6.
Popchnął go wprost do jeziora. Tak jak to było w zamyśle pchającego, pchnięty Kirkland wpadł do zalewu. Na całe szczęście woda nie była głęboka, a na dnie nic niebezpiecznego się nie znajdowało, dzięki czemu Europejczyk nic sobie nie zrobił.
Nagłe wrzucenie do zbiornika wystraszyło chłopaka, dlatego automatycznie wynurzył się z wody. Zakaszlał trochę, gdyż odrobina wody wleciała mu do buzi. Spojrzał na blondyna, który wykonał ten haniebny czyn.
- Ale wpadłeś! - śmiał się Alfred - Szkoda, że nie widziałeś swojej miny, podczas wpadania do wody.
- Ugh. To nie było śmieszne! - warknął poddenerwowany. Zakaszlał kilka razy i podszedł do drugiego.
- Wszystko w porządku? - zapytał, zmartwiony kaszleniem Arthura, Foster.
- Yes. Jak najbardziej - odparł oburzony. Gdy był już wystarczająco blisko, w ramach odwetu, z lekkim trudem wepchnął chłopaka do jeziora - Masz teraz za swoje, haha!
Jones wynurzył głowę nad powierzchnię i spojrzał na mokrego blondyna, który uśmiechał się tryumfalnie. Patrząc tak, przypomniało mu się, że niezbyt wyrazie widzi, co oznaczało zsunięcie się lub zgubienie okularów. Pomacał się po głowie, co nie uszło uwadze zielonookiemu, który trochę się zmartwił, gdy nie zauważył oprawek ze szkłami na jego nosie. Na szczęście nie zsunęły się jakoś bardzo, dzięki czemu Foster mógł je ze spokojem założyć i wyjść z wody. Podszedł do niższego, który zestresował się tym. Bał się, że Amerykanin jest na niego zły i coś mu zrobi.
- Czyli teraz jesteśmy kwita, co nie dude? - rzekł wyższy.
- Ah... Yhym - pokiwał głową - kwita.
- Nie gniewa się na mnie? Przecież mogłem spowodować zgubienie się jego okularów. A może on udaje takiego miłego, bo coś knuje? - pomyślał Arthur.
- Masz coś na przebranie? - zapytał niebieskooki, który szukał czegoś w plecaku.
- Hm? - wyrwany z zamyślenia spojrzał na drugiego - A, tak. Mam - podszedł do swego plecaka.
- To się przebierzemy i... - zastanowił się przez chwilę - wiem! Pójdziemy coś zjeść!
- E... A co z mokrymi rzeczami? Będziemy je tak nieść?
- No tak. A co innego mielibyśmy z nimi zrobić?
- No na przykład wrócić do domu.
- Nope. Musimy teraz iść coś zjeść, a po zjedzeniu dopiero do domu. Okay? - spojrzał na towarzysza.
- No dobrze - odparł trochę od niechcenia. Wyjął strój, który miał dziś na lekcji wuefu - Odwrócisz się? - zapytał ściągając koszulkę.
- Czemu mam się odwracać, skoro obydwoje jesteśmy facetami i przebieraliśmy się w szatni? - zerknął na rozmówcę.
Anglik, widząc że Amerykanin się na niego patrzy, uderzył go mokrą koszulą.
- Bo gdy jesteśmy sami to to nie to samo co przy innych i... - zamilkł na chwilę, co Alfred wykorzystał.
- Dobra dobra. Już rozumiem. Nie musisz od razu bić z tego powodu - odwrócił się i przebierał, dzięki czemu zielonooki również mógł zmienić strój.
Gdy obydwoje już się przebrali, wzięli swoje mokre mundurki i włożyli do foliowej torby, którą na szczęście wyższy miał ze sobą.
- To teraz chodźmy coś wszamać! - powiedział entuzjastycznie tutejszy - Zaprowadzę cię do najlepszej kanjpki jaka jest w okolicy!
Obcokrajowiec zgodził się na tą propozycję. Musiał przyznać, że był już głodny, więc chętnie by coś zjadł.
Wzięli swoje plecaki i pokierowali się do wyjścia z parku. Szli obok siebie w milczeniu. Żaden z nich nie wiedział jak rozpocząć rozmowę i na jaki temat porozmawiać. By przerwać tą ciszę, Kirkland się odezwał.
- Dasz mi swój numer telefonu?
- Numer telefonu? Dude, nie lepiej znaleźć siebie na jakimś portalu społecznościowym?
- Faktycznie - wyjął swój telefon, włączył aplikację i podał mu. Niebieskooki wziął telefon i wyszukał swój profil, by następnie wysłać sobie zaproszenie, które już kilka sekund później przyszło na jego telefon.
- Proszę bardzo - oddał przemiot.
- Thank you - odebrał komórkę, a następnie ją schował. Poczuł jak burczy mu w brzuchu - Za ile będziemy?
