Narzekalnia

Przychodzą w życiu takie momenty, że trzeba się pożegnać. Ten artykuł prawdopodobnie jest takim moim momentem pożegnalnym z Wami, gdyż nie czuję się dłużej na siłach, by prowadzić ten dział. Szczerze mówiąc, dzisiaj chciałabym ponarzekać na to, co między innymi skłoniło mnie do takiej decyzji. Część z Was zrozumie mój ból, gdyż do maja załamanie psychicznie mi nie przejdzie. Potem zostaje opijać zwycięstwo lub topić smutki. A następnie to już kto tam wie, co się stanie.
Otóż szkoła. Droga, kochana i uwielbiana przez wszystkich SZKOŁA. Wydaje mi się, że ona jako jedna z niewielu rzeczy zasługuje na Caps Lock... Sami spójrzcie, ta groza i ból tchnący z samych liter! Nie wspominając już o samym budynku.
Zapewne jak sami już wiecie, w tekstach literackich - szczególnie wattpadowych - jest ona najczystszą abstrakcją. Głównie z dwóch powodów:
a) Nic nie znaczy zarówno dla bohaterki, jak i jej rodziny (jeśli ta nie wyparo-zniknęła).
Wiecie, zawsze mnie to bawi, jak trafiam w opowiadaniu na taką Marysieńkę, która kompletnie w dupie ma wszystkie lekcje, swoje oceny i tak dalej. W normalnym życiu trzęsłaby gatkami, żeby pani od „pszyrki" przepuściła ją do kolejnej klasy, a w opowiadaniu ma gdzieś zajęcia z fizyki kwantowej, bo przecież jest taką mądrą dziewczynką i ze wszystkim sobie poradzi, prawda? To nie tak, że za nieobecności, złe oceny i sprawowanie wychowawca ma prawo zwołać komisję i decydować o jej dalszym losie. Kurator to już w ogóle inna bajka. Szkoda słów.

b) Szkoły poza Polską.
Najwyższym stopniem inteligencji odznaczają się osoby, stosujące w opowiadaniach, których akcja toczy się gdzieś w Anglii czy USA, polski system nauczania. Cudo po prostu. CUDO. C. U. D. O. Co jest jeszcze zabawne to to, że spotkałam się kiedyś z zapisem, że bohaterka szła na (uwaga!)... lekcję polskiego! Amerykanie i Anglicy nieraz nie rozróżniają języka rosyjskiego i polskiego, a co dopiero mieliby się go uczyć. Spotkałam się nawet ze stwierdzeniem, że brzmimy jak szumiące, zepsute radio. Milutko, prawda?

Skupmy się jednak jeszcze na jednej sytuacji, która zawsze mnie bawi w opowiadaniach. Spokojna dziewczyna, ba!, prymuska! No i ten nieszczęsny badboy. Mógłby mi ktoś łaskawie wytłumaczyć dlaczego zawsze, ale to zawsze, te dwie skrajnie różne osoby kończą w jednej grupie z projektem, mają siedzieć razem czy pomagać jedno drugiemu? Z własnego doświadczenia wiem, że takie osoby przezornie trzymają się z daleka. Prymus chce się uczyć, a badboy nie, ot, cała filozofia. Jedno drugiemu w drogę nie wchodzi, więc dlaczego większość dennych historii w typie love story właśnie w ten sposób się zaczyna?! Nie ma już innych sposobów na to?
Szczerze mówiąc, nie wiem, co więcej mogłabym napisać. Od dłuższego czasu pisanie, delikatnie mówiąc, raczej omijam i cały wolny czas (a okazuje się go być mało) poświęcam na czynności tak odmóżdżające jak oglądanie serialu czy (Black Friday uratował mi życie) graniu w simsy.
Dziękuję za uwagę i jak zwykle - dajcie znać co Was denerwuje w odniesieniu do tematu szkoły w opowiadaniach. Miło było tu dla Was pisać. (:

Zawsze narzekająca,
freaksallaround

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top