4.
Po weekendzie, podczas którego Arthur wraz z braćmi poznał jednego z sąsiadów, nastał poniedziałek. Dzień, w którym Brytyjczyk miał iść na pierwsze lekcje, w swojej nowej szkole. Z lekkiego stresu oraz ekscytacji, obudził się przed budzikiem. Szybko poszedł do łazienki, a gdy załatwił w niej sprawy kosmetyczne, sprawnie ubrał mundurek. Wszedł jeszcze na chwilę do swojego pokoju, aby wziąć plecak z książkami i potrzebnymi mu rzeczami. Po upewnieniu się, że wszystko ma spakowane, zszedł z torbą na dół. Wszedł do kuchni, która była pusta, gdyż bracia najwidoczniej jeszcze spali.
Z racji, iż dzisiaj była jego kolej przyrządzenia śniadania dla rodziny, spokojnie zrobił wszystkim kanapki. Do posiłku również zrobił herbatę, którą bardzo lubił. Usiadł samotnie przy stole i zaczął konsumować swoją część posiłku, co jakiś czas popijając herbatę. Gdy już skończył posiłek, odłożył talerz do zlewu.
Nagle podskoczył ze strachu, gdyż coś, a raczej ktoś, niespodziewanie położył swoje ręce na ramionach brata, przy okazji mówiąc 'bu'. Przestraszony i poddenerwowany zielonooki, spojrzał na osobę. Był nim nie kto inny jak Allistor, drugi najstarszy brat, o rudej czuprynie.
- Ale się wystraszyłeś - powiedział rudowłosy, jednocześnie podśmiewając się z rekacji blondyna.
- To nie było śmieszne - odpowiedział zirytowany Arthur, zaplatając ręce na klatce.
- Tak czy siak, wyglądałeś śmiesznie. Szkoda, że dokładniej nie widziałem twojej reakcji.
- Tsa - odburknął pod nosem braciszek. - Masz śniadanie, tylko pamiętaj, aby podzielić się z resztą.
- Dobra, dobra, eleganciku - uśmiechnął się starszy.
- Nie jestem elegancikiem - nadymał lekko policzki.
- W tym stroju jesteś, Arthie.
- A weź się wal - odparł mu niższy, po czym wszedł do łazienki, w celu umycia zębów. Po wykonanej czynności, wyszedł z pomieszczenia. Wziął plecak leżący przy drzwiach, a następnie otworzył drzwi. - Pa - pożegnał się, by potem wyjść z domu i pokierować się do szkoły.
Szedł spam, rozmyślając nad tym, jak to będzie. Pomimo, iż był w budynku już dwa razy, a klasę jako tako poznał, to stresował się trochę. W końcu musiał od nowa siebie pokazać. Zrobić dobre wrażenie i poznać się ze wszystkimi, który już się znają. Dochodzenie do klasy, z dwa miesiące po rozpoczęciu roku szkolnego, to niezbyt dobra opcja, chodź i tak lepsza niż dojście w połowie roku, albo pod jego koniec.
Arthur tak rozmyślał, że aż nie zauważył, iż jest już pod placówką. Pod budyniem czekał na niego Olivier, który zaproponował mu, aby tego dnia spotkali się pod szkołą. Chodź i tak niezbyt się znali, to blondynowi miło się zrobiło, gdy różowowłosy zaproponował mu spotkanie.
- Hey Arthur - zawołał Olivier, podchodząc do nowego, co wybudziło go z rozmyślań.
Spojrzał na witającego się chłopaka.
- Hey Olivier - przywitał się.
- Fajnie wyglądasz w tym mundurku.
- D-dziękuję. Może wejdziemy do środka? - zapytał zielonooki.
- Jasne, jasne.
Weszli razem do szkoły, a następnie pokierowali się pod klasę. Idąc przez budynek, pomimo wczesnej godziny, mijali wiele osób.
Gdy doszli pod klasę, zauważyli kilka osób, czekających pod nią na lekcję. Część z uczniów spojrzała na przybyłych, a kilkoro z nich wstało, aby się przywitać.
- Dobry wszystkim! Patrzcie kogo przyprowadziłem.
Na te słowa wszyscy, którzy znajdowali się pod klasą, spojrzeli na przybyłą dwójkę. Osoby, które wcześniej wstały, podeszły i zaczęły się witać.
