Today's One-Shot

One-Shot do tego numeru napisała @Delicja, której bardzo dziękujemy za poświęcony czas. ;)

Michael z westchnieniem podniósł z ziemi przewróconą przez przeciągi ramkę. Spojrzał w twarze uśmiechniętych rodziców i po raz kolejny tego dnia zaszkliły mu się oczy. Czemu ich to spotkało? Najpierw tata, a kiedy udało im się pozbierać, Bóg zabrał ich mamę. Szybko odgonił łzy. Był teraz najstarszy, więc musiał zadbać o siostry, musiał być silny. Odłożył zdjęcie na miejsce i skierował się w stronę salonu. Na kanapie siedziała Lisa i spoglądała za okno. Dziewczyna nie wyrażała jakichkolwiek emocji, jedynie oczy były zaczerwienione i opuchnięte od ciągłego płaczu. Usiadł obok i złapał twarz młodszej o dwa lata siostry w swoje ręce.

- Poradzimy sobie. Oni nad nami czuwają, mimo że nie ma ich obok. Ja mam pracę, ty za rok skończysz szkołę i też coś sobie znajdziesz. Musimy dać radę. Dla Angie.

- Powiemy jej? - Lisa spojrzała bratu w oczy, które, tak samo jak jej własne, zdradzały oznaki płaczu.

- Jeszcze nie teraz. Nie jestem na to gotowy.

- A co mówił lekarz przy ostatniej wizycie? - zapytała z troską w głosie.

- Stan jest stabilny, ale choroba postępuje. Niedługo może jej być ciężko odróżniać wyobraźnię od rzeczywistości.

- Ma tylko pięć lat. Nie jestem gotowa, żeby ją też stracić. To za dużo... - Z jej ust wydobył się głośny szloch. Nie mogła już powstrzymywać łez. Mieli tylko siebie, tylko to im zostało. Siedzieli wtuleni w siebie, pogrążeni we własnych myślach.

- Muszę jechać odebrać Angie z przedszkola. Zrobisz coś do jedzenia? - Michael podniósł się z kanapy, zakładając kurtkę. Był chłodny, jesienny dzień, a złote liście szalały po ulicach.

- Tak, jedź już. - Lisa pocałowała brata w policzek i ruszyła w stronę kuchni.

Michael wyszedł z domu, uprzednio biorąc z półki dokumenty i kluczyki do samochodu. Wsiadł do niego i odpalił silnik. Pięć minut później znalazł się pod kolorowym budynkiem. Jako jedyny dodawał miastu radości, a uczucia dopełniały radosne dzieci biegające po podwórku, śmiejąc się i przekrzykując. Zamykając drzwiczki, wypatrywał siostry wśród jej rówieśników. Podszedł do furtki i zobaczył, jak Angie, z uśmiechem na twarzy, siedzi w piaskownicy obok dwóch kolegów. Zaszedł ją od tyłu, złapał w pasie i wziął na ręce, podrzucając w powietrze. Chichot dziewczynki rozniósł się po okolicy. Wtululona w brata, obserwowała świat z góry. Policzki miała zaróżowione od wiatru, a włosy rozczochrane.

- Michael! Wiesz, że uratowaliśmy dzisiaj życie wiewiórce?

- Naprawdę? A co takiego zrobiliście? - zapytał z szerokim uśmiechem.

- Siedziała sama pod drzewem, a pani dała nam orzechy i powiedziała, że pewnie jest głodna. I wszyscy się bali, a ja wzięłam jeden i położyłam bliżej. I ona go wzięła i uciekła! Jej futerko było takie rude... - opowiadała dziewczynka z zapartym tchem. Michael wziął siostrę na barana. Jedną ręką trzymał ją, żeby nie spadła, a drugą chwycił jej plecaczek w kształcie sowy. Kiwnął głową opiekunce, a kiedy ta dała mu znać, że ich widzi, ruszyli w drogę powrotną. Roześmiana Angie cały czas opowiadała różne rzeczy, które przydarzyły się jej w przedszkolu.

- A taka jedna Nina chciała pokazać, że umie latać i skoczyła z krawężnika. Ale jej się nie udało i upadła na chodnik - zaśmiała się wesoło.

- Tak? A wiesz, czemu jej się nie udało?

- Bo krawężnik był za niski! - odparła z szerokim uśmiechem.

Michael zaparkował pod domem i wniósł dziewczynkę do środka. Ta od razu pobiegła w otwarte ramiona siostry.

- Lisa! A wiesz co się dzisiaj stało? Bo Michael już wie!

- Co takiego? - Lisa skupiła swoją uwagę na osóbce podskakującej przed nią. Wzięła ją na ręce i poszła do kuchni, po drodze wysłuchując wszystkich historii, które pięć minut wcześniej otrzymał jej brat.

- Dobrze, zrobiłam naleśniki! Leć teraz umyć rączki, a ja przygotuję talerze. Raz-raz, bo wystygnie.

