Logika przez duże L
Dziwy to i szok, że znowu się tutaj widzimy. Wiem, nie spodziewaliście się tego, ale spokojnie! Pocieszę Was, że ja też nie. Tym bardziej nie myślałam o tym, żeby pisać to o czwartej nad ranem, po kubku słodkiej jak miód kawy. Jednak rozmyślania na temat beznadziejności i zła w tekstach literackich zazwyczaj przychodzą znienacka i lepiej to wykorzystać. W innym wypadku znowu siedziałabym nad tym tekstem kilka godzin i nie ruszyła nawet o jedną linijkę.
Wracając do meritum - na co dziś pomarudzimy? Ach, na coś takiego, co zwie się Logiką. Tak, Logiką przez duże L. Nie wiem jak Wam, ale mi się zdaje, że ostatnio zaczyna ona totalnie wychodzić z użycia. Na co to komu, nie? Ja tam się nie zastanawiałam i nie wiem... A tak naprawdę, to zwyczajnie zaczęły mi się ostatnio rzucać w oczy takie fajne tekściki, gdzie sensu brakuje w tym samym stopniu, co znaków przestankowych. A może nawet w większym.
Oho, właśnie zgasły latarnie na ulicy i zrobiło się totalnie jasno. Jednakże, zaczniemy może od kultowych nastolatków. Gdzie się nie spojrzy, tam bohaterem jest szesnasto-, siedemnasto-, osiemnastolatka, co nie? Ano tak, a co ciekawsze, postaci te... są panami swoich żyć i kompletnie ignorują (albo nie posiadają) rodziców. Szesnastolatki, które przeprowadzają się gdzieśtam do swojego loverboy'a? Klasyk. Co na to rodzice?
a) „Jasne, dlaczego nie? Ważne, żeby córcia była szczęśliwa!" - Nie mam zielonego pojęcia jaki rodzic by się tak zachował. Jeśli ktoś takich ma, no to spoko-loko, ja nie krytykuję.
b) Rodzice magicznie wyparozniknęli, albo po prostu jakieś pingwiny porwały ich do Honolulu, gdzie razem z małpami prostują banany. Serio, zagadka roku, gdzie są rodzice?
Nie wiem czy tylko mnie to tak bawi, ale mam nadzieję, że Was też. Szczególnie, kiedy z jakiegoś zakamarka w domu słyszycie „ODŁÓŻ NATYCHMIAST TEN INTERNET I WEŹ SIĘ ZA SPRZĄTANIE!". Swoją drogą, jak się odkłada Internet? Nevermind. Wydaje mi się, że akurat w tym wypadku nie ma znaczenia z jakiego kraju pochodzi dana bohaterka. Prawdziwy opiekun raczej nie przestanie wtrącać się w życie swojego dziecka (np. w moim przypadku drogi tata jest przekonany, że będę się go bezwzględnie słuchać do co najmniej 30 roku życia).
Poza tym pozostaje oczywiście podejście owych nastolatków:
a) „O matko, tak bardzo nienawidzę swoich rodziców, mogliby umrzeć..."
b) „O, rodzice umarli... spoko całkiem. Polecam." - to mnie swoją drogą zastanawia. Trafiłam na to też w jednej z książek i mówiąc szczerze? Nie wiem co za chory zwyrol tak by się zachował. Z autopsji wiem, że nawet po dziesięciu latach śmierć rodzica boli, także tego...
Pozostawiając nastolatki same sobie - czyli tak, jak lubą najbardziej - przejdźmy może do kwestii dorosłych. Pomińmy oczywiście wszystkie postaci, które w wieku lat czternastu są święcie przekonane, że wszystko im wolno, BO SĄ DOROSŁE. Nie, nie są, jeśli ktoś by pytał. W każdym razie, wracając do głównego tematu (o dobry jeżu, dlaczego ja cały czas od niego odchodzę...) pomyślmy nad taką sytuacją:
Bohaterka - Marysia, płeć - kobieta, lat - dwadzieścia pięć, czy pracuje? Nie, bo i po co. Nie istnieją w końcu rachunki, komornicy i windykatorzy to tak naprawdę bajki dla dzieci, a prąd wytwarzają nam chomiki, biegające w kółko w kołowrotku. Wiecie, jak jeden się zużyje, to kupujesz drugiego i po sprawie.
Poza tym takie osoby kompletnie nie są w stanie sobie z niczym poradzić. Jeszcze będą płakać, że są takie młode, a życie takie ciężkie. Nigdy nie było łatwe i sądzę, że w takim wieku człowiek już mniej więcej zdaje sobie sprawę, że jakoś trzeba sobie poradzić i na zupkach chińskich wyżyć się nie da. Ale aŁtoreczki będą zawsze wiedziały lepiej, więc nie ma co się często produkować i wspominać o takich rzeczach. Pozostaje marzyć, że jednak są osoby, które zauważą ten bezsens w bezsensie, doprawiony szczyptą nonsensu.
