Korepetycje

Ship: UsUK
Rodzaj tekstu: (dłuższy) one-shot/kilku rozdziałowe opowiadanie
Prawdopodobnie pisane z początkiem "Nowego".

~•~•~•~

Przerwa. Czas pomiędzy lekcjami, w czasie, którego można zrobić wiele rzeczy. Jedni uczą się, inni rozmawiają, a jeszcze inni wychodzą na dwór. Możliwości jest wiele.

Arthur Kirkland był jedną z tych osób, które powtarzały materiał przed lekcjami. Siedzia pod ścianą, przy drzwiach, z zeszytem w ręce.  Jednak nie dane było mu czytać zrobione wcześniej notatki. Przeszkodził mu w tym pewien chłopak. Jak się domyślał. Był nim niebieskooki blondyn w okularach o imieniu Alfred. Lider rozrabiającej grupki chłopaków z klasy.
- Ile można się uczyć, kujonie? - powiedział wyższy, zabierając siedzącemu zeszyt i przeglądając go.
- Oddaj to - odpowiedział zielonooki, próbując odebrać zeszyt. Jednakże nie udawało mu się to pomimo wielu prób.
Grupka chłopaków, stojąca przy parapecie, śmiała się z tej sytuacji. Bawiła ich niemożność brwiastego. Zbawieniem dla Brytyjczyka był dzwonek. Słysząc sygnał Amerykanin rzucił zeszytem gdzieś na bok i poszedł po plecak. Lubiał dokuczać niższemu i oglądać jego śmieszne reakcje. Z wielkim uśmiechem wszedł do klasy i z towarzyszami usiadł w ostatnich ławkach. Arthur szybko poszedł po zeszyt i wszedł do klasy razem z nauczycielem matematyki. Zajął swoje standardowe miejsce w jednej z pierwszych ławek.
- Dzień dobry - przywitał się nauczyciel, po czym zaczął prowadzić lekcję. Jak to na każdej lekcji bywa, przepytał kogoś, a następnie zajął się tłumaczeniem zagadnienia. Arthur uważnie słuchał, tego co nauczyciel miał do powiedzenia, czego nie można było powiedzieć o Alfredzie, który miał lekcję gdzieś.
Jednakże, gdy już lekcja dobiegała końca nauczyciel skończył temat, co było dość dziwne, jak na niego.
- Jak już wiecie - zaczął mężczyzna - za niedługo zaczynają się egzaminy końcowe. Z tej racji zaczniemy już powtarzać materiał. Jeżeli ktoś potrzebowałby dodatkowych lekcji, to proszę o zgłoszenie się. - spojrzał na pakującego się Alfeda - Ja wiem, że zaraz dzwonek Alfed, ale poczekaj jeszcze trochę.
Słysząc to chłopak popatrzył na niego.
- Tak jest kapitanie - zażartował.
- To kamracie zostań po lekcji razem z Arthurem, dobrze? - odpowiedział nauczyciel, zerkając na wymienionych chłopaków.
Słysząc swoje imię, Arthur spojrzał na mężczyznę, przerywając robienie zadania. Nie wiedział, czego nauczyciel może chcieć od niego oraz tego przygłupa. Kiwnął lekko głową.
Gdy dzwonek zadzwonił wszyscy wyszli. Wszyscy oprócz nauczyciela i dwóch chłopaków.
- Dziękuję, że zostaliście - oznajmił pracownik szkoły - Zatrzymałem was, bo chciałbym poprosić cię o przysługę, Arthur - powiedział zwracając się do niższego.
- Dobrze - odpowiedział mu.
- Skoro to sprawa do Arthura, to po co ja tu jestem? - odpowiedział rozrabiaka.
- Już wam tłumaczę. Twoje oceny Alfred nie są za dobre i możliwe, że nie zdasz oraz oblejesz testy. Dlatego zwracam się z prośbą do Arthura, który chyba mógłby pomóc koledze się uczyć.
Słowa te zdziwiły młodocianych. Oni razem. Uczyć się. Razem na osobności. Przecież to nie do pomyślenia.
- Nie mogła to być jakaś dziewczyna, albo ktoś inny? - zapytał niebieskooki.
- Nie. Arthur jest najlepszy w klasie, więc najlepiej, aby to on był.
- A nie ma jakiegoś innego sposobu? - wciąż dopytywał.
- Uważam, że to będzie najbardziej efektywny sposób i obydwaj się czegoś nauczycie.
- No dobrze - westchnął i założył plecak na ramię.
- Co o tym pomyśle uważasz? - zwrócił się do pilniejszego - Mam nadzieję, że nie będzie to problem.
- E… no… myślę, że mógłbym spróbować - odparł zielonooki, po chwili namysłu. Spojrzał na pomysłodawcę. - Tylko jak ma to wyglądać i co mamy omawiać? - zapytał.
- Co mniej więcej macie robię, ustalimy później, dobrze? Gdzie i kiedy będziecie się uczyć ustalcie między sobą, a teraz zamykajcie do domu.
- Pa - pożegnał się łobuz.
- Dobrze. Do widzenia - powiedział niższy, po czym wyszedł i pokierował się do szatni.

W szatni było już pusto. Wszyscy z klasy już poszli do domu. Arthur spokojnie wszedł do pomieszczenia, czego nie można posiedzieć o drugim chłopaku. Wyższy wparadował do środka i od razu złapał za kurtkę. Gdy chciał już wychodzić usłyszał głos.
- Kiedy chciałbyś się spotykać, aby się uczyć? - zapytał niższy.
- Ty chyba z tym nie na serio? - zapytał okularnik.
- No… Na serio. Chcę ci pomóc.
Na te słowa Amerykanin westchnął. Wiedział, że powtarzanie roku nie będzie miłe oraz nie przyniesie niczego dobrego. Chciał zdać, ale jednak nie myślał o tym, że Arthur będzie go uczył.
- Eh, no dobra. Pasuje ci w czwartki o 17? - zapytał niechętnie.
- Pasuje, chodź uważam, że powinniśmy uczyć się w dwa razy w tygodniu - odparł mu Anglik, który był w trakcie zakładania kurtki.
- Raz w zupełności wystarczy.
- Zobaczy się - odparł cicho drugi - A gdzie byś chciał się uczyć? U siebie czy u mnie? A może jeszcze gdzieś indziej? - spojrzał na przyszłego ucznia.
- Nie wiem. Sam wybierz. Ja będę lecieć. Pa - założył plecak i już chciał wychodzić ale uniemożliwiła mu to drobna dłoń, łapiąca go za rękę. Spojrzał na rękę, a następnie na właściciela jej.
- Podasz mi swój numer telefonu? - trochę niezręcznie zapytał zielonooki.
- Okay - podał numer pilniejszemu, po czym, śmiejąc się pod nosem, wyszedł z szatni. Gdy wyszedł ze szkoły, pokierował się na przystanek, z którego miał wrócić do domu. Jadąc środkiem transportu myślał nad przyszłymi lekcjami. Lekcje z tym kujonem. Naprawdę nie mógł to być nikt inny?

Arthur zapisał sobie na telefonie numer chłopaka. Nie wiedząc czemu, cieszył się, iż będzie mógł go uczyć. Chodź nie przepadał za jego żartami, to go lubił. Wziął plecak i poszedł do domu. Podczas drogi rozmyślał nad sposobami nauki oraz tym, jak to będzie wyglądało. Szczerze nie mógł się doczekać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top