś zatuszować, ale nazwa parku rozrywki naprowadziła mnie na dobry trop. Mimowolnie uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem i poczułam przyjemne ciepło wokół serca.
- Chcesz wyprawić mi urodziny mimo okoliczności? - zagadnęłam z chytrym uśmieszkiem. To było wręcz niesamowite, że mimo sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, Alex wciąż myślał o mnie i o tym, abym spędziła ten dzień zwyczajnie. Tak bardzo cieszyłam się, że chciał zagwarantować mi taką rozrywkę w prezencie. Na tę krótką chwilę zapomniałam o tym całym syfie, który nas otaczał ze wszystkich stron.
Brat odwrócił się na moment w moją stronę i posłał mi porozumiewawczy, a zarazem lekko łobuzerski uśmiech.
- A czemu nie? - odparł, wracając wzrokiem na drogę. - Chyba, że jesteś już za stara na takie rzeczy... - dodał złośliwie, a ja od razu dałam mu kuksańca w ramię, na co się zaśmiał.
- Nigdy nie będę za stara na karuzele! - zaznaczyłam dobitnie, a na mojej twarzy wciąż widniał uśmiech, choć tym razem szerszy.
Ta krótka wymiana zdań zainicjowała długą rozmowę i zdecydowanie poprawiła moje samopoczucie. Przestałam tak bardzo martwić się naszym losem i zmianą, na jaką skazałam brata. Zamiast tego oboje oddaliśmy się dywagacjom odnośnie naszej przyszłości. Spekulowaliśmy nad tym gdzie zamieszkamy, do jakiej pracy nadawałby się Alex, żartowaliśmy nawet o zmianie imion i nazwisk, ale co najważniejsze znów miałam pewność, że wszystko między nami było w porządku.
Byłam podekscytowana, że moje osiemnaste urodziny spędzimy razem w wesołym miasteczku. Kiedy tylko myślałam o tych wszystkich fantastycznych atrakcjach, mój entuzjazm wzrastał, a pesymistyczne myśli odchodziły na drugi plan. Nieważne co miało się wydarzyć w przeciągu następnych dni, w swoje urodziny miałam zamiar dobrze się bawić z Alexem.
Nigdy nie będę za stara na karuzele.
Za to już zawsze będę za stara, żeby wrócić do normalności. Z tym, że siedząc wtedy w samochodzie jeszcze tego nie wiedziałam, a dowiedzieć się miałam niebawem. Za dwa dni. W swoje urodziny.
Od autora: No wiec tak... Rozdział pisało mi się wyjątkowo łatwo. Pierwotnie miała być tam jeszcze jedna scena, ale wtedy wyszedłby za długi. Żeby ostatni akapit mojego rozdziału miał sens, prosiłabym osobę, która zechce pisać kontynuacje o kontakt, żebym mogła wyjasnić o co chodzi (Kontakt z autorką przez gazetkę). Mam nadzieję, że czytelnikom spodobało się to jak poprowadziłam akcję i choć jeszcze niewiele się dzieje, to moge zapewnić, że nastepna część, która również chciałabym napisać, bedzie bardziej emocjonujaca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top