[70] Chcę małego braciszka
Tobio
Tak szczerze, kompletnie nie wiedziałem, w jaki sposób dojść do przedszkola, ponieważ skoro robią tą drogę, nie znałem innej trasy i w pewnym momencie myślałem, że się zgubiłem. Szczęśliwie Haruto jest mądry i wiedział, jak wyjść z tej labiryntowej pułapki. Czy to źle, jeśli dziecko jest bardziej ogarnięte w terenie, niż ja?
- Tatusiu, opowiesz mi jak było na twojej wycieczce? - zapytał nagle chłopczyk, chodząc równo i ostrożnie po ścianie chodnika. Trzymałem go na rączkę, żeby nie spadł.
- Nie byłem na wycieczce. Wyjechałem w ramach treningu.
- Czego?
- To tak jak... Hm... uczenie się szybszego biegania. Każdego dnia przyspieszasz bardziej, aż w końcu jesteś w tym lepszy.
- Biegałeś tam? Pewnie było ciężko...
- Nie aż tak. A Ty co przez ten czas robiłeś? - nagle Haruto zaskoczył z murku chodnikowego, znaczynając iść normalnie obok mnie. Chyba zbliżaliśmy się do przedszkola.
- Różne rzeczy. Dużo spałem, jadłem, bawiłem się z mamą i Rosołkiem... Mamy też nową panią w grupie. Jest bardzo miła!
- Tak? To dobrze. Podobał Ci się prezent ode mnie?
‐ Tak! Od mamy dostałem ładny samochodzik! Chociaż... nie chciałem mówić, co tak naprawdę chcę, bo się wstydziłem...
- A co chciałeś?
- Małego braciszka... - powiedział zarumieniony chłopiec, a ja próbowałem się nie zaśmiać z jego uroczości. Obaj z Shouyou nie myśleliśmy o drugim dziecku, a skoro Haruto chciałby mieć rodzeństwo, nie widzę przeszkód. Tak, łatwo o tym mówić, gorzej zabrać się do roboty...
- Powiedz... bawisz się ładnie z dziećmi w przedszkolu?
- Tak! Najwięcej z Mo-chan i Kumi-chan! Bardzo ich lubię!
- To dobrze. Jeśli... ktoś będzie ci tam dokuczał, od razu mów o tym mi, albo mamie, zgoda?
- Okej! Ale nikt mi nie dokucza...
Chwilę potem zobaczyłem budynek przedszkola. Był... no, jak takie zwyczajne przedszkole. Naklejki z kwiatami na szybach, namalowane motyle na ścianach i te lekko różowe drzwi... Czy na serio mój syn chodzi to takiego miejsca?
Weszliśmy przez drzwi do budynku. Haruto zaprowadził mnie najpierw do szatń, gdzie zmienia się buty i poprosił o pomoc z założeniem ich. Shouyou mówił mi, że ostatnio zrobił się leniwy, nie chcąc się sam ubierać i nie powinienem mu pomagać (co sam rano pewnie zrobił). Mimo tego, pomogłem mu, bo nie chciałem, żeby był smutny. W między czasie przyszło z rodzicami jeszcze kilka innych dzieci, ale chyba nie z grupy Haruto.
- Haru-chan! - krzyknęła jakaś dziewczynka, a Haruto nie mając jeszcze jednego założonego bucika rzucił się w bieg do tej dziewczynki.
- Mo-chan! - chłopczyk przytulił dziewczynkę z wzajemnością, na co uśmiechnąłem się lekko. Ją na pewno musiał zaprosić na urodziny.
- Przepraszam, że nie przyszłam na twoje urodziny! Mam w plecaku ciasteczka dla Ciebie! Proszę, nie gniewaj się na mnie!
- Nie gniewam! Dziękuję! Zjemy je razem z Kamim na podwieczorek!
- Momo, nie odbiegaj tak ode mnie - nagle pojawiła się najpewniej mama dziewczynki i w mgnieniu oka rozdzieliła od siebie dzieci, które były tym tak zaskoczone, że nie zauważyły nawet, jak już się nie przytulają. To z nią najpierw porozmawiam. - Szybko, przebieramy buciki, mama musi wrócić do domu.
- Przepraszam - podszedłem do kobiety, stając jednocześnie blisko swojego syna. - Dlaczego rozdzieliła pani dzieci tak nagle? Witały się.