- Już zaraz! - złapał Brytyjczyka za rękę, by ciągnąc go biec w stronę celu.
Po niedługim biegu dotarli do owej knajpki. Jak się okazało, była nim restauracja z fast-food'em. Anglik wolał zjeść coś innego, ale skoro już tu przyszli i miałoby to sprawić przyjemność drugiemu to czemu, nie?
Od razu po wejściu do lokalu dało się wyczuć woń smażonego oleju. Zapach ten, podrażniając nozdrza niższego, który lekko się skrzywił. Zatrzymał się na chwilę, aby rozejrzeć się. W średniej wielkości lokalu znajdowało sie sporo plastikowych stolików z krzesłami. Całość wyglądała dość nowocześnie?
- Arthur, co chcesz? - zapytał się Alfred, który stał przy kasie. Słysząc to Kirkland od razu do niego podszedł. Spojrzał na wywieszone menu.
- Eeeee, może...
- Ja wybiorę. Pójdź zająć stolik, Okay? - spojrzał na niezdecydowanego kolegę, który pokiwał głową, a następnie poszedł zająć stolik.
Chłopak pokiwał głową, by później odejść i gdzieś na tyłach zająć wolne miejsce. Zdjął plecak, położył go na siedzeniu, po czym usiadł obok niego. Z tego miejsca miał widok na cały lokal, więc obserwował ludzi, w tym kolegę z klasy, który czekał na zamówienie.
- Ciekawe co zamówił. Oby to było coś dobrego, czym mógłbym się najeść - pomyślał.
Jego obserwację przeszkodził zbliżający się chłopak z tacką, na której znajdowały się opakowania z jedzeniem. Ilość pudełek mocno zaskoczyła siedzącego. Przecież było ich dwóch, to czemu na tacy znajdowało się z pięć kartoników z pożywieniem oraz trzy napoje?
- To teraz możemy jeść! - rzekł podekscytowany Amerykanin, który położył tackę na stoliku. Usiadł naprzeciwko siedzącego już Brytyjczyka, wcześniej odkładając plecak na krzesło. - Możesz brać co tylko chcesz. Smacznego!
Po tych słowach od razu wziął najbliższe opakowanie i wyjął z niego dużego burgera. Natychmiast go ugryzł przy okazji brudząc siebie. Widok ten trochę zniesmaczył zielonookiego, ale co miał poradzić? Również wziął jednego z burgerów i zaczął jeść. Smakował jak każdy burger z fast food'a. Smażony na niezbyt czystym oleju kotlet z niezbyt dobrej jakości mięsa, warzywa, które leżały już kilka dni, gęste sosy, a do tego średniej jakości ser i dość sucha bułka tworzyły znany wszystkim smak fast food'owego jedzenia. Nie mając nic innego do jedzenia, Kirkland kulturalnie jadł i nie wybrzydzał. Niestety, osobnik siedzący naprzeciwko, nie zachowywał zbytniej kultury. Trochę to irytowało Anglika, bo przecież przy jedzeniu należy jeść kulturalnie, a nie wciągać jedzenie niczym odkurzacz.
Gdy Arthur dokańczał swoją porcję, Alfred zdążył już zjeść swoją, a teraz dopijał drugi kubek słodkiej coli. Zebrał wszystkie śmieci na tackę, a było ich całkiem sporo i czekał aż drugi skończy jeść. Kiedy niższy skończył, wziął od niego jego papierki i poszedł je wyrzucić.
- Weź moje rzeczy i chodźmy już - na szybko powiedział, zanim odszedł w stronę kosza.
Brwaisty wziął ich bagaże, a następnie wyszedł z lokalu. Gdy loczkowaty blondyn podszedł do niego, oddał mu jego plecak.
- To teraz do domu. Odprowadzić cię? - spojrzał na nowego.
- No możesz mnie doprowadzić do jakiegoś miejsca, które znam, bo jeszcze nie do końca znam okolicę, tym bardziej że teraz kompletnie nie wiem gdzie jestem.
- Okay! Powiedz mi tylko adres, a od razu cię zaprowadzę.
Na te słowa Arthur wręczył chłopakowi telefon z zapisanym adresem zamieszkania. Alfred widząc go mocno się zdziwił. Potrząsnął głową i spojrzał w stronę niższego.
- Dobra chodźmy - oddał telefon, a następnie odwrócił się, by zacząć iść w stronę domu Europejczyka - To dość niedaleko, więc za niedługo będziemy.
- Myślałem, że jesteśmy o wiele dalej.
- Nope.
Dalszą drogę milczeli. Żaden z nich nie wiedział jaki temat zacząć, aby nie było takiej ciszy.
~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
你好
Ktoś się stęsknił? Nikt? A to spoko XD
Jak tam rozdzialik? Podoba się? Nadal jest na poziomie? Napisz co uważasz OwO
To ja sobie znikam~
再见
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top