Dziewczynka z uśmiechem nie schodzącym jej z twarzy popędziła do łazienki, gdzie czekał już na nią Michael. Podsadził ją do umywalki i podał mydło, uprzednio odkręcając wodę.

-Mydło wszystko umyje, nawet uszy i szyję, mydło, mydło pachnące jak kwiatki na łące - zanuciła Angie odkładając mydło i wycierając ręce.

- Leć do stołu, bo Lisa zaraz wszystko zje!

- Słyszałam! - krzyknęła Lisa wychylając się z kuchni. Usiedli razem do stołu i złapali za ręce.

- Dziękujemy Ci Panie za ten posiłek, który możemy spożyć razem, w rodzinnej atmosferze - Michael, jako najstarszy, zawsze przed posiłkiem odmawiał modlitwę.

- Amen - powiedzieli zgodnie i zaczęli pałaszować naleśniki, przekomarzając się przy tym i walcząc o to, kto pierwszy dorwie słoik z Nutellą. Po skończonym posiłku Michael wstał i kierując się w stronę wyjścia rzucił tylko:

- Idę do sklepu, skończył się chleb. - Rzucił Lisie znaczące spojrzenie i wyszedł. Skierował się na cmentarz. Stanął nad grobem, teraz już obojga rodziców, i położył na nim wieniec, który razem z siostrami zrobili latem z polnych kwiatów i zasuszyli.

- Tęsknię za Wami. Chciałbym, aby wszystko znów było po staremu. Muszę dać im siłę, tylko skąd mam ją wziąć? Naszym życiem rządzi żal, jedynie Angie wplata trochę szczęścia. Co będzie, jak ona również odjedzie? Obiecajcie, że się nią zaopiekujecie. - Nie był w stanie powiedzieć więcej. Jego ciałem wstrząsnął szloch. Tylko tu mógł pozwolić sobie na łzy. W domu musiał ubrać uśmiech i żyć dla nich, bo tylko one dwie mu zostały, tylko one się liczą.

Kiedy zaczęło się ściemniać, ruszył w drogę powrotną, zahaczając po drodze o sklep. Co jak co, ale faktycznie nie było chleba.

Wchodząc do domu, cichutko zamknął za sobą drzwi przypuszczając, że najmłodsza z ich trójki już śpi. Było jednak inaczej, ponieważ kiedy wszedł głębiej zobaczył dwie siostry ganiające się dookoła kanapy. Młodsza ubrana była w piżamę w pluszowe misie, natomiast starsza, ubrana cały czas tak samo, próbowała zabrać jej swoją szczotkę do włosów. Zakradł się w ich stronę i kiedy Angie miała zamiar czmychnąć w inny kąt, złapał ją mocno i przewiesił przez ramię, jak gdyby nigdy nic idąc w stronę jej pokoju. Dziewczynka szamotała się i uderzała piąstkami w plecy brata, ale ten nic sobie z tego nie robił. Kiedy w końcu wylądowała w swoim łóżku, złapała Michaela za rękę, przez co ten stracił równowagę i padł na kołdrę obok niej. Kiedy udało mu się wygramolić, zobaczył przed sobą uśmiechniętą od ucha do ucha twarz siostry.

- Idziemy spać - powiedział jej na ucho, jakby to była tajemnica. Ona nachyliła się w jego kierunku i wyszeptała:

- Wiem. - Uśmiechnęli się do siebie. Nagle wyraz twarzy dziewczynki się zmienił. Spojrzała gdzieś ponad ramieniem brata i spytała zamyślona. - Mamy gdzieś klucz do tych drzwi?

- Jakich drzwi, kochanie?

- Tamtych - dziewczynka pokazała ścianę - wyglądają na bardzo stare.

- Na pewno gdzieś się zawieruszył. Idź teraz spać.

- Jak myślisz, co jest za tymi drzwiami?

- Nie wiem. Trzeba będzie się przekonać, nie sądzisz? - Michael czule potargał włosy siostrze.

- Może trafimy do krainy marzeń! Wiesz, patrzyłam przez dziurkę, i tam był taki dłuuuugi most, słyszałam nawet śpiew ptaków! - ekscytowała się Angie.

- Jutro poszukamy klucza, obiecuję. Ale teraz musisz się wsypać, żeby mieć siłę do poszukiwań.

- A mama przyjdzie? Zawsze dawała mi buzi na dobranoc.

- Mama... mama musiała coś załatwić. Nie powiedziała kiedy wróci. - Michael szybko zamrugał, żeby pozbyć się łez.

- Ale wróci?

- Kiedyś napewno, kochanie. A teraz śpij. Rano opowiesz mi swój sen. - Michael skierował się w stronę wyjścia i gasząc światło, opuścił pokój siostry. Na dole zastał Lisę czytającą książkę.

- I jak? - Siostra oderwała się od lektury.

- Dzisiaj był dobry dzień. Ale Angie zauważyła w swoim pokoju drzwi.

- Bo wcześniej przechodziliśmy przez ścianę... - Lisa próbowała rozładować atmosferę, jednak widząc minę brata szybko posmutniała - Czyli jednak...