- Ciao! Ty jesteś pewnie Arthur - przywitał się chłopak o kasztanowych włosach, z dziwnie odstającym kosmykiem włosów. Anglik nawet nie zauważył, kiedy on do niego podbiegł i złapał go za ręce, witając się energicznie.
- H-hej- odpowiedział mu skołowany Kirkland.
- Jestem Feliciano Vargas, ale możesz mi mówić po prostu Feli. Jestem też przewodniczącym klasy, więc jakbyś miał jakiś problem, to możesz przyjść, vee~ - powiedział, po czym zaczął machać trzymanymi dłońmi.
- Feli zostaw go - powiedział Wilson (Oli), zbliżając się do Vargasa oraz lekko się uśmiechając.
- D-dobrze - odpowiedział przewodniczący, ze łzami w oczach. Na te słowa odszedł pod ścianę.
- Robi się trochę dziwnie - pomyślał Arthur.
Grupka uczniów, która zebrała się wokół nich, zaczęła witać oraz przepytywać nowego. Niektóre osoby, które dochodziły, również dołączały do zainteresowanych nowym kolegą.
Nagle coś złapało blondyna za boczki. Wystraszony tym gestem chłopach, lekko podskoczył, a następnie lekko zdenerwowany odwrócił się, aby z przyzwyczajenia nakrzyczeć na osobę, która mu to zrobiła. Jednak, gdy zauważył, że nie był to Allistor, (który rano zrobił mu taki żarcik,) a Allen, ugryzł się w język.
- Ale się wystraszyłeś - zaśmiał się przybyły. - Siemasz Arthur.
- Hej - odpowiedział mu, powoli wypuszczając powietrze i uspakajając się.
Wtem zadzwonił dzwonek. Cała zebrana klasa wzięła swoje plecaki i weszła do klasy. Blondyn poczekał chwilkę, aż wszyscy wejdą. Podszedł do niego nauczyciel.
- Witaj. Jesteś Arthur, czyż nie? - chłopak spojrzał na personę, która zadała mu pytanie. Okazała się być nią kobieta w średnim wieku o brązowych oczach i włosach
- Tak. To ja - odpowiedział jej.
- W takim razie chodź to klasy - na te słowa weszli razem. Już w drzwiach brązowowłosa zaczęła mówić. - Witam was wszystkich. Może już wiecie, albo nie, ale macie nowego kolegę w klasie.
Nie wiedząc co robić, stanął obok niej. Spojrzał na siedzącą klasę, która z większym, bądź mniejszym zainteresowaniem, patrzyła na niego. Stres zaczął narastać, ale starał się tego nie ukazywać.
- Przedstaw się krótko - powiedziała pani profesor, która specjalnie odwróciła się w jego stronę. Słysząc jej słowa, odwrócił się lekko w jej stronę, a następnie wrócił do patrzenia na uczniów.
- Cześć - zaczął trochę niepewnie - jestem Arthur Kirkland. Mam siedemnaście lat i przeprowadziłem się tutaj z Londynu. Lubię literaturę, a w szczególności dzieła Williama Szekspira. - spojrzał na kobietę, dając jej znak, iż już skończył.
- Dobrze. Usiądź - powiedziała utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Słysząc to chłopak usiadł w wolnej ławce i rozpakował się. - Mam nadzieję, że miło przyjmiecie kolegę do swego grona, a teraz zaczynamy lekcję. (W szkole w USA z tego co wiem rano składa się przysięgę na flagę ale nie chce zbytnio mnie się tego pisać + nwm jak to tu wpasować…)
Pierwsze wrażenie jest najważniejsze, dlatego młody Kirkland starał się jak najczęściej zgłaszać. Szczęściem było to, iż to co omawiała nauczycielka, przerabiał już w swojej poprzedniej szkole.
Lekcja minęła spokojnie i bez żadnych komplikacji. Podczas kolejnych lekcji również było dobrze. Chodź Anglika zaczęły męczyć pytania nauczycieli, na które co lekcję, musiał odpowiadać. Na przerwach spędzał czas z innymi osobami z klasy, co było naprawdę miłe z ich strony. Przerwę obiadową, spędził razem z grupką kolegów z klasy. Posiłek umilała im wspólna rozmowa. Dzięki temu dowiedział się więcej o osobach należącej do niej oraz o uczących ich pracownikach szkoły.