- Ja... Em... Zrobiłam to z nieuwagi, spieszę się. Kim pan w ogóle jest?
- Kageyama Tobio. Haruto to mój syn.
Kobieta była lekko zdziwiona po usłyszeniu mojego nazwiska i na szybko musiała połączyć fakty. Patrzyła to na mnie, to na Haruto, analizując nasze podobieństwo. Byliśmy niemal jak dwie krople wody, w czym tu się doszukiwać niejasności?
- Oh... Ja... Jestem Tachibana Sachiko. Więc... Em... - kobieta najwyraźniej nie wiedziała, co ma dalej powiedzieć. Nie dziwię jej się, ja też bym nie wiedział na jej miejscu, ale na szczęście nie jestem.
- Haruto zaprosił pani córkę na urodziny, prawda? Mógłbym poznać powód jej nie pojawienia się?
- To... Em... Przepraszam, możemy porozmawiać po zostawieniu dzieci, na zewnątrz? Nie powinny o tym słyszeć...
- Oczywiście. Rozumiem. Haruto, nakładamy drugi bucik - kucnąłem przy synku i próbowałem założyć mu drugi but, co było trudne, bo nie umiał dobrze stać na jednej nodze.
Gdy Haruto i jego przyjaciółka zostali oddani do swojej grupy, razem z tą kobietą wyszliśmy z budynku, kierując się w sumie do nikąd. To ona mnie prowadziła, a ja nie miałem pojęcia gdzie idziemy. Nie często chodzę po tutejszych ulicach, więc zastanawiam się, czy ona przypadkiem nie chce mnie specjalnie zgubić... Nie, to przecież niemożliwe. Ona nie wie, że ja nie znam trasy. Jakby co, pod ręką mam mapy Google.
- Możemy w końcu zacząć? - odezwałem się pierwszy po kilku minutach niezręcznej ciszy pomiędzy nami. Zatrzymaliśmy się przy jakimś placu zabaw, co było zwyczajnym zbiegiem okoliczności.
- Myślę, że tak...
- Dobrze. Po pierwsze, na pewno pani wiedziała o spisku innych rodziców przeciwko mojemu synowi, mam rację?
- Tak... Przepraszam...
- Wiem, że nasza rodzina nie jest, jak inne...
- Ja to całkowicie rozumiem! Tak naprawdę chciałam puścić moją Momo na urodziny, ale bałam się odrzucenia ze strony innych rodziców... Nie mam nic przeciwko homoseksualności... - pani Tachibana pokłoniła się przede mną i zaczęła nagle szlochać, ale jakaś część mnie miała przeczucie, że ta kobieta kłamie.
- Opinia innych nie powinna być najważniejsza. Moje dziecko przez coś takiego wyglądało, jakby dostało depresji.
- Przepraszam... W imieniu wszystkich rodziców... Zapomniałam wziąć pod uwagę uczucia Haruto...
- Czyli nie ma pani żadnych sprzeciwów, żeby nasze dzieci dalej się przyjaźniły? - chciałem się upewnić, czy to wszystko nie jest zwykłym aktorstwem. Kto wie, jakie uczucia tak naprawdę są w tej kobiecie.
- Oczywiście! Haruto jest zawsze u nas miłe widziany!
- Tak, jak u nas Momo.
- Jeszcze raz bardzo przepraszam! Wychowuję Momo sama, nie chcę, żeby jej dzieciństwo było pozbawiane przez coś takiego...
- Ja również nie chcę tego dla Haruto.
- Źle zrobiłam... Mogłoby mi to zostać wybaczone?
Brązowowłosa kobieta spojrzała na mnie oczami szczeniaka. Takimi oczami zazwyczaj patrzy na mnie Shouyou, kiedy mijamy po drodze ze wspólnych zakupów jakiś sklep sportowy i pragnie kupić nowy magazyn, nakolenniki, czy inne rzeczy mu potrzebne. Jemu nie mogę się oprzeć, a tej kobiecie... owszem. Ale... przecież nie wyjdę przed nią za gbura.
- Mam nadzieję, że od teraz będziemy się lepiej dogadywać - wystawiłem w jej kierunku rękę, którą ona już sekundę później uścisnęła, zalewając się na nowo łzami. Przy okazji zobaczyłem pierwszy raz płaczącą kobietę, której tusz z rzęs polał się aż do szyi. Zabawny widok.
