Naostrzona recenzja #1 [Altered Carbon]
Data premiery: 2.02.2018r.
Gatunek: Science – fiction, fantasy, cyberpunk
Ilość sezonów i odcinków w momencie recenzji: 1 sezon, 10 odcinków
PGE: serial zawiera sceny seksu, przemocy i wulgaryzmy.
***
Ci, którzy zdążyli mnie poznać na Wattpadzie, wiedzą, jak bliski jest mi Cyberpunk. Nic więc dziwnego, że gdy pojawił się nowy serial tego gatunku, obejrzałam go od razu po premierze, z wielkim niepokojem i ogromnymi oczekiwaniami.
Serial został zrealizowany przez platformę Netflix i jest jego najdroższą serialową produkcją. Wydał na niego może trochę mniej niż HBO na Grę o Tron czy Westworld, ale już po pierwszym odcinku widać, że budżet do małych nie należał. Jednak nie pieniądze są najważniejsze! Najważniejsze jest to, że jest to adaptacja książki! Altered Carbon Richarda Morgana, w Polsce wydany jako Modyfikowany Węgiel, to pierwszy tom cyklu powieści o Takeshi Kovacu. Ciężko mi się wypowiadać, jak akcja serialu zazębia się z wydarzeniami opisanymi w poszczególnych częściach serii, gdyż książek nie czytałam. Jeszcze. Już zostały zamówione i wędrują do mnie w rękach, mam nadzieję – bardzo szybkiego kuriera.
Czytając opis producenta, dowiadujemy się niewiele. Mamy przyszłość, w sumie niezbyt odległą, jakieś 300 lat do przodu. Świat się zmienił, przeszedł rewolucję, a to za sprawą wynalazku – stosu korowego. Społeczeństwo, a raczej jego część, ma szansę posmakować nieśmiertelności. Cała świadomość (nazywana przez niektórych „duszą") zostaje przeniesiona do małego urządzenia, które mi na myśl przyniosło pendrive'a. Ów stos zostaje wszczepiony w kark każdemu człowiekowi po ukończeniu pierwszego roku życia. Jak to się ma do nieśmiertelności? Otóż nasza „dusza" nigdy nie umiera, zmieniamy tylko ciała, zwane w tym świecie „powłokami". Oczywiście nie może być za różowo. Tylko najbogatsi mają dostęp do powłok najlepszego gatunku i nieograniczonej ilości. Jak radzą sobie inni i co w ogóle oferuje handel powłokami, przekonajcie się sami.
Mamy więc bardzo zróżnicowany społecznie, ekonomicznie, a nawet religijnie świat. Jeśli komuś spodobał się Blade Runner 2049 z Ryanem Goslingiem i Harrisonem Fordem, to pokocha również Altered Carbon. Serial od strony wizualnej bardzo przypomina dzieło Ridleya Scotta. Przez to, że jestem też na świeżo z tym dziełem, niektóre sceny serialu wydały mi się, nie tyle zainspirowane, co przeklejone z Łowcy Androidów, jak na przykład chińska dzielnica, deszcz i transparentne parasolki. Cała scenografia, jak najbardziej oddaje cyberpunkowy klimat, mamy wszechobecne neony, brudne, biedne, pełne przemocy i prostytutek dzielnice, sterylne szpitale czy skarbce powłok. Cała otoczka „przyszłościowa", należąca do „cyber" jest niesamowita. Nie wiem, na ile jest to zasługa twórców serialu, a na ile autora oryginału, ale w filmie znajdziemy takie perełki, jak spotkanie nad pokerem Sztucznych Inteligencji. Nie chcę zdradzać za wiele, ale to właśnie postać Poe – awatara pewnego hotelu, stała się moją ulubioną. Wielu miłośników gatunku zarzuca jednak serialowi zbyt dużą „czystość". Może zyskałby na "ubrudzeniu", ale jak na moje gusta ilość krwi bryzgająca na ściany była wystarczająca!
Tyle już napisałam, a jeszcze nic nie zdradziłam o bohaterach i fabule! Głównym bohaterem jest Takeshi Kovac. Poznajemy go w chwili, gdy po dwustu pięćdziesięciu latach w lodzie (jest to określenie dla życia bez powłoki) dostaje ciało. Oczywiście nie swoje, gdyż jego już dawno się rozłożyło. Dostaje nie byle jaką powłokę! W Takeshiego wciela się, znany z Suicide Squad czy House of Cards, Joel Kinnaman. W żadnym z dzieł z jego udziałem, jakie widziałam wcześniej, nie zrobił na mnie piorunującego wrażenia. Raczej, a był sobie ktoś. Jakiś facet, który grał żołnierza, czy oponenta Underwooda. Nikt godny zapamiętania. Ta jego nijakość na początku mi doskwierała. Szczególnie, że główną fabułę, często przeplatają retrospekcje z życia głównego bohatera zanim trafił do lodu. W tych retrospekcjach pojawia się w oryginalnej powłoce, która o wiele bardziej pasuje do postaci. Taki miał być zamiar, ale ja na siłę zaczęłam się doszukiwać drobnych manier, czy śladów „oryginalnego" Kovaca w tym nowym. I znalazłam je! Może Wy będziecie mieć inne odczucia, ale mnie z każdym odcinkiem Joel Kinnaman „kupował" swoją kreacją. Po wybudzeniu, Takeshi dowiaduje się, że za jego uwolnieniem stoi jeden z Matów, nieśmiertelnych, który chce go „zatrudnić" do wyjaśnienia pewnego morderstwa. Ofiarą jest właśnie Laurent Bancroft, czyli pracodawca Kovaca. Główny bohater posiada pewne umiejętności i jest ostatnim żyjącym Emisariuszem. Początkowo, jak to zwykle bywa w historiach tego rodzaju, odrzuca propozycję, by na drugi dzień zmienić zdanie i przyjąć warunki Bancrofta. Ułaskawienie za zbrodnie plus całkiem spory majątek to nie byle jaka zapłata za znalezienie mordercy. Oczywiście, musi być też haczyk! Ale nie powiem Wam jaki. Cała intryga kryminalna zbudowana jest dobrze, nie ma luk fabularnych i choć na końcu musiałam sobie „dopowiedzieć" motywację poszczególnych bohaterów, to wszystko trzymało się dla mnie kupy. Oglądać jednak należy uważnie, gdyż o zrozumieniu fabuły, czasem mogą przesądzić detale.
Postaci w serialu jest bardzo dużo. Nie będę opisywać wszystkich, ale warto zwrócić uwagę na wspomnianego wcześniej - Poe i główną bohaterkę żeńską - Ortegę. Jak ona pięknie klnie po hiszpańsku! Mamy tu pełen przekrój społeczny kobiet – piękną, bogatą i nieśmiertelną Miriam, przywódczynię rebeliantów, czarnoskórą Quell, siostrę o azjatyckim typie urody i dzielną panią policjant. Czy to dobrze? Nie wiem, na pewno to one nadają sens i popychają do określonych działań Takeshiego.
Przewijam stronę i widzę, że pieję i pieję pochwalne pieśni nad serialem. Czas przejść do tego, co mi się nie podobało. A trochę też się nazbierało. Po pierwsze, wszechobecna golizna i nagromadzenie scen seksu. Raziło mnie to trochę, gdy oglądałam, np. Westworld – jak epatowano nagością syntetyków. W Altered Carbon jest podobnie. Mamy sztuczne powłoki, które traktowane są jak manekiny, tylko z bardzo dokładnie odwzorowanymi narządami płciowymi. Nasze bohaterki też chwalą się dość często swoimi figurami, biustami, a nawet narządami rozrodczymi. W końcu paradowanie nago po pokoju, przynajmniej raz na odcinek jest niezbędne dla fabuły. Jeśli miał być realizm, to nie wyszło. Ktoś uprawiał seks. Good for him! Miało to wspomóc nawiązanie relacji? Wspomogło. Ale po co mam oglądać przez pięć minut, wszystkie ich pozycje? Niestety nie jest to wada tylko tego dzieła, wiele seriali powiela ten błąd (patrz choćby Gra o Tron).
Po drugie, retrospekcje. Są dobrze zrobione i wiele nam wyjaśniają, ale jest ich bardzo dużo, a jeden z odcinków całkowicie dzieje się w przeszłości. Trochę mnie to przytłoczyło i czasami nudziło – „no dalej, pokażcie mi teraźniejszość!". Po trzecie, akcja serialu trochę zwalnia w drugiej połowie sezonu. Także za sprawą retrospekcji. Po czwarte, uśmiech na mojej twarzy (drwiący) wywoływały nawiązania do neokatolicyzmu i poprawności politycznej, ale nie będę się czepiać szczegółów.
Podsumowując, polubiłam głównego bohatera, który jest takim „wrażliwym łobuzem" rozwalającym mózgi na ścianach. Warto obejrzeć produkcję Netlfixa dla cyberpunkowego klimatu i całkiem niezłej muzyki. Serial jest kolorowy i bardzo dobrze zrobiony. Wizualnie będziecie na pewno zaspokojeni. Jeśli kogoś odstraszyły wskazane przeze mnie minusy, spróbujcie chociaż jeden odcinek, a nuż Wam się spodoba.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top