Arthurowi było dobrze, z powodu tak entuzjastycznego przyjęcia go do klasy. Myślał, że będzie gorzej, a tu proszę, spędza lunch w towarzystwie.
Ostatnią lekcją, jaką miał w planie, było wychowanie fizyczne. Trzymając się grupki poznanych kolegów, wszedł do szatni i razem z nimi przebrał się w swój strój. Wyszli razem z pomieszczenia, aby wejść na salę i czekać na nauczyciela. Gdy dzwonek zadzwonił, do sali wszedł dość młody mężczyzna z lekkim zarostem. Z wyglądu był podobny do przewodniczącego klasy. Może to jakaś rodzina?
- Dobra chłopaki - odezwał się mężczyzna - rozgrzewkę zróbcie w parach, a potem zagramy w nogę.
Słowa te wywołały pozytywne emocje wśród grupy uczniów. Wszyscy zaczęli dobiera się w pary, a Arthur nie wiedząc z kim ma być, stał sobie samotnie i rozglądał się. Wtem podszedł do niego wysoki blondyn o niebieskich oczach z okularami na nosie.
- Hej dude- powiedział energicznie - chcesz być w parze?
- E, tak. Jasne - odpowiedział zielonooki, spoglądając na swego partnera do ćwiczeń.
- W końcu będę mógł z tobą pogadać, bo Oli wcześniej mi nie dawał. - poskarżył się chłopak.
- A jak się nazywasz tak w ogóle? - trochę nieśmiało zapytał niższy.
- Alfred jestem - przedstawił się.
- Okej. To może zaczniemy ćwiczyć jak inni?
- Okay!
Zaczęli wspólnie ćwiczyć. Z początku podstawowe ćwiczenia, a potem już trochę bardziej trudniejsze. Podczas wykonywanych ruchów, okularnik próbował zagadać do nowo poznanego kolegi, lecz ten mu nie dawał.
Po kilku minutach rozgrzewki, chłopacy podzielili się na trzy grupy. Szybko ustalili kto stoi na bramce, po czym zaczęli grać. Brytyjczykowi szło naprawdę dobrze, w końcu lubił tą dyscyplinę sportu. Ku jego szczęściu, udało mu się strzelić kilka goli, co było dość znaczące dla wyniku meczu. Niestety cała gra i tak zakończyła się porażką, dla drużyny zielonookiego.
Jako, iż jego drużyna przegrała, musieli usiąść na ławce. Drużyna zwycięzców zaczęła grać z drużyną, w której znajdował się Alfred. Brytyjczyk musiał przyznać, że jak na dość słabe wykonywanie ćwiczeń, szło mu nadzwyczaj dobrze, chodź i tak widać było, że odstaje od reszty. Nieświadomie zaczął nawet kibicować drużynie, nowo poznanego chłopaka.
Gdy mecz zakończył się remisem, grupa zielonookiego weszła na boisko. Od razu, po zajęciu swoich miejsc, rozgrywka się zaczęła. Drużyna niebieskookiego okularnika okazała się trudniejszym przeciwnikiem.
Nim się zorientował, zabrzmiał gwizdek oznaczający koniec meczu. Cały wysiłek nie poszedł na marne, gdyż udało im się wygrać mecz. Fakt faktem z niewielką ilością punktów, ale to nadal coś, nie?
Cała grupa chłopaków zebrała się wokół nauczyciela, który podał im ćwiczenia rozciągające, jakie mają zrobić w tych parach co poprzednio. Słysząc tą informację, Alfred natychmiastowo podszedł do Arthura, by następnie złapać go za rękę i odsunąć na bok. Ten ruch zdziwił trochę Brytyjczyka.
Gdy stanęli przy ścianie, gdzie mieli odpowiednią przestrzeń do wykonywania ćwiczeń rozciągających, zaczęli je wykonywać/robić. Spokojnie i powoli, aby nikomu nic się nie stało. Właśnie w tym momencie, Amerykanin wyczuł idealny moment do rozmowy.