***
Shouyou
Dość długo czekałem potem na Tobio, po tym, jak wyszedł odprowadzić Haruto do przedszkola. Droga tam (nawet na około) zajmuje jakieś 10 minut w jedną stronę, dochodzi do tego pomoc naszemu synkowi z nałożeniem butów, odprowadzenie do sali i takie inne rzeczy... Mi by to zajęło jakieś 50 minut, a jego nie ma już prawie drugą godzinę! Czyżby moje przypuszczenia się sprawdziły i zgubił się w labiryncie domów jednorodzinnych? Gdyby tak było, mógłby zadzwonić do mnie, a nie używać map Google.
To czekanie tak bardzo mnie znudziło, że postanowiłem wyjść na spacer z Rosołkiem. O kondycję trzeba dbać, nawet jak całymi dniami nic się nie robi. Pobiegliśmy do parku i z powrotem, nic nadzwyczajnego. Kiedy wróciłem z tego krótkiego biegu, okazało się, że mój mąż wrócił. Teraz to on na mnie czekał. Odpiąłem psu smycz od razu po wejściu do domu i pognałem szukać Tobio. Siedział na górze, w naszej sypialni, czytając niedawno kupiony przeze mnie magazyn sportowy.
- Kiedy wróciłeś? - zapytałem, wchodząc do pokoju i zdejmując niewygodne skarpetki, które były dla mnie o tej porze roku zbyt ciepłe. Ach, ten kwiecień.
- Chwilę przed Tobą. Mogłeś powiedzieć, że idziesz na spacer z psem.
- Mogłeś pomyśleć i zabrać psa ze sobą.
- Punkt dla Ciebie.
- Więc... rozmawiałeś z kimś w sprawie Haruto? - usiadłem na skraju łóżka, zabierając od niego magazyn, żeby skupił na mnie swoją uwagę. Zastanawia mnie, czy Tobio wyglądałby dobrze w okularach...
- Tak jakby... Rozmawiałem z mamą jednej z dziewczynek, którą Haruto zaprosił. Żałowała, że nie puściła córki na urodziny, ale z drugiej strony bała się tego, co inni rodzice będą o niej mówić.
- A kogo obchodzi zdanie innych?
- To samo jej powiedziwłem. Ale myślę, że ona stanie po naszej stronie w dalszej części tego wszystkiego.
- Przynajmniej tyle... - uśmiechnąłem się słabo w jego stronę, a on chwycił mnie za rękę. Uwielbiałem jego dotyk.
- Jestem pewny, że gdy Haruto wróci, będzie Ci opowiadał z szerokim uśmiechem o ciasteczkach.
- O ciasteczkach?
- Potem zrozumiesz - czarnowłosy położył mi delikatnie swoją dużą rękę na moim małym policzku i delikatnie złączył nasze usta w pocałunku. Oddałem go, lecz Tobio po chwili się odsunął. - Słyszałem, że kupiłeś dla Haruto samochodzik na urodziny.
- Tak. Skarżył się na niego?
- Ależ nie. Po drodze powiedział mi, czego tak naprawdę chciał.
- Nie chciał samochodu? Mógł wcześniej powiedzieć! To co chciał?
- Małego braciszka.
Kiedy wyższy to powiedział, moje policzki zalała fala gorąca, którą starałem się ukryć dłońmi, ale on bardzo chciał je w tej chwili zobaczyć. Wyrywałem się i w taki właśnie sposób wylądowaliśmy w takiej pozycji, że ja leżałem na plecach, a Tobio nade mną. To było bardzo zawstydzające. W końcu my... nie robiliśmy tego od chyba dwóch miesięcy... Nawet po urodzeniu Haruto, nie myśleliśmy o drugim dziecku... Nigdy nie twierdziłem, że nie chcę drugiego dziecka. O ile się to uda...
- Moim zdaniem powinniśmy spełnić życzenie Haruto. Na pewno będzie szczęśliwy.
- Jesteś głupi, Bakageyama... - zarumieniłem się bardziej i założyłem ręce za jego kark. Być może nie powinniśmy robić takich rzeczy, kiedy mamy małe problemy z tolerancją w przedszkolu... Ale mnie to nie obchodziło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top