- Nie wiem, co to oznacza. Niby jak coś widzimy, jakoś to uzasadniamy, szukamy logicznego wyjścia. - Chłopak westchnął i pogrążył się w swoich myślach.

- Porozmawiamy o tym jutro. Idź już spać, to był długi dzień... - Lisa wstała i skierowała się do swojego pokoju. Michael zrobił to samo i po chwili wszystkie światła w domu zgasły i zapanowała cisza.

W środku nocy obudził ich krzyk Angie. I był to krzyk bezgranicznego bólu. Michael zerwał się z łóżka i popędził do pokoju siostry, po drodze spotykając Lisę biegnącą w tym samym kierunku.

- Idź odpal silnik, ja ją wezmę. Jedziemy do szpitala - zadecydował chłopak znikając za drzwiami. Delikatnie podniósł zwijającą się z bólu dziewczynkę i szybko ruszył w stronę samochodu, po drodze zgarniając koc, którym odkrył siostrę. Niedługo potem znaleźli się w szpitalnym budynku. Angie dostała silne leki i została przewieziona na oddział intensywnej opieki. Rodzeństwo chwilę stało jak skamieniałe na korytarzu, dopóki jeden z lekarzy nie skierował ich na krzesła. Dostali koce i po kubku ciepłej herbaty, gdyż wybiegli z domu w piżamach, na co składały się, w obu przypadkach, spodnie dresowe i lekki T-shirt. Siedzieli wtuleni w siebie, nie odzywając się ani słowem. To się znowu działo. Znowu ich życie zostało zachwiane. Po jakimś czasie Lisa zasnęła na ramieniu brata. Michael wpatrywał się tępo w ścianę przed sobą, dopóki nie zobaczył lekarza idęcego korytarzem. I odważył się zadać pytanie, na które nie wiedział, czy chce poznać odpowiedź.

- Co z nią?

- Jej stan jest ciężki, niestety... sądzimy, że najbliższa doba wszystko pokaże... Mogą Państwo do niej wejść.

Michael obudził śpiącą dziewczynę i niczym zjawy podążyli za lekarzem. Ich siostrzyczka leżała na łóżku, cała w białej pościeli. Była taka bezbronna. Blada twarz, zamknięte oczy, równy oddech. Spała. Chłopak poprowadził siostrę na fotele stojące pod ścianą i tam usnęli, zmęczeni uczuciem bezradności. Pozostało im tylko czekać.

Nad ranem usłyszeli szept, który, w otaczającej ich ciszy, znaczył więcej niż milion słów. A oznaczał jedno: Angie się obudziła. Oboje, ledwo trzymając się na nogach, podeszli do dziewczynki i usiedli po obu stronach łóżka. Po twarzy ich siostry przeszedł cień uśmiechu.

- Zobaczcie, tam stoi mama. Obok tych drzwi. Powiedziała, że na mnie czeka. Mówiliście, że poszła gdzieś coś załatwić, a teraz wróciła po mnie i zabiera mnie ze sobą na wycieczkę. Powiedziała, że wystarczy zamknąć oczy...

- Angie, nie. Mama zabierze Cię następnym razem, teraz musisz zostać z nami. - Michael pogłaskał siostrę po głowie. W jego oczach pojawiły się łzy. Spojrzał rozpaczliwie na Lisę, ale ta już nie mogła powstrzymywać płaczu.

- Nie płaczcie. To tylko wycieczka. Wrócę. Kocham Was. - Po tych słowach dziewczynka zamknęła oczy, a maszyna obok łóżka wydała z siebie ostatni ciągły dźwięk, oznaczający zatrzymanie pracy serca. Jak w trasie, rodzeństwo szeptało do dziewczynki różne rzeczy.

- Pamiętasz nasze wspólne naleśniki? Zawsze walczyliśmy o Nutellę - łkała Lisa przez łzy.

- Nadawałaś naszemu życiu kolory, nie zostawiaj nas teraz.

Lekarze wpadli do sali. Mimo protestów zabrali rodzinę z sali i podjęli walkę o życie dziewczynki. Ale ona była już daleko stąd.

***

Angie szła jak zaczarowana w stronę drzwi. Stanęła obok mamy, chwytając jej rękę.

- Zabierzesz mnie ze sobą? I już zawsze będziemy razem? - zapytała z nadzieją w głosie.

- Tak, kochanie. Już zawsze. - Kobieta wręczyła dziecku klucz w kształcie serduszka i we dwie ruszyły w stronę świetlanych drzwi, zupełnie nieświadome, że gdzieś tam daleko trwa walka o życie i wylewane są łzy. Po policzku Angie spłynęła pojedyncza łza, jednak była to łza szczęścia. Odnalazła mamę, a teraz razem z nią odkrywa nieznane. Przechodząc przez drzwi, cały czas nie była świadoma tego, że umarła. Jej życie zawsze było bajką, rodzeństwo zawsze było przy niej i dbało, żeby niczego jej nie zabrakło. To była kolejna przygoda. Która miała dopiero się zacząć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: