Krótkie cięcie #2 [wiosenne porządki... w OPS ]

Jaki jest OPS (Ośrodek Pomocny Społecznej) – każdy widzi. Jeszcze zanim rozpoczęłam swoją z nim przygodę, zastanawiałam się wielokrotnie, czy faktycznie z pomocą społeczną w Polsce jest, tak bardzo, źle? I wiecie co? Jest.

Jest źle, z perspektywy klienta, i jest źle z perspektywy pracownika tegoż przybytku nędzy i rozpaczy. Hola, hola! powiecie. Przecież państwo wspomaga rodziny, daje 500+, produkty żywnościowe!, powiecie. Ano daje. A te... panie lekkich obyczajów, to tam tylko siedzą na tyłkach i kawusię piją, nic nie robią! Nic!, powiecie. Ano siedzą. To nie kasa w sklepiku osiedlowym, coby stać i pracować. Chociaż jedna rzecz się zgadza – „klient – nasz pan". W OPS-ach ta zasada, również działa. Czy słusznie? Niekoniecznie.

Przyjrzyjmy się jednak, na początek, samej nazwie – Ośrodek Pomocy Społecznej. Miejski, gminny, miejsko – gminny, nieważne. Ważne, że jest ośrodkiem POMOCY społecznej. Zakres tejże pomocy jest dość szeroki, ale to, w dalszym ciągu, tylko pomoc. Rzeczowa, merytoryczna i, na samym końcu, finansowa. Tak to powinno wyglądać. Czy wygląda? Bynajmniej.
Spójrzmy prawdzie w oczy – tak, jak pomoc finansowa i rzeczowa (mój ulubiony Program Żywnościowy), są na, w miarę, przyzwoitym poziomie, tak pomoc merytoryczna – leży i kwiczy. Nie skupimy się jednak na tej ostatniej, a na rzeczowej, która jest moją najukochańszą. Te wszystkie konserwy, tony makaronu, dżemy, sery, miód – rozdawane najuboższym! To tak pięknie brzmi. W teorii.

W sieci nie tak dawno, bo w okolicach stycznia, krążył film z wydawania zacnego jadła, przy jednym z Banków Żywności, nakręcony telefonem przez jedną z niezadowolonych diw wśród klienteli OPS. Powiedzieć, że nie było kolorowo, to eufemizm. Cóż się tam działo! Sceny iście dantejskie – przepychanki, bijatyka, krzyki, obrzucanie się epitetami. Bo rzucili, uwaga!, zupki chińskie (swoją drogą, podobnież niezbyt smaczne). I za te zupki, ludzie gotowi byli dać się pokroić, stratować. Gdzie były osoby odpowiedzialne za organizację? Zapytacie. Spieszę z odpowiedzią – próbowały zapanować nad tłuszczą. Usilnie i, niestety, bezskutecznie. Nad tym nie dało się zapanować. Z jednej, prostej przyczyny – pięć osób, a nawet i dziesięć, nie jest w stanie zapanować nad dwustu osobowym tłumem. Choćby się starał, gardło zdzierał – nie da rady. I próbuje ten pracownik, siły wytęża, robi, co może, a to wszystko psu na budę.
Pracownikiem OPS-u, zazwyczaj, jest kobieta. Średnia wieku – 40+, a to oznacza, że żyje jeszcze w czasach „komuny", gdzie czy się stoi, czy się leży... itd. Młodzi ludzie, nie chcą pracować w pomocy społecznej. Tak naprawdę, młodzi ludzie, w ogóle nie chcą pracować. Nigdzie. Wpaja im się to, od wczesnego dzieciństwa – „pójdziesz do opieki, to ci dadzą", więc powielają schemat. Stosują się do wzorca, który wynieśli z domu. Nie na darmo mówi się, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Odbiegłam jednak od tematu.

Wróćmy do pracownika, którym najczęściej jest kobieta. Jakim cudem kobieta ma być w stanie opanować wściekły tłum? Tłum, w którym znajdują się głównie mężczyźni nieznający pojęcia „szacunek"? Wiem z autopsji, że nie ma fizycznej możliwości, by to zrobić. Nie ma takiej siły przebicia, bo jest pracownikiem OPS. Bo wybrała taki, a nie inny zawód. Dla przeciętnego klienta oznacza to tyle, że może wylać na nią wiadro pomyj, a ona i tak nic mu nie zrobi. Choć jest przecież funkcjonariuszem publicznym, na służbie. I tutaj dochodzimy do kolejnego słowa-klucza – służbie. Klient tę służbę pojmuje w zupełnie inny sposób niż pracownik OPS. On żyje w przeświadczeniu, że wszystko mu się należy, że to my jesteśmy dla niego, że mamy tańczyć, jak nam zagra. I tylko w małym stopniu ma rację. Prawdą jest, że jesteśmy dla niego, tak właśnie działa OPS. Klient przychodzi, prosi o pomoc, my mu ją dajemy po przeprowadzeniu szczegółowego wywiadu środowiskowego. Tutaj pojawia się rozbieżność w myśleniu – dla Kowalskiego sprawa jest zakończona, dostał kasę i tyle go widzieli; dla pracownika OPS, to dopiero początek pracy właściwej. Wywiady środowiskowe, monitoring, praca socjalna. A klient się dziwi: Ale jak to? Przecież ja tylko żywność chciałem dostać! Racja, OPS z chęcią ci tę żywność wyda, jednak musisz spełnić odpowiednie warunki, ekonomiczne oczywiście. Na szczęście (dla klientów, nie dla nas – pracowników) zakwalifikować się do otrzymania produktów żywnościowych nie jest wcale trudno, bo i dochód na osobę w rodzinie może być wyższy niż do innej pomocy. Ośrodek nie może jednak zagwarantować, że każda zakwalifikowana osoba te produkty otrzyma. To nie jest tak, że Bank Żywności te produkty daje, on je sprzedaje. Ośrodki pomocy społecznej płacą za to niemałe pieniądze, ale kogo to obchodzi, prawda? Jak się należy, to trzeba brać! A jak zabraknie dla mnie, to trzeba się awanturować. O! Proste, prawda? Dla Kowalskiego, Nowaka i Iksińskiej – bardzo. Oni jednak nie przyjmują do wiadomości faktu, że ktoś (czyt. OPS) za to płaci. A, jak wiadomo, w „budżetówce" wszystko sprowadza się do pieniądza, ośrodków nie stać, by zapewnić paczkę żywnościową dla każdej zakwalifikowanej osoby. Bo tych osób nie jest sto, dwieście, czy nawet trzysta. Tych osób jest tysiąc, tysiąc pięćset, a w większych gminach – odpowiednio więcej. My, jako pracownicy, doskonale rozumiemy, że każda zakwalifikowana osoba chce otrzymać swój „przydział", ale nie jesteśmy czarodziejami, nie rozmnożymy tej żywności. W teorii Kowalski, Nowak i Iksińska doskonale to rozumieją. Przychodzą do ośrodka, cieszą się, że niedługo będzie wydawana żywność, dziękują, kłaniając się w pas, z uśmiechem na ustach. W wyznaczonym dniu wydawania – zmieniają się o 180°, stają się aroganccy, roszczeniowi, rzucają w nas – wydających – epitetami, o których istnieniu nawet nie wiedziałyśmy.

Przeciętny Nowak, nieznający zasad działania OPS, stwierdzi, że nam się w dupach przewraca. Mamy ciepłe posadki w państwowej firmie, czym my się w ogóle przejmujemy? Nie zastanowi się jednak nad tym, że praca w OPS nie jest wcale prosta, łatwa i przyjemna. Zwłaszcza odkąd działa Program Żywnościowy. Bo to pracownik, który wydaje żywność, jest za nią odpowiedzialny. To nie jest tak, że pracownicy rozdadzą wszystko i pójdą do domu. Proces jest trochę bardziej skomplikowany. W pierwszej kolejności trzeba z Bankiem Żywności ustalić termin dostawy produktów, w praktyce wygląda to tak, że przemiła pani zajmująca się rozdzielaniem darów dzwoni do OPS-u i narzuca termin, w którym Bank dostarczy towar. Ośrodek musi się na to zgodzić, nie ma wyjścia. W wyznaczonym terminie przyjeżdża ciężarówka z żywnością. Zazwyczaj jest tak, że kierowca nie ma nawet jak manewrować między zniecierpliwionym tłumem (żeby oni się jeszcze w kolejkę ustawili...). Problem dla pracowników pojawia się przy rozładunku. Robimy to same, chyba że jakaś dobra duszyczka się zlituje nad nami i złapie tę zgrzewkę mleka czy karton ryżu, ale to rzadkość. Najczęściej stoją te chłopy i przyglądają się, jak targamy kartony i zgrzewki, narzekając przy tym, że nie mają czasu, bo żelazko włączone zostawili w domu. Nie wpadną na pomysł, że jak każdy złapie po kartonie – będzie szybciej. Chyba że powiesz mu to wprost, ale wtedy musisz się liczyć z mało serdeczną odpowiedzią. Sam proces wydawania, kiedy wszystko jest już dokładnie policzone i ustawione tak, by pracownik miał do tego łatwy i szybki dostęp, idzie w miarę sprawnie. Iksińska wchodzi, podpisuje, zabiera swoje tobołki i wychodzi. Jeśli oczywiście nie zamierza się kłócić, dlaczego ona dostała jedno mleko a Kowalski pięć.

Niestety problem nie kończy się wraz z ostatnim klientem opuszczającym miejsce dystrybucji. To wszystko trzeba jeszcze rozliczyć. W zawiłości sprawozdań i rozliczeń zagłębiać się nie będę, bo jesteście wystarczająco znudzeni. Powiem tylko, że to zadanie do prostych nie należy i nie trwa pięciu minut.

Kończąc mój wywód, zwrócę się do Was z apelem – zanim stwierdzicie, że te baby w opiece nic nie robią, zastanówcie się, czy bylibyście w stanie robić to nasze nic. Biorąc pod rozwagę fakt, że nasza praca nie jest łatwa ani bezpieczna. W końcu nigdy nie wiesz, w jakim stanie będzie klient, kiedy wejdziesz w środowisko ani do czego jest zdolny.

autor: KatiaRomanowa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top