Na koniec, jako mała wisienka na dużym torcie, wspomnimy o creepypastach. Jeśli ktoś się nie orientuje co to, już przytaczam Wikipedię.
„Creepypasta - krótka, fikcyjna historia, rozpowszechniana za pomocą internetu, która ma na celu przestraszyć czytelnika. Mimo że creepypasty zazwyczaj nie są oparte na faktach, to są często opisywane w sposób bardzo realistyczny, by zwiększyć uczucie strachu.
Słowo creepypasta to zbitka wyrazowa angielskich słów „creepy" (straszny, przyprawiający o gęsią skórkę) i „copypasta" (określenie historii kopiowanych i wklejanych przez użytkowników). Choć straszne historie popularne były jeszcze przed powstaniem internetu, to termin creepypasta po raz pierwszy pojawił się w serwisie 4chan w 2007 roku, a jego popularność wzrosła na przełomie 2010 i 2011 roku"
Skoro już mniej więcej ogarniamy co się dzieje, to powiem Wam z jakimi bezsensowymi schematami się w nich spotkałam. Oczywiście, jak zapewne się domyślacie, największy sukces odnoszą opowiadania typu: „Creepypasta love", „Creepy Love", „Miłość psychopaty", itd. Porażająco ambitne, nie powiem. Do tej pory spotkałam się z jednym opowiadaniem w tematyce powszechnie znanej pasty opowiadającej o Jeffie the Killerze, czyli chłopaku, którego większość zna jako gifa, z człowiekiem o skórze koloru porcelany i rozciętych w kącikach ustach. Naprawdę, tylko jedna osoba w moim mniemaniu w ogóle podołała jakimkolwiek próbom nawiązania do tej tematyki.
Jednakże, o czym to ja... No tak, miłość i psychopata. Wyobrażacie to sobie? Mamy niewinną bohaterkę, która widzi morderstwo. Zazwyczaj reaguje na dwa sposoby:
a) zaczyna sobie gawędzić i flirtować z mordercą, który jest cały umazany we krwi (pffft, normalka)
b) boi się, ale w sumie dalej mu pyskuje, pomimo błyszczącego złowrogo noża, który gość trzyma w ręku.
Potem następuje przełom, psychol stwierdza, że w sumie nie chce zabić naszej bohaterki, bo go fascynuje i ogólnie jakaś taka ładna. A, no i czuje coś w swoim serduszku, ale jeszcze nie wie co to. To coś dziwnego i powinien to skończyć, ale nie umie, więc... Sami zresztą wiecie jak to jest. Kocha się słodycze, ale nie powinno się ich jeść dużo, no ale jednak się je. Słaba wola i te sprawy.
Następnie znowu dzieje się coś niesamowitego. Po serii głębokich przemyśleń, bohaterka stwierdza, ŻE ONA TEŻ JEST MORDERCZYNIĄ! No i łapie się za narzędzie zbrodni (np. pilniczek do paznokci...) i idzie wyrżnąć w pień rodzinę/sąsiadów/szkołę. Ewentualnie rozcina sobie twarz, żeby upodobnić się do ukochanego. Cudowne podejście, no po prostu zachwycona jestem.
Cała historia wieńczona jest ich burzliwym związkiem, w którym wzajemnie okładają się pięściami, wbijają sobie noże w brzuch (tylko nie w wątrobę!) i próbują się zabić. Nie zmienia to jednak faktu, że wracają do siebie po trzydzieści razy i na końcu rodzi im się przepiękne dziecko, które od wieku niemowlęcego też staje się mordercą. Braknie tylko tego, żeby je rodzice już na początku oszpecili. Oczywiście nikt ich nigdy nie łapie i żyją swoim szczęśliwym, psychopatycznym życiem długo i szczęśliwie.
Teraz więc mogę Wam dać idealny przepis na bezsensowne opowiadanie.
1) Weź nastoletnią bohaterkę, która powoli wkracza w wiek pełnoletności.
2) Zaznacz, że jej rodzice nie żyją/nie interesują się nią/wyjechali na Mount Everest hodować yeti/zwyczajnie nie istnieją. (Osobiście polecam ostatnią opcję.)
3) Daj wszystkim znać, że jest najbardziej znaną i lubianą osobą, ew. wybierz wersję, gdzie nasza bohaterka jest po prostu zwykłą mendą.
4) Naślij na nią seryjnego mordercę.
5) Zrób im dziecko.
No! Życzę powodzenia! Przepis podany, jak zwykle, przez freaksallaround aka. Luminescencyjną Lamę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top