- Naprawdę dobrze grasz. Myślałem, że będzie ci gorzej szło, dude - zagaił.
- Ta. Dzięki. Ty też całkiem nieźle grasz - odpowiedział.
- Seriously? Nie wiedziałem, że kiedykolwiek o tym usłyszę. Zawsze szło mi gorzej od innych - trochę nerwowo, uśmiechnął się wyższy. - Co uważasz o klasie? - powiedział entuzjastycznie.
- Hm… wydaje się być całkiem ciekawa oraz miła. Myślę, że mnie polubili, a co? - spojrzał na pytającego.
- Nic, nic. Tak po prostu pytam. Za jakiś czas, lepiej poznasz niektórych, więc możliwe, że zmienisz o nich zdanie…
- Huh? Co masz na myśli? - zdziwił się Anglik.
- Dowiesz się tego w swoim czasie - odpowiedział rozbawiony Amerykanin, co trochę zdenerwowało Brytyjczyka. W końcu, po co zaczyna coś mówić, by potem nie skończyć?
Nim Arthur zdążył zadać pytanie, zabrzmiał dzwonek, oznaczający koniec wuefu, jak i dzisiejszych zajęć. Grupa uczniów wyszła z sali, aby wejść do szatni. Od razu, po wejściu do pomieszczenia, część chłopaków zaczęła się rozbierać, by się przebrać.
- Hej. Co wy na to, aby z dziewczynami pójść na miasto? - zaproponował Allen.
Na te słowa, część chłopaków się zgodziła, a druga część wyraziła swój sprzeciw. Jedynie nowy członek klasy nie podjął swojej decyzji. W końcu wybór był trochę trudny. Z jednej strony powinien wrócić do domu i pomóc braciom. Też powinien zobaczyć, czego nie miał w szkole i ewentualnie nadrobić. Z drugiej strony, kontakty z rówieśnikami są ważne.
- Co ty na to Arthur? - zapytał się Olivier, podchodząc do niego bliżej. - Pójdziesz z nami? - spytał ponownie, zauważając, że chłopak rozmyśla nad odpowiedzią.
- Arthur jest już zajęty. Już się z nim umówiłem po szkole, więc nie pójdzie z wami - odpowiedział z uśmiechem Alfred, który położył dłoń na ramieniu blond włosego. Różowo włosy, słysząc to, posmutniał i poddenerwowany odsunął się od nich.
- Przebierz się i spotkajmy się zaraz pod szafkami - powiedział, schylony nad uchem zielonookiego, a następnie zaczął się przebierać.
Europejczyk, nie do końca wiedząc co ma zrobić, również kontynuował zmianę swego stroju.
- Co to ma znaczyć? Nagle, bez żadnego ustalenia, ten Amerykanin mówi, że są umówieni po szkole. Co on sobie myśli? - pomyślał chłopak.
Od razu po przebraniu się i spakowaniu stroju, poszedł w umówione miejsce. Nie wiedział, czego ma się spodziewać, więc trochę stresowała go ta sytuacja. Stanął pod szafką i czekał, aż chłopak się pojawi.
- Oby to nie jakiś żart, aby mnie wrobić - pomyślał sobie, rozglądając się. W tym momencie jego oczom ukazał się zbliżający się Alfred.
- Hej dude! Dzięki, że poczekałeś - zawołał okularnik, gdy był już niedaleko.
- Hej. Po co miałem tu czekać? - zapytał, już trochę zirytowany Anglik. W końcu jak się z kimś umawia to się w miarę szybko przychodzi, nie? Ciekawe, co takiego chciał od niego ten Amerykanin. Nie miał co innego do robienia?
~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~•~
你好
Witam was w tym, jakże długim rozdziale, który (bez tej notki) ma AŻ 1932 SŁOWA! ROZUMIECIE TO?!
Wracając.
Przepraszam, że tak długo zajęło mi pisanie, ale chyba nie macie mi tego za złe, bo rozdział jest długi i mam wielką nadzieję, że ciekawy.
Kto jest zaskoczy, a kto rozczarowany? Kto się cieszy z powodu nowego rozdziału?
Napiszcie oczywiście co uważacie.
I przepraszam was za to "polsatowe" zakończenie ^^".
Widzimy się w kolejnym rozdziale!
再见
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top